autor: Krzysztof Gonciarz
Virtual Skipper 5 - recenzja gry
Piąta odsłona cyklu Virtual Skipper to gra na licencji tegorocznych rozgrywek o Puchar Ameryki. Po raz pierwszy w historii bierze w nich udział polski sternik.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Tak jakoś wyszło, że nigdy na GOL-u nie rozprawiono się z żadną grą z serii Virtual Skipper. Cóż, poniekąd można tę sytuację zrozumieć: polskiego dystrybutora od zawsze brak, a i sam tytuł dla większości czytelników aspirować może co najwyżej do rangi ciekawostki. Nadarza się jednak nieprzeciętna okazja, by ostatecznie zmierzyć się z tematem. Najnowsza część żeglarskiego symulatora powstała bowiem na oficjalnej licencji tegorocznych rozgrywek o Puchar Ameryki. Polska co prawda w owej imprezie nie uczestniczy, ale nasz rodak – Karol Jabłoński – dumnie zasiada za sterem pretendującego do tytułu, hiszpańskiego jachtu Desafio. Radzi sobie przy tym całkiem nieźle, bo doszedł aż do półfinału Louis-Vuitton Cup (rozgrywek, których zwycięzca następnie walczy o właściwy Puchar z jego aktualnym obrońcą, w tym przypadku szwajcarskim teamem Alinghi). W chwili, gdy piszę te słowa, walka o finał wciąż trwa, choć wydaje się już przegrana (Hiszpanie przegrywają z drużyną Nowej Zelandii 2-4). Zejdźmy jednak na ziemię, a w zasadzie na wodę, i zajmijmy się samą grą, noszącą wszystko mówiący tytuł 32nd America’s Cup: The Game.
Sytuacja wszystkich „dziwnych” symulatorów na rynku jest dość klarowna. Są to rarytasy przeznaczone przede wszystkim dla zagorzałych zwolenników danej dyscypliny – czy będzie nią latanie samolotem turystycznym, prowadzenie pociągu czy żeglowanie. W myśl tej zasady, Virtual Skipper nie próbuje udawać gry dla każdego. Znajdziemy tu bardzo rozbudowany tutorial (w sumie będzie to kilkadziesiąt lekcji), który nawet laikowi da pewne pojęcie o zasadach jachtingu, ale na pewno nie zaszczepi w nim sportowego czucia i nie wzbudzi zbyt głębokich doznań. Tak: żeby z zainteresowaniem grać w tę grę, trzeba mieć pewne pojęcie o tym, czego się podejmujemy. Nie, żeby symulacja była jakoś szczególnie wymagająca pod względem wiedzy czy techniki obsługi. Dla niewtajemniczonych zabawa będzie po prostu nudna. Nomen omen, niewiele się tu dzieje.
Regaty rozgrywać będziemy w czterech klasach jednostek. Najistotniejsze są tu oczywiście majestatyczne, dumne sylwetki jachtów IACC, czyli ponad 20-metrowych bolidów startujących w wyścigach o tytułowy America’s Cup. W grze znalazł się komplet 12 teamów z tegorocznych rozgrywek. Na nieco dalszym planie mamy 7,5-metrowe Melgesy 24, 13-metrowe Offshore Racery oraz klasę gargantuicznych trimaranów, z grubsza mogących przywodzić na myśl słynne regaty The Race sprzed kilku lat (kiedy to narodowym świętem ogłoszono fakt naszego niezbyt udanego uczestnictwa w imprezie). Rozrzut mamy więc całkiem spory: od małych, narowistych chochlików, przez podniosły odpowiednik Formuły 1, aż po trudne do opanowania demony szybkości. W praktyce wybór jest jednak nieco bardziej ograniczony, albowiem do przyjętej w grze formuły taktycznego match-racingu (czyli wyścigów 1 na 1) tak naprawdę pasują tylko IACC.
Nie mamy specjalnego wyboru, jeśli chodzi o tryby rozgrywki. Możemy odbyć pojedynczy wyścig, bądź też rozegrać cały turniej, co zasadniczo sprowadza się do tego samego. Bolączką gry jest monotonność, która w głównej mierze stanowi pochodną natury symulowanego sportu. Nasza rola sprowadza się do sterowania jachtem i przeprowadzania zmian przedniego ożaglowania (mały fok, genua, spinaker). Jeśli chcemy, możemy też wziąć na siebie ręczną regulację wybrania żagli. Do wyboru mamy 3 poziomy trudności, określające przede wszystkim liczbę wirtualnych asyst, które wskażą nam odpowiedni kurs i ustawienie do wiatru. Na najwyższym z nich będziemy musieli opierać się wyłącznie na pomiarach pokładowej elektroniki – a nie jest to zadanie najłatwiejsze, gdyż warunki pogodowe bywają tu bardzo zmienne. Sztuczna inteligencja stoi na wyważonym poziomie. Komputer nie popełnia ewidentnych błędów, ale tez nie stać go na zaawansowane zagrywki taktyczne. Dodajmy, że zasady wyścigów w grze są wiernym odzwierciedleniem przepisów Międzynarodowej Federacji Żeglarskiej ISAF.
Virtual Skipper przez lata dosłużył się całkiem prężnej społeczności graczy, którzy napędzają multiplayerowy aspekt serii. Rozgrywka wieloosobowa zdaje się być esencją 32nd America’s Cup, o czym przekonuje mnogość atrakcji z nią związanych. Entuzjaści niewątpliwie odnajdą przyjemność w sporządzaniu własnych skinów dla preferowanych łódek, avatarów, a nawet całkiem nowych modeli jachtów (edytory nie są wbudowane w grę, należy za nimi nieco poszperać w sieci). Rozbudowany system rankingowy, możliwość nagrywania replay’ów, a nawet montowania z nich krótkich filmów, łatwe w obsłudze narzędzie do tworzenia własnych tras – wszystkie te cechy VS przemawiają za jego atrakcyjnością w oczach internetowych żeglarzy.
Gra jest bez wątpienia najśliczniejszym symulatorem regat, jaki kiedykolwiek powstał. Tylko popatrzcie na te screeny! Wygląda to cudnie i szkoda tylko, że komputer nie jest w stanie wygenerować zapachu morskiej bryzy, ani zrosić nam facjaty kilkoma kropelkami zimnej wody. Woda, w ogóle, zwróćcie uwagę na wodę! Zresztą, na co tu zwracać, tego efektu falowania nie odda żaden screen. A szkoda, bo zostawia on w tyle wszystkie karykaturalnie przerysowane wyścigi skuterów, które do tej pory szczyciły się „realizmem” w tym aspekcie. O udźwiękowieniu nie da się powiedzieć zbyt wiele. Przerywnikowa muzyka pasuje do konwencji, a odgłosy terkoczących kabestanów i łopoczących żagli skutecznie malują dla nas klimat.
Jedyną droga do słusznej oceny 32nd America’s Cup: The Game jest rozbicie noty na dwie części: tę przeznaczoną dla ludzi obojętnych instytucji żeglarstwa oraz tę dla dogłębnie zainteresowanych tematem. A że nasza baza danych pozwala na wprowadzenie tylko jednej liczby od 0 do 100, wyciągnijmy średnią arytmetyczną i ani chybi stanie, że 70%. 60 dla jednych, 80 dla drugich. Tylko 80? A owszem. Pomimo faktu, że mówimy tu o najlepszym żeglarskim symulatorze na rynku, do ideału wciąż jeszcze daleko. Seria niezaprzeczalnie idzie naprzód – być może za kilka lat bez wahania nazwie się ją pozycją obowiązkową. Póki co, zachęcam do zorientowania się w sytuacji. Stopy wody pod kilem, czy coś.
Krzysztof „Lordareon” Gonciarz
PS. Za garść fachowych uwag dziękuję Leszkowi Gonciarzowi, uznanemu projektantowi jachtowemu i pasjonatowi tego sportu (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa).
PLUSY:
- świetna grafika i klimatyczny dźwięk;
- rozbudowany multiplayer;
- licencjonowane jachty i teamy.
MINUSY:
- dość często wieje nudą.