The Settlers: New Allies Recenzja gry
Recenzja Settlers: New Allies - ta gra nie chce, żebyś w nią grał
Moje odczucia co do The Settlers: New Allies są mocno mieszane, z ukierunkowaniem na negatywne. Rozgrywka zdecydowanie stara się nawiązywać do klasyki, ale inne aspekty techniczne bardzo kuleją.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Ubisoft zrobił, co mógł, żeby jak najwięcej osób nie zdawało sobie sprawy, iż premiera The Settlers: New Allies właśnie nadchodzi. Ja sam przypomniałem sobie o tym, gdy nastał dzień debiutu tej gry. I szczerze mówiąc, chyba dobrze, bo gdyby pojawiła się w niej większa liczba osób, ze stabilnością serwerów byłoby zdecydowanie nieciekawie. Dawno nie miałem takich problemów z połączeniem sieciowym jak w najnowszych Settlersach.
To zresztą tylko udowadnia, że Ubisoft podchodzi w lekceważący sposób do marek, które są bardziej niszowe. The Settlers: New Allies wygląda, jakby wyszło tylko po to, żeby fani się w końcu odczepili. Ale przynajmniej obrano poprawny kierunek, ponieważ rozgrywka nawiązuje mocno do bardziej klasycznych odsłon serii – niestety, koncepcja zatrzymała się gdzieś w połowie drogi i delikatnie rozjechała. Nowi „Osadnicy” stawiają na agresywną ekspansję, a typowy dla serii rozwój osady jest wyłącznie wstępem.
Moje rozczarowanie The Settlers: New Allies jest niezmierzone, ale dzień nie został zrujnowany
- przyjemna dla oka oprawa graficzna;
- próba powrotu do kultowego The Settlers 2;
- spodziewana wersja na konsole;
- to są nowe Settlersy!
- zbyt dużo nielogicznych uproszczeń;
- stabilność serwerów to żart;
- crashe jako „nowi osadnicy” w grze;
- za dużo walki, za mało osadnictwa.
To nie historia ze specjalnie stworzonymi przerywnikami filmowymi zapadła mi w pamięć, nie rozgrywka starająca się naśladować starsze części Settlersów, nie oprawa graficzna łącząca bajkowe kolory z bardziej realistycznymi i mniej karykaturalnymi postaciami. Ze swojej przygody z The Settlers: New Allies najlepiej zapamiętam, i może nawet zobaczę w snach, regularne oraz często irytujące crashe. Najnowsza strategia Ubisoftu po prostu uwielbia „wywalać się” do pulpitu w kompletnie losowych momentach. W końcu każdy kocha niespodzianki.
The Settlers: New Allies samoczynnie zamknęło się podczas mojego grania prawdopodobnie w każdej możliwej chwili: od razu po naciśnięciu przycisku „Graj” w Ubisoft Connect, podczas przeglądania opcji gry, a także w trakcie samej rozgrywki – i nie ma znaczenia, czy była to zabawa sieciowa, kampania, samouczki i tak dalej. Człowiek nie zna dnia ani godziny, kiedy przed oczami wyświetli mu się taki oto komunikat:
Uwaga! Wystąpił błąd!
The Settlers: New Allies: aplikacja przestała działać. Pomóż nam, wysyłając raport, dzięki temu dowiemy się, co poszło nie tak.
Prawdopodobnie łatwiej byłoby wymienić, co nie poszło nie tak. W pewnym momencie, nie wiem, w jaki sposób, gra weszła w jakiś dziwny konflikt ze sterownikami mojej karty graficznej. Od razu po próbie włączenia się crashowała i pojawiał się komunikat o problemie ze sterownikami. Co ciekawe, ofiarą padła inna gra zainstalowana przez Ubisoft Connect. Programy korzystające z GOG Galaxy lub Steama uruchamiały się bez żadnego kłopotu. Musiałem dokonać reinstalacji gier oraz aplikacji Ubisoftu, żeby wszystko wróciło do normy.
Połączenie z internetem również miewa swoje humory, ale każdy, kto kiedykolwiek grał przez sieć w produkcje francuskiego giganta, wie, iż można spodziewać się dosłownie wszystkiego. Na początku wspomnę, że potyczki da się staczać wyłącznie, gdy jest się online, nawet te z komputerem, ale o tym, czy mamy połączenie, czy też nie, decyduje sama gra i bywa pod tym względem dość kapryśna.
Najgorsze jest to, iż The Settlers: New Allies nie informuje w jasny sposób o teoretycznym braku dostępu do sieci. Gdy bowiem wejdzie się do menu potyczek, wszystkie tryby są zablokowane ikoną kłódki. Brakuje nawet najprostszej podpowiedzi po najechaniu kursorem myszy na wspomniane oznaczenia. Dopiero po wczytaniu misji kampanii fabularnej, bo ta jest dostępne także „offline”, widać w lewym górnym rogu ikonę trzech kresek symbolizujących połączenie.
Gdy już jednak gra pozwoli rozegrać potyczkę, również nie można być pewnym tego, co się stanie. Ja osobiście przeżyłem swoisty rollercoaster, jeżeli chodzi o stabilność połączenia – od biegających w miejscu jednostek po drugiego gracza nieaktywnego nawet 15 minut. Mógłbym pomyśleć, że ktoś odszedł od komputera, ale to tak notorycznie się zdarzało, iż odniosłem wrażenie, że niektórzy mieli większe problemy z połączeniem niż ja. Wolę nie myśleć, co by się działo, gdyby Ubisoft stworzył prawdziwy „hype train” dla tej strategii, jeśli gra ma takie problemy, przechodząc w sumie bez echa.
Osadnicy na rozdrożu na drodze rozwoju
The Settlers: New Allies to prawdziwy, częściowo, powrót do przeszłości. Ponownie otrzymujemy trzy nacje, które oczywiście różnią się wyglądem oraz unikalnymi modyfikatorami sprawiającymi, iż każdy z narodów posiada przewagę nad pozostałymi w innych kategoriach. Niestety, nie są to żadne znane nacje historyczne i w mojej opinii okazują się wyjątkowo nijakie.
W samouczku i początkowych misjach kampanii wcielamy się w członka frakcji Elarów. Wyobraźcie sobie najbardziej standardową ludzką cywilizację w jakimś wymyślonym świecie fantasy. To właśnie Elarowie. Maru są wzorowani na, przynajmniej tak mi się wydaje, tropikalnych wyspiarskich plemionach. Ich zbroje i część budynków zawierają elementy muszli, a część budowli posiada wizualnie lekką konstrukcję. Jornowie to oczywiście wikingowie, ponieważ nie mogło zabraknąć wojowniczych ludów Północy.
Już przy frakcjach widać jeden z problemów, który przynajmniej mnie bardzo przeszkadzał: gra rzadko tłumaczy to, co przedstawia. Wszystkie trzy nacje różnią się głównymi trzema aspektami: bonusami dla inżynierów, elitarną jednostką do walki oraz zmienną dotyczącą budynków (przykładowo konstrukcje Elarów mają 10% więcej wytrzymałości). Oprócz tego w opisach Elarów, Maru oraz Jornów są podane dodatkowe informacje o jakichś procentach do budowli. Napisałem „jakichś”, ponieważ właśnie w tym miejscu trudno zrozumieć, co autorzy mieli na myśli.
Jako nowi przybysze musimy zrobić porządek z lokalnymi bandytami.The Settlers: New Allies, Ubisoft, 2023
Przykładowo jako zalety budowli Elarowie mają podane „50% kantor gildii, warsztat ślusarza”, a Maru „50% chata rybaka, chata furażera, magazyn”. Tylko co oznacza to 50%? Obniżony koszt budowy lub skrócony czas, większą wytrzymałość, większą pojemność? Co takiego? Nie ma żadnej jasnej informacji. Z ciekawości porównałem sobie koszt budowy chaty rybaka, furażera oraz magazynu. Okazało się, iż faktycznie wyspiarski naród ma tańsze owe budynki, ale nie aż o 50%.
Podczas samej rozgrywki nie znajdziemy żadnych wartości dotyczących punktów wytrzymałości jednostek, konstrukcji, a także informacji na temat czasu odnawiania specjalnych umiejętności i rekrutacji nowych inżynierów lub żołnierzy. Zabija to możliwość rywalizacji, ponieważ ukryto informacje, które mogłyby pomóc w optymalizowaniu strategii każdej z nacji. The Settlers: New Allies wydaje się więc bardziej nastawione na casualowego gracza, a osoby pragnące kompetytywnej zabawy i tak znajdą metodę, żeby zmaksymalizować swoją wydajność, więc nawet takie drobne utrudnienia są bez sensu.
W grze nie ma również listy map, gdy chcemy stoczyć potyczkę z innymi graczami lub komputerem. Bardzo mnie to zdziwiło, ponieważ jestem przyzwyczajony do tego, iż mogę aktywować sesję lub stworzyć listę ulubionych i zbanowanych map. Tutaj nie ma takiej opcji. Zastanawiam się, czy może to być spowodowane bardzo małą pulą scenariuszy, a nieobecność rozpiski map ma ten fakt ukryć, ponieważ nie widzę innego powodu.
The Settlers: New Allies brakuje tego czegoś
I przez te płycizny w kilku aspektach grze brakuje charakteru. Z jednej strony mamy naprawdę fajny powrót do The Settlers II – właśnie z tą odsłoną najbardziej kojarzy mi się nowa strategia Ubisoftu. Niestety, gra nie poszła za ciosem. Wspominani wcześniej inżynierowie to prawdziwi „one-man-workers”, ponieważ to oni konstruują budynki, przeszukują skały w poszukiwaniu węgla, żelaza i tak dalej oraz są w stanie poszerzać nasze granice (choć jest to wyjątkowo długotrwały proces).
System jedzenia postanowiono zostawić taki jak w The Settlers 7: Drodze do królestwa, czyli zamiast dostarczać posiłki do kopalni, żeby w ogóle dało się pracować, pożywienie służy za wzmacniacz, który przyspiesza pracę budynków. Jednocześnie warto zauważyć, iż wszystkie trzy narody w nowych „Osadnikach” muszą mieć włoskie korzenie, ponieważ możemy hodować wyłącznie osły, by je przerabiać na mięso. Chyba że potrzebujemy zwierząt do wózków – wtedy trzeba nastawić się na hodowlę żywych parzystokopytnych.
Kolejnym uproszczeniem jest produkcja narzędzi i broni. Każdy, kto grał w starsze Settlersy, pamięta, iż istniały dwa budynki do wykuwania przedmiotów: jeden odpowiadał za cywilne, czyli kilofy, piły i tak dalej, a drugi za militarne, jak zbroje lub miecze. O ile jeszcze kowal tworzy tarcze, łuki oraz topory, tak ślusarz robi wyłącznie młotki. Tak jest, cały budynek tylko do młotków, które w sumie nie są nawet narzędziem, a zasobem potrzebnym przy niektórych konstrukcjach.
W przypadku kowala nie jest idealnie, ponieważ nie można wybrać, że chcemy przykładowo pięć tarcz, siedem łuków i trzy topory. Wybiera się jeden z trzech rodzajów uzbrojenia i będzie on tak długo produkowany, aż nie przełączymy na kolejny. Wymusza to stworzenie kilku kowali i oddelegowanie ich do wykuwania przypisanego elementu rynsztunku, co jest niewygodnym rozwiązaniem.
Przynajmniej oprawa graficzna jest przyjemna dla oka. Oczywiście nie jest to coś niesamowicie pięknego, ale ma klimat. Mowa o wizualiach pomiędzy trzecią i czwartą odsłoną oraz remakiem „dwójki” a nowszymi częściami uderzającymi w realizm. Na szczęście oszczędzono nam karykaturalności z „siódemki”, która jakoś mnie do siebie nie przekonała. Mamy więc kolorową, trochę kreskówkową grafikę. Niestety, muzyka wypada raczej przeciętnie. Nie wyróżnia się w żaden sposób i szybko się o niej zapomina.
Rozgrywka w The Settlers: New Allies jest przyjemna, ale płytka
A jak gra się w najnowszych „Osadników”? Fajnie, czuć klimat serii, ale wyłącznie w tzw. dowolnych rozgrywkach. Kampanii fabularnej bliżej do Warcrafta III niż do Settlersów. Nacisk na starcia wysuwa się zdecydowanie na pierwszy plan i często otrzymujemy już gotowy oddział, którym można wyruszyć na zwiad i pierwsze potyczki. Nie oznacza to też jednak, iż gra dowolna jest bardzo „osadnicza”. The Settlers: New Allies chce, żeby gracze byli agresywni, co widać od razu.
Dobrym przykład to podział drzew na dwa rodzaje – odrastające i nieodrastające. Istnieje budynek leśnika, ale on sadzi kilka drzew na krzyż na swojej małej działce, która przylega do jego chaty. To sprawia, że leśnik jest wyjątkowo zbędną inwestycją. Złoża kamienia również są ubogie, a pola do wyszukiwania węgla oraz metali także pozostają poza zasięgiem osady. Nie da się spokojnie rozwijać, jeśli ktoś ma na to ochotę, ponieważ od samego początku trzeba ruszać, żeby szybko znaleźć lepsze miejsce na chatę drwala oraz kamieniołom. Najsilniejsze jednostki, w tym te oblężnicze (ale to wciąż ludzie, nie machiny, czego akurat bardzo szkoda), wymagają diamentów lub monet, które też trzeba wydobywać z kopalni.
Niestety, sama konstrukcja map ogranicza możliwości twórcze graczy. Przykładowo na niektórych, żeby wyjść z początkowego obszaru, należy otworzyć jedną bramę na wschodzie lub zachodzie, a do tego potrzeba czterdziestu ryb. Tylko wówczas dostaniemy się do złóż metali. To z góry wyznacza jasną ścieżkę rozwoju i podobnie jest, gdy zamiast bram mamy obozowiska bandytów. W takim przypadku bez stworzenia solidnej już na starcie się nie obędzie.
Za dużo kamieni to tu nie ma. Trzeba szybko znaleźć nowe złoża.The Settlers: New Allies, Ubisoft, 2023
The Settlers: New Allies sprawia wrażenie, jakby twórcy sami chcieli zdecydować o tym, jak powinniśmy grać w ich produkcję. Bardzo szybko odkrywamy wszystkie tajemnice tego tytułu, a na eksperymentowanie może po prostu zabraknąć chęci. Przynajmniej wyszukiwanie gry nie trwa długo, ale problemem może być samo granie, o czym pisałem wcześniej. W rozgrywce wieloosobowej zdecydowanie najszybciej znajduje się towarzysza do zabawy w trybie 2 na 2 komputerowych wrogów. W trybie PvP 1 na 1 również nie jest źle, ponieważ czekałem maksymalnie kilka minut. Przy wyższej liczbie graczy bywa zdecydowanie gorzej. Trzeba jeszcze wziąć poprawkę na to, iż podczas szukania gry może pojawić się błąd, co sprawi, że znowu będziemy musieli zapisać się do kolejki i czekać od początku.
Aktualnie The Settlers: New Allies jest warte sprawdzenia wyłącznie za pośrednictwem abonamentu Ubisoft+, ponieważ cena 250 zł za standardową edycję i 320 zł za wersję deluxe wydaje się jakimś nieporozumieniem. Być może ktoś, kto nigdy nie miał do czynienia z „Osadnikami”, poczuje się usatysfakcjonowany, ale fani serii raczej nie popatrzą na tę grę łaskawym okiem. Lepiej zaczekać i sprawdzić, czy Ubisoft w ogóle planuje ją w jakikolwiek sposób rozwijać, oprócz dodawania zawartości do wewnętrznego sklepu, który oczywiście działa bardzo sprawnie.
Plusem jest nadciągająca wersja na konsole Xbox Series X/S. Na pewno kolejna strategia na te urządzenia to fajna sprawa, ale Age of Empires II: Definitive Edition zje The Settlers: New Allies na śniadanie i nawet się nie zmęczy. Widać, że pomysł na grę był dobry u podstaw, jednak zbytnie uproszczenie pewnych aspektów znanej serii, gdy jednocześnie próbuje się wrócić do korzeni, wydaje mi się błędne. I chyba sam Ubisoft nie wierzył w sukces, skoro marketingowo całkowicie zignorował tę grę. Mam jednak nadzieję, że Settlersy nie powrócą do otchłani, w której już teraz znajduje się Heroes of Might & Magic.
ZASTRZEŻENIE
Dostęp do gry otrzymaliśmy od Ubisoftu.