autor: Borys Zajączkowski
Struś Szybki Lopez - recenzja gry
Wybitnie zręcznościowa produkcja rosyjskiego zespołu Geleos dedykowana szczególnie młodym graczom. Obejmujemy kontrolę nad strusiem, który w kolejnych wyścigach musi pokonywać przeszkody napotkane na trasie...
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Godnym najwyższej pochwały jest podejście autorów „Strusia Szybkiego Lopeza” do tematu tworzenia gier dla dzieci. Powoli puszczam w niepamięć okres sprzed roku-dwóch lat, gdy co jedna gra przeznaczona dla młodszych odbiorców urągała wszelkiemu poczuciu przyzwoitości. Teraz gier o charakterze familijnym wpada w moje ręce jakby nieco mniej, lecz co jedna, to naprawdę godna uwagi.
„Szybki Lopez” to klasyczne wyścigi z przeszkodami i z bonusami, jakich niemało powstało i nadal powstaje, a to, co je różni od przeważnie zmechanizowanej konkurencji, to długonodzy, zawzięci i przezabawnie animowani zawodnicy – strusie. Opowieść, która stoi za całą zabawą jest klasyczna: oto gdzieś w kosmosie krąży planeta o jajowatym kształcie, którą zamieszkują strusie. Poczciwe zwierzątka nikomu nie wadzą, życie prowadzą spokojne i w zgodzie z naturą tudzież swoimi sąsiadami, a główną ich troską jest produkcja małych strusi. Tymczasem zły i przewrotny profesor, zawistnym okiem lunety spoglądający na pławiący się w szczęśliwości świat, postanawia uszczknąć coś z niego dla siebie. Najlepiej wszystko. Ponieważ nie dysponuje on wystarczającymi środkami desantowymi do przeprowadzenia otwartej ofensywy, w jego mrocznym umyśle kiełkuje podstępny plan wykorzystania do ataku strusiego potomstwa, którego nie brakuje. Jego asystent porywa więc pewną nocą z kołysek wszystkie strusie jaja i umyka do statku kosmicznego – profesor bowiem zamierza wychować małe strusie na walecznych i poddanych swojej woli żołnierzy. Jednakże worek z jajami okazuje się być dziurawy i strusie rozpoczynają pościg za dywersantem, śladem znaczonym swoim nie wyklutym potomstwem.
Zręczność wysokiego poziomu
Zastanawiam się i nie przychodzi mi do głowy nic takiego, co byłby sens umieścić w komputerowych wyścigach, czego w „Szybkim Lopezie” by nie było. Jest kilkanaście różnorodnych, ciekawie zaprojektowanych i zróżnicowanych pomiędzy sobą tras. Są przeciwnicy, którzy wykazują zręczność zgodną z oczekiwaniami, zależną od stopnia trudności gry – nie za dużą i nie za małą. Na drodze pojawia się olbrzymia ilość różnych, dziwacznych, często bardzo zabawnych przeszkód i przeszkadzajek, na które należy uważać, a w przypadku bliższego z nimi kontaktu jest z czego się pośmiać. Gracz napotyka również klasyczne bonusy zwiększające jego prędkość, przedłużające skoki, leczące nadwątlone zdrowie (tu: uzupełniające zgubione piórka) itp.
Ale nie tylko możliwością rywalizacji z komputerowymi strusiami „Szybki Lopez” stoi. Do dyspozycji graczy oddano również sposobność toczenia rozgrywek w sieci lokalnej (do 8 zawodników), a także zamierzchłą i współcześnie nie docenianą technikę podziału ekranu, tak by przy jednym komputerze konkurować ze sobą mogła dwójka współzawodników.
Jedyna wątpliwość, która pojawiła się u mnie po nie pozbawionym problemów przebiegnięciu kilku tras dotyczy tego, czy „Szybki Lopez” nie jest grą zbyt trudną dla maluchów. Inaczej, niż to ma miejsce w większości gier zręcznościowych, tutaj praktycznie przez cały czas trwania wyścigu nie ma okazji, by sobie odetchnąć – non-stop zaskakują gracza niepożądane niespodzianki, a miejscami dochodzi do takiej ich kumulacji, iż bezproblemowe ich ominięcie graniczy z cudem. Ale za to jaką satysfakcję to gwarantuje, gdy się taka sztuka uda!
Kreskówki wiecznie żywe
Pod koniec ubiegłego roku ukazała się niezwykle grywalna, a przy tym nowatorska graficznie strzelanka pt. „XIII”. Swój komiksowy styl zawdzięczała ciekawej technice cell-shadingu, dzięki któremu niezwykle udanie przykuwała do monitora wzrok zainteresowanych. „Struś Szybki Lopez” prezentuje styl co najmniej pokrewny – tyle tylko, iż naznaczony dziecięcą paletą barw. Kreskówkowa szata graficzna sprawia, że przynajmniej z początku zabawy dosłownie trudno uwierzyć, że nie mamy do czynienia klasycznie wyrysowanymi tłami i animacjami, lecz z w pełni trójwymiarowym środowiskiem. Tym bardziej że wydarzenia rozgrywają się tak szybko, iż nie ma czasu, by się dostatecznie otoczeniu przyjrzeć.
Kreskówkowość przejawia się jednak nie tylko w samej formie graficznej gry, ale także w charakterze otoczenia oraz przeszkód i w udźwiękowieniu całości. Niespodzianki czekające graczy w trakcie wyścigów to np.: wyskakujące z norek rękawice bokserskie, złośliwe drzewa bijące zawodników gałęziami, krowy wyrzucające z okien doniczki, spacerujące po drodze jeże, opadające szlabany, dziury w moście i wiele, wiele innych, często zabawnych (niemniej irytujących) przeszkadzajek. Wszystko, co się dzieje na ekranie znajduje swój odpowiednik w efektach dźwiękowych rodem z komedii slapstikowych, a szczególne niepowodzenia kwituje gromki śmiech zapożyczonej z sitcomów pozornej publiczności.
Całość uzupełnia dobra, wesoła ścieżka muzyczna oraz niemało ubarwiających otoczenie wyścigu animacji. Raz drogę przebiegnie zając, innym razem na poboczu da się dostrzec łucznik zapamiętale strzelający do rozstawionych po lesie tarcz. Rzecz w tym, że na podziwianie, a i choćby dostrzeganie tego wszystkiego zwyczajnie nie ma czasu.
Pierwsza lokalizacja dobra lokalizacja
„Szybki Lopez” jest dziełem moskiewskiego zespołu developerskiego „Geleos” i siłą rzeczy gra ukazała się przede wszystkim w Rosji. Następne jej wydanie miało miejsce w Polsce i tym samym stanowi ono punkt wyjściowy dla ewentualnej ekspansji produktu na zachód. Tym bardziej cieszy, że rodzime wydanie gry stoi na bardzo przyzwoitym poziomie – od lektora począwszy, poprzez konwersję menu gry, na prostej, choć wyczerpującej instrukcji skończywszy. Dodatkowym atutem jawi się cena „Strusia”, który sprzedawany jest za symboliczną opłatą 20 złotych i tym samym stanowi doskonały prezent dla dziesięcioletniej lub młodszej pociechy. A i tacie się nic nie stanie, jak sobie w przerwie między papierosami zagra. Tę grę po prostu warto mieć pod ręką.
Shuck