Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Hyde Park 4 kwietnia 2001, 18:56

autor: Szachu

NBA Live 2001 - Czy warto było czekać?

Na siódmą z kolei edycję gry NBA Live przyszło nam czekać dłużej niż zwykle. Twórcy gry zapowiadali szereg rewolucyjnych zmian i udogodnień, kilkukrotnie przekładając datę premiery. Czy warto było czekać?
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.

Same algorytmy sztucznej inteligencji zastosowane w tej grze są po prostu beznadziejne. Początkowo problemy sprawia zbieranie piłek, bowiem w tym elemencie komputer ma sporą przewagę. Jednak już po kilku sesjach można „wyczuć” zbiórki, i zniwelować dysproporcję, jaka początkowo pojawia się w tym elemencie gry. Wracając do AI komputerowego przeciwnika, to jak już pisałem, wygląda ona mizernie. Po pierwsze, komputer w ogóle nie gra szybkim atakiem, co jest karygodnym niedopracowaniem. Po przekozłowaniu połowy boiska, rozgrywający sterowany przez maszynę zatrzymuje się na wysokości linii za trzy i spokojnie czeka na partnerów, aby rozegrać atak pozycyjny, podczas gdy pomiędzy nim a koszem nie ma absolutnie nikogo! Po drugie, to żenująca jest sytuacja, gdy przegrywając jednym punktem komputer nie próbuje faulować, pomimo, iż do końca spotkania pozostało kilka sekund, a w posiadaniu piłki jest drużyna kierowana przez człowieka.

Przebieg meczu jest uprzyjemniany licznymi scenkami, które w przeciwieństwie do tych z poprzednich wydań NBA Live są całkiem fajne i nie nużą tak szybko, jak to było do tej pory. Genialnym w mojej opinii posunięciem było usprawnienie rzutów osobistych wykonywanych przez komputer. Pamiętacie ile to kiedyś trwało? Zawodnik podnosił piłkę, szedł z nią na linię rzutów wolnych, klepał przez 3-4 sekundy, oddawał rzut, trafiał lub nie, po czym ponawiał powyższe czynności. To potrafiło trwać ponad 20 sekund. A jak to wygląda teraz? Scenka (którą można wyłączyć), pierwszy rzut, drugi rzut, ewentualnie jeszcze jeden. Szybko i sprawnie, rozwiązanie na piątkę. Szkoda, że wzorem NBA Live 2000, w najnowszym wydaniu tej gry nie ma sędziów. To niby drobiazg, ale na swój sposób uprzyjemniał rozgrywkę. Nie mogę też zrozumieć jednej rzeczy, mianowicie zagrywam się już w siódmą odsłonę NBA Live, a panowie z EA Sports wciąż nie umieścili w swojej grze tak fundamentalnego elementu koszykówki jaką jest zasłona. Można zapytać dlaczego? Microsoft ze swoim niezbyt udanym NBA Inside Drive 2000, udowodnił, że nie jest to takie trudne, a ma znaczący wpływ na przebieg rozgrywki. Denerwującą cechą NBA Live 2001 jest nadmierna ilość przechwytów. Przecież najlepsi obrońcy NBA mają niewiele ponad dwie „ukradzione” piłki na mecz, podczas gdy tu podczas 48-minutowego spotkania można jednym zawodnikiem zabrać kilkanaście piłek. Mimo tych wszystkich wad i usterek, gra ma naprawdę wysoką grywalność. Absolutnie nie zgadzam się, że NBA Live 2000 jest grywalniejsza niż edycja tegoroczna. Oczywiście jeśli ktoś lubi zdobywać 80% punktów wsadami (które zresztą w 2001 są dużo lepsze) to proszę bardzo, lecz każdy prawdziwy fan kosza większą satysfakcję poczuje z udanego przepchnięcia się pod kosz i rzutu półhakiem, niż z piątego z kolei wsadu wykonanego tym samym zawodnikiem.

W porównaniu do zeszłego roku nieznacznie rozbudowano tryb franchise. Obok znanych wcześniej opcji draftu, podpisywania kontraktów, transferów, rynku wolnych agentów, wprowadzono możliwość dokonywania wymian pomiędzy trzema drużynami naraz. Szkoda tylko, że komputerowi managerowie nie grzeszą inwencją, i wciąż proponują co najwyżej wymiany jeden za jednego. Umiejętności poszczególnych graczy zmieniają się z sezonu na sezon, niektórzy kończą kariery, a my obserwujemy to wszystko przez 25 lat. Trzeba przyznać, że tryb franchise jest ostoją tej gry, bowiem możliwość prowadzenia ukochanej drużyny przez ćwierć wieku jest naprawdę fantastycznym przeżyciem.

Jaka naprawdę jest NBA Live 2001? Z całą pewnością nie przełomowa. Odtwórcza? Tak, choć nie w takim stopniu jak kolejne gry z serii Tomb Raider (sorry Lara). Może jest to więc po prostu dobra gra? Liczne niedoróbki, które wymieniłem w tym tekście nie są na tyle znaczące, żeby od niej odpychały. Gdyby ich nie było, mielibyśmy do czynienia z produktem znakomitym, a tak mamy tylko z dobrym, a najlepszym w swojej klasie. Pokażcie mi bowiem lepszą symulację koszykówki na PeCeta, taką ze znakomitą grafiką, zawierającą multum opcji i trybów rozgrywek. Takiej gry nie ma, należy więc cieszyć się z tego co jest, szczególnie, że to co mamy nie jest takie najgorsze. Ogólnie mogę grę polecić, ponieważ uważam, iż jest to dobry produkt. Niedopracowany, ale wart uwagi, szczególnie wobec posuchy jaka panuje na ryku. Co zadziwiające, drobne usprawnienia, jakim poddana została najnowsza NBA Live w porównaniu do swej poprzedniczki, sprawiły, że gra się dużo przyjemniej, a kolejne mecze przyciągają do monitora. Nie jest źle, lecz gdyby dopracować niektóre elementy gry, a szczególnie sztuczną inteligencję komputerowych graczy, to otrzymalibyśmy grę znakomitą. Ja osobiście polecam tą grę, a czasu, który przy niej spędziłem (i jeszcze trochę spędzę) z całą pewnością nie żałuję. Moja ocena to 85%.

Sebastian „Szachu” Szachnowski