autor: Emil Ronda
Test Drive Unlimited - recenzja gry
Kolejka po bilety przy kasach na lotnisku. Przełączasz się pomiędzy kolejnymi oczekującymi, w ten sposób wybierając swojego bohatera. Są wyluzowani faceci, jak i seksowne panienki. Zatwierdziłeś?
Recenzja powstała na bazie wersji X360.
Pamiętam, jak w 88. grałem w Test Drive na... Commodore C64. O stacji dysków wtedy tylko marzyłem, wgrywając Test Drive’a z kasety magnetofonowej. Każdy poziom uruchamiało się w ten sposób oddzielnie. Hardcore. Ale grałem do upadłego.
Gdybym zafascynowany pierwszą częścią Test Drive’a w ówczesnym czasie nagle zobaczył tu opisywanego Unlimited, zapewne z wrażenia osunąłbym się na ziemię i ze słodkim uśmiechem na ustach zszedłbym z tego świata. Ze szczęścia. Dzisiaj jednak nie wygląda to już tak różowo, choć Test Drive Ulimited to kawał solidnego racera, który odważnie wytycza nowe granice dla tego typu gier.
Dno fabularne
Kolejka po bilety przy kasach na lotnisku. Przełączasz się pomiędzy kolejnymi oczekującymi, w ten sposób wybierając swojego bohatera. Są wyluzowani faceci, jak i seksowne panienki. Zatwierdziłeś? Widzisz animację pokazującą startujący samolot kierujący się ku hawajskiej wyspie Oahu. Pojawia się ekran tytułowy. Myślisz sobie: to wcale nie zaczyna się jak rasowe wyścigi. W dodatku po takim starcie spodziewasz się konkretnej linii fabularnej. Pamiętaj – pozory mylą.
Unlimited nie zaoferuje Ci żadnej fabuły. Lądujesz na Oahu, wypożyczasz pierwszy samochód, kupujesz chatę z garażem i zaczynasz zaliczać kolejne wyzwania, jednocześnie zwiedzając ogromną – jak na warunki oferowane przez grę wideo – wyspę. Ponad 1000 mil dróg robi wrażenie – musicie przyznać. Trudno mi stwierdzić, ile czasu zajęłoby przejechanie całej linii brzegowej, ale ja naprawdę mam na to chrapkę i w któryś weekend tego dokonam.
Bogactwo możliwości. Bogactwo wyborów
Ogromny teren powinien obfitować w dużą ilość atrakcji skierowanych do nas, graczy. Na wyspie, oprócz objeżdżania jej wzdłuż i wszerz celem podziwiania widoków możemy brać udział w wyścigach, pojedynkach na czas czy też testach prędkościowych (w tym wypadku trasa przejazdu najeżona jest checkpointami mierzącymi prędkość – w rezultacie liczy się średnia po zakończeniu wyścigu). Postęp w grze uzyskujemy wykonując także specjalne zlecenia, jak np. dowiezienie na miejsce jakiejś przesyłki, samochodu (kasa za ten rodzaj zadania zmniejsza się w przypadku każdej kraksy podczas przejazdu), czy też podwożąc na wybrane miejsce w określonym czasie pasażera (trafiają się gorące modelki). Możemy także wozić się po Oahu w celu dotarcia do salonu wybranej marki samochodów.
W Test Drive Unlimited możecie usiąść za kółkiem ponad 90 modeli licencjonowanych marek – głównie samochodów, ale także motorów. A musicie wiedzieć, że ich kupowanie (można także niektóre wypożyczać na pewien okres czasu) to jeden z najbardziej przyjemnych momentów grze. W salonie wybieracie odpowiednią bryczkę – możecie do niej wsiąść (widok FPP ze środka samochodu) i tu każdy fan motoryzacji zatrzyma się na dłużej – prawą gałką rozglądasz się po pieczołowicie odwzorowanym wnętrzu, możesz opuszczać i podnosić elektryczne szyby, zatrąbić, a nawet odpalić silnik i „dać po garach” (oczywiście „na luzie”, co by nie zdemolować salonu). Ekstaza przychodzi sama. Jakże łatwo wydaje się wtedy ciężko zarobione pieniążki.
Kupujemy jednak nie tylko dla samej przyjemności jeżdżenia. Kolejne wyścigi wymagają posiadania samochodów z różnych klas (podział od A do G), a te z kolei charakteryzują się naturalnie różnymi osiągami. Musicie być jednak cierpliwi, zaczniecie zapewne od jakiegoś Nissana czy innego Forda, by z czasem palić gumy demonami szybkości takich marek jak Lamborghini, Ferrari czy Aston Martin. Motory wydają się w tej grze dorzucone na siłę. Szczególnie zawodzi w ich przypadku model jazdy – nad wyraz sztuczny i mało naturalny. Tak więc pozwólcie, że więcej o jednośladach nie wspomnę, bo dla mnie równie dobrze w tej grze mogłoby ich nie być.
Wracając do zakupów: W pewnym momencie okaże się, że kolejny kupiony samochód nie zmieści się w Twoim pierwszym garażu. To oznaka, że przyszedł czas na zmianę gniazdka. Udajesz się więc do agencji nieruchomości i dokonujesz wyboru wydając tym samym niemałe pieniądze. Wybór jest ważny nie tylko ze względu na pojemność garażu, ale także na umiejscowienie na mapie. Gra nie rzuca Was od razu na głęboką wodę i z początku dostępne będą jedynie zadania umiejscowione w obrębie miasta położnego na południowym wybrzeżu, ale z czasem będziecie zapuszczać się dalej i chociażby dlatego warto wybrać odpowiednio położoną miejscówkę. Wszystkie rodzaje atrakcji – włącznie ze sklepami z ubiorem, w których możesz przebierać swojego bohatera – są widoczne na specjalnej mapie. Dokładnie widać na niej, gdzie w obrębie wyspy już byliście, a jaka jej część jest do odkrycia. Niczym bohaterowie Star-Treka, będziecie mogli za pomocą owej mapy teleportować się w wybrane miejsce, ale – uwaga – jest to możliwe jedynie na terenach już odkrytych. To chyba najlepsze rozwiązanie, bowiem nie każdy ma ochotę w grze wideo na jazdę przez 15 minut lub dłużej do jakiegoś salonu sprzedaży czy innego wybranego punktu. A jeśli masz jednak taką ochotę – nic nie stoi na przeszkodzie. I świetnie, bo wilk syty i owca cała.
Wywód o jazdy niuansach
Wspaniały w Test Drive jest ten swoisty free-roaming. Jedziesz gdzie chcesz, podejmujesz dowolne zadanie z dostępnych. Skoro jesteśmy przy przyjemności czerpanej z prowadzenia samochodów, to pomaga w niej również model jazdy (motory, jak już wspomniałem, zawodzą w tej mierze). Przyznam, nie jestem nim szczególnie zachwycony – szczególnie z widoku zza auta wydaje się być mniej naturalny; czasem odnosiłem wrażenie, jakbym prowadził samochód na radyjko. Mój kolega określił ów model bardzo dosadnie, przyczepił mu hasło: „kartonowy”. Nie brzmi może zbyt zachęcająco, ale z drugiej strony idzie się przyzwyczaić, a ze środka samochodu negatywnych odczuć tej mierze nie miałem już wcale.
Uważam, że to pierwsza gra, w której widok zza kółka nie powoduje znacznego ograniczenia widoczności i pozwala czerpać ogromną radość z jazdy. Widać dokładnie (w HD) pracujące zegary, rękę zmieniającą biegi i masę innych szczegółów. Można opuszczać szyby, rozglądać się po wnętrzu (efekt bluru przy większych szybkościach imitujący szybsze „przesuwanie się” pobocza jest rewelacyjny), chociażby w celu podziwiania siedzącej obok i uśmiechającej się do nas laseczki, którą właśnie podwozimy. A co powiecie na regulację fotela w obu płaszczyznach? Właśnie masa takich szczegółów powoduje, że Test Drive Unlimited to swoisty raj dla maniaków motoryzacji. Ta gra, choć cierpi na pewien brak konkretnych celów wyznaczanych graczowi, to rekompensuje je swoistą emanacją miłości do samego faktu jazdy samochodem. Oczywiście bierzesz udział w wyścigach, pokonujesz „czasówki”, ale i tak wszystko skupia się wokół samej przyjemności czerpanej z jazdy – podziwiania widoków, wyboru drogi dojazdu do celu (tu duża rola realistycznie zaimplementowanego systemu GPS). Po prostu jedziesz wsłuchując się w dobrze odwzorowany odgłos silnika, słuchając muzyki, obserwując otoczenie, drogowskazy, rozglądając się, podejmując decyzję – pojadę do domu sprawdzić dokładnie status gry, odwiedzę sklep z ciuchami, zakupię jakąś nową część polepszającą osiągi (niektóre z upgrade’ów mają wpływ na wygląd zewnętrzny samochodów) czy może nadszedł już czas, żeby wpaść do salonu Alfy? A może po prostu wezmę udział w jakimś wyścigu odbywającym się w centrum wyspy? Czujecie ten potencjał o którym piszę?
Gra jest z początku dosyć łatwa. Wyścigi wygrywa się bez żadnego problemu – przynajmniej na początku. Po części winę ponosi za to – słabe moim zdaniem – AI kierowców sterowanych przez konsolę. Są mało agresywni, wydają się jeździć jak po sznurku i gdy przyjdzie Wam powtarzać jakiś wyścig, zauważycie, że w tych samych miejscach hamują, jadą cały czas tym samym torem. W późniejszych wyścigach rywale stawiają wyżej poprzeczkę, ale to też nie zasługa ich inteligencji, a raczej szybszej jazdy i większej liczby koni mechanicznych pod maską naszych przeciwników.
Ruch uliczny oczywiście istnieje. Natężenie w sam raz – idzie poszaleć po ulicach, ale i efektowna kraksa murowana raz na jakiś czas. Kiedy prujemy pod prąd, chłopaki ratują się zjeżdżając na pobocza, a czasem do rowu. Bywa więc miło. Skręcając czy zmieniając pas samochody migają kierunkowskazami co ułatwia nam znacznie orientację w ruchu ulicznym.
Prztyczek w nosek należy się szumnie zapowiadanym działaniom policji. Owszem – parę razy mnie złapali, ale specjalnej frajdy płynącej z uciekania „niebieskimi” po prostu brak. Daleko temu elementowi do np. Need for Speed: Hot Pursuit 2. Zmotoryzowani stróże prawa często się gubią, nierzadko zwyczajnie jeżdżą wolniej od nas, a zwykłe wjechanie na trawnik powoduje, że dostają totalnej głupawki i nie bardzo wiedzą, w którą stronę kręcić kierownicą. A jak już postawią barykadę, to wyminięcie ich nie stanowi problemu nawet dla mojej mamy, trzymającej pada może trzeci raz w życiu (szacuneczek, mama, za te „bączki”).
Kraksy. Na początku kiwałem głową z uznaniem – czułem masę samochodów, blacha trafianych przeze mnie delikwentów ładnie się gięła. Potem zauważyłem, że nie odpadają im żadne części, że tak naprawdę fizyka przy uderzeniach jest na jedną modłę (kilka sposobów, na które wydaja się odbijać od nas inne samochody, a przecież zaimplementowano ponoć system fizyczny Havok!), a mój samochód zawsze wychodzi z takich incydentów bez najmniejszego nawet zadrapania (zapewne wymóg z racji posiadania przez grę licencji na poszczególne marki).
Internetowa głębia
Piszę o tym w drugiej części recenzji, ale tak naprawdę Test Driver Unlimited został stworzony głównie z myślą o zabawie poprzez Xbox Live! To tu rozwija skrzydła, chociaż do końca w tym przypadku nie jest wcale taki Unlimited (nieograniczony), jak się zapowiadał, co postaram się za moment udowodnić.
Ci ciekawe, gra nie posiada oddzielnego trybu multiplayer. Takiej opcji nie znajdziecie w menu głównym, ani nigdzie indziej. Gdy jesteście już połączeni z serwerem wszystko odbywa się na tej samej wyspie, w tym samym środowisku i na tej samej mapie, na której prowadzicie rozgrywkę offline’ową. Jeśli ktoś założy jakiś wyścig w sieci (ustala się masę szczegółów, począwszy od trasy przejazdu po natężenie ruchu), ten stanie się widoczny na mapie – oprócz zwykłych wyścigów. Możliwe jest też założenie tzw. „wyzwania”. Załóżmy, że ustaliłeś sobie jakąś trasę przejazdu, wykręciłeś świetny czas, uważasz, że nikt lepiej tego odcinka nie przejedzie. Jeśli chcesz się o tym przekonać, najlepiej wystawić taki przejazd właśnie jako challenge dla innych użytkowników sieci. Tu znowu ustalasz warunki, takie jak wpisowe, nagroda za pokonanie Twojego wyniku (kasę wypłacasz z własnych środków!) czy natężenie ruchu. Możesz nawet określić rodzaj ustawienia kamery podczas pokonywania wyzwania. Naprawdę – ciekawa sprawa z tymi challenge’ami – motywująca i kusząca graczy.
Kolejnym sposobem na poderwanie „sieciowego” gracza, jest mignięcie mu „długimi”, gdy ten po prostu nas mija (walczymy za kasę i punkty rankingowe). Tak, innych uczestników gry widzimy gdy poruszają się po wyspie Oahu, choć – uwaga – nie widać ich wszystkich na raz. Zapewne to rozwiązanie wcielono, by uniknąć zatłoczenia wyspy nie mówiąc już o przewidywanych zwolnieniach animacji. To rozwiązanie ma jednak jedną olbrzymią wadę. Załóżmy, że rozmawiasz sobie z kolegą przez headset, jesteście obaj w trybie online i zamierzacie spotkać się w omówionym miejscu wyspy; może się to okazać niemożliwe, właśnie ze względu na omawiane ograniczenie. Co z tego, że faktycznie będziecie w tym samym miejscu – i tak szanse na to, że zobaczycie swoje samochody nie są zbyt wielkie. Pozostaje wtedy założyć wyścig i spotkać się w ten, a nie inny sposób. Tak więc tryb online jest jednak nieco ograniczony. Warto wspomnieć, że osoby podłączone do sieci mogą oczekiwać z czasem nowych samochodów możliwych do pobrania.
Trochę ładnie, trochę brzydko
W ocenie grafiki mam kolejny ciężki orzech do zgryzienia. No bo jaką tu dać ocenę, jeśli łapię się na tym, że potrafię zatrzymać się, by zwyczajnie zacząć podziwiać widoki, a drugiej strony bywa, że trawę udaje rozmazana zielona tekstura? Ogólne wrażenie nie jest złe (testowałem grę tylko w HD) – wyspa jest naprawdę ładna, podczas jazdy można zwiesić oko na bardzo wielu szczegółach – tych architektonicznych, jak i tych naturalnych, jak drzewa, skały czy plaża. Jest co podziwiać i zazwyczaj z ekranu bije naprawdę duża różnorodność – przelatują ptaki, drzewa uginają się na wietrze, po niebie zasuwa samolot. Jest po prostu ładnie – dokładnie tak, jak powinno być na hawajskiej wyspie. No i wykonanie wnętrz samochodów – świetna robota. A już wyrazy najwyższego uznania należą się za modele samochodów – są tak szczegółowe i pięknie wypolerowane, że w wysokiej rozdzielczości rzucają się w oczy... w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jednak miejscami jakość niektórych tekstur niegodna jest takiej maszyny jak Xbox 360. Postacie, choć pojawiają się rzadko, były chyba ładniej wykonane w niejednej grze na PS2. No i ten pop-up, czyli dorysowywanie się na oczach grającego elementów otoczenia. Pół biedy, że pop-up dotyczy tylko najdalszych elementów, ale gdy wpatrujecie się w drogę, nie sposób nie zwrócić na ten problem uwagi, który wydaje się notoryczny i – przynajmniej mojej osobie – psuje nieco miłe wrażenia z jazdy.
W wyścigach dźwięk powinien spełniać się głownie w dwóch elementach – wiernym odwzorowaniu głosów wydawanych przez silniki oraz w muzyce, która powinna porywać do jazdy. Pierwszy element jest dopracowany bardzo dobrze – ewidentnie słychać różnice w pracy silników poszczególnych modeli samochodów, natomiast muzyka nieco zawodzi. To nic, że brak bardziej znanych wykonawców, bo znam gry, które serwują muzę tego typu, a ścigam się w nich jak w transie (dla mnie kwestia muzyki w wyścigach to BARDZO WAŻNY element, bo dobrze podana powoduje u mnie efekt właśnie „hipnotyzujący”). W Test Drive jest co prawda kilka stacji gatunkowych i w tych radyjkach kilka naprawdę wkręcających numerów, ale poważnym uchybieniem jest zbyt mała ich liczba. Toż to gra na co najmniej kilkadziesiąt godzin, a grając w sieci – nawet na kilkaset! A tu słuchając jednego radia, już po pół godzinie zaczyna się powtórka z rozrywki – tak nie można, panowie! Zbawieniem jest możliwość włożenia do X’a własnej płyty – gorąco polecam właśnie to rozwiązanie.
Jak to jest z tym nowym Test Drive Unlimited? Dobry jest czy zły? Powiem wprost – dobry jest, ale ma kilka uchybień, które mogą wpłynąć negatywnie na odbiór gry w zależności od Twojej osobistej wrażliwości. Ja jestem zachwycony swobodą w tej grze i swoistym kultem tego tytułu dla samego faktu jazdy samochodem. Więc jeśli jesteś maniakiem motoryzacji, albo chociaż trochę się tym interesujesz – gra powinna wciągnąć cię niczym czarna dziura i choć prawdopodobnie zauważysz niedociągnięcia, o których pisałem, zagonisz je pewnie w ciemny kąt po prostu czerpiąc radość z zabawy, której tu naprawdę sporo. Dodatkowo jeśli jesteś szczęśliwym abonentem Xbox Live! Gold, radość z gry jeszcze bardziej wzrośnie, bo tryb sieciowy jest pomysłowo zaprojektowany, choć nie idealnie. Znam osoby, które wymienione przeze mnie błędy zupełnie odrzuciły od gry. Współczuję i radzę nauczyć się czerpać radość z tego co dobre, bo tego jest w Test Drive Unlimited naprawdę pod dostatkiem.
Emil „Samuraai” Ronda
PLUSY:
- swoboda w zwiedzaniu wyspy, dowolność w podejmowaniu wyzwań;
- miejscami bardzo duże przywiązanie do detali;
- wykonanie modeli samochodów;
- widok zza kierownicy;
- tryb rozgrywki sieciowej.
MINUSY:
- niektóre tekstury nie są godne Xboxa 360;
- dorysowywanie się elementów otoczenia (pop-up);
- model jazdy jednośladów;
- AI samochodów sterowanych przez konsolę, również policji;
- zbyt uboga muzycznie, jak na czas gry, który oferuje;
- brak śladowej choćby fabuły (w tego typu grze można było ją zaimplementować).