Test Drive po polsku
Po wielogodzinnych zmaganiach za kółkami ponad setki wirtualnych super samochodów człowiek zaczyna marzyć, aby dosiąść czegoś takiego w rzeczywistości. Czy jest to realne?
Premiera Test Drive Unlimited okazała się sukcesem. Gra zbiera znakomite recenzje, cieszy się olbrzymią popularnością i przyciąga do siebie nawet takich zgorzknialców, jak moja skromna osoba. Po wielogodzinnych zmaganiach za kółkami ponad setki wirtualnych super samochodów człowiek zaczyna marzyć, aby dosiąść czegoś takiego w rzeczywistości. Czy jest to realne? Czy można wprost z hawajskiej wyspy przenieść się na rodzime, miejskie ulice, by pooglądać, dotknąć a nawet zasiąść za kierownicą super odlotowej fury wprost z Test Drive Unlimited? I czy w ogóle można u nas coś takiego kupić?
Podjąłem się udzielenia odpowiedzi na powyższe pytania, co wcale nie jest łatwe. Polska nie jest bowiem krainą mlekiem i miodem płynącą. Widać to zresztą nie tylko po zawartości naszych portfeli, nie po tłumach ludzi uciekających za granicę, nie po wzrastającej liczbie wałęsających się po śmietnikach bezdomnych, ale również po jakości (nie ilości!) aut przemierzających ulice. Jeśli spróbujcie spośród jeżdżącej masy wyłowić gabloty z Test Drive Unlimited – gratuluję sokolego oka i przede wszystkim ogromnego szczęścia! Bo to jak znaleźć igłę w stogu siana.
Bo ze sportowymi super samochodami jest w Polsce źle. Bo to towar dla nas zbyt drogi, luksusowy i po prostu zbyteczny. No i nie nadający się na nasze drogi. Ale jeślibym chciał kupić furę z Test Drive Unlimited, to mam szansę? Pewnie, choć droga od rozbicia świnki-skarbonki do podpisania umowy kupna jest najczęściej długa, żmudna i męcząca. I nie zawsze ze szczęśliwym finałem. Ale nic to, spróbujmy zabawić się w potencjalnego nabywcę. Moja świnka z oszczędnościami życia właśnie oberwała młotkiem...
Jak każdy miłośnik szybkich samochodów, kocham Ferrari. Ta znana od ponad 60 lat marka rządzi, dzieli, jest opoką i wzorem do naśladowania przez innych. Jak sięgam pamięcią, Ferrari towarzyszyło mi od zawsze czy to w literaturze czy w filmie. I zawsze było „the best”. No bo czy Batura choć raz zwiał Panu Samochodzikowi, ścigającemu go swym F410 SuperAmerica? Czy którykolwiek z przestępców miał szansę na ucieczkę Sonny’emu Crockettowi, gdy ten rozpędzał się swoją Testarossą na ulicach Miami? Czy jakakolwiek laska odmówiła Thomasowi Magnum, gdy ten podrywał ją na swoje czerwone F308GTS? Odpowiedzi brzmią: nie, nie i nie. Dlatego, żądny posiadania (lub chociaż widoku) tak odlotowego wozu, swoje pierwsze kroki postanowiłem skierować do salonu Ferrari.