Liberated Recenzja gry
Za wolność naszą i waszą – recenzja gry Liberated
Polskie dystopie zawsze interesowały mnie najbardziej – dobrze jest posłuchać o pesymistycznych wizjach rodaków. Liberated to nowatorski projekt indie warszawskiego studia. Jest ambitny i ciekawy – a przy tym pięknie... narysowany?
Recenzja powstała na bazie wersji Switch.
Wszystkie te dystopijne wizje, które próbują nas ostrzec, skazane są na porażkę. Tak długo jak dystopia będzie artystycznym dziełem, tak długo nie będziemy jej przekazu traktować szczególnie serio. Z Liberated jest trochę podobnie – niby wszystkie środki opresji, o których mówi gra, są już dziś w użyciu, tak ja wciąż nie mam ochoty wyciągnąć wtyczki z gniazdka i ruszyć z widłami na sejm.
Choć – po zastanowieniu – problem może nie tkwić w konwencji, lecz w tym, kto tę konwencję odczytuje. Liberated przedstawia nam konflikt pomiędzy dwiema grupami, anarchistami i rządem, ale dopuszcza również szczątkowy głos gawiedzi. Bojownicy o wolność popełniają jednak duży błąd: wybierają na świadka kogoś, kto świadkiem wcale nie chce zostać. Krytyczna postawa i polityczna dojrzałość postronnych przechodniów, szarych ludzi i statystycznych mieszkańców ogranicza się do prostej dychotomii systemu lajków na serwisie społecznościowym. Utrata tożsamości obywatelskiej rozpoczęła się mniej więcej wtedy, gdy poranną prasówkę zastąpiło bezrefleksyjne scrollowanie timeline’u na fejsie. Jako społeczeństwo aspirujemy już do roli matriksowych bateryjek. Liberated zdaje się mówić: tego zawilgoconego lontu i tego przemokniętego prochu nie da się podpalić, a nasza przyszłość jest przesądzona. Ale po kolei.
Liberated to polska gra indie wyprodukowanej przez Atomic Wolf, a wydane przez Walkabout Games, odważnego wydawcę, który na swoim koncie ma Wanderlust – przedziwną grę, która łączy visual novel z grą paragrafową, o której pisaliśmy w przeszłości. Najwyraźniej wydawca postawił sobie za cel sięganie po rzeczy trudne i niejednoznaczne, bo tym razem proponuje nam grę, której rozrywka dzieje się w obrębie komiksowego kadru.
Spójrzcie na obrazki – czym w zasadzie jest Liberated? To narracyjna gra platformowa, która eksperymentuje z gatunkiem. Pamiętacie cutscenki z pierwszego Maxa Payne’a? Tutaj są one interaktywne i przeplecione sekwencjami platformowymi. Serio: cała gra dzieje się na kartach komiksu.
Komiks czy gra?
Nie da się rozmawiać o grafice Liberated bez odniesień do zgoła innych dziedzin sztuki. Rysunki w grze zostały wykonane naprawdę świetnie i nastrojowo. Komiks jest czarno-biały i utrzymany w klimatach noir, a animowane cienie i światła wprowadzają do albumu mnóstwo życia. Poszczególne scenki – choć złożone z obrazków – nie są statyczne, bo postacie pozostają w ograniczonym ruchu. W obrębie jednego kadru może wydarzyć się cały dialog. W obrębie paru obrazków cała historia.
Historię podzielono na cztery części – czy bardziej adekwatnie – cztery albumy. Oczywiście nie będziemy tylko czytać komiksu – niektóre z kadrów to długie sekwencje platformowe, w których wcielamy się w jednego z bohaterów. Każdy etap ma tę samą zasadę: musimy przedostać się przez poziom wypełniony przeciwnikami, rozwiązać parę środowiskowych zagadek (przesuń skrzynię, odkryj dalszą drogę) i ewentualnie zaliczyć minigierkę.
To, co grę wyróżnia (oprócz – rzecz jasna – śmiałej komiksowej konwencji), to fabuła gry. Liberated opowie nam historię kilku bohaterów zajmujących przeciwne strony barykady: nadmiernie opiekuńcze państwo, które walczy z terroryzmem kosztem wolności oraz grupą aktywistów, stworzonych odrobinę na wzór popularnej kilka lat temu grupy Anonymous.
Smutna prawda
Obydwie grupy nie przebierają w środkach. I choć rozpoczynamy swoją przygodę z Liberated jako świeży rekrut podziemnych bojowników, to szybko przekonujemy się, że wcale nie należymy do tych dobrych. Ba, wkrótce odkryjemy, że „tych dobrych” tak naprawdę w ogóle w tej grze nie ma. Bo Liberated nie jest szlachetną opowieścią o niestrudzonym ruchu oporu, który z oków totalitarnej władzy wyzwoli ciemiężoną demokrację. To raczej próba ukazania patowej sytuacji, w której mierzą się dwie siły – porządek i wolność. Pat tej sytuacji polega nie tylko na tym, że każda ze stron ma rację i jednocześnie jej nie ma. Błąd władzy jest stary jak świat – cel uświęca środki (i przysłania moralność czynu). Błąd ruchu oporu polega na tym, że próbują oni gospodarować interesem ogółu, który nie jest zainteresowany. Ogół według Liberated to społeczeństwo rachityczne i zblazowane. Odchowane w social mediach, z dostępem do szybkiego światłowodu, przyjmuje zasady gry, które wprowadza totalitarne państwo (takie jak wirtualny profil wartości mieszkańca), ponieważ – no właśnie – dlaczego?
Punktem zapalnym fabuły gry jest zamach przeprowadzony w szkole. Nie będę zdradzał szczegółów, abyście sami mogli odkrywać tajemnice gry, ale twórcy Liberated zwracają uwagę, że strach społeczeństwa to realny problem i zupełnie nowa, podatna na manipulacje gospodarka. Umiejętne podsycanie strachu może umożliwić nam przeforsowanie naszych nawet najbardziej zbrodniczych racji. W Liberated w ten sposób odebrano ludziom wolność. Problem w tym, że grupa, która zażądała zwrotu tej wolności, upomina się o interes ogółu, który – jak już wspomniałem – ma to głęboko w nosie. I to jest bodaj najmocniejsze przesłanie fabuły Liberated. Że koniec końców naszym największym wrogiem jest ignorancja i apatia mainstreamu.
Nie martwcie się – dymki są znacznie bardziej czytelne. Po prostu pozostają animowane, wiec próba ich złapania je rozmazuje.
W czasie wędrówki po dachach, magazynach i opuszczonych kompleksach wojskowych wielokrotnie będziecie sobie zadawać pytania o zasadność postepowania poszczególnych bohaterów. Cieszy również, że Liberated umożliwia podjęcie kilku decyzji. Nie mają one tak po prawdzie dużych konsekwencji, ale podkreślają fakt, że to nie jest tylko komiks, lecz jednak również gra.
Celowo omijam konkrety, postacie i wątki, a skupiam się na interpretacji, bo historia Liberated to przygoda na chwilę i nie chciałbym jej wam psuć. Grę ukończycie w 6 godzin, więc jeśli nie lubicie długich produkcji, docenicie ten pomysł. Krótkie i spójne historie zawsze są w cenie i prawdę mówiąc nie widzę powodu, aby Liberated miałoby zajmować 10 czy 15 godzin. Tym bardziej, że pokaźną część gry spędzimy na etapach platformowych, a tymi zwyczajnie szybko się nudzimy.
Czarno-biały Super Mario
Kojarzący się z Limbo gameplay w przypadku Liberated bardziej opiera się na zręczności i czasie reakcji niż zagadkach. Ot, poruszamy postacią po planszach, skaczemy po dachach i kryjemy się za rogiem, aby pozbawić życia biednego i bogu ducha winnego policjanta. Sporadycznie rozwiążemy zagadkę logiczną w postaci hackerskiej minigierki – częściej będziemy się zastanawiali, skąd wziąć i gdzie przenieść skrzynię.
Ewidentnie jednak brakuje tym etapom pomysłu czy też różnorodności: przez większość czasu skaczemy po platformach, próbując uśmiercić przeciwników. Trochę szkoda, że nie udało się wykorzystać tu potencjału – nie zrozumcie mnie źle, tła etapów platformowych są ładne i klimatyczne: problem w tym, że po prostu gameplay jest zwyczajną platformówką. Ot, tu wskocz, tu się ukryj, tu przepłyń, tu uruchom windę, tu skręć kark przeciwnikowi, a tu naciśnij spust szybciej niż wróg. I w zasadzie na tym koniec.
Etapy platformowe, choć twórcy starali się urozmaicić je choćby sekwencjami QTE, mogłyby być więc ciekawsze. Tak zupełnie serio to polecam ustawić poziom trudności na „czytelnik” – wówczas przebicie się przez kilkudziesięciu przeciwników nie będzie zmuszało nas do nieustannym powtórek i skupicie się po prostu na historii. Historii, która choć nie rewolucjonizuje gier, jest przyjemną, bo pobudzającą do myślenia fabułą o zagrożeniach, jakie już dzieją się na świecie.
Za wolność naszą i waszą
Zadaniem każdej dystopii jest wystosowanie komentarza do naszego, prawdziwego świata – ten zawarty w Liberated jest przerażający.
Świetne artystyczne kadry uzupełnia niezła muzyka, która idealnie pasuje do mrocznego klimatu gry. Liberated jest trochę eksperymentem. Wiemy już, że pod względem artystycznym rzeczywiście się udał, bo obraz i dźwięk zwyczajnie przetrzymują nas przy ekranach (także przy małym ekraniku Switcha). Cieszy fakt, że za produkcją stoją polscy deweloperzy. Miałem przyjemność odwiedzić ich w roku 2019 – w lepszych, zdrowszych czasach – i spotkałem wówczas kilka ciekawych, zdolnych osób. Jeśli rzeczywiście Walkabaout Games zamierza wspierać tego rodzaju ambitnych deweloperów, to należy się im duże wsparcie. I brawa.
Kończąc grę, poczujecie niemały smutek. Liberated w tej materii jest bezlitosne – za pomocą czterech komiksowych albumów przeprowadza analizę naszego społeczeństwa. Robi to, operując pięknymi obrazkami i klimatycznymi kadrami. Do was jednak będzie należało wyciągnięcie wniosków z tej gry. Bo pamiętajcie – my jesteśmy tą trzecią grupą, o której interesy ściera się rząd z rebelią. Pytanie, które Liberated być może chciałoby wam postawić, brzmi następująco: czy w ogóle obchodzi was los waszej prywatności?