autor: Szachu
Caen Skrytobójca
Tęgi karczmarz ze świecą w ręku pokonywał kolejne schody swojego przybytku. Było już późno, ostatni klient dawno już zasnął sącząc kiepskie piwo. Grubas starał się poruszać jak najciszej, zupełnie jak gdyby czegoś się obawiał...
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.
- Chcesz więc zapewne, żebym zabił tego całego Nunina. Uważasz, że wtedy problem zostanie rozwiązany? A co będzie jak bandyci wybiorą sobie nowego herszta i dalej będą ściągać od ciebie haracz.
- Wątpię. To nie jest liczna banda. Jestem absolutnie przekonany, że po zabiciu Nunina podzielą dotychczasowe łupy i ruszą każdy w swoją stronę. Zresztą to już nie twoje zmartwienie... Poza tym, to banda napada głownie na karawany kupieckie, a Nunin ściąga haracze na własną rękę.
- Skąd o tym wiesz?
- Różne plotki krążą po okolicy. – karczmarz wyraźnie rozluźnił się w trakcie rozmowy. Dotąd stał w drzwiach, teraz pozwolił sobie wejść w głąb izby i przysiąść na łóżku. Mimo to, chociaż nie widział twarzy mężczyzny w szarej opończy, czuł jak dwoje oczu skrytych pod kapturem przebija go na wylot.
- Moje usługi sporo kosztują, zdajesz sobie z tego sprawę karczmarzu? – słowa mężczyzny w szarej opończy zabrzmiały jak groźba.
- Tak, tak. Mam pieniądze jeżeli o to chodzi. Za głowę Nunina zapłacę ci 250 dubli. Co ty na to?
- Chyba żartujesz. – mężczyznę wyraźnie zdenerwowała oferta Gotka. Karczmarz z przerażeniem stwierdził, że mężczyzna wstał z krzesła. – Nie po to przebyłem taki kawał drogi, żeby dać się zabić za 250 dubli. Skoro przez pół roku zapłaciłeś Nuninowi już 12 razy po 500 dubli, ja również chcę otrzymać taką sumę. Moja cena za to zlecenie wynosi więc 6000 dubli i nie podlega jakimkolwiek negocjacjom. Zrozumiano?
- Zrozumiano. – odparł wyraźnie już rozdygotany karczmarz.- To znaczy zgoda. Zapłacę za głowę Nunina 6000 dubli.
- To mi się podoba. – karczmarz poczuł wyraźną ulgę, wyczuwając w głosie mężczyzny zadowolenie. Brodacz wetknął sztylet za pasek, po czym zdjął kaptur z głowy odsłaniając ukrytą dotąd twarz. Gotek z ulgą stwierdził, że mężczyzna wygląda normalnie, jak zwyczajny człowiek. Gdyby nie blizna nad prawym okiem, Gotek gotów wręcz by był uznać brodacza za jakiegoś mieszczucha. Mężczyzna ruszył w kierunku karczmarza stawiając długie kroki, ten nie zwlekając wstał z łóżka. Mężczyzna wyciągnął do niego rękę. – To jak, umowa stoi?
Gotek szykował się do snu. Zdmuchnął świecę i bezszelestnie wślizgnął się do zagrzanego przez żonę łóżka. Przed zaśnięciem wspominał zakończoną niedawno rozmowę. Mężczyzna wypytawszy o drogę nad jezioro Bełtawa niezwłocznie ruszył na szlak. To ci dopiero prawdziwy profesjonalista, pomyślał Gotek. Chociaż ceni się drań, oj ceni. No i jak on się nazywał, zaraz, zaraz... Karczmarz wytężał wyraźnie już zaspane szare komórki. Ach tak, oczywiście Caen. Tylko ten jego głos, było w nim coś takiego, że aż ciarki człowieka przechodziły. Karczmarz nie był już jednak w stanie rozwodzić się dłużej nad tajemnicą głosu brodacza, bowiem w tym momencie strudzony pracowitym dniem, zasnął wtulony w pierś swej małżonki.
Słońce leniwie wyrastało znad horyzontu. Rozpościerający się po prawej stronie traktu las lśnił w pierwszych promieniach brzasku, a wtórowały mu komary pospiesznie kończące łowy. Zbliżał się poranek. Caen kierował się na jezioro Bełtawa, od którego, o ile wierzyć słowom karczmarza, dzieliło go nie więcej niż 5 mil. Jechał konno, co jakiś czas opędzając się od natrętnych komarów. Było duszno. Chciało mu się pić więc przytknął do ust manierkę, dotąd bezwładnie zwisającą u siodła. Strużki wody niezdarnie spłynęły po gęstej brodzie jeźdźca. Caen zatknął manierkę z powrotem w siodle i pogrążył się we własnych myślach. Był zadowolony. Gdy kupiec z Erdenu, dla którego zdarzyło mu się już kilkukrotnie pracować, polecił mu się udać do karczmy „Pod Modrzewiem” nawet nie przypuszczał, że trafi mu się tak intratny kontrakt. 6000 dubli, jakie zaoferował Gotek to przeogromna suma, za którą można kupić i urządzić małe gospodarstwo rolne. Praca też nie wydawała mu się specjalnie trudna. Ot zlecenie jakich wiele. Gdyby stawką było zabicie smoka, albo elfiego króla to za te pieniądze można by się jeszcze zastanawiać nad jego opłacalnością. Natomiast zabicie bandyty to błahostka, a i koszty własne są w takim przypadku w zasadzie zerowe. Nie trzeba przekupywać służącego, żeby dodał trucizny do posiłku, ani najmować kurtyzany, co by miała stanowić przynętę na zielonoskórego gada. Wystarczy spryt i wyostrzona stal, a za to akurat nie musi on płacić.