Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 19 maja 2003, 11:42

autor: Artur Okoń

Indiana Jones and the Emperor's Tomb - recenzja gry

Indiana Jones and the Emperor's Tomb to przygodowa gra akcji z widokiem z perspektywy trzeciej osoby, w stylu wydanej w 1999 roku Indiana Jones and the Infernal Machine.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Indiany Jonesa, jak sadzę, przedstawiać nie trzeba. Filmy traktujące o przygodach awanturnika ze stopniem doktora archeologii na trwałe zapisały się w historii kina i niemal każdy o nich słyszał. Lata mijają, a nasz bohater ciągle młody i pełen wigoru. Zgodnie z nieśmiertelnym prawem rynku, mówiącym, iż każdy dobry pomysł należy eksploatować tak długo, dopóki przynosi zyski, dr Jones już po raz piąty zagości na naszych monitorach. I nie mam najmniejszych wątpliwości, że i tym razem okaże się kasowym przebojem.

Fabuła Indiana Jones and the Emperor’s Tomb przenosi nas do roku 1935. Po udanej wyprawie do Cejlonu, Indianę odwiedzili wysłannicy z Chin, prosząc o pomoc w odnalezieniu potężnego starożytnego artefaktu, czarnej perły, o jakże wymownej nazwie - Serce Smoka. Zgodnie z legendą, jej właściciel będzie w stanie kontrolować umysły innych ludzi, co jest równoznaczne z panowaniem nad całym światem. Musimy się pospieszyć, albowiem na artefakt mają chrapkę również paskudni naziści. Jeśli wpadnie on w ich ręce, cała ludzkość będzie miała, lekko mówiąc przechlapane, nosząc szorty i salutując facetowi o śmiesznych wąsikach. Oczywiście, dostanie się do grobowca, w którym znajduje się perła, nie będzie łatwe. Wcześniej musimy odnaleźć będące kluczem Zwierciadło Snów, którego trzy fragmenty zostały schowane w różnych częściach świata. Daje nam to okazję do kilku darmowych podróży. Ot, typowa historia, wymyślona na potrzeby gry, zawierająca wszystko, co w Indiana Jones najlepsze - podróże, grobowce, trzaskanie biczem i Niemców, którym trzeba dać w mordę.

Gra oferuje dość szerokie pole manewru - zwiedzimy 10 różnych miejsc, zaczynając od dżungli Cejlonu, poprzez zamek w Pradze, pałac w Istambule i ulicach Hongkongu, a na chińskich świątyniach i grobowcach kończąc. Każda z lokacji ma swój niepowtarzalny klimat i nastrój, przez co ich zwiedzanie jest przyjemne i nie ma mowy o nudzie czy monotonii.

Tyle tytułem wstępu, najwyższy czas przyjrzeć się samej rozgrywce. Właściwie można opisać ją jednym zdaniem: „To taki Tomb Raider, tylko zamiast panienki z pistoletami, jest facet w kapeluszu”. Oczywiście takie porównanie jest mocno naciągane, ale dobrze oddaje główną ideę - w Indiana Jones and the Emperor’s Tomb będziemy skakać z kamyka na kamień, wspinać się po skałach, przełączać dźwignie otwierające drzwi i w wymyślny sposób eliminować przeróżnych przeciwników starających się nam przeszkodzić. A to wszystko oczywiście widziane z perspektywy trzeciej osoby, czyli z kamerą umieszczoną za plecami bohatera. Gra należy do gatunku zręcznościowo-przygodowych, ze znaczną przewagą tego pierwszego elementu. Skomplikowanych zagadek logicznych praktycznie nie uświadczymy (trudność sprawił mi wyłącznie zodiakalny zegar), więc cała filozofia opierać się będzie na bieganiu, wykonywaniu precyzyjnych skoków i toczeniu pojedynków. Nie zaliczam tego do minusów - Indiana Jones jest po prostu dobrą grą akcji i jako taką należy ją oceniać.

Muszę przyznać, iż ten tytuł trochę zaskakuje. Moje wrażenie po pierwszej godzinie było dość negatywne. Już układałem w myślach niewybredne epitety, jakimi w tej recenzji obsmaruje grę i jej autorów... O dziwo po kilku kolejnych godzinach doszedłem do wniosku, iż bawię się doskonale!

Dzieje się tak dlatego, iż większość niedociągnięć widać już na samym początku. Pierwszy w oczy rzuca się nietypowy system sterowania klawiszami [W,S,A,D] i myszą, którą obracamy kamerę. Pod kursorami zostało zapisane przeglądanie plecaka. Z tego właściwie nie korzysta się, bo o wiele wygodniej robić to rolką myszy. Najpierw chciałem zdefiniować własne klawisze, jednak dobrze, że tego nie zrobiłem, albowiem ten pozorne niewygodny system sterowania sprawdza się w grze całkiem nieźle! Można się do niego przyzwyczaić, a wykorzystanie do poruszania klawiszy [W,S,A,D] umożliwia wygodny dostęp do wciskania spacji, do której przypisany jest skok. Niestety, jeśli chodzi o interfejs, zarzuty są poważniejsze. Największą zmorą jest brak możliwości obrócenia postaci, która po wydaniu komendy poruszania się w lewo lub w prawo natychmiast zaczyna biec we wskazanym kierunku. Ponieważ kierunki są względne (zależą od ustawienia dynamicznie poruszającej się kamery) oznacza to, iż dłuższe przytrzymanie klawisza „w lewo” powoduje, że Indy zaczyna biegać w kółko! Przebiegnięcie bokiem po wąskiej półce skalnej jest niemal niemożliwe. Kolejnym niedociągnięciem jest czułość myszki. Nawet po ustawieniu jej w opcjach na maksimum, szybkość przesuwania kamery pozostawia wiele do życzenia. Doskwiera również brak klawiszy skrótowych do najczęściej używanych przedmiotów znajdujących się w plecaku (pistolet, bicz, bidon z wodą, etc.), które znacznie przyspieszyłyby rozgrywkę.

To nie koniec listy wpadek, jakie można zaobserwować tuż po pierwszym uruchomieniu gry. Największą z nich jest niezwykle długi czas ładowania się plansz, który wynosi średnio prawie dwie minuty. Ponieważ etapów jest sporo (ponad 50) i ginie się w nich dość często (co również powoduje ponowne ładowanie), efektywnie zarządzając czasem spędzonym na oczekiwaniu na wczytanie planszy można przeczytać książkę lub zrobić na drutach wełniany pokrowiec na monitor!

Następnym mankamentem jest brak możliwości dowolnego zapisywania stanu gry. Cała operacja przeprowadzana jest automatycznie po przejściu do kolejnego etapu. Niektóre z nich są bardzo długie, a przecież nic tak nie denerwuje, jak śmierć tuż pod koniec i utrata kilkudziesięciu minut na powtórkę. Do tego oczywiście trzeba doliczyć kolejne dwie minuty spędzone na oczekiwaniu na załadowanie się planszy, które zalecam wykorzystać na przygotowanie uspokajającej herbatki ziołowej.

Jednakże do wszystkich wspomnianych powyżej niedogodności można się przyzwyczaić i po dłuższej grze wrażenia są coraz lepsze. Znakomicie opracowano pierwszą misję (a może raczej rozdział), w której dr Jones przetrząsa ukryte w dżungli miasto w poszukiwaniu statuetki Kouru Watu. Dzięki przygodom w Cejlonie krok po kroku można oswoić się z interfejsem, przygotowując się do rozwiązywania trudniejszych problemów, jakie napotkamy w przyszłości. Za każdym razem, gdy musimy użyć jakiegoś przedmiotu, w prawym górnym rogu ekranu pojawi się symbolizująca go ikona. To doskonałe rozwiązanie, pozwalające natychmiast zorientować się, czy dana dźwignia wymaga przestawienia, czy też na przykład powinniśmy użyć bicza, by z jego pomocą przeskoczyć nad przepaścią. Gra urzeka dynamiką rozgrywki. Tu cały czas coś się dzieje, akcja niemal wycieka z monitora. Czynności, które wykonujemy, w większości przypadków zawierają spory margines błędu. Oznacza to, że chcąc przeskoczyć na drugą stronę, nie musimy ustawiać się dokładnie na samej krawędzi (choć od tej reguły są oczywiście wyjątki). Dzięki temu całość prezentuje się bardzo płynnie, a skok na linę zawieszoną nad przepaścią i - po rozbujaniu jej - wyskok na drugą stronę, jest dla Indiany prosty niczym zawiązanie sznurowadła.

Mimo iż zdecydowana większość etapów polega na przebiegnięciu z jednego końca na drugi, gra nie wydaje się nudna. Poziomy zostały bardzo dobrze zaprojektowane i urozmaicone, tak więc jeśli w ostatniej planszy dużo skakaliśmy po platformach, to prawdopodobnie w następnej większy nacisk zostanie położony na walkę, a w kolejnej na przykład na wspinanie się po linach i przełączanie dźwigni. Mimo iż lista możliwości nie jest zbyt długa, to dzięki ich zmyślnemu wymieszaniu gracz ma wrażenie, że cały czas robi coś innego. Co więcej, ciężko oderwać się od przygód Indiany. Powtarzałem sobie: „Jeszcze tylko jeden etap i wyłączę. Jeszcze tylko zobaczę co jest za rogiem, etc” - i tak przez kilka godzin.

Kolejnym elementem, który buduje pozytywną ocenę gry, są znakomite walki. Tak dynamicznie i do tego efektownie ukazanych potyczek nie miałem przyjemności oglądać w żadnej grze przygodowej! Indy walczy z gracją zawodowego boksera, dysponując całym asortymentem przeróżnych ciosów, które można łączyć w zabójcze i efektowne kombinacje rodem z gier walki. Każde z uderzeń wykonuje się bardzo intuicyjnie, dzięki czemu nie trzeba uczyć się kombinacji na pamięć, pozostawiając sobie olbrzymie pole do improwizacji. W każdej z lokacji, która przyjdzie nam zwiedzić, napotkamy inny rodzaj przeciwników, od łowców począwszy, poprzez agresywnych Turków, wojowników Ninja, na wszechobecnych nazistach skończywszy. Każdy z nich walczy charakterystycznym dla siebie stylem, wykorzystując inne uzbrojenie. A skoro już o uzbrojeniu mowa, to w czasie gry będziemy mogli wykorzystać ponad 20 rodzajów broni, w skład których wchodzą przeróżne pistolety, ale także nie mniej skuteczne krzesła, szpadle i butelki! Aby zwiększyć swoje szanse w potyczce, warto na przykład połamać stół, chwycić jego nogę i efektownie zdzielić nią po łbie przeciwnika! I nie myślcie, że pozostanie on bierny, albowiem nasi wrogowie stosują identyczne metody, masowo wykorzystując znajdujące się w pobliżu uzbrojenie. W ten sposób dochodzimy do kolejnej kwestii: AI komputerowych przeciwników. Prezentuje się ono bardzo dobrze. Wrogowie starają się atakować grupami, wzywać pomoc i podczas pościgu wspinać się za nami na wyższe poziomy. Jeśli są uzbrojeni w broń strzelecką, to będą zachowywać dystans, kryjąc się za rogiem i co chwila wychylając, by nas ostrzelać.

Gra jest długa - łącznie czeka nas do przebycia ponad 50 etapów ujętych w 10 rozdziałach - nie jest to więc pozycja na wieczór, ani nawet na weekend. Na jej ukończenie trzeba przeznaczyć kilkadziesiąt godzin. Poziom trudności również jest wysoki i rośnie proporcjonalnie do postępów. Należy grać bardzo uważnie, dokładnie oglądając okolicę. W tym celu warto wykorzystać widok z perspektywy pierwszej osoby, czyli „z oczu”, dzięki któremu łatwiej jest manewrować kamerą. Niestety, niektóre elementy zręcznościowe i pojedynki z „bossami” są szalenie trudne i wymagają wielokrotnego powtarzania, jednak taka jest specyfika tego gatunku.

Pod względem graficznym gra prezentuje się wyłącznie poprawnie. Właściwie wszystko jest w porządku. Tekstury wyglądają dobrze i świat gry wygląda dość realnie, a modele postaci zostały wykonane starannie. Nie podobają mi się za to tła (niebo i okolica) i – szczególnie - filmiki przerywnikowe, w których postaci wyglądają bardzo sztucznie, poruszając ustami co trzecie słowo. Gry akcji przyzwyczaiły nas do wyższego standardu, a lepszą grafikę niż w Indiana Jones widuje się obecnie nawet w grach RPG. Sprawa zadziwiająca, tym bardziej, iż gra do płynnego działania wymaga dość szybkiej maszyny.

Ścieżka dźwiękowa po prostu urzeka! W tle przygrywał nam będzie genialny motyw przewodni, skomponowany przez Johna Williamsa, który specjalnie na potrzeby gry został wykonany przez orkiestrę symfoniczną. Co tu dużo pisać - to po prostu mistrzostwo świata i sądzę, że to właśnie dzięki muzyce gra zachowuje klimat obecny w filmach o Indianie. Po wykonaniu w czasie gry trudniejszej czynności, „w nagrodę” również usłyszymy znajome „tam tada dam”- niby szczegół, a cieszy. Dialogi prezentują się poprawnie. Co ciekawe, głos Indiany nie został podłożony przez Harrisona Forda, ale pana o nazwisku David Esch. Facet wykonał znakomitą robotę, bo brzmi niemal dokładnie jak Harrison Ford, do tego stopnia, iż przez większość część gry niewprawne ucho nie wyłapie różnicy. „Ochów” i „achów” o oprawie muzycznej mógłbym napisać jeszcze wiele, jednak by nie przynudzać, ograniczę się do jednego stwierdzenia - za ścieżkę dźwiękową Indiana Jones and the Emperor’s Tomb dostaje najwyższą oceną, jaką kiedykolwiek przyznałem!

Czas na podsumowanie i werdykt. Długo zastanawiałem się nad oceną Indiana Jones and the Emperor’s Tomb. Z jednej strony gra nie wnosi do gatunku nic nowego, ma przeciętną grafikę i na domiar złego zawiera sporo denerwujących błędów. Z drugiej posiada znakomitą grywalność, dynamikę rozgrywki, szalenie efektowne walki i cudowną ścieżkę dźwiękową. Jeśli zainwestuje się trochę czasu i nauczy sprawnie sterować doktorem Jonesem, to przy grze można naprawdę świetnie się bawić. Stąd też, mimo wszystkich mankamentów, tak wysoka ocena. Dodatkowo podniosłem ją, robiąc ukłon w stronę fanów Indiany Jonesa, więc jeśli, czytelniku, nie zaliczasz się do tej grupy, odejmij od końcowej oceny przynajmniej pięć oczek.

Trochę szkoda, że twórcy gry zdecydowali się zmienić Indianę Jonesa w szalonego akrobatę, który jest jednocześnie prawdziwą maszyną do zabijania, bo samych Klausów czy innych Hansów w tej grze ubijemy z pół tysiąca. Cierpi na tym klimat rozgrywki. Wolałbym – jak niegdyś - wcielić się w postać archeologa w typowych grach przygodowych, dlatego wciąż zdecydowanym numerem 1 wśród gier traktujących o przygodach Jonesa jest dla mnie nieśmiertelne Fate od Atlantis. Ta opinia nie ma jednak wpływu na końcową ocenę. Indiana Jones and the Emperor’s Tomb jest dobrą grą zręcznościową i jako taka ma prawo się podobać!

Artur „MAO” Okoń

Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.

Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii
Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii

Recenzja gry

Po pokazie gameplayu dla prasy nie byłem przychylnie nastawiony do Nobody Wants to Die. Twórcom z Wrocławia udało się jednak złamać mój sceptycyzm już po kwadransie gry. Choć chwilami ziewałem, nieprędko zapomnę tę transhumanistyczną przygodę neo-noir.