autor: Bolesław Wójtowicz
Thorgal Klątwa Odyna - recenzja gry
Thorgal Klątwa Odyna to przygodowa gra akcji oparta na legendarnej serii komiksów fantasy Grzegorza Rosińskiego i Jeana Van Hamme'a, opowiadającej o losach Thorgala Aegirssona.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Jeśli zapytać przedstawicieli pokolenia kształtowanego do życia w społeczeństwie końca lat siedemdziesiątych i początku osiemdziesiątych z czym kojarzy im się słowo “Relax”, to z reguły uzyskamy kilka, jakże odmiennych, odpowiedzi. Owszem, znajdą się i tacy, którzy coś tam będą przebąkiwać o błogim lenistwie i odpoczynku na łonie, jednakże dość spora ich część będzie wskazywała na inne znaczenia. Dla niektórych słowo to będzie wiązało się z szykownym obuwiem zimowym produkowanym bodajże w Nowym Targu, którego posiadacze przechadzali się zaśnieżonymi uliczkami odprowadzani zazdrosnym wzrokiem przez tych, którzy nie mieli tak dobrych znajomości w sklepach obuwniczych. Inni, właściciele radiomagnetofonów marki “Kasprzak”, wychowani na Liście Przebojów Trójki, pewnie gromkim głosem zakrzykną, że im to słowo kojarzy się tylko i wyłącznie z piosenką pewnego Franka, który wybrał się do Hollywood. Cóż, bywa i tak...
Mnie osobiście słowo “Relax” w tamtych latach kojarzyło się tylko i wyłącznie z oczekiwaniem pod kioskiem na dostawę towaru i z chwilą, kiedy za ciężko zaoszczędzone kieszonkowe, mogłem wreszcie odebrać od kioskarki najnowszy numer komiksu. Jakiego? To przecież jasne...
“Relaksy”, kolekcjonowane i przechowywane w miejscu całkowicie niedostępnym dla młodszego rodzeństwa, stanowiły dumę posiadacza i powód do zazdrości dla kolegów ze szkolnej ławy. Lektura każdego nowego numeru stanowiła przeżycie wręcz mistyczne, które pozwalało chociaż na chwilę przenieść się do innego, lepszego świata, oderwać od problemów dnia powszedniego. Kto przejmował się kolejkami za śmietaną i kaszą na kartki, kiedy na kolorowych stronach komiksu mógł wędrować po mroźnych pustkowiach, gdzie wszystkie kłopoty całego świata rozwiązywało się przy pomocy miecza? To tamten świat, pełen potworów i wrogich nam bóstw, wydawał się bardziej przyjazny niż ten, brudny i szary, widziany codziennie za okienną szybą.
Jednym z najważniejszych, o ile nie najważniejszym, z bohaterów komiksów przedrukowywanych w “Relaksie”, bodajże w latach 1978-1979, był Thorgal Aegirsson. Postać tego młodzieńca z gwiazd, wychowanego a następnie wygnanego przez Wikingów, wymyślona została przez znakomitego belgijskiego scenarzystę Jeana Van Hamme, a na strony komiksu przeniósł ją polski rysownik Grzegorz Rosiński.
Sukces, jaki zeszyty z przygodami Thorgala odniosły na europejskim rynku, zaskoczył przede wszystkim samych twórców. Każdy nowy album sprzedawał się w takiej ilości, jakiej inne serie komiksowe mogły tylko pozazdrościć. Dzieło Rosińskiego i Van Hamme’a, wśród tych wszystkich importowanych zza Wielkiej Wody nietoperzy, pająków i innych Supermanów, wyróżniało się znakomitym wątkiem fabularnym i wspaniałą oprawą graficzną. Historia Thorgala, wiernego męża i cudownego ojca walczącego w obronie rodziny z każdym, kto ośmielił się im w jakikolwiek sposób zagrozić, czy to był człowiek, potwór, czy też któryś z bogów, powodowała, iż wielu spośród czytelników, zwłaszcza tych małoletnich, w tej właśnie postaci znajdowało swój ideał i marzyło, by w przyszłości stać się takim samym bohaterem, z mieczem w dłoni walczącym ze złem.
Wraz z rozwojem technologii, pojawieniem się komputerów klasy PC, należało się spodziewać, iż lada dzień, ktoś zabierze się do stworzenia gry komputerowej opartej na fabule któregoś z komiksów opowiadających o przygodach dzielnego Thorgala. Pozostało znaleźć jedynie odpowiedź na pytanie: przedstawicielem którego z gatunków stanie się ta gra? Osobiście stawiałem raczej na jakiegoś cRPG-a niż na czystą przygodówkę, gdyż na stronach komiksu bohater nasz mieczem macha dzielnie i wytrwale, a to właśnie ten gatunek pozwola na to, by najlepiej pogodzić świetny wątek fabularny z elementami zręcznościowymi. Okazało się, że nie miałem racji...
Kiedy pojawiła się informacja, że to właśnie Cryo zabierze się za przeniesienie kultowego dzieła Van Hamme’a i Rosińskiego na ekrany naszych komputerów, sprawa stała się jasna. Zarówno, co do tego jaki gatunek ta gra będzie reprezentować, jak i poziomu jej wykonania. Ta francuska firma, niegdyś wielka i wspaniała, kojarzona ze znakomitymi grami przygodowymi, z każdym rokiem zniżała swoje loty coraz bardziej, aż jakiś czas temu zaryła nosem w piach. Dlatego też można się było spodziewać, iż również Thorgal naznaczony będzie piętnem niskiego budżetu i pośpiechu w wykonaniu. Jako taką nadzieję dawał jeszcze fakt, iż do prac nad grą został wciągnięty, w pewnym stopniu, również Grzegorz Rosiński, co pozwalało wierzyć w to, iż przynajmniej oprawa graficzna stać będzie na zadowalającym poziomie. Tyle tylko, czy to nam wystarczy do dobrej zabawy? Cóż...
“Thorgal: Klątwa Odyna” ukazała się na Zachodzie w zeszłym roku, a od niedawna jest również do nabycia także i u nas. Fabuła gry nie została oparta na żadnym z wcześniej wydanych komiksów, ale jak zapewniają jej autorzy, zapoznał się z nią Jean Van Hamme i w pełni została przez niego zaakceptowana. Należy przyznać, że wątek fabularny nie odbiega zbytnio od tego rodzaju przygód młodego Aegirssona do którego zostali przyzwyczajeni czytelnicy komiksów. Nie zachwyca, nie oszałamia, po prostu trzyma poziom. W przeciwieństwie do kilku innych elementów, które zazwyczaj bierzemy pod uwagę podczas oceniania gry. Przyjrzyjmy się najważniejszym z nich:
Fabuła
Thorgal, uwięziony przez szalejący sztorm na jednej z wysp, szuka sposobu powrotu do swojej rodziny. W chacie wodza wioski, Oldreifa, napotyka tajemniczego starca o imieniu Noral, który przy pomocy magicznego lustra ukazuje mu przyszłość... Thorgal w zwierciadle widzi samego siebie, celującego z łuku do własnego syna, Jolana. Czyżby miał zabić własne dziecko? I co miałoby stać się przyczyną tak dramatycznego zdarzenia? Młody wojownik zdaje sobie sprawę, że nie ma chwili do stracenia i postanawia jak najszybciej wyruszyć w drogę do domu. Mimo, iż w ten sposób naraża się na ogromne niebezpieczeństwo... Wbrew wszystkim złym mocom, bogom i żywiołom, Thorgal dotrze w końcu na próg własnego domostwa, by tam znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania i poznać historię miłości Norala...
Zapowiada się ciekawie, czyż nie? Zdecydowanie scenariusz gry należy do atutów produktu sygnowanego znakiem Cryo. Od początku zaczynamy się zastanawiać, co może być przyczyną, by Thorgal mógł powziąć zamiar zabicia własnego syna, kim tak naprawdę jest Noral, posiadający moc zamieniania się w inne postaci, co napotka młody Wiking na swojej drodze... Dzięki temu natychmiast zostajemy wciągnięci w rozgrywające się na ekranie wydarzenia. A cóż ważniejszego może być w grze przygodowej? Tyle tylko, że jednocześnie z tym elementem wiąże się spora wada gry na którą należy koniecznie zwrócić uwagę, a mianowicie jej długość. Kiedy już przedrzemy się przez Las Rabusiów, Fort czy też poznamy jak wygląda Pogranicze Światów i rozwiążemy wszystkie zagadki jakie napotkamy na swojej drodze, nagle stwierdzimy, że... To już koniec. Już? Dlaczego tak krótko? Raptem kilka niezbyt dużych lokacji? Przecież ten wątek fabularny, gdyby go troszeczkę bardziej rozwinąć, pozwala na to, by gra rzeczywiście obfitowała w całe mnóstwo przygód Thorgala, zmierzającego w znoju i trudzie do domu. Przejście całości gry zajęło mi raptem kilka godzin i nie zmusiło do większego wysiłku. Czyżby autorom zabrakło inwencji, czy też może chęci, by popracować nad grą nieco dłużej? Szkoda, gdyż zmarnowano naprawdę niezły scenariusz...
Grafika
Oprawa graficzna... Wiem, de gustibus... i tak dalej. Ale mimo wszystko, jak dla mnie, jest ładnie. Kolorowo, starannie, przyjemnie dla oka. Ciekawie zrealizowane intro, niezwykle szczegółowo narysowane lokacje i drobiazgowo odwzorowane wnętrza, są niezbędne cienie, dymy, płomienie ogniska, padający deszcz... Pewnie znajdą się malkontenci narzekający na brzydko wykonane i karykaturalnie poruszające się postaci, piksele i niezbyt wierne, zgodnie ze skandynawską mitologią, odtworzenie strojów czy elementów wyposażenia naszego bohatera. Również do graficznego opracowania kilku lokacji można się przyczepić, ale biorąc pod uwagę fakt, iż ta gra wyszła z pracowni Cryo, należy uznać, że mogło być gorzej. Z drugiej strony, pamiętając o długości gry, to graficy zbytnio wysilać się nie musieli...
Powstający w trakcie rozwoju przygody Thorgala czarno-biały komiks to wspaniałe dzieło, własnoręcznie wykonane przez Grzegorza Rosińskiego. Podziwiając wspaniałą kreskę mistrza należy żałować, że tylko do tego ograniczył on swój wkład w produkcję gry.
Oprawa dźwiękowa i muzyczna
Ponieważ o samej muzyce wiele dobrego nie da się powiedzieć, po za tym, że w ogóle jest i że jej twórca starał się w nią wpleść brzmienia mające naśladować ludową muzykę skandynawską, dlatego też lepiej skupić się na efektach dźwiękowych. Muszę uczciwie przyznać, a właściwie powtórzyć, gdyż zdaje mi się, iż napiszę to dzisiaj nie po raz pierwszy, że... jest nieźle, a może nawet lepiej niż nieźle. Wszystko to, czego należało się spodziewać po realizacji dźwiękowej zostało wykonane bardzo rzetelnie. Jeśli pada deszcz, to słyszymy krople uderzające o dach, jeśli gdzieś w pobliżu pali się ognisko, to słyszymy strzelające iskry. Grzmot nadciągającej burzy, fale uderzające o nadbrzeże, skrzypienie desek, zgrzyt piasku pod stopami, odgłosy ptaków... To wszystko razem tworzy bardzo ciekawy klimat. Za oprawę dźwiękową autorom należy się duży plus. Również do głosów bohaterów przyczepić się zbytnio nie można. Niestety, nie dane mi było zagrać w wersję polskojęzyczną, a z przyjemnością sprawdziłbym jak zostały opracowane głosy poszczególnych postaci przez naszych rodzimych lektorów. Gdyż z tym bywa różnie...
Interfejs
Praktycznie cała obsługa gry odbywa się tylko i wyłącznie przy użyciu myszy, co sprawia, że z tym akurat elementem gry większych problemów mieć nie powinniśmy. Oczywiście, raz dwa powinni się znaleźć tacy, którzy stwierdzą kategorycznie, że kierowanie postacią przy pomocy klawiatury jest łatwiejsze i wygodniejsze, ale mnie osobiście nikt do tego nie przekonana. Może to kwestia przyzwyczajenia, ale ja wolę wskaźnikiem myszy pokazać mojej postaci kierunek w którym powinna się udać, czy też przedmiot, który należy podnieść, niż zmagać się z kursorami kierunku i klawiszami akcji. W omawianej grze wystarczy myszą najechać na interesujący nas przedmiot, a ten, o ile jest przewidziany do wykorzystania, rozjaśni się nieco. Ułatwia to obsługę, a że trochę trzeba pojeździć po ekranie w poszukiwaniu tych ważnych dla akcji miejsc... Przynajmniej nie trzeba się miotać z postacią z kąta w kąt... Z drugiej strony, niektóre elementy scenografii mogłyby być nieco większe...
Znalezione przedmioty, znajdowane i przechowywane w podręcznym ekwipunku, mogą zostać w każdej chwili użyte. Wystarczy jednym kliknięciem myszy wywołać pasek schowka i wskazać gdzie i co ma zostać wykonane. Niekiedy poszczególne fragmenty muszą wcześniej zostać ze sobą połączone, ale i to nie stanowi większego problemu.
Zagadki
Najważniejsza rzecz w każdej grze przygodowej. O ile są świetnie przygotowane mogą uratować kiepską, nawet pod względem fabuły grę, i odwrotnie... A jak jest w tym przypadku? Jest źle, a nawet bardzo źle. Zagadki i łamigłówki jakie przygotowano dla gracza są wręcz banalnie proste i znalezienie rozwiązania nie powinno mu zająć więcej niż kilka, może kilkanaście minut. Trójwymiarowa układanka, chociaż na pierwszy rzut oka może wydawać się nieco stresująca, nie zatrzyma nas na dłużej przed ekranem. Podobnie rzecz się ma z grą w runy czy też dopasowywanie fragmentów zamka otwierającego drzwi na Gwiezdnym Statku...
Dlatego też autorzy gry poszli na łatwiznę i zamiast popracować jeszcze nad zagadkami, postanowili zaaplikować graczom odrobinę elementów zręcznościowych. Mnie osobiście nic bardziej w grze przygodowej nie wkurzy niż głupkowate skakanie po raz setny nad jakąś przepaścią, czy też wykazywanie się małpią zręcznością w uciekaniu przed toczącą się kulą. Podobnie rzecz ma się w tym przypadku... Strzelanie z łuku do worków czy też wykonywanie jakichś czynności na czas wielokrotnie wywoływało u mnie nerwowe zgrzytanie zębami i miotanie przekleństw pod adresem twórców tego, wątpliwej jakości... „dzieła”.
W ten oto sposób wymieniliśmy tych kilka najważniejszych elementów gry, na które najczęściej zwracamy uwagę podejmując decyzję o jej zakupie. Spróbujmy więc podsumować w kilku zdaniach to wszystko, co udało nam się zebrać na temat produkcji Cryo zatytułowanej “Thorgal: Klątwa Odyna”. Mamy oto niezły, ale bardzo krótki, scenariusz oparty na kanwie świetnego i bardzo popularnego komiksu, przyjemną dla oka oprawę graficzną, jako taką muzyczkę i znakomitą oprawę dźwiękową, wygodny interfejs i żenująco słabe zagadki z wieloma elementami zręcznościowymi... Jak więc ocenić tę grę?
Jak dla mnie jest to ładna, ale marna gra przygodowa, którą jej twórcy robili w ogromnym pośpiechu, licząc na fakt, iż dzięki samemu nazwisku głównego bohatera sprzeda się w odpowiednio dużych ilościach. Gra ta może być całkiem niezłym prezentem dla dziecka, zwłaszcza ze względu na jej niezbyt wygórowaną cenę, o ile bardzo cierpliwy rodzic weźmie na siebie przechodzenie, zbyt licznych niestety fragmentów, gdzie należy wykazać się sporą zręcznością. Z drugiej strony może lepiej nie dawać takiego prezentu? Jeszcze dziecko zniechęci się do gier przygodowych? Hm, trudna decyzja...
Ja grę wrzuciłem już na półkę i zabieram się, po raz sam nie wiem który, do kolejnej wędrówki z Thorgalem Aegirssonem. Tym razem już klasycznie, na kartach komiksu, wyruszymy na poszukiwania magicznych pierścieni dla pewnej zdradzonej czarodziejki...
Bolesław „Void” Wójtowicz