autor: Krzysztof Gonciarz
The Elder Scrolls IV: Oblivion - PL
2600 stron, 6 tłumaczy, 3 miesiące, jeden Oblivion. Oblivion? Raczej „Otchłań”, rodacy.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
O Oblivionie powiedziano i napisano już wiele. W ciągu trzech miesięcy od premiery, dzieło Bethesdy zdążyło zarówno stać się bodaj najlepiej ocenionym w prasowym gremium wydawnictwem tego roku, jak i zostać bohaterem pewnego „obyczajowego” skandalu – związanego rzecz jasna z wątpliwymi od strony etycznej, płatnymi dodatkami. Na naszym podwórcu przez cały ten czas toczyły się boje o prawowite i godne zaprezentowanie gry polskim graczom: w zlokalizowanej wersji językowej oraz wydaniu obtoczonym w dodatkach. Efekt trzymiesięcznych starań dystrybutora i tłumaczy zaatakował półki sklepowe planowo, bo w ostatni piątek.
Pudełko, imitujące pojawiającą się w grze księgę Mysterium Xarxes, skrywa w sobie apetyczny zestaw bajerów-buzerów. Poza meritum, czyli płytką DVD z oryginalnym wydaniem gry, mamy także osobny dysk z łatką polonizującą oraz patchem 1.1, którego zainstalować należy w pierwszej kolejności. Jest obowiązkowa instrukcja (o ile mnie pamięć nie zmyla – taka sama, jak przy pierwotnym wydaniu z marca), jak również plakat-mapka, fabularna książeczka o historii Tamriel (112 stron) oraz 282-stronicowy, GOL-owy poradnik do gry, którego autor zdaje mi się dziwnie znajomy. Ostatnim dodatkiem jest circa 45-minutowy film na DVD, dokumentujący proces powstawania gry. Dość rzec, fajnie się to wszystko prezentuje. Wydanie nadzwyczaj skutecznie uwidacznia, że mamy do czynienia z najciekawszym PC-towym tytułem roku do tej pory.
Łatka polonizująca uruchamiana jest tak, jak każdy inny mod – po instalacji wszystkich składników włączamy ją w menu startera gry i jesteśmy gotowi do akcji. Chwila zabawy, przeznaczona na ukończenie Tutoriala, po czym puszczani zostajemy wolno, w gigantyczny świat wypełniony porozumiewającymi się po polsku NPC-ami. Okazuje się, że te 2600 stron tekstu w istocie zostało przez tłumaczy pokonanych. Wszystko gra i śpiewa, a przede wszystkim czyta – bo nagranie rodzimych dialogów to projekt nijak nie osiągalny przy tej skali przedsięwzięcia (ponad 50 godzin czytanego tekstu, huh). Polski glosariusz Obliviona stworzony został w zgodności ze zlokalizowaną wersją Morrowinda sprzed kilku lat. Większość nazw własnych (tych mających w angielskim jakieś znaczenie, rzecz jasna) zostało przetłumaczonych na nasze, dzięki czemu nawet poruszając się po mapie świata czujemy się swojsko. W kwestii bugów językowych i niejednolitego nazewnictwa zdarzają się wpadki i nieścisłości, lecz raczej w sprawach zdecydowanie trzecioplanowych. Imiona i miejsca istotne dla przebiegu poszczególnych questów zostały skutecznie powygładzane w trakcie beta-testów. Cieszy gładkość i płynność napotykanych kwestii, ogólnie nie schodząca poniżej pewnego, w pełni reprezentatywnego poziomu.
Oficjalne stanowisko GOL-a, moimi skromnymi słowami pod koniec marca wyrażone, pozostaje z gruntu niezmienione. Oblivion był, jest i będzie grą na więcej niż 90%. Wielogodzinna praktyka w przemierzaniu jego wielkiego terenu oraz małe zamieszanie wokół wspomnianych już płatnych bonusów wcześniejszą ocenę mogłyby zbić o kilka punktów, ale na pewno nie poniżej tego poziomu. Problemy, które zauważamy, wychodzą dopiero po kilku miesiącach doświadczeń, na etapie na którym de facto każda gra zaczyna wyglądać jak skacowana, pozbawiona makijażu przygoda o 7 rano na dzień po imprezie (cóż za szowinistyczny dowcip, idę się powstydzić do kąta).
Wątpliwości narastają wokół systemu levelowania świata wraz z rozwojem gracza, doprowadzającego do jednego absurdu za drugim, ale przede wszystkim zapewniającego wyrównaną rozgrywkę przez cały czas trwania zabawy. Rację ma jednak ten, kto twierdzi, że przewodnią ideą RPG jest rozwinięcie umiejętności herosa do boskiego niemal poziomu, doprowadzenie do sytuacji, w której nikt i nic nie może stanąć na naszej drodze. Oblivion pozostaje jakby niewzruszony na te wołania, konsekwentnie przeciwstawiając nas coraz bardziej zmutowanym rodzajom krabów i miśków, odcinając od śladowego nawet poczucia boskości. Tako rzecze Todd Howard, a kto słucha, jego sprawa.
Najciekawszym z dołączonych do polskiego wydania gry dodatków jest film dokumentalny na DVD, opowiadający o procesie powstawania gry. Prawdziwa gratka, uświadamiająca konsumentowi, w jak wielkie przedsięwzięcie wpakował właśnie swoją ciężko zarobioną krwawicę. W towarzystwie charyzmatycznych programistów i designerów śledzimy poszczególne etapy developingu, nawet tak intrygujące jak np. spacery po lasach w poszukiwaniu inspiracji i tekstur, czy nagrania głosów aktorów. Duży plus, choć znalazł się i szkopuł – brak polskich napisów w owym materiale.
Ładnie wydana została dołączona do gry literatura – przewodnik po świecie oraz poradnik. Ten pierwszy okraszony jest klimatycznymi artworkami i generalnie stanowi bardzo ładne uzupełnienie całości. Najwięksi maniacy nawet kładąc się spać po 12-godzinnym maratonie z Otchłanią poczytać będą mogli co nieco w klimatach Tamriel. A poradnik.. Hm. Cudowny, dziejowy, nieprawdopodobny? Just kidding. Sami oceńcie, winien się przydać.
Oblivion PL jest tak ciekawą pozycją na spędzenie lata, że to aż trochę przygnębiające – nieco słoneczka trzeba przecież w życiu złapać. Fakt jednak, że obecne temperatury nie pozwalają na rozkoszowanie się latem w pełni (bo u nas to albo przesada w jedną, albo drugą stronę, ot co), można więc potraktować zamykanie wrót Otchłani w charakterze wypełniacza czasu na porę przez południowców zwaną sjestą. Ale na poważnie. Głupio wręcz jest się z tą grą nie zapoznać, gdyż jest to pozycja ciekawa nawet z punktu widzenia czysto analitycznego. Wdraża ona rozwiązania, których kalkowanie już zostało gdzieniegdzie zapowiedziane (Assassin’s Creed), przez co baczny obserwator branżowych związków przyczynowo-skutkowych nie może pozostać wobec niej obojętny. Normalny, nie wymagający cudów gracz, z drugiej strony, otrzymuje za to gwarant kilkudziesięciu godzin zabawy na dobre i na złe. Cóż tu dużo mówić. Nawet znając grę na dziesiątą stronę, wciąż można zawiesić się na podniosłej obserwacji wschodzącego na horyzoncie słońca, porannym światłem spowijającego lasy, pagórki i polany Cyrodiil. Kto nie zagra, na drzewo.
Krzysztof „Lordareon” Gonciarz
PLUSY:
- świetne, bogate w dodatki wydanie;
- zaiste *kompletna* polska wersja językowa, ze smakiem i profesjonalizmem;
- wszystkie plusy wymienione w pierwotnej recenzji.
MINUSY:
- brak polskich napisów w filmie dokumentalnym o powstawaniu gry;
- gdyby nie ten trzymiesięczny poślizg...
- wszystkie minusy wymienione w pierwotnej recenzji.