autor: Szachu
NBA Live 2001 - Czy warto było czekać?
Na siódmą z kolei edycję gry NBA Live przyszło nam czekać dłużej niż zwykle. Twórcy gry zapowiadali szereg rewolucyjnych zmian i udogodnień, kilkukrotnie przekładając datę premiery. Czy warto było czekać?
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.
Na siódmą z kolei edycję gry NBA Live przyszło nam czekać dłużej niż zwykle. Twórcy gry zapowiadali szereg rewolucyjnych zmian i udogodnień, kilkukrotnie przekładając datę premiery. Czas oczekiwania wydawał się dłużyć w nieskończoność, a fani serii zaczynali powoli tracić cierpliwość, kiedy to na początku marca pełna wersja gry trafiła na półki sklepowe. Niemalże natychmiast wokół najnowszej produkcji EA Sports rozpętała się prawdziwa burza. Nadzieje graczy na przełom w serii, skutecznie podsycane kolejnymi doniesieniami na temat gry, oraz kolejno odkładaną datą premiery, okazały się płonne. Trudno więc się dziwić niezbyt pochlebnym opiniom na temat NBA Live 2001, które natychmiast pojawiały się w internecie na wszelkiego rodzaju grupach dyskusyjnych. Opinie te, często krzywdzące, zazwyczaj wygłaszane były na gorąco, zaraz po pierwszym uruchomieniu gry. Jednak po bardziej wnikliwej analizie wad i zalet najnowszej produkcji EA Sports, można pokusić się o postawienie wniosku, iż gra, choć z całą pewnością nie jest żadną rewolucją, to wprowadza pewien powiew świeżości. Ja jako fan serii, poczuwam się do obowiązku stanięcia w obronie hołubionej przez siebie gry, powszechnie wytykanym wadom postaram się przeciwstawić zalety gry, które w mojej opinii pozwalają na wystawienie jak najbardziej pozytywnej opinii o tym produkcie.
Pierwszy kontakt z grą nie nastraja optymistycznie. Chodzi mianowicie o intro, które jest po prostu kiepskie. O ile do tej pory z roku na rok było coraz lepiej, tak teraz wykonano spory krok do tyłu. Pamiętacie te wszystkie efektowne akcje, doskonale zgrane z dynamiczną muzyką? Jeśli tak, to znakomicie, bowiem przez najbliższy rok, odpalając NBA Live 2001 niczego podobnego nie uświadczycie. Krótko mówiąc, intro jest drętwe, krótkie i nudne, a jednokrotne oglądnięcie to i tak o jeden raz za dużo. Lepiej jest po przejściu do menu głównego. Tu bowiem przygrywają nam fajne kawałki R’n’B oraz jakieś instrumentalne, a samo menu jest bardzo przejrzyste i proste w obsłudze. Mając na względzie niektóre pomysły na rozwiązanie tego elementu, jakie prezentowali panowie z EA Sports w poprzednich latach (pamiętacie menu-karty, albo menu-halę?) należy być szczególnie zadowolonym z tego faktu. Zaraz, chwileczkę, czegoś mi tu brakuje... Hmm... Już wiem! Gdzie się podział konkurs rzutów za trzy? Fakt, że był on cholernie nieciekawy, ale z godzinkę na rok można było spędzić bawiąc się w ten sposób. No i przede wszystkim, skoro był on w poprzednich wersjach, to dlaczego nie umieszczono go na edycji najnowszej? Odpowiedź na tak sformułowane pytanie znają chyba tylko nieliczni przedstawiciele EA Sports.
Oprawa graficzna programu jest po prostu wyśmienita. Sylwetki zawodników wykonane są bardzo ładnie, znakomicie przedstawiono mięśnie, nareszcie łydki i całe nogi wyglądają tak, jak wyglądać powinny. Hale również nie wyglądają źle, jednak w tym elemencie niewiele się zmieniło od poprzedniej edycji, a w każdym razie nie na tyle, aby było o czym się rozpisywać. Obok bocznej linii pojawiły się ławki rezerwowych z trójwymiarowymi modelami. Świetnie wygląda scenka, w której zawodnik po zaliczeniu trafienia z faulem podbiega do kolegów na ławce i przybija z nimi piątki, to po prostu trzeba zobaczyć. Warto odnotować również fakt, iż najnowsza NBA Live chodzi płynniej od wersji z roku poprzedniego, mimo, że wygląda lepiej. Widać, że producenci poświęcili trochę czasu na usprawnienie „silnika” gry, i chwała im za to. Dźwiękowi również niewiele można zarzucić, a warto przy tym zwrócić uwagę na fakt, iż NBA Live to jedna z nielicznych gier, w której uwzględniono reakcje publiczności na sukcesy gospodarzy i przyjezdnych. Publiczność cieszy się z punktów i udanych akcji w obronie swojej drużyny, nagradzając ją brawami. Reakcją na seriami zdobywane punkty dla drużyny przyjezdnej jest co najwyżej głucha cisza i pojedyncze gwizdy. I to jest super, bo w dużej mierze tworzy klimat walki, jednocześnie nadając całej rozgrywce realizmu.
Najtrudniejszy do oceny jest przebieg samego meczu, czyli najważniejsza część gry. Jej twórcy wykonali tu krok ku realizmowi poprzez zwiększenie roli graczy podkoszowych. Usprawniono piwoty i grę hakiem, co pozwala na skuteczną grę w tzw. low post, czyli pod samiutkim koszem. Wpłynęło to na podwyższenie grywalności, a także poziomu trudności, bowiem komputer wreszcie dysponuje skuteczną bronią w ofensywie (no, oprócz trójek, które szczególnie w końcówkach trafia z aptekarską wręcz precyzją). Jeśli już jestem przy poziomie trudności, to warto napisać, że trochę się podniósł, jednak doświadczeni gracze już po kilku godzinach nie powinni mieć problemów z ogrywaniem komputerowego przeciwnika.