SteamWorld Heist Recenzja gry
Recenzja gry SteamWorld Heist - steampunkowy western w kosmosie
Rzadko, która produkcja potrafi mnie kupić w tak krótkim czasie, jak SteamWorld Heist. Steampunkowa gra taktyczna pokazuje pazur i zawiera całkiem interesującą mechanikę, odrobinę czerpiącą z nowych odsłon serii XCOM.
- łatwa do opanowania, trudna do wymasterowania;
- duża losowość starć;
- przejrzyste zasady i możliwość przeprowadzania finezyjnych ataków;
- spory arsenał środków zagłady i wymyślnych gadżetów;
- jak przystało na grę taktyczną, zmusza do myślenia;
- świetna grafika;
- steamworldowy klimat, kapitalni bohaterowie i dialogi;
- zagrzewająca do boju, choć miejscami nieco monotonna muzyka.
- zarządzanie ekwipunkiem;
- głupota komputerowych przeciwników.
Szwedzkie studio Image & Form Games ma już na swoim koncie trzy tytuły, ale większość z Was kojarzyć będzie tylko jedną produkcję – SteamWorld Dig. Ta prosta i urocza gierka pozwala wcielić się w kowbota (połączenie kowboja i robota), który w westernowo-steampunkowych realiach zajmuje się wydobywaniem surowców z kopalni. Heist to drugie dzieło Skandynawów osadzone w tym samym uniwersum, jednak tym razem mamy do czynienia z dwuwymiarową pozycją taktyczną, wykazującą pewne, acz raczej drobne, cechy wspólne z nowymi odsłonami serii XCOM. Od dłuższego już czasu cieszyć się nią mogli posiadacze handheldów firmy Nintendo, teraz zaś przyszła pora na duże konsole i pecety.
W SteamWorld Heist gracz steruje grupą piratów, dowodzoną przez Piper Faraday – byłą pilotkę w służbie Rojalistów, która przeszła na ciemną stronę mocy po odmowie wykonania sprzecznego z jej przekonaniami rozkazu. Wesołą gromadkę może zasilić w sumie aż siedem kowbotów (z dodatkiem DLC – osiem), przy czym większość z nich przygarniamy dopiero w późniejszej fazie zmagań za pozyskiwany podczas misji olej (jedyna waluta w grze) lub punkty reputacji. Postacie nie różnią się wyłącznie wyglądem – każda z nich reprezentuje określoną klasę, która determinuje możliwość obsługiwania konkretnego typu broni i zestaw zdolności, odblokowywanych po zdobywaniu kolejnych poziomów doświadczenia. Skuteczne opanowanie umiejętności okazuje się oczywiście niezbędne na placu boju. Produkt zmusza do uważnego manipulowania dostępnymi opcjami, zwłaszcza na wyższych poziomach trudności.
Na pierwszy rzut oka dzieło studia Image & Form Games nie wygląda zbyt skomplikowanie. Po rozpoczęciu abordażu na wrogi statek kosmiczny wyznaczona odgórnie liczba żołnierzy zajmuje pozycje wyjściowe i gracz przejmuje nad nimi pełną kontrolę. Zawiadywanie podopiecznymi jest żywcem zerżnięte z nowych odsłon serii XCOM – kowboty mogą wykonać dwa ruchy w jednej turze, przy czym ten drugi na ogół nie pozwala już oddać strzału do przeciwników. Nasi wojacy mogą też się ukrywać za elementami wystroju wnętrz, które na ekranie symbolizowane są przez znane ze wspomnianego wyżej tytułu ikony tarcz. Tutaj jednak pojawia się dość istotna różnica. Osłony nie gwarantują sztywnej premii do ochrony przed pociskami nieprzyjaciela. Część przedmiotów zakrywa bohaterów tylko w połowie, niektórzy z nich są z kolei na tyle duzi, że nawet zza postawionej pionowo beczki wystaje im głowa. Przeciwnicy na ogół nie oddają tak precyzyjnych strzałów jak nasi śmiałkowie, ale gracz i tak powinien mieć się na baczności – pojedynkami strzeleckimi rządzi w sporej mierze przypadek i nawet dobrze umiejscowiony pirat może nieoczekiwanie przyjąć klasycznego headshota, tracąc bardzo cenną w SteamWorld Heist energię życiową.
Wspomniane pojedynki strzeleckie to kwintesencja gry. Choć szwedzki produkt w żaden sposób nie nagradza za zabijanie przeciwników (doświadczenie zdobywamy wyłącznie za zbierany po drodze loot, co samo w sobie stanowi interesujące podejście do tematu expa), rywali eliminować po prostu trzeba, inaczej w większości przypadków nie zdołamy uciec z wrogiego okrętu. Co najciekawsze, szanse trafienia w tej taktycznej pozycji zależą wyłącznie od naszej zręczności. Kiedy sięgamy po broń, sami musimy namierzyć przeciwnika i w odpowiednim momencie nacisnąć spust. Mogłoby się wydawać, że pomysł jest idiotyczny, jednak w tej grze sprawdza się wręcz doskonale. Zawdzięczamy to mechanice rykoszetów, pozwalającej pociskom odbijać się od ścian, sufitów lub interaktywnych obiektów i taką właśnie drogą docierać do celu. Po opanowaniu tej sztuki, co wymaga sporo praktyki, będziecie trafiać rywali w fantazyjny i widowiskowy sposób, nierzadko wykorzystując do tego właśnie elementy otoczenia. Jest to zresztą wskazane, bo oponenci potrafią ustawiać się w takich miejscach, że posłanie naboju najprostszą i najkrótszą drogą (na wprost) w ogóle nie będzie możliwe.
Najpierw zlikwidować najbliższego niemilca czy lepiej pozbyć się dwóch kolejnych, stojących dalej. Wybór był prosty.
Przygodę ze SteamWorld Heist rozpocząłem od razu na ostatnim poziomie trudności (Elite) i wszystkim entuzjastom gier taktycznych polecam takie właśnie rozwiązanie. Nie dość, że trzeba się naprawdę zdrowo napocić, żeby zaliczyć kolejne misje z maksymalną liczbą punktów reputacji, to na dodatek każda wizyta na wrogim statku zapewnia ogromną dawkę emocji. Jedyny minus takiego wyzwania stanowi konieczność grindowania – jak nie punktów doświadczenia, to oleju niezbędnego do zakupu lepszego asortymentu. Nie jest to jednak cena tak wysoka, żeby nie dać elitarnemu poziomowi szansy, bowiem satysfakcja z ukończenia zabawy w tym trybie okazuje się po prostu przeogromna.
Co niezmiernie istotne, ręczne celowanie w żaden sposób nie szkodzi taktycznemu aspektowi gry. W SteamWorld Heist piekielnie istotne jest należyte kierowanie grupą, ustawianie żołnierzy na dogodnych pozycjach strzeleckich i umiejętne wykorzystywanie zdolności, które mogą przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę lub po prostu uchronić ledwo zipiące kowboty przed demontażem. Wróg zawsze przeważa liczebnie, potrafi przyzywać posiłki i wspomagać się stacjonarnymi środkami obronnymi. Spora losowość w budowie aren doprowadza też do tego, że nigdy nie jesteśmy pewni, co czeka nas za kolejnymi drzwiami, nawet jeśli kilkakrotnie przemierzamy ten sam statek. Tytuł za każdym razem stara się nas zaskakiwać, dzięki czemu musimy na bieżąco dostosowywać się do panującej sytuacji i grać tak, jak przeciwnik pozwala. Oczywiście ciągłe usprawnianie arsenału środków zagłady i mozolne zdobywanie doświadczenia wydatnie zwiększa nasze szanse na przetrwanie tej nieustannej kanonady, ale do samego końca przygody nie wiemy, czego się spodziewać. Czy tym razem przetoczymy się przez kolejne pomieszczenia jak walec? A może będziemy zmuszeni brać nogi za pas, bo rozmontowanie wrogich robotów okaże się fizyczne niemożliwe. Pod tym względem SteamWorld Heist to pozycja na piątkę z plusem.
Niestety, ambitne dzieło Szwedów ma też swoje słabsze strony. Na dłuższą metę drażni zarządzanie ekwipunkiem, który przedstawiony jest w formie jednego wora, zawierającego zarówno broń, jak i gadżety – na dodatek układające się według kolejności ich zdobycia. Przydałaby się możliwość automatycznego sortowania przedmiotów grupami, dzięki czemu szybciej moglibyśmy dokonać przeglądu uzbrojenia. Temu nie najlepszemu rozwiązaniu zawdzięczam przypadkowe sprzedanie jednej mocarnej pukawki, jaką udało mi się znaleźć w trakcie wykonywania misji. Pół biedy, jeśli dałoby się ją odkupić, ale był to akurat sprzęt z gatunku rzadkich i żaden vendor nie miał go w swojej ofercie.
Do wad zaliczyć trzeba też tępotę przeciwników i ich niechęć do oddawania strzałów po rykoszetach. Po kilku godzinach zmagań potrafiłem przewidywać posunięcia rywali i tak ustawiać swoich wojaków, żeby unikali nieprzyjacielskiego ognia nawet wtedy, kiedy nie byli przytuleni do żadnej z osłon. Wrogowie potrafią zmieniać pozycję, przyjmować dogodne ustawienia strzeleckie, ale jeśli pomiędzy nimi a nami znajduje się jakiś obiekt, na ogół strzelą w niego, zamiast do nas. W pewnym sensie rozumiem ten zabieg – gdyby oponenci potrafili jeszcze niszczyć kowboty po strzałach z rykoszetów, ukończenie tej gry byłoby praktycznie nierealne. Można było jednak wyrównać szanse w inny sposób, np. aplikując piratom większą liczbę punktów życia. Niestety, jest dokładnie odwrotnie.
Oba wymienione wyżej mankamenty nie psują jednak ogólnego odbioru tytułu. To produkcja znakomita i wśród pozycji niezależnych bardzo urokliwa. Wszystkim można się tutaj zachwycać, od oprawy graficznej począwszy, poprzez świetnie wykonaną walkę, na dialogach skończywszy. Entuzjaści gier indie powinni być szwedzką propozycją po prostu zachwyceni, o ile oczywiście mają zacięcie do taktycznych turówek i nie boją się powalczyć na ostatnim poziomie trudności. SteamWorld Heist kupiło mnie już po piętnastu minutach zabawy, a żal po wyłączeniu konsoli rekompensowałem sobie odpaleniem edycji na PlayStation Vita. Nie żałuję ani jednej złotówki wydanej na to małe, ale nietuzinkowe dzieło. To moje najlepiej zainwestowane pieniądze w czerwcu.