Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 24 stycznia 2001, 17:38

autor: Andrzej Zygmański

Star Trek Deep Space Nine: The Fallen - recenzja gry

Ostatni rok to prawdziwy wysyp tytułów spod znaku Star Treka. Po latach posuchy i średniej jakości przygodówkach przyszedł czas na produkcje z prawdziwego zdarzenia. Do jednej z nich należy wydany ostatnio Deep Space Nine-The Fallen.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Kiedy z górą 40 lat temu Gene Roddenberry tworzył dla amerykańskiej telewizji serial Star Trek, nikt nie przypuszczał, że stanie się on jednym z symboli kultury masowej XX wieku. Aż po dzień dzisiejszy kolejne odsłony ze świata Star Trek przyciągają przed ekrany tysiące fanów na całym świecie i tworzą mit porównywalny do Gwiezdnych Wojen. Głównie dlatego Kosmiczna Wędrówka to także potężna machina do robienia pieniędzy i aż dziw bierze, że przez wiele lat temat ten był traktowany po macoszemu przez tak ważne medium jakim jest rynek gier komputerowych. Dopiero niedawno coś się ruszyło – takie pozycje jak Birth Of Federation, czy Starfleet Command stały się kamyczkami, które ruszyły lawinę. Świadczy o tym wysyp gier spod znaku Star Treka, którego byliśmy świadkami w zeszłym roku. Do nich także zalicza się DS9-„The Fallen”.

Stacja kosmiczna Deep Space 9 to nie tylko jedna z najbardziej wysuniętych placówek Federacji Planet, znajdująca się na pograniczu Kardasji i Bajo, ale także, od czasów rozpoczęcia wojny z Dominium, położona w obszarze ciągłych walk i konfliktów.

Może dlatego nikt początkowo nie przywiązywał większej uwagi do ataku piratów na statek federacji USS Defiant,. Nikt też nie powiązał tego zdarzenia z pogłoskami o odkryciu śladów tajemniczego artefaktu w ruinach Bajorańskiej świątyni i odnalezieniem ciał dwóch kardasjańskich żołnierzy dosłownie wtopionych w kadłub DS9. Jak się później okazało był to początek wydarzeń, które mogły zmienić nie tylko obraz wojny, ale także całego uniwersum.

Na początku gry autorzy pozwalają nam wcielić się w jedną z głównych postaci serialu: Kapitana Sisko, Major Kirę lub Komandora Worfa (rulez!). Wybór jednej z nich jest równoznaczny z wyborem stylu gry – od prawie typowej strzelanki (Worf), po wymagający ruszenia głową (Kira). Dzięki takiemu manewrowi, gra każdym z bohaterów pozwala przeżyć całą historię w trochę inny sposób. Również zadania są odmienne, ale składają się na powodzenie akcji całej trójki.

Co rzuca się w oczy już na samym początku, to znakomita grafika oparta na engine Unreala. Twórcy „The Fallen” potrafili, pomimo zauważalnych nawiązań graficznych do starszego brata, stworzyć własną jakość. Lokalizacje są różnorodne, a wykonanie ich oddaje klimat danego miejsca. Jeżeli przykładowo znajdujemy się na pokładzie opuszczonego krążownika gwiezdnego, to od razu widać, że czas nie oszczędził tego miejsca. Co ważne, autorzy gry podeszli do tematu bardzo profesjonalnie – przechadzając się po promenadzie stacji można poczuć się jak w wirtualnym świecie wykreowanym na potrzeby serialu. Fanów serialu ucieszą takie szczegóły jak piłka baseballowa kapitana Sisko leżąca na jego biurku, czy stare uniformy Federacji na członkach załogi USS Ulysses.

Grając w „DS9 the Fallen” ma się nieodparte wrażenie uczestnictwa w filmie. Zdarzenia następują dość szybko po sobie, tworząc dynamiczną całość. Może nawet scenariusz gry miał pierwotnie służyć powstaniu filmu pełnometrażowego? Wrażenie to potęguje ZNAKOMITA muzyka, dynamicznie zmieniająca się w zależności od sytuacji i mająca kolosalny udział w tworzeniu klimatu. Co ciekawe jest ona w formacie MP3, więc każdy posiadacz nagrywarki bez problemu może stworzyć z niej płytkę audio :).

Na różnorodność lokacji w grze nie można narzekać: akcja rzuca nas w takie miejsca, jak świątynia bajorańska, więzienie Jem’Hadar, czy wrak federacyjnego krążownika. Gorzej jest ze stawianymi przed nami zadaniami. Nie porażają rozmachem, gdyż najczęściej trzeba dotrzeć do miejsca X, uruchomić maszynę Y, aby otrzymać przedmiot Z. Prostota zadań nie oznacza bynajmniej braku ich logiczności, jednakże po Star Treku, znanym z bogactwa pomysłów, spodziewałem się czegoś więcej. Nie można natomiast nic zarzucić systemowi pomocy, do którego cały czas mamy dostęp. Wszystkie cele misji są wyraźnie przedstawione, a dodatkowo w ich lokalizacji pomaga niezbędny w trakcie gry trikorder, pełniący funkcję uniwersalnego radaru.

Czy więc mamy do czynienia z najlepszą grą z tego cyklu? Niestety, nie. Mój główny zarzut dotyczący „DS9-the Fallen” to brak zdecydowania autorów, co do formuły gry. Co prawda, oferuje ona 3 rodzaje rozgrywki, jednak ostatecznie, nawet w krańcowych formach, nie jest tak naprawdę ani czystą strzelanką, ani logiczną łamigłówkę. Daleko jej do „Deusa Ex”, gdzie akcję można było przeprowadzić naprawdę na wiele sposobów, od ściśle siłowych, po cichą infiltrację.

Poza tym gra jest liniowa aż do bólu. Droga jest zawsze jedna i ta sama. Wydaje się, że autorzy poszli trochę na łatwiznę i nie wykorzystali potencjału, jaki drzemał w przedstawionych lokacjach. Co gorsza akcja momentami siada, a samymi widokami gracz z pewnością się nie nagra. Zawodzi też sztuczna inteligencja, choć to akurat można wytłumaczyć rodzajem przeciwnika: Jem’Hadar z natury nie grzeszą inteligencją w przeciwieństwie do Kardasjan, potrafiących np. użyć windy, aby cię dorwać.

Irytują także techniczne błędy, jak notoryczny problem ze schodzeniem po drabinie. Nie da się normalnie „zahaczyć” o nią postaci. Po prostu musimy zeskoczyć i w locie ją chwycić - na inny sposób nie wpadłem. Błędu, którego nie mogę wybaczyć to niemożliwość ukończenia jednego z zadań bonusowych (których, tak na marginesie, jest jak na lekarstwo). Od takich rzeczy są właśnie beta testerzy, którzy chyba pospali w trakcie grania.

No i sieciowcom z pewnością zabraknie trybu multiplayer.

W tym miejscu chciałbym przejść do krótkiego podsumowania polskiego wydania i lokalizacji przeprowadzonej przez zespół SUPER GRY. Pierwsze wrażenia nie są złe: za niewielkie pieniądze otrzymujemy DVD-pudełko z płytką, krótki przewodnik po świecie gry i ładnie wydany podręcznik z najpotrzebniejszymi informacjami. Niestety później jest coraz gorzej. Pierwszy zgrzyt następuje przy instalacji – pomimo takiej możliwości nie da się zainstalować całej gry. Notorycznie zgrywa się wersja minimalna. Jakie są tego następstwa? A takie, że przy najmniejszym odgłosie wydanym przez naszego bohatera, czy inną osobę, gra staje i czeka aż cedek się rozkręci i dogra odpowiednie dane. Ma to tragiczne skutki w ogniu walki i często kończy się opcją WGRYWANIE. O.K. rozpocznijmy rozgrywkę. Demo początkowe, nastrojowa muzyka i jakieś popiskiwania w tle. Hej, to nie popiskiwania tylko odgłosy naszych bohaterów. Zwiększam więc w menu głośność postaci, ściszam głośność muzyki i... nadal to samo. Trudno, może w samej grze będzie lepiej. Tak, tutaj lepiej, można zrozumieć co do nas nawijają, nawet głosy są podobne do tych z serialu. Tylko dlaczego tak sztywno? Jedynie Garak utrzymuje przyzwoity poziom, ale jego nie usłyszymy zbyt często. Jeżeli komuś nie odpowiada polska wersja i zechce poczuć smak tej oryginalnej, niech zajrzy do baru na stacji, a z pewnością się nie zawiedzie. Zresztą kwiatków typu „access denied” czy „for science personel only” znajdziemy wiele. Na szczęście tłumaczenie wszystkich star trekowych zwrotów i nazw przeprowadzono bardzo fachowo, i za to należą się wielkie brawa.

Generalna konkluzja jest jednak smutna. Można zrozumieć, że nakłady pieniężne poniesione na lokalizację tego produktu były daleko mniejsze niż w przypadku, powiedzmy „Najdalszej podróży”. Tym bardziej powinno się dopilnować, jak są one wykorzystywane. Tutaj tego zabrakło. Ośmielę się nawet stwierdzić, że jeżeli w wersji angielskiej beta testerzy trochę przyspali, o tyle przy tworzeniu ojczystej wersji w ogóle nie brali udziału.

Końcowa ocena jest trudna do wystawienia. Z jednej strony dobrze odwzorowany świat Star Treka, jego wszechobecny klimat, ciesząca oczy grafika i bohaterowie ze srebrnego ekranu. Z drugiej liniowość i trochę rozczarowująca fabuła, brak jasnej koncepcji gry i rażąca błędami polska wersja. Jednak za tą cenę jest to propozycja bezwzględnie warta uwagi. Niech tylko w przyszłości rodzimy wydawca bardziej przyłoży się do swego dziecka, a świat będzie piękniejszy.

Andrzej „Gorim” Zygmański

Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.

Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii
Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii

Recenzja gry

Po pokazie gameplayu dla prasy nie byłem przychylnie nastawiony do Nobody Wants to Die. Twórcom z Wrocławia udało się jednak złamać mój sceptycyzm już po kwadransie gry. Choć chwilami ziewałem, nieprędko zapomnę tę transhumanistyczną przygodę neo-noir.