Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 17 czerwca 2004, 12:18

autor: Jacek Hałas

Starmageddon 2 - recenzja gry

Sequel „Starmageddona”, rodzimego erteesa, ma z poprzednikiem wspólną jedynie nazwę oraz kosmiczną tematykę. „Starmageddon 2” jest atrakcyjną graficznie i prostą w idei grą zręcznościową, w której gracz zasiada za sterami gwiezdnego myśliwca Epsilon.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Coś mi się zdaje, że polscy producenci gier ostatnio próbują iść na łatwiznę. „Starmageddon 2” to kolejny produkt, w którym fabuła praktycznie nie istnieje, a jedyną rzeczą, która może (a w tym przypadku nawet powinna) przyciągnąć uwagę gracza, jest niesamowita oprawa wizualna. Nie zrozumcie mnie źle, każdemu z nas od czasu do czasu przydaje się trochę odpoczynku od tych wszystkich skomplikowanych tytułów, rozpalających zwoje mózgowe do czerwoności. O ile jednak w przypadku „Painkillera” takie działanie mogło być zrozumiałe, to posunięcie autorów drugiej części „Starmageddona” jest co najmniej podejrzane. Tak naprawdę, gra ta nie ma nic wspólnego z jedynką – dość rozbudowany RTS przekształcił się bowiem w bardzo prostą zręcznościówkę. Wygląda to tak, jak gdyby autorzy najpierw stworzyli wspaniały engine (trzeba to podkreślić, szczegóły później), a dopiero mając gotowy silnik graficzny zaczęli zastanawiać się, jaki typ gry można by do niego dopasować.

Jak na kosmiczną strzelankę przystało, akcja „Project Freedom” rozgrywa się w odległej przyszłości. Muszę jednak przyznać, iż otoczka fabularna w początkowej fazie gry dość mile mnie zaskoczyła. Nie wiem jak Was, ale mnie nudzą już kolejne tytuły, w których ludzkość zabiera się do walki z agresywnymi rasami Obcych. Ufoki pojawiają się co prawda w dalszych misjach, ale można śmiało powiedzieć, iż ich rola nie jest znacząca. Początkowe etapy „Project Freedom” traktują natomiast o wzajemnie zwalczających się korporacjach, które stają do walki o podbój kosmosu. Gracz wciela się w rolę pilota pracującego dla jednej z takich frakcji, tytułowego Project Freedom. Organizacja ta, jako jedna z niewielu, cieszy się nieposzlakowaną opinią; dopiero w dalszej części gry okazuje się jednak, że pozory mylą. Szkoda tylko, że w trakcie właściwej zabawy o całej tej otoczce w ogóle się zapomina. Przyczynę tego stanu rzeczy należy upatrywać w dość kiepskawych briefingach, które za bardzo koncentrują uwagę gracza na samej misji, a także dość niejasnych przeskokach pomiędzy kolejnymi etapami. Świetnym przykładem może być misja, w której gracz przypadkiem trafia do niezbadanej części galaktyki. Gra nie objaśnia, jak do tego doszło, co więcej, powrót do Układu Słonecznego jest jeszcze bardziej tajemniczy. Od czasu do czasu załączają się co prawda dodatkowe filmiki przerywnikowe, ale tak naprawdę służą one jedynie uprzyjemnianiu doznań płynących z zabawy i nie przyczyniają się do przybliżenia realiów świata gry.

Gdybym miał wskazać tytuły, którym najbliżej jest do recenzowanego „Starmageddona 2”, to bez wahania postawiłbym na serię „Incoming” i konsolowego „Rogue Squadrona”. Nie ma co ukrywać, to wyjątkowo nieskomplikowana zręcznościówka. Miłośnicy profesjonalnych space-simów będą z pewnością zawiedzeni. Paradoksalnie najmniej problemów sprawia sterowanie statkiem, obawiam się jednak, że autorzy przekroczyli pewną granicę, albowiem operowanie maszyną odbywa się bez jakichkolwiek oporów. Wygląda na to, że nie oddziałują na nią żadne prawa fizyki. Sterowany statek błyskawicznie może zwolnić i niemal w miejscu dokonać stosownego obrotu. Co więcej, do jego obsługi wystarczy sama myszka. Nie trzeba korzystać z klawiatury a tym bardziej joysticka, czy innego profesjonalnego kontrolera. Oczywiście, można wykonywać drobne korekty, aczkolwiek przez znaczną część gry gryzoń w zupełności wystarcza. Ogromne brawa należą się natomiast osobom odpowiedzialnym za dobór kamer, są one ustawione wprost perfekcyjnie. Mamy tu trzy typy widoków: dwa od środka i jeden prezentujący statek z zewnątrz (TPP). O wiele ważniejsze jest jednak to, że wszystkie te widoki są w pełni funkcjonalne. Nieco gorzej wypadł HUD. Brak podręcznej mapy jest co prawda rekompensowany przez kolorowe strzałki wskazujące cele misji, aczkolwiek powinno to być zaprezentowane w bardziej profesjonalny sposób. Pozostałe wskaźniki są bardzo czytelne, szkoda tylko, że w polskiej wersji nie przetłumaczono doczepionych do nich podpisów. Gracz na bieżąco może monitorować stan amunicji, osłon, kadłuba statku, czy dowiedzieć się, ilu przeciwników musi aktualnie pokonać.

Statek, za sterami którego zasiadamy w kolejnych misjach, może być sukcesywnie upgrade’owany. Niestety, w praktyce okazuje się, że sam proces ulepszania jego parametrów jest wyjątkowo uproszczony. Gracz musi tylko podjąć decyzję, co chce unowocześnić, przy czym do wyboru ma silnik (w dalszej części gry pojawia się dopalacz, z którego od czasu do czasu będzie można skorzystać), osłony oraz bronie. Na szczególną uwagę zasługuje ten ostatni element. Jedyna broń, która ma nielimitowaną ilość amunicji, to działko laserowe. Niestety, jest ono wyjątkowo słabe i na mocniejszych wrogów najzwyczajniej w świecie nie wystarcza. O wiele lepiej wypadają na tym tle rakiety, które podzielono na dwie grupy: powietrze-ziemia oraz powietrze-powietrze (raczej kosmos-kosmos :-)). Pod koniec gry pojawia się natomiast ogromne działo plazmowe, które idealnie nadaje się do niszczenia mocnych, niezbyt mobilnych celów. Z racji tego, iż mamy do czynienia ze zręcznościówką, ilość możliwych do wystrzelenia pocisków jest całkiem spora. Nie oznacza to jednak, iż problemy z amunicją nie występują – liczbę przeciwników dostosowano bowiem do objętości posiadanego arsenału :-)

Kampania dla pojedynczego gracza składa się z 21 niezbyt długich misji. Niestety, autorzy gry nie przewidzieli żadnych trybów sieciowych, a szkoda, bo pojedynki przy tak nieskomplikowanym modelu lotu, sprawiałyby zapewne sporo frajdy. „Starmageddona 2” dodatkowo pogrąża to, iż jest on stosunkowo prosty. Misje są, jak już wspomniałem, krótkie, a cele niezbyt skomplikowane. Ci, którzy mieli już jakikolwiek kontakt z symulatorami kosmicznymi (chociażby „StarLancerem”), nie będą mieli najmniejszych problemów z ich zaliczaniem. Jedynym ratunkiem okazuje się wybranie wysokiego poziomu trudności, w przeciwnym przypadku końcowy filmik można ujrzeć już po kilku godzinach zabawy. Cele misji są dość monotonne, mnie osobiście drażniła zbyt duża ilość zadań, w których trzeba było coś ochraniać. Nieporównywalnie większą frajdę sprawiały mi natomiast etapy, które opierały się na niszczeniu naziemnych baz przeciwników. Przy okazji warto dodać, iż akcja „Project Freedom” rozgrywa się zarówno w przestrzeni kosmicznej, jak i nad powierzchniami planet. Wracając jednak do samych misji, irytowało mnie też to, że przez cały czas doskonale wiadomo, co trzeba zrobić. Wszystkie cele są jasne, a gdyby tego było jeszcze mało, zawsze ukazuje się je na krótkim filmiku przerywnikowym (na enginie gry). Mniej doświadczonych graczy z pewnością to ucieszy, osoby bardziej zaznajomione z gatunkiem wolałyby zapewne dojść do niektórych wniosków samodzielnie.

Na naszej kosmicznej drodze stają przeważnie inne statki kosmiczne. W początkowych misjach jest ich niewiele, a wybuchają po kilku celnych trafieniach laserem. Im dalej jednak zagłębiamy się w kampanię, tym mocniejsi przeciwnicy czekają na odstrzał. Spory zawód sprawiły natomiast krążowniki. Po pierwsze, wcale nie są ogromne i nie dorastają do pięt swoim odpowiednikom z „Freespace 2”, czy nawet „Tachyon: The Fringe”. Po drugie, przeważnie są zupełnie bezbronne na nasze ataki, a w najlepszym przypadku mają zamontowane kiepskie działka laserowe. Bardzo ciekawie prezentują się natomiast walki na powierzchniach planet. Tu trzeba już uważać na liczne wyrzutnie rakiet, pojazdy obronne, a także... skały. Jakikolwiek kontakt z otoczeniem, owocuje poważnymi uszkodzeniami statku, a w krytycznych sytuacjach nawet jego natychmiastowym zniszczeniem. Momentami doprowadza to do absurdalnych sytuacji, w których gracz, zamiast unikać wystrzeliwanych w jego stronę pocisków, martwi się, aby o nic nie zahaczyć. Inteligencja przeciwników (oczywiście tych, którzy są w ruchu) stoi na zadowalającym poziomie. Nieznacznie lepiej wypadają sojusznicze jednostki, które w pewnych przypadkach pomagają w ukończeniu misji.

Wszystkie te czynniki schodzą jednak na dalszy plan w obliczu oprawy wizualnej, która prezentuje naprawdę wysoki poziom. Nie skłamię chyba mówiąc, iż obok „Painkillera” jest to obecnie jedna z najładniejszych polskich produkcji, która na tym konkretnym polu śmiało może stanąć w szranki z zachodnimi tytułami. Na początek trochę technicznego bełkotu: całość powstała w oparciu o biblioteki Direct-X 9.0, co owocuje między innymi wykorzystaniem Pixel Shadera w wersji 2.0. A jak to wygląda w praktyce? Przecudnie. Modele statków są bardzo szczegółowe, nic nie mogę także zarzucić ich cieniom. Przestrzeń kosmiczna wygląda jeszcze lepiej niż w konkurencyjnym „X2: The Threat”, którego i tak mocno chwaliłem za ciekawie oddane otoczenie. Zdecydowanie najlepiej prezentują się jednak etapy rozgrywane bezpośrednio nad powierzchniami planet. Nie trzeba się wtedy ograniczać do celów misji, niemal wszystkie widoczne obiekty można spokojnie zniszczyć. Proces destrukcji większych statków czy budowli, jest obrazowany bardzo ładnie wykonanymi wybuchami. Szkoda, że na tym tle bardzo kiepsko wypada oprawa dźwiękowa. Przede wszystkim mam tu na myśli beznadziejne dialogi mówione. Pomijam już nawet to, że w testowanej przeze mnie wersji okrzyki innych pilotów rwały się niemiłosiernie. Aktorzy kiepsko wczuli się w swoje role. Jeszcze gorzej wypadł lektor odczytujący briefing przed rozpoczęciem misji. Tyle chociaż dobrze, że widoczne na ekranie napisy zostały prawidłowo przetłumaczone. Nie mogę tego jednak powiedzieć o instrukcji obsługi. Ewidentnie brakuje w niej fachowego słownictwa, a sam tekst sprawia wrażenie, jak gdyby pisano go dla kolegi ze szkolnej ławki, a nie szerokiej publiczności. To jednak drobnostki. W przypadku takiej gry w wir walki można rzucić się bez zbędnego przygotowania, co więcej, zawsze można skorzystać z wbudowanego tutoriala, który szybko i sprawnie wyjaśni podstawy gry.

Pomimo tych wszystkich narzekań muszę przyznać, iż w „Starmageddona 2” grało mi się całkiem przyjemnie. Nie jest to gra, o której będzie się mówiło miesiącami, z pewnością nie powstaną też setki fanklubów „Project Freedom”. Sądzę jednak, iż w naszym kraju tytuł ten odniesie spory sukces. Przykład „Painkillera” pokazał, że gra nie musi być skomplikowana, aby spodobała się większym grupom graczy. Niezaprzeczalnym atutem „Starmageddona 2” jest także śmiesznie niska cena – niecałe 20 złotych, to oferta w sam raz dla osoby, która poszukuje lekkiej i przyjemnej gry na dwa wieczory.

Jacek „Stranger” Hałas

Jacek Hałas

Jacek Hałas

Z GRYOnline.pl współpracuje od czasów „prehistorycznych”, skupiając się na opracowywaniu poradników do gier dużych i gigantycznych, choć okazjonalnie zdarzają się i te mniejsze. Oprócz ponad 200 poradników, w swoim dorobku autorskim ma między innymi recenzje, zapowiedzi oraz teksty publicystyczne. Prywatnie jest graczem niemal wyłącznie konsolowym, najchętniej grywającym w przygodowe gry akcji (najlepiej z dużym naciskiem na ciekawą fabułę), wyścigi i horrory. Ceni również skradanki i taktyczne turówki w stylu XCOM. Gra dużo, nie tylko w pracy, ale także poza nią, polując – w granicach rozsądku i wolnego czasu – na trofea i platyny. Poza grami lubi wycieczki rowerowe, a także dobrą książkę (szczególnie autorstwa Stephena Kinga) oraz seriale (z klasyki najbardziej Gwiezdne Wrota, Rodzinę Soprano i Supernatural).

więcej

Recenzja gry Farming Simulator 25 - Giants Software, nie można tak było od razu?
Recenzja gry Farming Simulator 25 - Giants Software, nie można tak było od razu?

Recenzja gry

Choć Farming Simulator 25 nie przynosi wszystkich zmian, o jakie prosili fani, to dzięki takim funkcjom jak deformacja terenu i GPS jawi się jako najlepsza dotychczas odsłona cyklu. Odsłona, która daje mnóstwo frajdy - a z modami będzie jeszcze lepiej!

Recenzja gry MechWarrior 5 Clans - dla fanów uniwersum BattleTech ta gra jest jak gwiazdka
Recenzja gry MechWarrior 5 Clans - dla fanów uniwersum BattleTech ta gra jest jak gwiazdka

Recenzja gry

MechWarrior 5: Clans zapowiadał powrót serii do motywów, które stanowiły o jej świetności w połowie lat 90. XX wieku. O grze było jednak dość cicho przed premierą, co wzbudzało moje obawy. Czy studio Piranha Games stworzyło w końcu tytuł godny przodków?

Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE
Recenzja gry Expeditions: A MudRunner Game - stop, panie kierowco, proszę dmuchnąć w QTE

Recenzja gry

Expeditions: A MudRunner Game to powolna jazda w terenie dla cierpliwych kierowców. Świetną mechanikę jazdy ze SnowRunnera opakowano tu jednak w nudną otoczkę ekspedycji naukowych, które głównie irytują prymitywnymi minigrami.