autor: Jeż
Refleksja nad serią Heroes of Might & Magic
Heh, to były czasy! Pamiętam, miałem jeszcze Amigę, kiedy u kolegi z bloku po raz pierwszy zobaczyłem Herosów. Kolegi nigdy specjalnie nie lubiłem, jednak od tego dnia przebywałem w jego mieszkaniu ile tylko mogłem. To był 1995 rok ...
Poniższy tekst został nadesłany przez naszego czytelnika i został opublikowany w oryginalnej formie.
Kilka dni temu, dzięki zakupowi pewnego polskiego czasopisma dotyczącego gier komputerowych, wpadła w moje ręce płyta z pełną wersją Heroes of Might & Magic 1. Pomyślałem – nie zaszkodzi spróbować i włożyłem płytę do napędu. Heh, to były czasy! Pamiętam, miałem jeszcze Amigę, kiedy u kolegi z bloku po raz pierwszy zobaczyłem Herosów. Kolegi nigdy specjalnie nie lubiłem, jednak od tego dnia przebywałem w jego mieszkaniu ile tylko mogłem. To był 1995 rok i taka gra po prostu zapierała dech w piersiach.
Przepiękna grafika, niesamowita różnorodność wszelakich form flory i fauny w tym wykreowanym przez programistów New World Computing świecie. To wszystko było tak niesamowite, że nie mogłem zasnąć przez kilka godzin po tym, jak wracałem od wspomnianego kolegi po kilkogodzinnej sesji na hot-seat. Po kilku dniach znałem na pamięć statystyki wszystkich dostępnych potworów, przeznaczenie każdego artefaktu, koszty wybudowania każdej budowli. Stałem się maniakiem tej gry. Po miesiącu nie wytrzymałem i pobiegłem do sklepu żeby kupić peceta (nie zanosiło się żeby Heroes wyszło na Amigę). Razem z komputerem pojawili się i Herosi... mam nadzieję, że nauczyciele zdążyli już wybaczyć mi wielodniowe nieobecności :).
Ale wracając do dnia dzisiejszego – po zainstalowaniu gry okazało się, że nadal jest całkiem przyzwoita. No tak... new game... single player... scenariusz Crossroads... zamek Knighta.
Jakież było moje zdziwienie, gdy ocknąłem się po przeszło czterech godzinach ! Skończyłem scenariusz i nagle okazało się że jest koniec dnia, a ja nic jeszcze nie zrobiłem z zaplanowanych rzeczy ! No nie, takie gry są szkodliwe – pomyślałem. Ale co tam, następnego dnia to samo. I następnego. I następnego. A przecież obok na dysku leży sobie Heroes 3 Armageddon’s Blade ! Co sprawiło więc, że „jedynka” jest tak wspaniała, nawet mimo upływu tylu lat ?! Chyba nie tylko moje wspomnienia ? Nie. Miałem przyjemność grać we wszystkie części Heroes, poczynając od pierwszej, a na Shadow of Death kończąc. I wysuwam śmiały wniosek – czym starsze tym lepsze... jak wino ;). Dlaczego tak jest ?
Po pierwsze – grafika. Wiem – to słaby argument na rzecz jakiejkolwiek gry (wszakże nie grafiką gracz żyje). Ale Heroes 1 jest IMHO po prostu przepiękne. Jest dużo ładniejsze od H3, a wręcz przepaść dzieli je od H2. Wariat myślicie... Nie. Moja opinia potwierdzona została badaniami. Otóż pokazałem, w celach badawczych, mojej dziewczynie (która nic a nic nie zna się na komputerach, a co dopiero na grach) screeny z pola bitwy, pochodzące ze wszystkich trzech części. I wskazała odpowiednio taką kolejność jak się spodziewałem ! Najbardziej spodobało jej się zdjęcie H1, potem H3 i na końcu H2 ! Już tłumaczę przyczyny.
Wystarczy spojrzeć na potwory w części pierwszej. Są piękne, duże i wyraźne. Te fioletowe smoki, cudowne trolle czy dumne elfy ! Każdy z tych rysunków to istne arcydzieło ! A co dostaliśmy np. w Heroes 2 ??? Niewyraźne malutkie mutanty, koślawo się poruszające i wzbudzające raczej śmiech niż grozę (choćby fearie dragon). Nie odbierz mnie źle czytelniku ! Kocham wszystkie części Herosów – udowadniam tylko wyższość pierwowzoru nad kontynuacjami.
Dalej w kwestii grafiki. Wygląd miast. Tu też moim zdaniem pierwsi Herosi mają smaczek, którego zabrakło w częściach kolejnych. Ktoś kiedyś napisał, że w Heroes 1 mamy do czynienia z „cukierkową” grafiką. I to jest racja ! Wystarczy spojrzeć na zamek Czarodziejki w H1, a zobaczymy jakiż on dziewiczo czysty i nienaruszony. Podobnie jest z drugiej strony barykady – w mieście Warlocka naprawdę „czuć” tą wilgoć i złowrogą ciszę. Tu muszę jednak zauważyć, że H2 i H3 prezentują bardzo sugestywne miasta nekromanty – duży plus.