NBA 2K13 Recenzja gry
autor: Amadeusz Cyganek
Konkurencja niepotrzebna – recenzja gry NBA 2K13
Seria NBA 2K wraca na błyszczący parkiet z kilkoma ciekawymi zmianami w strukturze gry i demoluje wszystkich niedowiarków już po pierwszej kwarcie. Potencjalni konkurenci mogą spokojnie grzać miejsce na ławce.
- tona uzależniającej rozgrywki;
- MyTeam;
- Singature Skills;
- podrasowany silnik fizyczny;
- ulepszona sztuczna inteligencja;
- system dryblingu;
- komentarz;
- multiplayer;
- Dream Team;
- poprawiona płynność zmagań.
- Weekend Gwiazd w DLC;
- ekipa celebrytów;
- brakuje tych kapitalnych historycznych modułów zabawy.
Fani koszykówki na najwyższym poziomie mają w tym roku dwa ogromne powody do zadowolenia. Pierwszy to fakt, że sezon NBA, w przeciwieństwie do poprzedniego, wystartuje zgodnie z planem, a ciekawe roszady w składach i jeden z najmocniejszych draftów na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat gwarantują, że czeka nas kilka interesujących miesięcy z najlepszą zawodową ligą świata. A drugi? Cóż, NBA 2K13 pokazuje, że wcale nie potrzebuje konkurencji – to po prostu klasa sama dla siebie.
Ostatnio niejako tradycją stało się, że fani wirtualnego basketu po raz kolejny pozbawieni są jakiegokolwiek wyboru. Gdy już wydawało się, że EA Sports nareszcie wypuści długo oczekiwaną kontynuację swojej serii NBA Live, operacja pod kryptonimem „wielki powrót na parkiet” znów zakończyła się kompletnym fiaskiem. Pokrętne tłumaczenia EA Sports i wielki zawód wielu graczy są teraz jednak kompletnie nieistotne – już po pierwszym odpaleniu NBA 2K13 miałem spore wątpliwości, czy na pewno chciałbym spróbować czegoś innego. W końcu po co zmieniać coś, co jest po prostu dobre?
This match is brought to you by 2K Sports!
Nowe NBA Visual Concepts i 2K Sports nie przynosi żadnej większej zmiany w modułach rozgrywki. Praktycznie jedyną nowością w „trzynastce” jest tryb „MyTeam”, w którym obejmujemy pieczę nad grupą zawodników, dokupywanych w zamian za zdobywane w trakcie rozgrywki monety. Zgromadzone środki możemy wydać także na rozwój sztabu szkoleniowego, a wszystkim naszym działaniom przyświeca jeden cel – awans w sieciowej hierarchii i zbudowanie możliwie najlepszej ekipy. Co prawda trudno uznać ten moduł za godny substytut np. trybu kariery menedżerskiej, ale zawsze to kilkanaście dodatkowych godzin przedniej zabawy. Nie zabrakło także powiewu świeżości w dziedzinie wszechobecnych funkcji społecznościowych, choć nie martwcie się – twórcy nie oferują koszykarskiego klona Facebooka. Tym razem nasze poczynania w trybie „My Career” za pośrednictwem Twittera komentują nie tylko fani zespołu, w którym występujemy, ale i znani z amerykańskiej telewizji fachowcy. Uwierzcie mi, naprawdę miło zebrać pochwały za ostatni występ od J.A. Adande, jednego z najlepszych znawców basketu w USA. Nie można zapomnieć także o NBA Blacktop, czyli specjalnych rozgrywkach ulicznych, które oferują masę wciągającej i dynamicznej zabawy. Niewiele zmieniło się natomiast w kwestii sieciowych trybów rozgrywki – cieszy jednak fakt, że wreszcie udało się wystartować bez większych problemów technicznych, a gra w multiplayerze to – a jakże – czysta przyjemność.
Tym razem twórcy serwują nieco mniej zdecydowany powrót do przeszłości. Zważywszy na specjalny tryb poświęcony Michaelowi Jordanowi czy moduł NBA Greatest, zbierający kilkadziesiąt najlepszych spotkań i gwiazd w historii NBA, tegoroczna oferta skierowana do graczy ceniących koszykarską klasykę jest nieco uboższa. Oprócz ponad 30 zespołami znanymi z trybu NBA Greatest mamy także możliwość rozegrania spotkania niezapomnianym Dream Teamem z roku 1992. Perspektywa skonfrontowania umiejętności obecnych gwiazd z geniuszem Magica Johnsona, Patricka Ewinga czy Charlesa Barkleya to naprawdę rewelacyjna sprawa. Choć to tylko gra, dynamiczne alley-oopy czy pick’n’rolle po akcjach wspomnianego Barkleya i chociażby Jordana to zagrania godne zapamiętania. Nie będę za to specjalnie rozpisywał się na temat zespołu celebrytów z Justinem Bieberem jako liderem ekipy z totalnie przegiętymi statystykami, chociażby ze względu na szacunek dla panów wymienionych powyżej.
Po wejściu na parkiet w oczy od razu rzuca się zdecydowanie poprawiony silnik fizyczny. Wreszcie mamy do czynienia z bardziej realistycznymi kolizjami i ich skutkami dla sportowców, z poważnymi kontuzjami włącznie. Wymuszanie faula ofensywnego na zawodniku beztrosko lecącym do kosza z zamiarem zaaplikowania rywalowi potężnego wsadu często kończy się nieopisanym karambolem, a gracze, zamiast wtapiać się w stojak czy siedzących za końcową linią fotoreporterów, zręcznie ich omijają lub unikają kontaktu, przebiegając w wolne miejsce poza polem gry. Teraz w obrębie strefy trzech sekund możemy zauważyć znacznie więcej przepychanek i prób uwolnienia się spod opieki rywala, a takiej aktywności zdecydowanie brakowało w poprzednich odsłonach.
Biorący udział w pracach nad grą raper Jay-Z jest w rzeczywistości współwłaścicielem klubu NBA Brooklyn Nets, który po przenosinach z Newark zmienił nazwę – wcześniej ten zespół znany był jako New Jersey Nets
What an amazing dribble!
Bardzo dobrym pomysłem jest przeniesienie całego systemu zwodów i sztuczek wyłącznie na prawy analog. Dzięki narzędziu o nazwie IsoMotion mamy do czynienia z pełni funkcjonalnym 360-stopniowym dryblingiem, za pomocą którego dosłownie wkręcamy przeciwników w parkiet. Oczywiście przedtem nie obejdzie się bez kilkunastu godzin solidnego treningu – opanowanie większości możliwych technik zabawy to zadanie na długie godziny, ale satysfakcja z płynnego i efektownego mijania zawodników okazuje się naprawdę spora. W związku z przebudową systemu zwodów odrobinę zmienił się także sposób wykonywania rzutów – teraz, by posłać piłkę do kosza, musimy również przycisnąć lewy trigger, a w ferworze walki niełatwo o prostą pomyłkę i szybką stratę. Gracze, którzy przyzwyczaili się już do drugiego sposobu rzucania, raczej na pewno pozostaną przy starym rozwiązaniu – nauka troszeczkę bardziej skomplikowanego systemu to zajęcie na długie godziny.
Twórcom udało się delikatnie podrasować dynamikę i płynność rozgrywki głównie za sprawą uporządkowania gry w okolicy linii rzutów trzypunktowych. Koszykarze obwodowi szybko i sprawnie dzielą się piłką, nie tylko wychodząc na czyste pozycje do rzutu zza linii 7,24 metra, ale także stwarzając szansę szybkiego podania podkoszowego po koźle. Znacznie bardziej opłaca się teraz stawiać zasłony, nie tylko umożliwiając tym zgrabne przedarcie się w pole trzech sekund, ale także błyskawiczną akcję pick’n’rollową. Poprawki objęły również graczy nieznajdujących się bezpośrednio pod koszem – zawodnicy często wymieniają się pozycjami, skupiając na sobie uwagę rywali broniących indywidualnie, a centrzy nie tylko operują na przestrzeni bezpośrednio przed koszem, ale starają się także wspomagać rozgrywanie akcji, czyszcząc pole rzucającym „trójki” z narożników. Trzeba również wspomnieć, że przepychanki z obrońcą na plecach wymagają nieco większej inwencji i pomyślunku – dojście do czystej pozycji pozwalającej rzucić piłkę tzw. hakiem po uprzednim wykonaniu pivota to trudna sprawa, a markowanie nie zawsze daje pożądane skutki. Kapitalną pomocą w rozegraniu piłki stają się również „Signature Skills”, czyli specjalne umiejętności zarezerwowane wyłącznie dla najlepszych gwiazd ligi – wspomagają one w dużej mierze umiejętność „czytania gry” czy też stosowania niekonwencjonalnych zagrań, praktycznie niemożliwych do zatrzymania przez przeciwników.
Po raz kolejny w nowym sezonie NBA będziemy mieć tylko jednego Polaka – Marcina Gortata, reprezentującego barwy Phoenix Suns. Uznania wśród włodarzy zespołów tej najlepszej zawodowej ligi świata nie znalazł Olek Czyż, który po całkiem udanej przygodzie z uniwersytecką drużyną Duke nie został wybrany w drafcie. 22-letni skrzydłowy tym razem postanowił wrócić do Europy – w tym sezonie reprezentuje barwy Virtusu Rzym.
Defense, defense!
Sporo ciepłych słów należy skierować także w stronę sztucznej inteligencji, która z roku na rok rzuca nam nowe wyzwania i robi bardzo dobry użytek z możliwości, jakie oferuje produkcja Visual Concepts. Rywale starają się stosować bardzo agresywną obronę na obwodzie – nierzadko aktywnie przeszkadzają w rozegraniu piłki, wypychając poszczególnych zawodników, a w niektórych momentach również podwajając krycie. Komputerowi przeciwnicy bardzo dobrze radzą sobie zwłaszcza w obronie strefowej, gdzie potrafią zorganizować szyki i skutecznie odciąć centra od zagrań podkoszowych. Nieco słabiej wychodzi im za to stosowanie pressingu na całej długości parkietu – dwa szybkie i precyzyjne podania często sprawiają, że momentalnie zaskakujemy defensywę rywala i spokojnie rozgrywamy dwójkową kontrę. Beznamiętne pchanie się pod kosz z nadzieję skutecznego wykończenia akcji odchodzi do lamusa – wysocy zawodnicy z lubością zatrzymują nas kapitalną czapą, a podwojenie krycia pod koszem to zazwyczaj pewna strata piłki. W ataku przeciwnicy również radzą sobie znacznie lepiej – poszerzono wachlarz ich zagrań, oprócz rzutów za trzy punkty czy pospolitych jumpshotów z półdystansu nie brakuje także „specjali”, takich jak doskonale widoczne „no look pass’y” czy alley-oop rozgrywany z okolic siódmego metra. Komputerowi gracze bardzo często starają się także stosować taktykę give-and-go, polegającą na szybkim oddaniu piłki do drugiego zawodnika i przejściu pod kosz w oczekiwaniu na podanie zwrotne, ale nie zawsze udaje się im to czysto rozegrać.
Pod względem oprawy wizualnej NBA 2K13 utrzymuje poziom swojej poprzedniczki. Tradycyjnie dodano nowe animacje zawodników czy elementy wizualne towarzyszące powtórkom, ale nie można stwierdzić zbyt wielkiego postępu względem „dwunastki”. Soundtrack jak zwykle jest mocną stroną serii NBA 2K – tym razem playlistę skomponował sam Jay-Z. Choć dobór utworów może niekiedy trochę dziwić (U2 i Coldplay to chyba zespoły, których się najmniej spodziewałem), całość wpisuje się w ramy przyjęte w poprzednich odsłonach tej koszykarskiej sagi. Nie można także zapomnieć o duecie komentatorów: Kevinie Harlanie i Clarku Kelloggu, którzy tradycyjnie raczą nas mnóstwem ciekawych anegdot i trafnych komentarzy. Niestety, tym razem 2K Sports połasiło się także na łatwe pieniądze i wycięło z gry Weekend Gwiazd NBA, oferując go w formie płatnego DLC – choć gracze, którzy złożyli pre-ordery, dostaną go za darmo, to nadal pozostaje spory niedosyt i obawa, że w przyszłym roku ten proceder jeszcze bardziej przybierze na sile.
NBA 2K13, podobnie jak poprzednie odsłony, dosłownie pozamiatało parkiet – sporo ciekawych ulepszeń w rozgrywce sprawia, że (kurczę, powtarzam to co roku) koszykówka prosto od speców z Visual Concepts ciągle zmierza w stronę ideału, a rozwiązania wprowadzone w tej części w znakomitej większości okazały się trafione. Nowy tryb gry i równie emocjonujące sieciowe batalie gwarantują dodatkowe setki godzin zabawy, a ulepszony silnik fizyczny, choć miewa błędy, zdaje egzamin pozytywnie. Szkoda, że twórcy tym razem trochę mniej zdecydowanie eksplorują historię koszykówki, bo dwie ostatnie odsłony były pod tym względem niesamowicie bogate – pozostaje mieć nadzieję, że za rok dostaniemy coś równie ciekawego. Jak doskonale widać, konkurencji tej serii wcale nie trzeba – dobra gra sama się obroni, a nowe NBA 2K znów zapewnia mnóstwo pierwszorzędnej rozrywki. Oby tak dalej!