autor: Peter
Recenzja Eve Online
EVE Online to dzieło islandzkich programistów z firmy CCP, które ujrzało światło dzienne w maju 2003 roku. Jest to gra MMORPG – jedna z wielu dostępnych na rynku – ale jednocześnie produkt wyjątkowy.
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.
Niech to diabli! Jeden skok do bezpiecznej przestrzeni!
Skubańcy mieli przenośny zakłócacz napędu. Zamiast wyjść z nadświetlnej na styk od wrót, znalazłem się 30 km od nich. W powolnym pancerniku, z resztkami amunicji i mocno uszkodzonym poszyciem. I w towarzystwie sześciu typków, których mój pokładowy komputer od razu oznaczył jako piratów.
Zaczęli mnie namierzać niemal natychmiast. Zmieniłem kurs, chcąc wyjść poza zasięg ich zakłócacza i przygotowałem się do walki. Odpuściłem sobie myśliwce – wiedziałem, że przy obecnej konfiguracji mojego okrętu nie będę w stanie zrobić im krzywdy. Odpaliłem sześć torped w ostrzeliwujący mnie nieskutecznie krążownik. Osłony zjechały mu natychmiast do 25% – ale co z tego, skoro główną siłą okrętów Gallente jest pancerz? Dwa kolejne krążowniki zaczęły mnie ostrzeliwać działkami hybrydowymi. Znakomici strzelcy – trafiali solidnie niemal za każdym razem. Gdy do zabawy przyłączył się pozostający z tyłu (i poza moim zasięgiem) minmatarski pancernik typu Tempest, wiedziałem, że pozostały mi tylko sekundy – moje osłony nie były w stanie przetrwać takiego natężenia ognia. Mimowolnie sprawdziłem, czy kopiowanie świadomości działa. Działało, jak zawsze. Komputer wygłuszył bodźce sensoryczne, kiedy mój piękny okręt zaczął eksplodować dookoła mnie – inaczej niewątpliwie bym ogłuchł i oślepł. Kapsuła, w której byłem bezpiecznie zamknięty, zadrżała solidnie, ale wytrzymała. Jednak nie cieszyłem się zbytnio – wiedziałem co nastąpi za chwilę. Myśliwce przeciwnika zaczęły namierzać moją kapsułę jak tylko wyłoniła się z chmury gorących gazów, w którą zamienił się mój pancernik. Nie zdążyłem nawet ustawić kursu, kiedy poczułem pierwsze trafienia pocisków. Jeszcze raz zerknąłem na status przesyłania świadomości. Kadłub kapsuły zaczął pękać... Błysk światła... Ciemność...
Otworzyłem oczy, nie do końca wiedząc, gdzie jestem. Dopiero po chwili rozpoznałem, że to moduł medyczny na stacji kosmicznej – transfer świadomości zawsze powoduje chwilę oszołomienia. Zamrugałem, odtwarzając w pamięci ostatnie chwile mojego poprzedniego ciała. Niemal automatycznie złożyłem u sztucznej inteligencji stacji zamówienie na nowego klona. I sprawdziłem, gdzie jestem.
New Caldari. 30 skoków od poprzedniej pozycji... Straciłem statek, zawartość ładowni, klona... I kupę czasu...
Powyższa sytuacja lub jej wariacje zdarzyły się niemal każdemu śmiałkowi, który we wszechświecie EVE Online odważył się zapuścić w niebezpieczne rejony. Niektórzy z nich nauczyli się takich sytuacji unikać, inni nauczyli się stawiać przeciwnikom czoła, a jeszcze inni... sami polują na nieostrożnych podróżnych.
Ale o tym za chwilę.
EVE Online to dzieło islandzkich programistów z firmy CCP, które ujrzało światło dzienne w maju 2003 roku. Jest to gra MMORPG – jedna z wielu dostępnych na rynku – ale jednocześnie produkt wyjątkowy. Po pierwsze – jest jedyną poważną grą tego typu osadzoną w realiach kosmicznych, a nie fantasy. Po drugie – w żadnej innej produkcji MMORPG nie znajdziemy jednocześnie niemal 30 tysięcy graczy. I zanim zwolennicy World of Warcraft zaczną się oburzać, spieszę wyjaśnić, na czym polega różnica. Otóż świat EVE Online jest światem niepodzielonym – to tylko jeden serwer, będący odzwierciedleniem jednej gromady gwiazd. Oznacza to, że teoretycznie każdy z tych 30 tysięcy graczy może spotkać pozostałych – 29999 graczy. Na potrzeby gracza lub ich grupy nie są tworzone osobne komórki (z angielska zwane “shards”) – wszystko dzieje się w obrębie tego samego świata.