SteamWorld Heist II Recenzja gry
Recenzja gry SteamWorld Heist 2 - czasem warto postawić na pewniaka!
Mało jest firm, o których wiadomo, że dostarczą dobrą grę. Ale jedną z nich na pewno jest szwedzkie studio Image & Form, które od lat raczy nas produkcjami ze swojego autorskiego świata humoru i pary. SteamWorld Heist 2 potwierdza tę regułę.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
W teorii nie powinno być nic bardziej druzgoczącego dla kreatywności niż narzucone z góry ograniczenia. Wiele gier już jednak udowodniło, że czasem nawet najbardziej absurdalne utrudnienia tylko wzmagają kreatywność twórców, dając w efekcie dzieła świeże i oryginalne. Świetnym tego przykładem jest SteamWorld Heist z 2015 roku, czyli taktyczna gra turowa, która wygląda niczym platformówka, przypominając zresztą trochę starsze odsłony Wormsów. Mimo takiego ograniczenia (platformowa turówka?!) pozycja ta podbiła serca graczy. Po dziewięciu latach szwedzkie studio Image & Form wróciło do nas z drugą odsłoną tego cyklu – trochę większą, trochę bardziej rozbudowaną i ciągle tak samo dobrą.
CZYM JEST ŚWIAT PARY?
Spytacie, czym jest SteamWorld? To pełne humoru uniwersum łączące steampunk i western, a zamieszkałe przez urocze paroboty (to takie roboty parowe przypominające Iron Mana, tylko że w klatce piersiowej mają nie reaktor, a grzejniki – w końcu to „PAROboty”).
W tym właśnie „ŚwieciePary” twórcy z Image & Form osadzają niemal wszystkie swoje gry. Tym, co szczególnie wyróżnia SteamWorld, jest oczywiście przepiękna, malowana oprawa graficzna i oryginalny styl artystyczny, który trudno z pomylić z czymkolwiek innym.
Parobot a morze
Pierwszy SteamWorld Heist z 2015 roku zabrał nas w kosmiczną podróż – mieliśmy swój gwiezdny statek, odwiedzaliśmy stacje, skakaliśmy między orbitami – słowem, widzieliśmy rzeczy, w które Wy, ludzie, nigdy byście nie uwierzyli. Heist 2 dla odmiany trzyma się jednej planety – a przemierzamy ją co prawda nadal okrętem, ale tym razem nie kosmicznym, tylko podwodnym. W grze wcielamy się w kapitana Quincy’ego Leewaya, parobota żyjącego w cieniu swojej wielkiej matki (#nepobaby), który próbuje rozwiązać zagadkę zabójczej rdzy będącej zagrożeniem dla wszystkich botów, a przy okazji udowodnić, że zasługuje na miano kapitana łajby swojej rodzicielki.
Nasza podróż sprowadza się do odwiedzania barów i rekrutowania nowych członków załogi, ale przede wszystkim do zaliczania misji taktycznych. W trakcie nich kilku naszych ludzi trafia np. na wrogą placówkę, po czym podczas turowej rozgrywki musi zrealizować główny cel danej misji (np. zezłomować wrogiego przywódcę). Warto pokusić się także o zaliczenie celów dodatkowych (np. zabicie trzech wrogów jednym granatem czy wysadzenie wszystkich wybuchających beczek). Za realizację misji otrzymujemy gwiazdki oraz lokalną reputację (oczywiście, im lepiej nam poszło, tym więcej nagród zdobywamy), te zaś służą do odblokowania różnych bonusów (np. nowych broni), a czasami także kolejnych misji fabularnych.
Tak wygląda trzon właściwej rozgrywki. Jest on bardzo solidny i zapewnia dużo satysfakcji. Nic w sumie w tym zaskakującego, bo na pierwszy, a nawet na drugi rzut oka zabawa przypomina tę z „jedynki”.
Ewolucja, nie rewolucja
Lubimy narzekać, gdy twórcy wprowadzają mało urozmaiceń w kolejnych odsłonach swoich serii gier. „O nie, Ubisoft znowu wypuścił takiego samego »Asasyna«” – napisano tysiące razy na forum GOL-a (co, tak na marginesie, nigdy nie było do końca prawdą). Do pewnego stopnia to zrozumiałe – po co zmieniać coś, co jest po prostu dobre? Po co ryzykować z rewolucją, która może się graczom nie spodobać?
Z podobnego zapewne przekonania wyszli twórcy Heista 2 – i słusznie, bo tu nie trzeba było wcale wymyślać koła na nowo. Wystarczyło trochę je wycentrować i może wymienić niektóre szprychy, żeby rozgrywka nie była całkiem identyczna. I to się udało.
Przede wszystkim Heist 2 oferuje zupełnie nową warstwę gameplayu. Obok starć taktycznych czy rozwoju postaci mamy także prostą grę zręcznościową w postaci sterowania naszym okrętem podwodnym po niebezpiecznych wodach Wielkiego Morza. Morza pełnego wrogich statków, z którymi walczymy w czasie rzeczywistym – w przeciwieństwie do turowych starć taktycznych. A walka ta, choć dość prosta, jest przyjemnym dodatkiem do zabawy. Stale zresztą nasz okręt rozwijamy, a to montując na nim kolejne typy uzbrojenia (np. torpedy), a to wzmacniając jego pancerz czy zwiększając punkty życia. To dobry dodatek do sprawdzonej formuły, bo docieranie do kolejnych misji uatrakcyjnia teraz kilka prościutkich potyczek z nieprzyjacielskimi okrętami. Przy okazji gra wzbogaciła się też o – banalną, ale jednak – eksplorację. A eksploracji w grach nigdy za wiele!
Ocean możliwości
Dobrze oceniam także system rozwoju postaci. W trakcie zabawy możemy zrekrutować różne paroboty. Tym razem jednak, w przeciwieństwie do tych z „jedynki”, nie mają one narzuconych klas postaci. To, kim będzie konkretny bot, zależy od broni, jaką dzierży w swoich metalowych dłoniach. To oczywiście oznacza, że łatwo da się zmienić klasę danej postaci – przy czym nie tracimy wszystkich zalet poprzedniej. Możemy zachować kilka zdolności z jednej (bądź kilku) specjalizacji.
To dość elastyczny system, który pozwala na różne eksperymenty. Jeśli np. nasz skrzydłowy (jedna z klas postaci) jest zbyt słaby i zbyt łatwo daje się zezłomować, możemy zaliczyć nim parę misji w roli łomotnika (inna klasa postaci, taki twardziel z wielkim młotem w łapach). Gdy wrócimy do funkcji skrzydłowego, tym razem nasz bot będzie miał kilka wzmocnień, które zwiększą jego przeżywalność (np. tarczę lub dodatkowe punkty życia). Ciekawa atrakcja, do korzystania z której gra zresztą zachęca, a okazuje się to wręcz konieczne na wyższych poziomach trudności.
Idzie sztorm
No właśnie, pewnym problemem SteamWorld Heista 2 są wspomniane poziomy trudności. Na szczęście, co istotne, łatwym do rozwiązania, bo gra oferuje ich wiele, a dodatkowo możemy jeszcze ręcznie je modyfikować. W efekcie rozgrywka może stać się piekielnie trudna albo sielankowo łatwa.
- to widać, ale i tak muszę to podkreślić: piękna oprawa graficzna;
- pływanie okrętem podwodnym jako udany dodatek do gry;
- ciekawy system rozwoju postaci, który pozwala na dużo kombinowania;
- elastyczny system trudności, który można dostosować do siebie;
- urocza, nawet jeśli niezbyt odkrywcza, historyjka;
- dużo humoru, easter eggów i nawiązań;
- przyzwoita polska wersja językowa;
- gra jest naprawdę duża…
- …może nawet trochę za duża;
- początek mógłby być bardziej ekscytujący;
- chętnie zobaczyłbym więcej wariantów misji.
Nie zmienia to jednak faktu, że przydałby się lepszy balans. Na początku jest raczej trudno – członkowie naszej załogi nie posiadają jeszcze zdolności, a także zbyt wielu punktów życia, więc pierwsze misje potrafią być dość ciężkie. A przynajmniej na „normalu”, na którym grałem. Potem robi się łatwiej, by po dziesięciu godzinach rozgrywka zaczęła znowu dawać w kość, a jeden błąd oznaczać konieczność cofnięcia się o dwie tury wstecz. Jeśli tak jak ja nie lubicie obniżać poziomu trudności, może Was czekać trochę frustracji – albo trochę grindu.
A zadań w grze nie brakuje – wymaksowanie jej może zająć dobre kilkadziesiąt godzin, przy czym po tak długim czasie wielu graczy może jednak zacząć się już nudzić powtarzalnością gameplayu i podobnymi celami misji.
Parostatkiem w piękny rejs
Mam kilka takich ulubionych serii małych gier niezależnych, które do tej pory nigdy mnie nie zawiodły. Cykl Kingdom to pomysłowe RTS-y, w których – niczym w platformówce – możemy się poruszać tylko w prawo lub w lewo. Kingdom Rush to seria znakomitych pozycji tower defense, które łączą miłość do detali, piękną grafikę i wysoki poziom trudności.
SteamWorld też jeszcze nie mnie zawiódł. Czy to w formie metroidvanii, czy karcianego jRPG – wszystkie moje przygody z parobotami były co najmniej przyzwoite. SteamWorld Heist 2 potwierdza tę zasadę, więc nie pozostaje mi nic innego, jak po prostu polecić Wam tę grę. Warto wybrać się w ten piękny rejs. Najlepiej parostatkiem.