Assassin's Creed Rebellion Recenzja gry
autor: Michał Pajda
Recenzja gry Assassin’s Creed: Rebellion – mój drogi asasynie
Rebellion to niezwykła gratka dla oddanych fanów serii Assassin’s Creed… nie stroniących od gier pokroju Fallout: Shelter... którym podobają się awatary z Xboxa… i nie przeszkadza im masa grindu... który można przyspieszyć płacąc.
O Assassin’s Creed: Rebellion – najnowszej odsłonie flagowej (i ponadprzeciętnie dochodowej) serii Ubisoftu, którą tym razem stworzono wyłącznie z myślą o smartfonach – dowiedziałem się kilka miesięcy temu. Rewelacje na temat nowego „Asasyna” nie zrobiły na mnie jednak specjalnego wrażenia – szczególnie że w pamięci wciąż miałem mocno wyczekiwane, a niezbyt udane adaptacje komórkowe arcydzieł popkultury z... kwietniowym Harrym Potterem: Hogwarts Mystery na czele. Do Rebelii podchodziłem więc z olbrzymim i w pełni uzasadnionym dystansem.
Szybko jednak – bo już kilka godzin po mającej miejsce 21 listopada premierze ACR – okazało się, że towarzyszące mi obawy były zupełnie bezpodstawne. A przynajmniej tak zdawało mi się na samym początku przygody z mobilnym skrytobójstwem…
Assassin’s Creed: Shelter
- magiczna oprawa audiowizualna;
- wyczuwalny klimat „Asasynów”;
- 46 grywalnych postaci (wśród nich ikony serii oraz nowi bohaterowie);
- ciekawa (przez pierwsze godziny) rozgrywka w trakcie przeprowadzania misji.
- na dłuższą metę gra jest po prostu powtarzalna;
- dużo grindu;
- nieangażująca emocjonalnie (a da się – Fallout: Shelter pokazał jak);
- nieprzyjazny system mikropłatności;
- zwieszki aplikacji na wielu modelach smartfonów.
Na samym wstępie chcę zaznaczyć, że Rebelia to bardzo udany tytuł – przynajmniej jeśli chodzi o oprawę audiowizualną. Początkowo trudno było mi się przyzwyczaić do cukierkowej otoczki rodem z interfejsu Xboksa, jednak w żadnym razie nie zaburza ona ogólnej koncepcji serii. Tym bardziej że z głośników smartfona sączy się mroczna muzyka, którą zagorzali fani z pewnością rozpoznają bez trudu, przerywana bardziej energicznymi kawałkami, pobrzmiewającymi w trakcie walki. Klimat został więc zachowany i za to należą się twórcom ogromne brawa.
Poza tym wciąż mamy do czynienia z brutalnym światem wielkich spisków możnych tego globu, którzy chcą na nim niepodzielnie panować. Nasza w tym jednak głowa, by pokrzyżować im plany! Wraz z Aguilerem i resztą ferajny odbudowujemy potęgę bractwa i wypowiadamy walkę wpływowym złoczyńcom. I nie jesteśmy w tym sami, w grze mamy do odblokowania aż czterdziestu sześciu zabójców, wśród których znaleźli się zarówno ikoniczni dla serii herosi, jak Ezio, Alexios czy Machiavelli, oraz zupełnie nowe postacie.
Najtrudniejszym zadaniem dla recenzenta jest samo zaszufladkowanie smartfonowego „Asasyna” – w grze znajdziemy bowiem wiele jawnych odwołań (by nie powiedzieć „zapożyczeń”) do innych produkcji przeznaczonych na telefony. Po uruchomieniu aplikacji oraz nazwaniu swojego bractwa (co jest ważne przy konkurowaniu z innymi w rankingach) możemy rozpocząć właściwą zabawę. Ta została oparta na dwóch filarach, które wzajemnie się uzupełniają, dzięki czemu nowe Assassin’s Creed okazuje się bardzo grywalne, czytelne i rozbudowane, a przy tym nieprzesadnie skomplikowane i łaskawe dla początkujących graczy. Najbezpieczniej jest zaliczyć Rebellion do produkcji strategicznych z przysposobionymi elementami RPG. Pierwszy z segmentów rozgrywki to rozbudowa i zarządzanie „fortecą”, czyli bazą wypadową naszych zabójczych protagonistów.
Jeśli mam być uczciwy, muszę powiedzieć, że aspekt ekonomiczny tej produkcji wygląda zupełnie jak w Falloucie: Shelter. Gracz obserwuje swoją kryjówkę w przekroju, a sam budynek posiada szereg wolnych pomieszczeń, które da się zaadaptować na pokoje dowolnego, wybranego przez nas typu – może to być między innymi komnata do odpoczynku, zbrojownia czy skarbiec. Dostępnych w grze sal jest więcej, ale ich implementacja okazuje się możliwa dopiero po osiągnięciu odpowiedniego poziomu założonego przez gracza bractwa.
Asasyni z kolei mogą być delegowani do zajęć w konkretnej komórce, czym wpływamy na tempo prac w danej izbie. Warto mieć na względzie predyspozycje bohaterów, ponieważ jedni lepiej sprawdzą się przy produkcji broni, a inni wygenerują dla bractwa większą liczbę monet.
Poszczególne wnętrza da się rzecz jasna ulepszać, inwestując gotówkę oraz materiały niezbędne do przebudowy. Ponadto dostępna jest też opcja sprawdzania statystyk oraz specjalizacji konkretnych asasynów, a także kontrolowania liczby fragmentów podwójnej helisy DNA, którą należy uzbierać, by móc awansować bohatera na wyższy poziom. Wszystko na szczęście okazuje się proste i czytelne, dlatego nawet laik może mieć pewność, że nie utonie w gąszczu informacji o protagoniście oraz statusie kierowanej przez siebie bazy.
Animowany Animus
O wiele ciekawiej gra prezentuje się w drugim – już w pełni autorskim – segmencie, który skupia się przede wszystkim na... strategicznym myśleniu. Od czasu do czasu wyruszamy z misją, na którą możemy zabrać trzech zabójców. W tym miejscu gra podpowiada, jakie umiejętności protagonistów przydadzą się w trakcie naszej wyprawy oraz ile mocy (statystyka związana z rozwojem postaci) powinien mieć każdy z bohaterów udających się w teren.
Gdy zadanie się rozpocznie, celem gracza jest przeprowadzenie drużyny przez siatkę połączonych ze sobą komórek widzianych – podobnie jak w przypadku bazy – z boku. By to zrobić, wystarczy wybrać jednego z bohaterów, po czym nakazać mu wejście do następnego pomieszczenia, w którym na gracza czekają przeciwnicy lub terenowe przeszkody i pułapki.
Całość naszej aktywności ogranicza się do wyboru kolejnych akcji, oznaczonych na ekranie jako sześciokątne kafelki. Dostępne są ruchy skrytobójcze (ciche i finezyjne działania w ukryciu) oraz bezpardonowe i głośne ataki z otwartą przyłbicą. Zanim zdecydujemy się na konkretne podejście, widzimy procentową szansę na powodzenie danej akcji. Każdy asasyn specjalizuje się bowiem w czymś innym i posiada odmienne umiejętności dodatkowe, toteż np. spec od skradania się jest nieefektywny w bezpośredniej walce. Warto więc stawiać na różnorodność i mieć w ekipie przeróżne archetypy wojowników.
Niestety, ale ta forma rozgrywki – chociaż początkowo pomysł wydaje się świetny – może znudzić nawet najbardziej zagorzałych fanów serii. Przyczyną tego stanu rzeczy jest... męcząca powtarzalność. Przez pierwsze godziny obserwowanie wygibasów asasyna, który eliminuje kolejnych przeciwników, sprawiało mi ogromną frajdę. Po pewnym czasie zmuszony byłem jednak do skorzystania z opcji przyspieszenia rozgrywki. Postacie wykonują bowiem te same czynności w tych samych pomieszczeniach, a różnice między kolejnymi etapami sprowadzają się raczej do sposobu ułożenia komnat niż faktycznej odmienności budowli, które przychodzi nam zwiedzać.
W dodatku mocny nacisk położony został na pozbawiony jakiejkolwiek satysfakcji grind – wiele z etapów (a w zasadzie każdy) przychodzi nam rozegrać po kilkaset razy, jeśli chcemy „wymaksować” doświadczenie kolorowych protagonistów wyglądających jak awatary z Xboksa. Istnieje jednak możliwość szybkiego pominięcia misji (rush mode), o ile ukończymy ją wcześniej w normalnym trybie z maksymalną notą trzech gwiazdek – te tracimy za każdym razem, gdy któraś z naszych postaci polegnie.
Żeby skorzystać z modułu rush, bohaterowie muszą mieć także pełny pasek zdrowia, które w tym trybie traci się o wiele łatwiej niż w normalnej rozgrywce i którego regeneracja wymaga czasu. Standardowe misje, jeśli wykonujemy je sami, da się zaliczyć (szczególnie w przypadku postaci na wyższym poziomie) bez odniesienia choćby jednej rany, jednak taka „zabawa” jest mozolna, a przejście etapu potrafi zająć nawet kilka minut. Poświęcamy je na nużące przeklikiwanie się przez kolejne pomieszczenia. Tutaj w sukurs graczom przychodzi system mikropłatności, umożliwiający m.in. szybsze leczenie po pochłaniających życie bohaterów rush mode’ach...
Płacz i płać
Model mikropłatności w Assassin’s Creed: Rebellion jest mocno nieprzyjazny. Zacząć należy od faktu, że wirtualny sklepik jest chyba najbardziej rozbudowanym segmentem całej produkcji. Pięć sekcji pozwala na „zakupy tematyczne” – możemy więc trafić na tzw. „oferty”, „zaszyfrowane kostki” (lootboksy), „dzienne okazje”, „kredyty Heliksa” (waluta premium w najnowszych grach z serii Assassin’s Creed) oraz „surowce”.
Co jednak mrozi krew w moich żyłach przeciętnego zjadacza polskiego chleba z niezbyt tanim już masłem? Ano ceny poszczególnych elementów możliwych do kupienia w poszczególnych kategoriach. I nie mówię rzecz jasna, że dziwią mnie propozycje pokroju kompletu pierwszopoziomowego uzbrojenia lub opancerzenia dla naszych asasynów za 4,99 zł. To dałoby się jeszcze przełknąć, choć to jedynie opłata za pominięcie oczekiwania.
Zaskoczyła mnie jednak kwota, jaką Ubi życzy sobie za odblokowanie dwóch rzadkich asasynów (kolejno na drugim i trzecim poziomie), 700 kredytów Heliksa, dwóch egzemplarzy drugopoziomowej broni oraz 175 tysięcy monet – za ten luksus deweloper żąda... aż 164,99 zł. To kwota, za którą można kupić tytuł AAA w pudełkowej wersji, a jeszcze czasem zostanie nam reszta.
Zdaję sobie sprawę, że podobne propozycje z zastanawiająco wysokimi stawkami za konkretny pakiet pojawiają się w wielu produkcjach mobilnych, niemniej w Assassin’s Creed: Rebellion wydają się one najmniej „opłacalnymi” – jeśli przy tego rodzaju ofertach można mówić o jakiejkolwiek opłacalności. Czy istnieje jeszcze jakaś wyraźna granica kpiny z graczy, czy jednak wydawcy pozwalają sobie na wszystko, bo i tak ktoś taki zestawik kupi – nieważne, ile by kosztował?
Opisując mikropłatności w Assassin’s Creed: Rebellion, można by stworzyć niejeden esej naukowy – ograniczę się jednak do ludowego porzekadła, które mówi „im dalej w las, tym więcej drzew”. Tak niestety wygląda zabawa w mobilnego „Asasyna” – o ile przez pierwsze dziesięć poziomów da się pograć bez inwestowania w surowce, kostki oraz kredyty Heliksa, o tyle dalsza rozgrywka wymaga albo masy grindu, albo wysupływania złotówek, by ułatwić proces rozbudowy fortecy i rozwoju następnych bohaterów.
Ten ostatni element okazuje się szczególnie irytujący, ponieważ awans asasyna może nastąpić dopiero po odnalezieniu odpowiednio wielu ogniw podwójnej helisy – do przejścia z pierwszego na drugi poziom niezbędnych jest 25 fragmentów DNA, a wskoczenie na trzeci poziom to już kwestia 45 takich części. W sumie poziomów każdej postaci jest pięć. Wyobraźcie więc sobie, jak wiele czasu trzeba poświęcić na wymaksowanie jednego bohatera bez korzystania z mikropłatności, jeżeli w misjach, w których można zdobyć ten „surowiec” – tzw. misjach dziedzicznych nagrodzeni zostajemy... trzema kawałkami DNA za jednorazowe przejście jednej z nich?
W dodatku usprawnienie danego protagonisty związane jest z zaliczaniem w kółko jednej i tej samej misji, ponieważ fragmenty DNA konkretnych postaci przypisane są do konkretnych zadań – a czy wspominałem o dziennym ograniczniku pozwalającym rozegrać daną misję wyłącznie trzy razy w ciągu doby? Więc grinduj do woli lub... płacz, ale płać, bo oczywiście rzeczone fragmenty DNA można kupić w sklepiku. Podstawowy pakiet 12 sztuk kosztuje 200 kredytów Heliksa, czyli w przeliczeniu około 9 zł (przy zakupie najtańszego pakietu 500 kredytów za 22,99 zł).
Czkawką odbijająca się zwieszka
Olbrzymim mankamentem obecnej wersji mobilnego „Asasyna” – który zasługuje na osobny akapit w całej recenzji, bo w przypadku większości graczy zdyskwalifikuje ten tytuł w przedbiegach – jest... nieustanna ścinka gry na wielu modelach smartfonów. I nie mówię tu o drobnych spadkach klatek w trakcie aktywacji przeróżnych animacji, które mógłbym jeszcze przełknąć. Chodzi o zgrzyty i chrupnięcia zatrzymujące grę nawet na kilkanaście sekund lub... minimalizujące ją i uruchamiające na nowo przy ostatnio nadpisanym punkcie kontrolnym.
Gra jednak nie wyłącza się całkowicie (proces trwa, a jednocześnie dochodzi do restartu aplikacji). Problem ten występuje na starszych, ale nie zupełnie starych modelach telefonów. Tytuł testowałem zarówno na iPhonie 5s, jak i iPhonie SE – oba urządzenia według sklepu Apple’a powinny obsługiwać Rebelliona bez najmniejszych trudności. W pierwszym przypadku gra wyłączała się w wybranych przez siebie losowo momentach, by finalnie resetować się za każdym razem, gdy chciałem awansować swojego asasyna w komnacie ceremonialnej.
Na zwieszkę w praktyce uniemożliwiającą jakąkolwiek zabawę (etap ten wymagany jest przez fabułę „samouczka”) narzekali również inni gracze w sekcji komentarzy aplikacji znajdującej się w App Store. Coś jest więc na rzeczy, a wina leży po stronie producenta – tym bardziej że przeskoczywszy na SE, żadnych kłopotów z optymalizacją gry nie odnotowałem.
Sądząc po recenzjach w Google Play ostatnia aktualizacja przyniosła poprawę stabilności na Androidzie, ale wciąż nie u wszystkich użytkowników. Nadal można przeczytać komentarze mówiące o problemach technicznych.
Jak dają to bierz, jak biją to uciekaj
Czy jest w ogóle sens zabierać się za Assassin’s Creed: Rebellion? Kwestia jest sporna, a sama produkcja znajdzie zapewne tyluż zwolenników, ilu przeciwników. Na mnie jednak zrobiło wrażenia odgrzanie kotleta, który apetycznie wyglądał przy okazji Fallouta: Shelter – w Rebelii element budowania bazy jest mocno ubogi względem dzieła Bethesdy. Niedorzecznością z kolei są nieprzewidywalne zwiechy gry oraz wołający o pomstę do nieba model mikropłatności.
Z drugiej strony system turowych potyczek w klimatach „Asasynów” potrafi bawić nawet przez kilkanaście godzin. Na każdym kroku Rebellion wydaje się być jednak produktem przeznaczonym w głównej mierze dla fanów serii oraz skonstruowanym w taki sposób, by drenować ich kieszenie. Z trzeciej strony natomiast – mikropłatności nie są obligatoryjne, a sama produkcja jest darmowa. Dlatego też warto ją pobrać i przekonać się na własnej skórze, czy Assassin’s Creed na smartfony jest grą, o której marzyliśmy w oczekiwaniu na kolejne dodatki do Assassin’s Creed: Odyssey. Ja wrócę chyba do wspomnianego już wielokrotnie Fallouta: Shelter, bo Rebellion, choć rozwija także własne pomysły, generalnie jest o wiele płytszy od tytułu Bethesdy.
O AUTORZE
Większość gier z uniwersum Assassin’s Creed ograłem z nieskrywaną przyjemnością – pustkę po wymaksowanym Odyssey miał zastąpić Rebellion. Niestety – nie udało się, pomimo faktu, że przy produkcji spędziłem wiele godzin (z przerwami na odnawianie życia protagonistów, czy reset dziennego ograniczenia ilości powtórzonych misji). W ACR na więcej niż kilka wieczór odnajdą się wyłącznie najtwardsi z fanów serii – pozostałych zachęcam do odnowienia romansu z o wiele bardziej rozbudowanym i przyjemniejszym Fallout Shelter.
ZASTRZEŻENIE
Przedpremierowy dostęp do gry Assassin’s Creed: Rebellion otrzymaliśmy od firmy Ubisoft.