autor: Borys Zajączkowski
Wielka Wyprawa - recenzja gry
Wielka Wyprawa to klasyczna gra przygodowa pod wieloma względami przypominająca dawny przebój firmy Sierra, pt. EcoQuest. Wykorzystuje ona zmodyfikowany trójwymiarowy silnik graficzny Groma. Gra dedykowana jest przede wszystkim dzieciom...
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Faceci to są durni, gdy ich samych zostawić – słów nie mam. Dałem się spiec na jeziorze tak, że się ledwie ruszam, ale nadal przed domownikami zgrywam twardziela. Tym sposobem przypomniałem sobie, dlaczego nie lubię słońca. Jak mnie to nie zabije, będę żył wiecznie. Zdumiewające przy tym jest to, że swoje dziecko wysmarowałem stosowną emulsją (faktor 22) od stóp do głów i to dwukrotnie w ciągu dnia. Z obecnie niewiadomego mi zaś powodu uznałem, że ja już jestem za stary na takie bajery. Tyle dobrego, że mam na pociechę niezwykłą gierkę. Po prostu coś pięknego! Oczom nie dosłyszę, uszom nie dowidzę – tak ślicznej gry dla najmłodszych dawno w rękach nie miałem. A może w ogóle nie miałem? Szukając w pamięci po równie śliczniutkich gierkach przychodzi mi na myśl „Relentless Twinsen’s Adventure” znana również jako „Little Big Adventure”, lecz nie była to gra stricte dla małych dzieci, która byłaby poziomem dostosowana dla naprawdę niewielkich myszek. A poza tym... kiedy to było? Wprawdzie kolorystyka „Wielkiej wyprawy” jest nadto... słoneczna, lecz zdaję sobie sprawę z tego, że w chwili obecnej moje osądy w tej kwestii mogą być z deczka tendencyjne. :-)
W zasadzie nie jestem pewien, co o „Wielkiej wyprawie” napisać. Przy co drugim słowie powinno się znaleźć jego dopełnienie: fantastyczny, śliczny, miły, interesujący, dobrze pomyślany... Po pierwsze jednak poznać grafomana po ilości przymiotników, a po drugie narodem Polacy są tak nieskorym do zachwytów, że prawie każda dobra recenzja rzuca na jej autora podejrzenie o zły gust. No, chyba że rzecz idzie o entą strzelankę ze stajni id Software, gdyż jeszcze nie spotkałem recenzenta, który by się odważył napisać, że każda jedna, od drugiej części „Dooma” począwszy jest nudna, wtórna i stanowi jedynie skromną merytorycznie prezentację engine’u. A, grrr!
Tymczasem „Wielka wyprawa” jest fantastycznie :-) pomyślaną i przemyślaną grą dla dzieci. Zwięźle rzecz ujmując: jest to prosta i niedługa gra przygodowa z elementami zręcznościowymi, o wydźwięku mocno pedagogicznym. Wykonana została z nie lada pieczołowitością, a ponieważ nie wiedziałem, co dostaję do ręki, w zdumienie wprawił mnie fakt, iż jest ona wytworem rodzimego zespołu developerskiego – Rebelmind. Od pierwszego kontaktu z „Wielką wyprawą” wydaje się być z nią coś nie tak... :-) Przyzwyczaiłem się już bowiem do przykrej rzeczywistości, w której gry dla dzieci stają się grami dla dzieci głownie dlatego, że starszy gracz ma większe wymagania. Tymczasem i muzyka i dźwięk i oprawa graficzna od samego początku zapowiadają coś niezwykłego, nastrajają optymistycznie, skłaniają do zgaszenia papierosa i wygodniejszego rozparcia się w fotelu. (Tu mam na myśli raczej siebie niż właściwych odbiorców gry – chociaż i dzieci już nie te co onegdaj...)
Oto, gracz dostaje do wyboru postać dziewczynki lub chłopczyka, decyduje się na obrazek (z typu przedszkolnych naklejek na szafkach w szatni), który będzie reprezentował daną rozgrywkę i za którego pomocą dziecko będzie wracać do przerwanej zabawy. I już pora na pochwałę: żadnych sejwów ani loadów, ani innego tłumaczenia pociesze przed grą, na czym polegają operacje dyskowe i dlaczego są ważne – po prostu klik na autko, muchomorek czy innego pieska i ot, cała technika. A im dalej w las tym milsze oku zwierzątka.
Fundamentem całej historii jest ktoś zły, kto brudzi – temat jak najbardziej na czasie – i zadaniem gracza jest ocalenie czystej krainy od zalewu śmieci. Aby tego dokonać, będzie musiał pomóc kapitanowi statku w wypłynięciu na morze, z jego pomocą odnaleźć na wyspach Południowych naukowca dysponującego samolotem, skombinować sieć i wreszcie za jej pomocą złapać niedobrego wysypywacza śmieci. Będzie zatem dziecko musiało odwiedzić ładniutki port, tropikalne wyspy i krainę lodu. Rozwiązać trochę nietrudnych a logicznych łamigłówek, wykazać zręczność w pięciu minigrach przeplatających bieg fabuły, przy czym dobrze z nim powiązanych. Jest wyławianie śmieci z wody, robienie zdjęć wielorybom, łapanie orzeszków, a nawet całkiem dobra wersja skoków narciarskich. Nie ma miejsca na znudzenie.
Prerenderowane tła, po których poruszają się trójwymiarowe postaci wykonane zostały z pietyzmem, a jakby nie dość było na nich oko zawiesić, większość składających się na nie elementów została animowana i reaguje na oglądanie. Pod służącą do poznawania otoczenia lupą okiennice trzaskają, kwiatki tańczą, palmy się kłaniają. Dokładne przeszukiwanie otoczenia jest potrzebne, gdyż tu i ówdzie znajdują się ukryte, niezbędne do posunięcia się naprzód atrybuty. Może to być klucz w pudełku lub zgubiona w krzakach kulka. Na tej samej zasadzie dziecko znajduje podpowiedzi, które nadają się do wykorzystania w dowolnie przez nie wybranym czasie i miejscu.
Samo poruszanie się postaci gracza również zostało przemyślane tak, by wymagać od dziecka jak najmniej zrozumienia dla umowności gier komputerowych. Kursor, wskazujący miejsce dla przemieszczenia się postaci ma kształt stóp, a w odległości nadającej się na skok zmienia kolor i wówczas rozkaz przejścia powoduje przeskok – proste i genialne. Żadnych dodatkowych klawiszy, żadnego niepotrzebnego tłumaczenia. Z resztą każde czekające dziecko zadanie zostaje mu prosto acz precyzyjnie wyłożone przez lektora, technika rozwiązywania każdego problemu pokazana niemal paluszkiem tak, by dziecko mogło się skupić na czekającym je zadaniu, a nie na ograniczeniach natury sprzętowej.
Poza śliczną grafiką i animacyjkami, poza miłą dla ucha muzyką, poza niezwykle przyjemnym sterowaniem, poza atrakcyjnością i różnorodnością wyzwań, na szczególną pochwałę zasługują lektorzy. Są absolutnie doskonali. Pełen profesjonalizm, jaki nie zawsze pojawia się nawet w wysokobudżetowych :-) dobranockach, nie wspominając o rodzimych wersjach gier komputerowych wiecznie cierpiących na nie dające się słuchać głosy domorosłych odczytywaczy.
Żywcem nie ma się do czego przyczepić. No, prawie... Koniec końców Polak zawsze znajdzie dziurę w całym. Troszkę bowiem razi to, iż postaci nie poruszają ustami podczas mówienia. Mówią jednak tak ładnie i tak miło ich się słucha, że można te zastygłe usteczka darować.
Poza tym... cudo. Idealna gra dla kilkuletnich pociech. Gra posiadająca tę nie dającą się przecenić zaletę, że pomoc rodziców w zabawie wydaje się być absolutnie zbędna. „Wielka wyprawa” powstała dla dzieci i na każdym jej etapie widać myślenie o dzieciach i o tym, by przede wszystkim stworzyć dla nich fantastyczną zabawkę, a nie by zarobić na ich rodzicach. Rzecz absolutnie godna polecenia. A na moim prywatnym poletku pierwsza gra komputerowa, przed którą posadzę swoją pociechę, gdyż dotychczas żadna inna produkcja mniej lub bardziej dla dzieci nie wydała mi się w takim stopniu godna psucia wzroku przed monitorem.
Shuck