Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 2 marca 2006, 09:26

autor: Krzysztof Piskorski

Star Wars: Empire At War - recenzja gry

W EaW znajdziesz wszystko, co rozsławiło Gwiezdne Wojny. Dostaniesz szturmowców w białym plastiku, Lorda Vadera duszącego rebeliantów, trójkątne niszczyciele, X-wingi oraz Sokoła Millenium. Całość polana lekkim, RTS-owym sosem i dopięta na ostatni guzik.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

W tej grze znajdziesz wszystko, co rozsławiło Gwiezdne Wojny. Dostaniesz szturmowców w białym plastiku, Lorda Vadera duszącego rebeliantów, trójkątne niszczyciele, X-wingi oraz Sokoła Millenium. Całość polana lekkim, RTS-owym sosem i dopięta na ostatni guzik.

Biznes Star Wars wciąż się kręci. Stworzony przez Georga Lucasa świat dał początek setkom książek, komiksów i gier, a końca nie widać. Nie da się uniknąć wrażenia, że nawet nasze wnuki będą kupowały gry o „facetach ze świetlnymi mieczami i tych śmiesznych gościach w białych zbrojach”.

Żeby nie nudzić odbiorców, producenci sięgają ostatnio do okresu nowej trylogii (np. Clone Wars), do Expanded Universe i pofilmowej przyszłości (np. Jedi Academy), lub przeciwnie – do przedfilmowej prehistorii (np. KOTOR). Jednak wielu ludzi wciąż patrzy z największym sentymentem na pierwszą trylogię Star Wars. Dla nich SW: Empire at War to prawdziwy dar od losu. Tym bardziej, że gra jest dopracowana, dynamiczna i ciekawa. Wciąga jak studnia grawitacyjna i nie można się od niej oderwać przez wiele dni.

Niszczyciele i krążowniki, czyli szare trójkąty w akcji.

Osią fabuły jest próba zdobycia planów Gwiazdy Śmierci, a potem jej zniszczenie (Rebelia), lub wyłapanie zdrajców, którzy chcą te plany wydać – no i użycie Gwiazdy (Imperium). Jak można z tego wnioskować, akcja pokrywa się chronologicznie z epizodem IV Sagi. Świadczą o tym zdarzenia, takie jak pojmanie Lei przez Vadera oraz np. szwadron czerwonych dowodzony przez Luke’a Skywalkera. Występują też w grze odnośniki do Expanded Universe. Spotkasz więc m.in. Kyle’a Katarna oraz Marę Jade.

Sama gra jest fuzją RTS-a (a właściwie dwóch RTS-ów), czyli tak naprawdę gry o charakterze taktycznym, z warstwą strategiczną. Na mapie galaktyki tworzymy i przemieszczamy armie, budujemy floty oraz stacje bojowe, szpiegujemy wroga, poruszamy bohaterów. Cały czas tyka ‘galaktyczny zegar’, a wróg się rozbudowuje i zdobywa nowe planety. Na szczęście upływ czasu można zwolnić, co pozwala umiejętnie zarządzać planetami.

Tutaj planujesz kolejne podboje.

Kiedy wreszcie nasze siły zaatakują wrogi układ, starcie rozstrzygane jest w czasie rzeczywistym. Najpierw następuje bitwa kosmiczna, w której nasza flota musi pokonać na orbicie flotę wroga. Potem pora na desant w okolicach wrogiej bazy i próbę jej zdobycia.

Warstwy rozgrywki głęboko się przenikają i wpływają na siebie wzajemnie. Jeśli na planecie znajduje się działo jonowe, to może ostrzeliwać statki walczące na orbicie. Gdy któraś ze stron bitwy naziemnej posiada w kosmosie eskadrę bombowców, może wykonywać malownicze naloty na siły wroga (kocham zapach torped fotonowych o poranku). Jeśli w bitwie orbitalnej zniszczeniu ulegnie część transportowców – na ziemi wylądujesz bez niektórych jednostek. Jeśli w trakcie obrony bazy stracisz jakiś budynek, po powrocie do widoku galaktyki będziesz go musiał odbudować. Możesz więc niszczyć bazy wroga ‘na raty’, bo kiedy mała grupa szturmowa wysadzi koszary, to główne siły, które zaatakują potem, już ich nie spotkają. Wszystko to daje miłe poczucie realizmu. Empire at War jest naprawdę solidnie dopracowaną grą.

Zaznaczę tutaj, że wszystkie rodzaje bitew są bardzo szybkie i dynamiczne. Na ziemi zastosowano system przypominający nieco punkty strategiczne z Dawn of War. Maksymalna liczba jednostek, jakie możemy zrzucić na powierzchnię, zależy od ilości opanowanych punktów wsparcia. Na dodatek wojska można desantować jedynie wokół tych punktów. Wymusza to bardzo agresywne podejście do walki. Jeżeli w ciągu paru chwil nie opanujesz punktów – zrobi to przeciwnik. Przygotuj się wtedy na walkę z wielokrotnie liczniejszymi siłami. Jakby tego było mało, zdobyte przyczółki można natychmiast fortyfikować – we wskazanych miejscach mapy buduje się wieżyczki, stacje naprawcze i inne urządzenia pomocne w utrzymaniu terenu.

Wyrzutnie rakiet: 1 – AT-ST: 0.

Mapy bitw nie są wielkie, jednostki przemieszczają się dość szybko, nie ma zbierania surowców, ani produkcji (tylko obrońca dostaje co jakiś czas automatyczne posiłki ze swoich budynków militarnych). Zostaje tylko szalona, pełna wybuchów i smug lasera walka. Limit jednostek sprawia, że bardzo ciężko jest ‘zalać’ przeciwnika falą żołnierzy. Można go najwyżej wykrwawić, jeśli na orbicie mamy wiele posiłków. Stąd cały czas trzeba używać szarych komórek. Na dodatek jednostki są ‘bilansowane wysoko’. Jedno działo turbolaserowe AT-AA w sekundę kładzie pokotem oddziały piechurów, ślizgacz potrafi powalić jednym strzałem liny potężnego AT-AT (dokładnie tak, jak w Imperium Kontratakuje). Naloty dewastują znaczny teren. Bohaterowie są bardzo potężni. Tylko pojedynki ogniowe piechoty trwają dobrą chwilę, szczególnie jeśli ta znajdzie jakąś kryjówkę. Generalnie jest szybko. Często bitwa naziemna trwa ledwie parę minut.

Artyleria na pozycjach do strzału – to dla rebelianckiego dowódcy ostatni widok w życiu.

Na dodatek w bitwach czuć kapitalny klimat pierwszych gwiezdnych wojen. Lord Vader ścina rebeliantów w jajowatych kaskach, szturmowcy atakują przy wsparciu maszyn AT-ST. Na wielu planetach rebelię wspiera lokalna populacja – np. przy walkach o Tatooine można spotkać Jawów oraz Sand Crawlera, a na Endorze – Ewoków. Grafika jest bardzo porządna. Choć czasem na zbliżeniach widać, że ludzkie postacie nie są idealne (w końcu engine musi udźwignąć ich setki), to udane krajobrazy oraz wszechobecny ruch potrafią to zrekompensować.

Pogłębieniu przyjemności, która płynie z walk, służy cinematic camera. Otóż, kiedy naciśniesz spację, znika interfejs, a kamera zaczyna latać pomiędzy walczącymi siłami i ustawia się w różnych, bardzo ‘filmowych’ kątach. Pole widzenia staje się pseudo panoramiczne. To dobre rozwiązanie dla graczy, którzy często operowali kamerą, by dla przyjemności pooglądać sobie bitwę z różnych perspektyw. Szybko złapałem się na tym, że po wydaniu rozkazów automatycznie stukam w spację, żeby obejrzeć trochę malowniczej akcji ze świata SW.

Szturmowcy polują na jawów.

O ile walki naziemne są bardzo przyjemne i absorbujące, o tyle bitwy kosmiczne to po prostu poezja! Właśnie tutaj cinematic camera pokazuje zęby. Odwzorowanie jednostek w stosunku do filmów jest praktycznie idealne, efekty wybuchów – wyjątkowo dobre. Takie smaczki jak odpadające pod ciężkim ostrzałem kawałki gwiezdnych niszczycieli (jeśli można nazwać kawałkiem coś, co ma kilkadziesiąt metrów) dodają wszystkiemu ‘błysku’.

Bitwy gwiezdne toczą się dokładnie tak, jak w filmowej trylogii – imperialne kolosy lecą powoli, siejąc wokół ogniem turbolaserów. Między nimi śmigają myśliwce oraz bombowce rebelii. Co chwila z nadprzestrzeni wylatują posiłki. Tutaj nie ma punktów wsparcia. Przestrzeń jest otwarta, jednak nie oznacza to, że nie można stosować taktyki. Pozostają zawsze mgławice, w których da się schować, pola asteroidów czy majestatyczne walki manewrowe. Co prawda można narzekać na limit jednostek, który w przestrzeni częściej daje się we znaki, ale poza tym faktem bitwom gwiezdnym nie jestem w stanie nic zarzucić. Wyglądają fenomenalnie, są tak samo absorbujące jak starcia naziemne.

Zwycięstwo często wymaga mądrego użycia wszystkich statków. Kanonierki i lekkie krążowniki muszą osłaniać kolosy, których wielkie działa nie są w stanie trafić malutkich bombowców. Myśliwce osłony muszą walczyć z wrogimi myśliwcami oraz torpedowcami. Tymczasem największe statki toczą pojedynki ze sobą oraz z orbitalnymi bazami wroga.

Przyjacielska wymiana ognia na orbicie.

Teraz wiesz, jak gra wygląda od kuchni, więc napiszę parę słów o ilości zawartego w niej gameplay’u. Jak na dzisiejsze czasy jest ona bardzo przyzwoita. Masz do dyspozycji dwie kampanie, z których każda liczy kilkanaście misji. Część z nich to różne zadania kosmiczne i naziemne, część wymaga użycia tylko bohaterów. Pomiędzy misjami możesz rozwijać technologię, opanowywać kolejne planety, budować nowe jednostki. Gdy nauczysz się już dobrze wykorzystywać wszystkie oddziały, kampanie nie będą trudne, ani długie. Jednak po ich skończeniu zostaje jeszcze tryb ‘podbój galaktyki’ (ciekawe scenariusze różniące się układem sił oraz ilością włączonych do gry planet) oraz starcia w przestrzeni i na ziemi, w trybie multiplayer lub z komputerem. Grania jest więc solidna dawka, choć oczywiście ludzie starej daty przyzwyczajeni do gier, które starczały na miesiące, mają prawo narzekać. Jak dla mnie, do pełni szczęścia brakuje tylko losowego generatora galaktyk.

Dużo powiedziałem o zaletach SW:EaW – i nic dziwnego, bo gra zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Jednak nie oznacza to, że jest pozbawiona wad. W wielu miejscach można jej wytknąć duże uproszczenia. Dla przykładu – każda planeta ma tylko jedną, jedyną mapę pola bitwy. Po rozegraniu obu kampanii znasz je na pamięć. Na dodatek gracze budując bazy w trybie galaktycznym nie mają wpływu na ułożenie budynków. Od nas zależy tylko to, co wejdzie w skład bazy. Można też narzekać na fakt, że struktury pomocnicze da się wznosić jedynie w zaznaczonych miejscach. Dodam, że część tych miejsc jest po prostu bez sensu. Warstwa RTS nie jest bardzo głęboka. Poza specjalnym trybem potyczki nie ma zbierania surowców na polu bitwy, zarządzania finansami. Jednostki są wyspecjalizowane i bardzo grywalne, ale z drugiej strony – nie ma ich wiele. Niektórych może też drażnić tylko jeden surowiec w warstwie galaktycznej (kredyty). Można z tego wysnuć przypuszczenie, że gra szybko się znudzi. Otóż mnie się nie znudziła. Po kampaniach i podboju galaktyki wciąż mam ochotę na więcej – pozostaje więc multiplayer. W końcu, gdzie, poza tym trybem, można zobaczyć Imperatora, który walczy naraz z Kylem Katarnem, Hanem i Chewbaccą?

Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie zdenerwowała – nie dotyczy samej treści gry, więc nie wspominam o niej w ‘minusach’. Chodzi o coraz gorsze podejście firm software’owych do klienta. Dokładnie o kolejny odcinek dramatu pod tytułem „jak firmy w ramach walki z piractwem utrudniają życie legalnym użytkownikom”. Otóż nowy system SecuROM, użyty w EaW, nie działa tak, jak powinien. Po zainstalowaniu patcha, który jest konieczny do gry w sieci, gra czasem przestaje rozpoznawać oryginalną płytę! Dzieje się tak w wypadku wielu użytkowników, którzy mieli kiedyś zainstalowane programy do tworzenia wirtualnych napędów. Trzeba wtedy kontaktować się z działem support securomu, żeby dostać odpowiedniego hotfixa. Problem jest już omawiany na forach zachodnich, więc może powstanie inne rozwiązanie. Na razie jakaś dobra dusza podała link do hotfixa na niemieckim forum, niesmak jednak pozostaje.

Tak, tym panem też możesz kierować.

Wracając jednak do samej gry: nie oczekuj po Empire at War wielkiej głębi taktyczno-strategicznej. Została stworzona, by dostarczać szybkiej, wciągającej rozrywki i robi to idealnie. Wszystko w klimacie pierwszych Gwiezdnych Wojen, z oryginalną muzyką i wspaniałą cinematic camerą. Stąd, nawet mimo uproszczeń gry, ciężko mi się powstrzymać od bardzo pozytywnej oceny. Po prostu dawno nie dostałem takiego ładunku skoncentrowanej zabawy, jakiej dostarczyło mi Empire at War. Lektura obowiązkowa dla fanów sagi, a dla pozostałych – po prostu świetnie zrobiona gra.

Krzysztof „KristoV” Piskorski

PLUSY:

  • malownicze bitwy;
  • dynamiczna i wciągająca;
  • klimat pierwszych filmów Star Wars.

MINUSY:

  • uproszczona rozgrywka.
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego
Recenzja gry Ara: History Untold - marketing oszukał mnie, że to kolejny klon Civki, a to coś całkowicie innego

Recenzja gry

Nie, Ara: History Untold - wbrew hasłom marketingowym - nie będzie kolejną alternatywą dla serii Civilization. Jednak nie jest to wada, bo gra ma na siebie własny pomysł i realizuje go sprawnie, choć nie zawsze konsekwentnie.

Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki
Recenzja gry 63 Days - to nie Niemcy są tu największym wrogiem, ale absurdy, błędy i brak logiki

Recenzja gry

Po 20 godzinach, które spędziłem z 63 Days, miałem w sobie mnóstwo sprzecznych emocji. Z jednej strony uważam, że to przeciętna gra z aspiracją do ponadprzeciętnej – z drugiej zaś liczba błędów i nielogicznych rozwiązań przeraża.

Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy
Recenzja gry Frostpunk 2 - polityka bywa gorsza od apokalipsy

Recenzja gry

Gdy pierwszy raz uruchomiłem Frostpunka 2, byłem pełen obaw. Twórcy ewidentnie chcieli poeksperymentować z konwencją, zmienić formułę i zaoferować coś nowego. Czy jednak wyszło to grze na dobre?