Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 13 grudnia 2005, 11:34

autor: Krzysztof Gonciarz

SingStar '80s - recenzja gry

„Ho ho ho, przecież ja śpiewać nie umiem!” – hmm? „Jakaś gra z mikrofonami, przecież nie zbłaźnię się przed znajomymi, a samemu to żadna zabawa” – tak? A właśnie, że nie. Nie, nie i nie.

Recenzja powstała na bazie wersji PS2.

„Ho ho ho, przecież ja śpiewać nie umiem!” – hmm? „Jakaś gra z mikrofonami, przecież nie zbłaźnię się przed znajomymi, a samemu to żadna zabawa” – tak? A właśnie, że nie. Nie, nie i nie. Te skostniałe poglądy, nakręcające wizerunek gracza-sztywniaka, najwyższy już czas wyrzucić do kosza i dla pewności od razu go opróżnić. Teraz nasze peesdwójki służyć mają jako multimedialne centra rozrywki i ośrodki imprezowe, wokół których zbierać należy znajomych oraz napoje różnorakiej wyskokowości. My tymczasem, delikatnie balansując na granicy kiczu, możemy wreszcie porobić coś innego niż wciskanie przycisków.

Singstar ‘80s to czwarta, a druga w tym roku edycja gry-programu stanowiącego rozwinięcie i przedłużenie idei szeroko pojętego karaoke. W istocie funkcjonuje ona dokładnie tak samo, jak wszystkie poprzedniczki i stanowi wolnostojący data-dysk, w pełni kompatybilny z pozostałymi (możemy je wymieniać nie resetując konsoli), poszerzający możliwości zdzierania gardła o kolejnych 30 piosenek. Tym razem Sony Computer Entertainment Europe postanowiło zagrać nam na nerwach i wystawić na ciężką próbę nasz dystans do samych siebie, proponując nam wokalne popisy w utworach z epoki lat 80, okresu hermafrodytycznych fryzur i ozdób oraz ogólnie pojętej tandety. Jak daleko uda się nam posunąć? Ile tak naprawdę trzeba wypić, by bez rozterek moralnych odśpiewać „The Final Countdown” wykonując ruchy imitujące oryginalnego wokalistę? Wstydliwi ludzie o słabych nerwach nie mają tu czego szukać, to pewne.

Teledysk Europe jest kwintesencją klimatu sprzed dwóch dekad. Ten fryz...

Każdy wie, o co chodzi w tej grze. Wystarczy rzucić okiem na jakiegoś screena i wszystko staje się jasne. My śpiewamy (solo lub w duecie na 2 mikrofony), a oprogramowanie analizuje nasz głos pod względem zgodności dźwięków z oryginałem. Słowa schodzą na dalszy plan i „nucenie” de facto wystarczy nam do bicia rekordów (ale, jak mawia znajoma, gdzie tu zabawa?). Mamy 3 poziomy trudności, różniące się od siebie tolerancją błędu. Maksymalnie na każdym tracku uzyskać możemy 10 tysięcy punktów. Na podstawie uzyskanego wyniku przydzielana jest nam ranga (od „drewnianego ucha” aż po „supergwiazdę” itp.). I to w zasadzie wszystko. Czy mało? Cóż, trudno oczekiwać czegokolwiek więcej po tego typu zabawce. Jeśli ktoś uważa, że taka atrakcja nie starcza na długo, niech nauczy się wszystkich 30 piosenek i wyciągnie dobre wyniki na każdej z nich.

Wiadomym jest od pewnego czasu, że Sony Poland „wchodzi” w polskie wersje językowe. S’80s jest jedną z pierwszych w pełni zlokalizowanych propozycji. Nie robi to może specjalnego wrażenia, póki nie dodamy, że aż 14 z zawartych w grze piosenek to nasze rodzime hity sprzed circa 20 lat. Tak, tu się zaczynają prawdziwe hece, zwłaszcza gdy sytuację przyuważy przypadkiem ktoś ze starszego pokolenia. No bo jakże, przecież to „Kryzysowa narzeczona”, „Chałupy welcome to”, „Kocham cię, jak Irlandię” i inne! Dzieci szaleją, damy mdleją. Lećcie do sklepu po piwo, bo zabawa dopiero się zaczyna. Mogłaś moją być! Wszystkim utworom zagranicznym akompaniuje wizualna oprawa w postaci oryginalnego teledysku lub nagrania koncertowego. Niestety, nie można tego powiedzieć o polskich kawałkach, które w większości nie oferują naszym oczom nic poza jakimś tam prowizorycznym, ambientowym, animowanym tełkiem. Są wyjątki (Maanam), ale o wiele milej by było, gdyby zachowana została tu pewna równowaga. Nie jest to, oczywiście, istota zabawy, ale na pewno szkopuł którego nie można przemilczeć.

To już 22 lata od wydania tego singla, przy okazji mamy tu krótką lekcję historii.

O ile możliwość zabawy w pojedynkę ograniczona jest tylko do tradycyjnego śpiewania na ocenę, w trybie dla dwóch graczy mamy już kilka wariantów. Developerzy odpowiednio tu pokombinowali, dając nam spore możliwości konfiguracyjne naszych zmagań – możemy zmieniać długość piosenek, podzielić się na teamy (do 8 graczy), nawet korzystać z różnorakich składanek (śpiewamy po krótkim fragmencie kilku różnych utworów). Jest także opcja duetu, w którym wyniki z obu mikrofonów sumują się. Ostatnim, dość osobliwym trybem jest Sing-Song, czyli sterowana głosem wariacja na temat klasycznego Ponga. Yyy... W sumie OK, że jest, ale takie jakieś dziwne to. Dodane mocno na siłę. Generalnie brakuje nieco bardziej rozbudowanego single playera, obecnego w pierwszej części gry. Nie mamy żadnych unlockables, żadnej motywacji do wydzierania się. Można było powymyślać jakieś ciekawe dodatki, a tak wszystko opiera się na naszej wewnętrznej ochocie „pośpiewania sobie”.

Tego rodzaju rozrywka na pewno rodzi wiele, nazwijmy to „etycznych”, wątpliwości, wymienionych przeze mnie już na samym wstępie. My, Polacy, generalnie mówimy wszak bardzo „płasko” i nie nadużywamy modulacji naszego głosu. Stąd też tak częste samokrytyczne żarty odnośnie braku umiejętności śpiewania czy wręcz szkodliwości społecznej podejmowania jakichkolwiek prób. A, co się będziemy! Prawda jest taka, że występujące początkowo opory ustępują bardzo szybko i nie jest to nawet konsekwencją utartego już poglądu, że Singstara powinni sprzedawać w zestawie z sześciopakiem. Umieszczona w grze opcja nagrania i późniejszego odtworzenia swojej ścieżki wokalnej jest co prawda nieco zbyt hardcore’owa dla większości laików bez wykształcenia muzycznego, ale po przeciwnej stronie barykady mamy regulację głośności dźwięku idącego z mikrofonu na głośniki (L1 i L2), a co za tym idzie możliwość całkowitego wyciszenia się. Od razu jest jakby raźniej.

Musiałem się pochwalić. :-)

Czy możliwość nabrania odrobiny praktyki w śpiewaniu nie wydaje się być kusząca? Wszyscy ze śmiechem powtarzamy półautomatycznie, że wokalne harce to nie dla nas. A tu proszę, okazja może nie tyle nauczenia się, co przynajmniej pobawienia bez żadnych konsekwencji czy obciachu. Nawet w pojedynkę Singstar jest bardzo fajną i wciągającą zabawą. Szkoda tylko, że za polską wersję przyjdzie nam zapłacić tak dużo. W zestawie z mikrofonami gra kosztuje ponad 200 zł, bez – mniej-więcej 150zł. Byłoby to może nawet do przełknięcia (w sumie norma jak na PS2), jednak w niektórych sklepach znaleźć można starsze edycje gry wyposażone w mikrofony w cenach rzędu 80 zł. Trochę się to nie kalkuluje, zważywszy że każda z części ma kilka niezaprzeczalnych killerów, które aż same się proszą o wycie do mikrofonu (np. Outkast „Roses” z Singstar Pop – pytania?).

Specyficzny klimat epoki lat 80 także nie każdemu musi pasować, choć co do doboru piosenek trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia. Ot, z lekka kiczowate hiciory pierwszej wielkości (zagraniczne) oraz piosenki zwane u nas ogniskowymi (polskie). Za parę lat okaże się, że nikt już nie siedzi z gitarą w lecie na Mazurach i nie śpiewa „Szklanej pogody”, bo wszyscy zadowalają się konsolami. Shuck zwykł mawiać, że nasza cywilizacja chyli się ku upadkowi i nieunikniony jest atak barbarzyńców – może to jeden ze znaków nadchodzącej zagłady? Dobra, śpiewajmy sobie do konsoli, bo generalnie warto, ale nie dajmy się zwariować, pozycja gitarowego barda, smęcącego rockowe standardy nad ogniskiem nie może zostać zapomniana.

W ogóle to I’M WAAAAALKING ON SUUUNSHIIIIINEEE!

Krzysztof „Lordareon” Gonciarz

PLUSY:

  • polskie hity sprzed lat!
  • idealna gra na imprezę ze znajomymi;
  • przełamywacz wstydu, okazja do wokalnego rozkręcenia się.

MINUSY:

  • brak teledysków do większości polskich tracków;
  • lata 80, anyone?
  • wysoka cena w stosunku do taniejących poprzednich części.
Recenzja gry Super Mario Party Jamboree - jesteście zaproszeni na najlepszą imprezę roku
Recenzja gry Super Mario Party Jamboree - jesteście zaproszeni na najlepszą imprezę roku

Recenzja gry

Seria Mario Party nie należała nigdy do pozycji wybitnych, Super Mario Party Jamboree ma jednak szansę to zmienić. To napakowana akcją, aktywnościami i zawartością gra dla wszystkich - nie zawaham się jej polecić nawet niedzielnym graczom.

Recenzja gry Rocksmith 2014 - pogromca Guitar Hero powraca
Recenzja gry Rocksmith 2014 - pogromca Guitar Hero powraca

Recenzja gry

Reklamy Rocksmitha 2014 głoszą, że jest to „najszybszy sposób nauki gry na gitarze”. Tym razem produkcja Ubisoftu jeszcze bardziej odchodzi od schematów znanych z Guitar Hero, kładąc większy nacisk na walory edukacyjne.

Recenzja gry Rocksmith - Guitar Hero bez plastiku
Recenzja gry Rocksmith - Guitar Hero bez plastiku

Recenzja gry

Potencjalnie przełomowa gra muzyczna Ubisoftu zadebiutowała w końcu na naszym rynku. W recenzji sprawdzamy, czy szarpanie za struny prawdziwej gitary dostarcza tyle samo frajdy co zabawa plastikowymi atrapami.