CSI: Kryminalne Zagadki Las Vegas: Niezbite dowody - recenzja gry
CSI: Hard Evidence” oferuje dokładnie to, czego fani mogli się spodziewać... Osoby, które po „Hard Evidence” oczekiwały czegoś więcej będą raczej zawiedzione.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Złośliwy gracz mógłby stwierdzić, że jedynie szczegółowa analiza miejsc zbrodni (czytaj: zainstalowanych na dysku gier) pomogłaby w wykryciu detali odróżniających produkty z serii „CSI”. Pomimo tego, że gry te w dość regularnych odstępach czasowych wydawane są już od czterech lat, niezmiennie oferują bardzo zbliżone mechanizmy rozgrywki, których jak dotąd nie postanowiono w żaden sposób zmodernizować. Tak na dobrą sprawę jedyna poważniejsza zmiana dotyczyła zawarcia częściowo trójwymiarowego środowiska, choć nie wpłynęło to na ogólny sposób prowadzenia gry. „Hard Evidence” zachęca jednak do zbadania swych wnętrzności, rysując się na bardziej grywalny tytuł od swojego poprzednika („3 wymiary zbrodni”). Zachęcam więc do dalszej lektury, w szczególności tych z Was, którzy są sympatykami Grissoma i spółki.
„Kryminalne zagadki Las Vegas” zdołały się już w naszym kraju zadomowić. Sądzę więc, że dodawanie szczegółowego opisu tego serialu byłoby jedynie marnowaniem Waszego cennego czasu. Ujmując wszystko w skrócie, tradycyjnie już dla produktów z tego cyklu wcielamy się w postać początkującego agenta biura CSI, rozwiązując sprawy śledcze i to takie, które dotyczą głównie moderstw. W rezultacie pozyskujemy dowody rzeczowe, dokładnie je analizujemy oraz przesłuchujemy świadków, tak aby docelowo obciążyć osoby odpowiedzialne za popełnienie tych niecnych czynów. „Hard Evidence” nie odbiega w żaden sposób od schematu ustalonego przez poprzednie gry z serii „CSI”. Do ukończenia jest więc pięć scenariuszy. Pozornie są one od siebie całkowicie niezależne. W toku śledztwa zaczyna się jednak dostrzegać pewne elementy wspólne, dotyczące głównie ponownego przesłuchiwania podejrzanych, znanych z zamkniętych już wcześniej spraw. Na szczęście w przeciwieństwie do „CSI: Miami”, gdzie w nieco sztuczny sposób starano się wykreować spisek na masową skalę, w „Hard Evidence” ewentualne elementy wspólne wyglądają na typowe zrządzenia losu. Nie uczestniczymy więc w jakiejś sprytnie zaplanowanej intrydze. W mojej ocenie jest to dobre posunięcie.
Trzeba przyznać, że zawarte w „Hard Evidence” sprawy śledcze są bardzo zróżnicowane i równie dobrze mogłyby stanowić temat przewodni kolejnych odcinków serialu. Moim zdecydowanym faworytem jest trzeci scenariusz gry. Zajmujemy się w nim rozwikłaniem tajemniczej śmierci czterech członków zespołu muzycznego oraz towarzyszącej gwiazdom rocka uczestniczki programu typu reality show. Cała piątka została porażona prądem, podczas gdy zajmowała się ostatnimi przygotowaniami do występu na żywo. Inne sprawy są zresztą równie pasjonujące. Liczne pochwały należą się także za ogólną konstrukcję każdej z pięciu dostępnych spraw śledczych. Zazwyczaj jest tak, że stosunkowo wcześnie odnajduje się pierwszych podejrzanych, lecz jednoznaczne ustalenie personaliów mordercy (lub, w niektórych przypadkach, morderców) nie jest już takie łatwe.
Podobnie jak w poprzednich grach z serii „CSI”, nigdy nie działamy w pojedynkę. W zależności od wybranego aktualnie śledztwa może nam towarzyszyć jeden z pięciu członków biura kryminalistycznego. Są to kolejno Catherine, Nick, Warrick, Greg oraz sam Grissom. Jedynym wyjątkiem jest więc Sara, która pojawia się jednak w wybranych scenkach przerywnikowych. Sympatycy gier z tego cyklu powinni już doskonale wiedzieć, że końcowy efekt każdego śledztwa uzależniony jest wyłącznie od naszych poczynań. Przydzielony nam partner nigdy za nas niczego nie wykonuje, komentując jedynie nasze dotychczasowe poczynania. Może też zadawać pojedyncze pytania podejrzanym. Pełnoprawnych członków biura CSI można za to poprosić o udzielenie pomocy, lecz mechanizm ten kiepsko rozwiązano. W teorii zadawanie pytań ma stanowić ostateczność, tym bardziej, że powoduje to pogorszenie ogólnego wyniku punktowego. W praktyce jest jednak tak, że można podejrzeć początkową część każdego pytania, zupełnie nic w ten sposób nie tracąc. Można się więc łatwo domyślić, czy do poprawnego rozwikłania napotkanego problemu brakuje nam jakiegoś dowodu rzeczowego, czy może nie wykonaliśmy stosownego porównania w laboratorium.
Sama gra nie jest zresztą zbyt trudna, do czego sympatycy tej serii powinni się już niestety przyzwyczaić. Grając na domyślnych ustawieniach automatycznie załączonych jest kilka „wspomagaczy”. Dotyczą one między innymi automatycznego wybierania odpowiednich elementów ekwipunku (istnieje tu podział na przedmioty służące do badania/odnajdywania oraz pozyskiwania dowodów), czy oznaczania zbadanych już lokacji. Gra ma stosunkowo liniowy przebieg rozgrywki. Niekiedy jest oczywiście tak, że dostępne lokacje można badać w wybranej przez siebie kolejności, lecz dalsze postępy są zwykle uzależnione od wykonania konkretnych czynności operacyjnych. „Hard Evidence” oferuje zbliżony czas zabawy do swoich poprzedników. Nad każdą ze spraw można spędzić maksimum 2-3 godziny. Jest to uzależnione zarówno od rodzaju wykorzystywanych podpowiedzi, jak i tego, czy pokusimy się o zdobycie dodatkowych bonusów. Jest to nowość, lecz cały mechanizm pozyskiwania tego typu osiągnięć trochę kuleje. Przykładowo, możemy zająć się wyszukiwaniem insektów dla Grissoma. Prowadzi to do wielu paradoksalnych sytuacji. Okazuje się bowiem, iż każda lokacja gry, nawet luksusowy apartament hotelu, jest zarobaczona. Fajniejsze są premie za spostrzegawczość, przydzielane za przyglądanie się tym obiektom, które nie pomogą nam w dalszym toku śledztwa, ale w teorii mogły zawierać istotne dla śledztwa dowody (np. kuchenny zlew, czy kontener na śmieci).
Odrobinkę przebudowany został interfejs. Znany z poprzednich gier dolny pasek zastąpiony został przez urządzenie typu PDA. Rozwiązanie to ma swoje wady i zalety. Do tych drugich należy przede wszystkim zaliczyć zgromadzenie niezbędnych narzędzi i opcji w jednym miejscu. Niepotrzebnym utrudnieniem jest natomiast konieczność przedzierania się do zakładek, w których umieszczone zostały dowody rzeczowe. Problem ten uwidacznia się szczególnie wtedy, gdy powtórnie chce się obejrzeć podniesiony już wcześniej obiekt. PDA zawiera też między innymi akta sprawy, czy diagramy zbrodni, które moim zdaniem są całkowicie nieprzydatne. Ogólny schemat rozgrywki pozostał bardzo zbliżony. Dostępne lokacje można podzielić na cztery grupy. Pierwsza grupa to miejsca, do których mamy nieograniczony dostęp. Zazwyczaj są to miejsca zbrodni. Dwie kolejne grupy to miejsca, które bada się jedynie powierzchownie (za zgodą podejrzanych) lub w ogóle (dostępna jest jedynie opcja rozmowy). Odwiedzamy także znane lokacje biura CSI. Mowa tu o prosektorium, garażu, biurze Brassa, gdzie przesłuchujemy podejrzanych i zdobywamy nakazy, oraz laboratorium. W tym ostatnim przypadku nie zadbano właściwie o żadne godne wzmianki nowości. Stół montażowy służy między innymi do sklejania podartych zdjęć, a dzięki analizatorowi porównujemy pozyskiwane w toku śledztwa próbki krwi i DNA.
Graficznie „Hard Evidence” wypada niestety bardzo słabo, nawet jeśli uwzględni się standardy prezentowane przez obecnie wydawane przygodówki, a nie gry akcji, w których efektowna oprawa wizualna jest zazwyczaj kluczem do sukcesu. Już przy okazji recenzowania poprzedniej gry z cyklu „CSI” wyraźnie zaznaczyłem, iż „ograniczony” przeskok w trzy wymiary (skokowe przemieszczanie się i oglądanie obiektów tylko pod ustalonym kątem) w mojej ocenie nie był dobrym pomysłem. Gra straciła przez to wiele ze swojego uroku, co w szczególności widać na przykładzie badanych plansz. Niektóre lokacje wykonane zostały w niechlujny sposób. Obserwujemy więc przedmioty składające się z niewielkiej ilości detali, czy nawet puste ściany, które na dodatek pokryto teksturami o złej jakości. Niewielkim pocieszeniem wydaje się być to, iż producent nareszcie zadbał o opcję wyboru rozdzielczości ekranu. Wcześniejsze odsłony serii zmuszały bowiem do zabawy w trybie 800x600. Słabiutko wypadają także widoczne na ekranie postaci, których wygląd właściwie nie został poprawiony w stosunku do „Trzech wymiarów zbrodni”. Najgorzej osoby te prezentują się w ruchu. Zawodzi także animacja twarzy. Nie zadbano nawet o tak oczywiste kwestie, jak zsynchronizowane ruchu ust z wypowiadanymi kwestiami.
W testowanej przeze mnie anglojęzycznej wersji gry pojawili się oczywiście znani z serialu aktorzy. Tyczy się to zarówno ich wizerunków, jak i pokładanych głosów. Niechlubnym wyjątkiem są dwie przedstawicielki płci pięknej – Marg Helgenberger (Catherine Willows w serialu) oraz Jorja Fox (Sara Sidle). Aktorki, które starają się je zastąpić wypadły kiepsko. W przypadku Sary niespecjalnie to jeszcze przeszkadza, gdyż nie towarzyszy ona nam w żadnym śledztwie. Bardziej drażni więc brak prawdziwego głosu Catherine. Korzystając z okazji wspomnę jeszcze o jednej kwestii, która mnie troszeczkę poirytowała. „Trzy wymiary zbrodni” stawiały na agresywny product placement, objawiający się między innymi w tym, że wszystkie postaci używały pojazdów tej samej marki. „Hard Evidence” idzie o krok dalej. O ile jeszcze fakt wykorzystywania przez podejrzanych telewizorów i laptopów wyłącznie od HP wydaje się być do przełknięcia, o tyle stwierdzenie Brassa, iż pracownicy Visy to „dobrzy ludzie”, zakrawa na drobny skandal.
„CSI: Hard Evidence” oferuje dokładnie to, czego fani mogli się spodziewać... i oni powinni być bardzo zadowoleni z tej nowej gry. Przygotowane sprawy śledcze są niezwykle ciekawe i na tyle zawiłe, że praktycznie do samego końca można się jedynie domyślać personaliów mordercy. Osoby, które po „Hard Evidence” oczekiwały przede wszystkim zawarcia złożonych zagadek, będą raczej zawiedzione. Gra jest prosta, niekiedy prowadząc nas za rączkę. Odcinanie kuponów od popularności serialu staje się już troszeczkę nużące. Mam nadzieję, że fani serii przebudzą się i dadzą producentowi do zrozumienia, że wypadałoby porządnie zabrać się do roboty, a nie jedynie podmieniać elementy składowe sprawdzonego mechanizmu. Tak czy siak, „Hard Evidence” jest lepszy od swojego poprzednika, zakładając, iż ponownie przeboleje się niedostatki graficzne.
Jacek „Stranger” Hałas
PLUSY:
- bardzo ciekawe i wystarczająco zróżnicowane sprawy śledcze
- niezwykle uproszczony interfejs użytkownika – czynności wykonuje się wyłącznie z użyciem myszki, a wszystkie dane gromadzone są w jednym miejscu (PDA)
- niskie wymagania sprzętowe
- nawiązania do serialu = obecność wszystkich aktorów (jedyny minusik dotyczy braku kwestii dialogowych w wykonaniu Marg Helgenberger i Jorji Fox)
- bonusy przyznawane za dokładność pracy (możliwość odblokowania m.in. filmów reklamowych czy artworków, a nawet prostej mini-gry)
MINUSY:
- archaiczna grafika – beznadziejna animacja oraz wygląd postaci, niektóre plansze świecą pustkami
- stosunkowo niski poziom trudności – dotyczy to zarówno odnajdywania dowodów rzeczowych, jak i dalszego przetwarzania ich w policyjnym laboratorium
- (po raz kolejny) brak znaczących zmian w stosunku do poprzednich części tej serii