autor: Krzysztof Gonciarz
Zoo Tycoon 2 - recenzja gry
Jako prezent pod choinkę nada się dla dzieci, które są wielbicielami zoologii i pochodnych. Starsi mogą być nieco zawiedzeni. Gra jest ładna, słodka i lekka, tego jej nie można odmówić.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Jakiś czas temu, czytając zapowiedź Zoo Tycoona 2 na jednym z zachodnich serwisów poświęconych grom, natrafiłem na dość intrygującą refleksję. Autor tekstu napisał z grubsza coś takiego: „Niektórzy z Was mogą nie pamiętać czasów, kiedy to pod pojęciem zoo rozumiano betonowe budynki i żelazne klatki. Nie zawsze te punkty rozrywki wyglądały tak, jak teraz, zapewniając zwierzętom namiastkę ich naturalnego środowiska oraz bardzo dbając o ich dobre samopoczucie”. Poczułem się niczym zacofany przybysz z dalekiego wschodu, któremu nagle ktoś daje do zrozumienia, jak bardzo jest do tyłu. I taka jest prawda, w Zoo Tycoon 2 zbudujemy ogród zoologiczny zupełnie odmienny od tego, co w sposób naturalny kojarzy się nam z rodzimymi obozami koncentracyjnymi dla zwierzaków.
Cykl „Cośtam Tycoon” istnieje od zarania dziejów gier komputerowych. Nie można jednak powiedzieć niczego w stylu „produkcje spod tego znaku zawsze były synonimem jakości”. Niestety, gracze atakowani tycoonami z najróżniejszych stron (żeby wymienić choćby Activision, Atari, Microsoft) nauczyli się już, że próby zmierzenia się developerów z wyprodukowaniem dobrej gry ekonomicznej kończą się różnie. Zoo Tycoon w swoim czasie okazał się całkiem trafionym programem. Nie było rewolucji, ale skierowanie gry do młodszego audytorium zaowocowało umiarkowanym sukcesem rynkowym. Kontynuacja, którą otrzymujemy w ręce pod koniec 2004 roku, pozostaje w tej samej konwencji. Mamy więc tytuł lekki, łatwy i nawet dość przyjemny. Naszym celem będzie oczywiście stworzenie, rozbudowanie oraz utrzymanie ogrodu zoologicznego. Wszelakie aspekty ekonomiczne potraktowane są jednak po macoszemu i na dobrą sprawę tym, co zajmować nas będzie przez większość czasu, będzie opieka nad zwierzętami i dbanie o ich dobry nastrój. Jeśli zwierzęta będą wesołe, ludzie to docenią, a nasza kasa zapełniać się będzie sałatą. I o to w tym chodzi.
Do rozdysponowania w naszym zoo mamy dokładnie 30 rodzajów zwierzaków (31-szy jest do ściągnięcia z Internetu, można więc liczyć, że wybór z czasem będzie się zwiększać). Okazy są standardowe, nic zaskakującego. Ot, słonie, żyrafy, miśki, flamingi, krokodyle, pawie i tak dalej. Generalnie wszystko to, czego możemy oczekiwać po wizycie w zoo. W pierwszej części gry pupili mieliśmy ponad 2 razy więcej, skąd takie ograniczenie? Wynika to bezpośrednio z przejścia grafiki w pełne 3D. W Zoo Tycoonie oglądać mogliśmy jedynie zwierzakopodobne sprite’y, teraz każde stworzonko zostało w pełni wymodelowane i zanimowane w trzech wymiarach. Trudno myśleć, że ktoś w dzisiejszych czasach wydałby grę opartą na sprite’ach, nic więc w tym nadzwyczajnego. Należy jednak przyznać, że strona graficzna może się podobać, z marginesem na jej cukierkowość. Animacja wszystkiego, co widzimy na ekranie, tzn. przede wszystkim zwierząt i ludzi, także prezentuje się okazale. Szczególnie miło patrzy się na nasze okazy podczas np. zabawy, posiłku czy też drzemki. Słodkie to wszystko. Gra jest bardzo pogodna i przyznam, że pod względem ładunku pozytywnej energii naprawdę mnie zaskoczyła. Potrafi poprawić humor.
Jak już powiedziałem, głównym polem naszego zainteresowania będzie zapewnianie zwierzakom dobrych warunków życiowych i zadowalanie ich potrzeb. Kiedy chcemy zaserwować naszym gościom kolejny okaz do oglądania, musimy w pierwszej kolejności stworzyć mu mini-środowisko. Budujemy ogrodzenie, po czym wypełniamy je odpowiednim podłożem (np. niby-las, niby-sawanna, niby-biegun), ustawiamy dekoracje (drzewka, krzaki, stawy, jakiś mały budynek służący za „domek” dla zwierząt), pożywienie oraz dodatki (różnorakie atrakcje, takie jak piłki, marchewki itp.). Kiedy wszystko będzie już gotowe, w sam środek tak stworzonej ekspozycji umieścić możemy wybrane przez nas zwierzęta. Gdy się już zadomowią, obserwować musimy odpowiadające im wskaźniki zadowolenia oraz potrzeb.
Nasi milusińscy bywają dość wymagający i musimy zatroszczyć się także o ich prywatność, rozrywki, higienę itd. Jeśli uda nam się sprostać ich oczekiwaniom, możemy liczyć na wzrost popularności wśród odwiedzających oraz większe wpływy finansowe. To z kolei zapewni nam środki na dalszą rozbudowę zoo i koło się zamknie. W grze bowiem głównym (obok biletów oczywiście) źródłem finansów są dobrowolne bonusy, wrzucane przez zadowolonych klientów do przeznaczonych do tego celu automatów (nazywają się „donation boxes”). Kiedy odwiedzający widzą, że zwierzęta są całe w skowronkach, chętniej wspomagają naszą kieszeń. Atmosfera jest nam wtedy przychylna, wszyscy są uśmiechnięci, cud, miód, cukierki.
Nie jest Zoo Tycoon szczególnym wyzwaniem, w gruncie rzeczy wystarczy zadbać o odpowiednie „mieszkania” dla zwierząt i nająć trochę obsługi, wtedy pozostaje nam tylko siedzieć i patrzeć, jak stan konta rośnie, a cele misji wypełniają się. Na plus za to zaliczyć można dużą ilość wszelakich atrakcji gotowych do umieszczenia w naszym parku. Mamy tu mnóstwo kramików, dekoracji, drzew, płotków i innych gadżetów, które upiększą wyniki naszej pracy.
Ciekawą atrakcją jest tryb FPP, często spotykany w nowszych ThemePark’opodobnych produkcjach. Dobrodziejstwo, jakie daje nam pełna trójwymiarowość wszystkich obiektów, owocuje w miłych dla oka spacerach po naszym dobytku. Zachowania ludzi i zwierzaków są ciekawe, czasami nawet spotkamy się z naprawdę zaskakującymi „zwrotami akcji”. Ja na przykład, przechadzając się nieopodal zagrody dla wielbłądów, zauważyłem jak jeden z garbusów opluł przechodzącą kobietę. Ona sama zaczęła mu wygrażać pięścią, a wszyscy inni odwiedzający dookoła zaczęli się z niej śmiać. Jak przeszedłem do normalnego widoku, sprawdziłem ich myśli. Kobieta miała notkę „Ej, ten wielbłąd mnie opluł!” i zły humor, podczas gdy wszyscy w pobliżu – „Ale heca, wielbłąd ją opluł” i świetny nastrój. Małe, a cieszy. Widok FPP umożliwia nam także wykonywanie obowiązków pracowników własnoręcznie, tzn. uzupełnianie misek z jedzeniem, wynoszenie śmieci, sprzątanie kup. Może jako proces sam w sobie nie jest to nic szczególnie ciekawego (hyhy), jednak w samej grze bardzo się przydaje. Możemy samodzielnie interweniować w nagłej potrzebie, coś przyspieszyć, komuś poprawić nastrój, zaoszczędzić na personelu. Miły dodatek.
Przed graczem otworem stoi kilka trybów gry. Nic zaskakującego, mamy tutaj free play, kampanię, w której zmierzymy się z szeregiem konkretnych misji, oraz challenge mode, coś stanowiącego połączenie dwóch poprzednich. Polega on na rozbudowywaniu wciąż jednego tylko ogrodu zoologicznego oraz wypełnianie zlecanych nam co jakiś czas zadań. Za ich wykonanie dostaniemy bonusy w postaci dodatkowych atrakcji upiększających park. Same misje bywają różne, choć zazwyczaj sprowadzają się do opisanego już wyżej schematu zadowalania potrzeb zwierząt i odwiedzających. Czasami zobligowani zostaniemy do zrobienia zdjęcia wybranego podopiecznego w jakiejś niecodziennej sytuacji, np. podczas zabawy piłką. Nie jest to trudne, gdyż zachowanie naszych zwierzaków nijak się ma do naszej obecności w pobliżu. Możliwość zaaplikowania w grze uproszczonego nawet mechanizmu robienia zdjęć przyrody została więc sprowadzona do chodzenia w trybie FPP i naciskania spacji od czasu do czasu. Szkoda, wyczuwam tu nieco niewykorzystanego potencjału. Zrobione przez nas fotki zbierać możemy w albumie oraz udostępniać przez Internet. Hm... Sorry, może ja jestem dziwny, ale nie widzę absolutnie nic interesującego w udostępnianiu fotek z tej gry przez sieć. :-)
Zaprezentowana w ZT2 muzyka jest dość przewidywalna. Mamy wesołe melodyjki oparte na brzmieniowym tle klimatów pt. „wesoła dżungla”. Nie przeszkadza, nie pomaga, zupełnie ta muzyka jest obojętna. Szkoda tylko, że w momencie pauzowania gry (w celu np. szybkiego poprzestawiania jakichś obiektów, wydania dyrektyw pracownikom itp.) cały dźwięk, łącznie z odgłosami menu, milknie, bardzo to drażni w czasie zabawy. Inna sprawa to dźwięki, które momentami stanowią dość spore nieporozumienie. Głównie mam tu na myśli odgłosy wydawane przez odwiedzających nasz interes gości – to, co oni z siebie wydają, woła o pomstę do nieba. Twórcy chcieli oczywiście stworzyć takie językopodobne pomrukiwania (często spotykany patent w tego typu produkcjach), a wyszedł zbitek pisków, od których uszy więdną.
Podobnie jak jej poprzedniczka, Zoo Tycoon 2 to gra skierowana do młodszych graczy. Posiada wszystkie wartości cenione przez zastanawiających się nad zakupem rodziców. Mamy szeroko pojęte walory edukacyjne, co nieco informacji o zwierzętach (opisy zaczerpnięte z Microsoft Encarty), zero brutalności lub niepoprawności politycznej, w dwóch słowach: gra grzeczna i ładna. Konsekwencje takiego stanu rzeczy są oczywiste, starsze pokolenie nie znajdzie w tym tycoonie nic szczególnie godnego uwagi.
Wielką bolączką gry jest bardzo niski poziom trudności oraz bardzo poważne zaniedbanie wszelkich aspektów ekonomiczno-marketingowych. Jak pisałem już parokrotnie, zajmujemy się de facto tylko zwierzętami. Możemy co prawda ustalać ceny biletów, pamiątek, jedzenia itp., ale tak naprawdę na tym nasze ekonomiczne możliwości kończą się. Żadnego podejmowania trudnych decyzji, żadnych skomplikowanych problemów do rozwiązania, w kółko tylko budować zagrody i dawać zwierzętom papu. Mamy co prawda pięć wykresów na krzyż, z których można wynieść jakieś decyzyjne wskazówki w stylu „budka z hamburgerami mało zarabia, ustawię ją gdzie indziej”. Wszystko spoko, ale... Pamiętacie Dinopark Tycoon? Dawne czasy, bardzo dawne. A mnie się ta malutka, jednodyskietkowa bodajże gierka przypomniała niejednokrotnie przy okazji zmagań z ZT2. Dlaczego? Generalnie obie te produkcje oferują podobne możliwości, podobny zakres obowiązków, a jednak w Dinoparku wszystko to zaserwowane nam było na o wiele cięższym talerzu. Gra była trudna, mimo skromności opcji. Trudna, wymagająca, a zarazem naprawdę bardzo wciągająca. Czy lepsza od ZT2? Aż strach pomyśleć... Dodam tylko, że DT powstał w 1993 roku.
Polska wersja, którą oddaje w nasze ręce CD Projekt, pozostawia sporo do życzenia. Trudno jednak winić za to tłumaczy, jako że ewidentnie problemy leżały po stronie kodu gry. Przez to właśnie raczeni jesteśmy rodzynkami w stylu: „Popatrz, jak Słoń 1 i Mała Piłka bawią się ze sobą!”, „Hipopotam 1 pije z Mała Miska, to dobre udogodnienie!” i tak dalej. Problem ten był prawdopodobnie nie do obejścia, ale i rezygnacja z polonizacji tego rodzaju gry także nie wydawałaby się dobrym pomysłem. Nie jest dobrze, lecz zdaje się, że nie mogło być lepiej.
Przytłaczająca większość gier skierowanych do dzieci to szmiry, trudno się z tym nie zgodzić. I nie mówię tego bynajmniej przez pryzmat swojego wieku, odnoszę bowiem stosunkowo obiektywne wrażenie, że produkcje te pozbawione są wartości i interesujących pomysłów. Zoo Tycoon 2 na tym tle wybija się nieco i za sam ten fakt winien zostać doceniony. Gdybym sam miał zadecydować, jaką grę kupić jakiemuś dziecku pod choinkę (ojcem nie jestem :-) ), wybrałbym jednak jakąś „normalną” pozycję. Nie musi być przecież ani brutalna, ani straszna, a gry celujące w starszych odbiorców posiadają o wiele więcej miodu i są bardziej dopracowane. Wracając do naszego zoologicznego tytułu – jako prezent pod choinkę nada się dla dzieci, które są wielbicielami zoologii i pochodnych. Starsi mogą być nieco zawiedzeni. Gra jest ładna, słodka i lekka, tego jej pod żadnym pozorem nie odmówię. Tyle, że to niestety wszystko, co ma do zaoferowania.
Krzysztof „Lordareon” Gonciarz
PLUSY:
- miła oprawa graficzna;
- zachowania zwierzaków;
- pogodny klimat.
MINUSY:
- bardzo niski poziom trudności;
- w kółko to samo;
- nieciekawe udźwiękowienie.