Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 27 listopada 2006, 13:39

The Elder Scrolls IV: Knights of the Nine - recenzja gry

Przygoda rozpoczyna się w Anvil, gdzie miejscowy kościół pada ofiarą tajemniczego ataku. Wszyscy obecni w budynku ludzie zostają zamordowani, wokół jest pełno krwi, a w podziemiach błąkają się agresywnie nastawione duchy.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Gdy członkowie firmy Bethesda Softworks ujawnili pierwsze informacje na temat konwersji gry The Elder Scrolls IV: Oblivion na konsolę PlayStation 3, szybko okazało się, że ta edycja będzie rozbudowana w stosunku do pierwowzoru o nową gildię. Posiadacze PeCetów oraz Xboksów 360 nie zostali jednak na lodzie. Producent ofiarował im bowiem niedostępny wcześniej scenariusz w postaci dodatku Knights of the Nine. Dziś wiemy już, że użytkownicy najnowszego urządzenia firmy Sony poczekają na swoją wersję gry jeszcze kilka miesięcy. Możemy zatem poniekąd sprawdzić, czy faktycznie mają na co czekać...

Rozszerzenie dostępne jest w dwóch wersjach. Użytkownicy usługi Xbox Live mogą pobrać je z sieci za opłatą, podobnie zresztą jak PeCetowcy. Posiadacze „blaszaków” mogą również nabyć Knights of the Nine w tradycyjnej formie, w pudełku. W tym wypadku, oprócz nowego scenariusza otrzymujemy także dostęp do wszystkich opublikowanych dotąd plug-inów. Właśnie w tej formie produkt pojawi się na polskim rynku, dzięki staraniom firmy Cenega.

Po instalacji rozszerzenia i uruchomieniu gry, w inwentarzu nie pojawia się jakakolwiek notatka informująca o nowościach zawartych w programie. Na trop pierwszego z premierowych zadań wpadniemy dopiero po zasięgnięciu języka na ulicy lub rozmowach z mnichami, których najczęściej można spotkać w świątyniach rozsianych na terenie Cyrodiil.

Szykowne wdzianko na każdą okazję.

Właściwa przygoda rozpoczyna się w Anvil, gdzie miejscowy kościół pada ofiarą tajemniczego ataku. Wszyscy obecni w budynku ludzie zostają zamordowani, wokół jest pełno krwi, a w podziemiach błąkają się agresywnie nastawione duchy. Badanie miejsca zbrodni nie przynosi pożądanych rezultatów, na właściwy trop naprowadza nas dopiero pewien mędrzec, który zwiastuje nadejście demona Umarila – jak nietrudno się domyśleć, jego zniszczenie będzie głównym celem zmagań w Knights of the Nine.

Nim dojdzie do ostatecznej batalii z siłami ciemności, gracz musi skompletować ekwipunek należący do legendarnego paladyna Pelinala Whitestrake’a. Z odnalezieniem kolejnych elementów zbroi oraz dwóch potężnych broni, związanych jest dziewięć spośród jedenastu zadań dostępnych w rozszerzeniu. W trakcie poszukiwań, które swoim zasięgiem obejmą niemal całą krainę, działać będziemy również w kwestii odbudowy potęgi tytułowego zakonu. Do zgromadzenia przyłączy się mnóstwo ochotników, gotowych wypełniać Twoje rozkazy.

Poznaliście już zarys fabuły, czas więc na szczegółowe omówienie nowości zawartych w dodatku. Zacznę od questów, gdyż to właśnie one stanowią o sile tego rozszerzenia. Jak już wspomniałem wyżej, program umożliwia wykonanie jedenastu zadań, które przypisane są nowej gildii. Przed premierą Knights of the Nine autorzy obiecywali, że dodatek przedłuży rozgrywkę o co najmniej dziesięć godzin. Tak naprawdę całość nie powinna zająć nikomu więcej niż połowę tego czasu, o ile wykorzystuje się opcję szybkiego podróżowania. Gracze lubujący się w pieszej wędrówce po Cyrodiil, mogą natomiast spędzić z rozszerzeniem nawet dwadzieścia godzin. Dzieje się tak dlatego, że zadania zahaczają o niemal każdy zakątek krainy. Często jesteśmy zmuszani do pokonywania dużych dystansów, czego najlepszym dowodem jest pierwsza misja – pielgrzymka do ołtarzy poszczególnych bóstw może zająć nawet kilkadziesiąt minut.

Poszczególne zadania są niezłe, a w niektórych przypadkach nawet bardzo dobre. Autorzy nie prowadzą użytkownika za rączkę, jak to bywało w podstawowej wersji gry. Dziennik nie ujawnia rozwiązania danej misji, czasem brakuje również markerów wskazujących miejsce, do którego mamy się udać. Bardzo podobały mi się zagadki logiczne – nie jest ich co prawda zbyt wiele, trudno też mówić o wysokim poziomie trudności, ale mimo to zmuszają one gracza do użycia szarych komórek (co jest miłe, biorąc pod uwagę prostotę pierwowzoru).

W rozszerzeniu czeka nas również sporo walk z wrogami. Mimo że zadanie związane z zakonem rycerzy można rozpocząć tuż po wyjściu z imperialnego więzienia (brak ograniczenia na poziom naszego bohatera), nikomu tego nie polecam. Potyczki są bowiem stosunkowe trudne, a już szczególnie wymagające dla niedoświadczonego herosa są batalie ze sługusami Umarila, którzy od czasu do czasu atakować będą świątynie. Należy również pamiętać o broni magicznej, której zdobycie w początkowej fazie programu jest trudne. Licznie występujących duchów nie można zranić przy użyciu tradycyjnej broni, trzeba zatem uciec się do zaklętego oręża. Misje zawarte w rozszerzeniu ukończyłem postacią na dwudziestym piątym poziomie doświadczenia i przyznam się szczerze, że łatwo nie było. We znaki dała mi się zwłaszcza finałowa bitwa, która mimo pomocy ze strony sojuszników, okazała się prawdziwą drogą przez mękę.

Umaril.

Wprowadzenie nowego scenariusza wiąże się oczywiście z premierowymi postaciami, które poznamy w trakcie wędrówki. Bohaterowie niezależni służą jedynie rozwinięciu fabuły, co w pewnym sensie można uznać za wadę. Dziwię się, że twórcy rozszerzenia nie pokusili się o nowych trenerów. Podczas zmagań można ze świecą szukać także premierowych kupców, którzy sprzedaliby nam jakąś interesującą broń. Jedyny, pozytywny aspekt w przypadku NPC, dotyczy ochotników, którzy pragną dołączyć do zakonu. Po ukończeniu wszystkich zadań w Knights of the Nine, możemy poprosić sojuszników o towarzystwo w wędrówce. Pomoc w postaci dodatkowej pary rąk przyda się z pewnością w oczyszczaniu kopalń, fortów lub ruin.

Ukończywszy scenariusz otrzymamy dostęp do nowych mocy, które podobnie jak sojusznicy, mogą szalenie ułatwić dalszą rozgrywkę (kto pogardzi trzystusekundowym bonusem, podnoszącym o 10 punktów wszystkie podstawowe cechy?). Interesujące są także błogosławieństwa uzyskiwane na grobach założycieli zakonu. Każde z nich na stałe podnosi jeden z atrybutów o 5 punktów – niestety nie można wziąć wszystkich naraz, ale dobre i to. Biorąc pod uwagę, że również zbroja paladyna dodaje sporo do umiejętności, zakończona powodzeniem misja likwidacji Umarila daje niezłego kopa naszemu bohaterowi. Możemy to oczywiście wykorzystać w dalszej grze, o ile oczywiście nie ukończyliśmy wcześniej pierwowzoru...

Mimo obietnic twórców gry, dodatek nie wprowadza zbyt wielu nowych lokacji. Jest ich bardzo mało – dwie ruiny, kilka jaskiń i siedziba zakonu (niemal identyczna z Weynon Priory), położona w lasach na południe od Imperial City. Trudno w tym względzie o zachwyty. Gdyby rozszerzenie pozwoliło na zwiedzenie innych krain, np. Vallenwood czy Elsweyr, całość prezentowałaby się niezwykle interesująco. Najwyraźniej jednak członkowie firmy Bethesda Softworks uznali, że czas dużych dodatków na miarę Bloodmoon czy Tribunal już się zakończył. Szkoda.

To właściwie wszystko, co można powiedzieć o nowościach oferowanych w Knights of the Nine. Czas na podsumowanie i dokonanie oceny rozszerzenia, a to – możecie mi wierzyć na słowo – nie jest łatwe. Jeśli wziąć pod uwagę przyjemność płynącą z rozgrywki, jaką miałem podczas eksploatacji dodatku, powinienem pokusić się o wysoką notę. Miło było powrócić do Obliviona, zwłaszcza po rozczarowaniu ze strony trzeciego Gothika i wykonać jedenaście rozbudowanych pod wieloma względami misji. Z drugiej jednak strony oddawanie peanów na cześć tego dodatku byłoby błędem. Nie podoba mi się polityka firmy Bethesda Softworks, która sprowadza się do nabijania kiesy poprzez minimalne zaangażowanie w produkcję kolejnych rozszerzeń, tak naprawdę niewiele wnoszących do pierwowzoru. Jestem w stanie zrozumieć, że branża elektronicznej rozrywki odkryła żyłę złota w tworzeniu bzdetów, które następnie dystrybuowane są przez Internet, ku uciesze użytkowników konsoli Xbox 360. Jako gracz z dwudziestoletnim stażem jestem jednak zawiedziony takim obrotem sprawy, zwłaszcza, że często jakość publikowanych dodatków nijak ma się do ich ceny.

Armia wojowników Umarila atakuje świątynię.

Knights of the Nine to dodatek, z którym warto zaznajomić się przy pierwszym podejściu do The Elder Scrolls IV: Oblivion. Nowy scenariusz można wówczas rozgrywać równolegle z innymi misjami, dzięki czemu nie odczuje się, jak niewiele dali z siebie twórcy gry. Jeśli ktoś rozłożył już pierwowzór na czynniki pierwsze i powróci do Cyrodiil tylko po to, żeby zmierzyć się z rozszerzeniem, raczej nie będzie zachwycony. Ja na szczęście mogłem uczestniczyć w odnawianiu potęgi zakonu, wykonując przy okazji inne zadania, dlatego też bawiłem się całkiem nieźle. Najwyraźniej miałem jednak farta...

Krystian „U.V. Impaler” Smoszna

PLUS:

  • nowe misje, bronie i wrogowie.

MINUS:

  • dlaczego tak mało i tak krótko?

Krystian Smoszna

Krystian Smoszna

Gra od 1985 roku i nadal mu się nie znudziło. Zaczynał od automatów i komputerów ośmiobitowych, dziś gra głównie na konsolach i pececie w przypadku gier strategicznych. Do szeroko rozumianej branży pukał już pod koniec 1996 roku, ale zadebiutować udało się dopiero kilka miesięcy później, kilkustronicowym artykułem w CD-Action. Gry ustawiły całą jego karierę zawodową. Miał być informatykiem, skończył jako pismak. W GOL-u od blisko dwudziestu lat, do 2023 pełnił funkcję redaktora naczelnego. Gra w zasadzie we wszystko, bez podziału na gatunki, dużą estymą darzy indyki. Poza grami interesuje się piłką nożną i Formułą 1, na okrągło słucha też muzyki ekstremalnej.

więcej

The Elder Scrolls IV: Knights of the Nine - Ocena dodatków 1-4
The Elder Scrolls IV: Knights of the Nine - Ocena dodatków 1-4

Recenzja gry

Firma Bethesda Softworks LLC od dłuższego czasu publikuje na swojej stronie dodatki do gry The Elder Scrolls IV: Oblivion, które w różnym stopniu wzbogacają rozgrywkę. Postanowiliśmy opisać je w kilkunastu zdaniach.

Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem
Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem

Recenzja gry

Metaphor: ReFantazio to ogromne, naprawdę ogromne jRPG, w którym przepiękna oprawa audiowizualna idzie w parze z angażującym systemem walki i genialnymi projektami przeciwników - szkoda, że w warstwie fabularnej nie wszystko zagrało tak, jak powinno.

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.