autor: Artur Falkowski
SimCity DS - recenzja gry
Trudno jednoznacznie ocenić SimCity DS. Można odnieść wrażenie, że Electronic Arts niezbyt dobrze wiedziało, dla kogo grę chce wydać.
Recenzja powstała na bazie wersji NDS.
Osiemnaście lat temu powstała gra, która zapoczątkowała istny wylew produkcji ze słowem „Sim” w tytule. Oczywiście mowa tu o SimCity firmy Maxis, dziele jednego z najbardziej rozpoznawalnych w branży deweloperów, Willa Wrighta, który inspirując się między innymi opowiadaniem autorstwa Stanisława Lema („Wyprawa siódma, czyli o tym, jak własna doskonałość Trurla do złego przywiodła”) postanowił stworzyć grę pozwalającą zająć się z pozoru mało interesującą czynnością, mianowicie zarządzaniem miastem. Wright jednak wiedział co robi; tytuł okazał się niezwykle wciągający. Zdobył całą rzeszę fanów i doczekał się kontynuacji oraz konwersji na różne platformy sprzętowe. Osiemnaście lat od premiery oryginału Electronic Arts zadbało o to, by nowe pokolenie graczy mogło wcielić się w rolę niemal wszechmogącego burmistrza. Idąc z duchem czasu, postanowiono wydać grę na NDS. Dzięki temu każdy właściciel tej konsolki może pokusić się o posiadanie miniaturowego, przenośnego miasta, które zmieści się w kieszeni.
Wybór wydawał się oczywisty. W końcu handheld Nintendo jako jedyna konsola wyposażony jest w ekran dotykowy i pozwala na sterowanie stylusem, co w dużym stopniu przypomina zabawę za pomocą komputerowej myszki – narzędzia wydawałoby się niezbędnego w tego typu produkcjach. Niestety, nie ma nic za darmo. Dostosowanie gry do dwóch niewielkich wyświetlaczy wymagało niemałej ingerencji w interfejs, co doprowadziło do stworzenia kilku frustrujących rozwiązań. Twórcy – nie wiadomo po co – postanowili też wzbogacić zabawę o mini-gierki, które w przypadku tak skomplikowanej i rozbudowanej produkcji, jaką jest SimCity, pasują jak pięść do nosa, ponieważ dzieci, które najczęściej znajdują przyjemność właśnie w tego rodzaju rozgrywce, nie będą zainteresowane pozostałą częścią gry, która sprowadza się do oglądania nieruchomych obrazków, kontrolowania statystyk i planowania budżetu. Z kolei starsi, bardziej wymagający gracze, mogą poczuć się co najmniej nieswojo, kiedy gra zatrzyma się i nie ruszy, zanim na przykład dosłownie nie zdmuchną (za pomocą mikrofonu) niszczącego budynki pożaru.
Niezorientowanym w temacie pokrótce nakreślimy zasady rozgrywki. Jak już pisaliśmy, w grze wcielamy się w rolę burmistrza, którego zadaniem jest zbudowanie dobrze prosperującego miasta i dbanie o to, by stale się rozwijało. Podstawą jest zachowanie równowagi pomiędzy trzema podstawowymi strefami: mieszkalną, handlową oraz przemysłową. Na tym jednak nie koniec – trzeba jeszcze zadbać o odpowiednią komunikację pomiędzy nimi (do wyboru są drogi oraz tory kolejowe), zaopatrzyć budynki w prąd i wodę, a także zatroszczyć się o wywożenie śmieci i walkę z zatruciem środowiska. Jeżeli dobrze wywiążemy się z tych zadań, ludzie zaczną sprowadzać się do zarządzanej przez nas mieściny, która na naszych oczach stanie się większym miastem, a w końcu olbrzymią metropolią. Żeby jednak to nastąpiło, trzeba sprawić, by mieszkańcy zechcieli zostać. W tym celu budujemy parki, boiska i inne miejsca wypoczynku, dbamy o dostęp do edukacji, tworząc szkoły i uniwersytety, a także zapewniamy ludziom opiekę zdrowotną (szpitale) i bezpieczeństwo (policja, straż pożarna). Oczywiście stawianie kolejnych budynków i utrzymanie służb publicznych kosztuje, a pieniądze zyskujemy z podatków. Te jednak nie mogą być zbyt wysokie, bo odstraszą mieszkańców. Jeżeli uda się dobrze zbalansować wszystkie wymienione czynniki, będzie można liczyć na stabilny rozwój miasta. W innym przypadku od razu zauważymy, że jest coś nie tak i trzeba będzie dotrzeć do źródła problemu i postarać się je usunąć, co niejednokrotnie pociągnie za sobą konieczność wprowadzenia dalszych zmian. Brzmi skomplikowanie? W rzeczywistości takie właśnie jest. Nie zmienia to jednak faktu, że zabawa w burmistrza SimCity jest niezwykle wciągającym zajęciem.
Czas teraz poświęcić nieco uwagi interfejsowi. Warto na początku dodać, że gra jest mocno przebudowaną wersją SimCity 3000 z 1999 roku i z tego powodu właśnie z tą produkcją znajdziemy najwięcej podobieństw. Większość zmian dotyczy kontroli i sterowania. Jak wiadomo, konsolka NDS wyposażona jest w dwa ekrany. Twórcy zrobili z nich dobry użytek. Na górze możemy podziwiać nasze miasto w rzeczywistości, a także sprawdzać szereg najważniejszych wskaźników (ilość pieniędzy, liczba mieszkańców oraz zapotrzebowanie na poszczególne strefy miejskie). Dolny ekran pełni rolę roboczego. To za jego pomocą kontrolujemy rozgrywkę: budujemy drogi i sieci energetyczne, stawiamy budynki, sprawdzamy statystyki i ustalamy poziom podatków. Niestety ikonki nie prezentują się zbyt ładnie, a co gorsza, często nie są czytelne i trzeba zastanawiać się, co przedstawiają.
Nieciekawie rozwiązana została również rozbudowa miasta. Kiedy bowiem zapragniemy postawić jakieś nowe budowle, rozszerzyć sieć komunikacyjną etc., przełączamy się na podzieloną na kwadraty planszę z poszczególnymi elementami miasta zaznaczonymi różnymi kolorami. Kwadraty są na tyle małe, że czubek stylusa ledwo się w nich mieści. Oczywiście zadbano o możliwość przybliżenia widoku: pola stają się większe, a zaznaczenie czegokolwiek łatwiejsze. Niestety to rozwiązanie tylko pozornie ułatwia zabawę. Szybko bowiem można zauważyć, że korzystając z powiększenia tracimy widok na większą część miasta, a to sprawia, że planowanie jakichkolwiek rozwiązań urbanistycznych staje się nie lada problemem. Można oczywiście najpierw sprawdzić na widoku ogólnym, co chcemy osiągnąć, następnie skorzystać z przybliżenia, postawić kilka budynków czy kilkadziesiąt metrów drogi, skorygować swoje wytyczne na widoku ogólnym, powrócić do szczegółowego, kontynuować wyznaczanie budowy, oddalić, przybliżyć, oddalić, przybliżyć... i tak do znudzenia. Przyznać trzeba, że nie jest to najwygodniejsze rozwiązanie. Można również spróbować budować korzystając z widoku przedstawiającego większą część miasta. Wtedy z kolei będziemy mieli trudności z precyzyjnym wskazaniem zamierzonego miejsca.
Na szczęście wśród licznych opcji znajdziemy również możliwość cofnięcia wprowadzonych przed chwilą zmian, więc metodą prób i błędów można w końcu uzyskać zamierzony efekt. Nie wiadomo, dlaczego funkcja ta nie działa w przypadku wyniszczania zabudowań, kiedy to raz wskazany stylusem budynek nieodwracalnie znika. Przypomnijmy, że mamy do czynienia z grą stworzoną na konsolę przenośną, która świetnie nadaje się do urozmaicenia podróży. Wyobraźmy sobie teraz taką sytuację. Jedziemy w tramwaju/autobusie grając w SimCity DS. W pewnym momencie zauważamy, że w jednej z dzielnic miasta zbyt mocno wzrosła nam przestępczość. Postanawiamy postawić komisariat policji. Niestety w okolicy nie dostrzegamy żadnego wolnego miejsca. Trzeba usunąć kilka budynków – myślimy. Wchodzimy w funkcję wyburzania i powoli, z wielką ostrożnością, pole po polu, robimy miejsce na siedzibę stróżów prawa i porządku. Nagle nasz środek lokomocji hamuje albo silniej skręca. To wystarczy, by nasza ręka omsknęła się trochę i zrobiła mały Armagedon w mieście. Pozostanie nam jedynie wczytać stan gry, który zazwyczaj w takich sytuacjach okazuje się być zapisany na długo przed nieszczęśliwym wypadkiem albo mozolnie odbudowywać straconą infrastrukturę, co z kolei naraża nas na dodatkowe wydatki, które poważnie mogą naruszyć miejski budżet.
Powróćmy jeszcze na chwilę do samego zapisywania stanu gry. Nie wiadomo z jakiego powodu (może ograniczenie pojemności kartridża?) twórcy udostępnili – o zgrozo – jeden slot na to jakże istotne zadanie. Dlatego też nie pobawimy się w eksperymentowanie, tworzenie różnych miast i ich porównywanie. W danym momencie możemy posiadać zaledwie jedno, a kiedy zapragniemy zbudować kolejne, będziemy musieli pożegnać się ze starym.
Jeżeli jednak zdarzy się tak, że stylusem nauczymy się operować z taką samą precyzją, jak dobry chirurg skalpelem, pokonamy uciążliwe sterowanie, postaramy się zignorować mini-gierki i nie będziemy potrzebować większej liczby stanów gry, dojrzymy za fasadą niedociągnięć stare dobre SimCity, które potrafi wciągnąć na długie godziny. Zabawę urozmaica fakt, że budowę miasta możemy rozpocząć na jednym z wielu terenów, które różnią się nie tylko proporcjami lądu i wody, lecz także, a nawet przede wszystkim, kapitałem początkowym. Stworzenie metropolii zaczynając od 100.000 dolarów to nie sztuka, ale już dysponując dziesięciokrotnie mniejszą kwotą trzeba bardziej pogłówkować. Poza tym zastosowano znany z pierwowzoru koncept scenariuszy. Polegają one na poprawieniu sytuacji miasta, które padło ofiarą jakiegoś kataklizmu. Zadania te są tym trudniejsze, że na ich wykonanie mamy ograniczony czas. Nie możemy również nagrywać stanów gry. Trzeba więc zareagować szybko i wyeliminować problemy. Jest to przyjemna odskocznia od żmudnego planowania kolejnych etapów rozwoju własnego miasta.
Do tej pory nie wspominaliśmy o oprawie graficznej. Przyznać trzeba, że nie jest ona najwyższych lotów. Teoretycznie zastosowano rozwiązania z SimCity 3000. Tamta gra jednak mogła chodzić w wyższej rozdzielczości, co pozwalało nam na śledzenie całkiem ładnie i szczegółowo – jak na tamte czasy – oddanego miasta. W przypadku wersji na DS oprawa mocno ucierpiała. Niewielkie ekraniki i niska rozdzielczość sprawiły, że budynki straciły detale, a drzewa wyglądają jak brzydkie zielone plamy. Dodajmy do tego małą czytelność niektórych ikonek, o czym już wcześniej wspominaliśmy, oraz monotonną paletę kolorów, przez którą nasze miasto sprawia przygnębiające wrażenie, a otrzymamy jako taki obraz tego, jak prezentuje się przenośne SimCity.
Na koniec pozostawiliśmy sobie dwie sprawy: pomocników oraz tryb multiplayer. W przypadku tego drugiego można napisać jedynie tyle, że w zasadzie nie istnieje, bo wymianę wiadomości tekstowych za pośrednictwem Wi-Fi trudno nazwać rozgrywką wieloosobową. Doradcom poświęcimy ciut więcej miejsca. W grze znalazło się bowiem klika różnych postaci różniących się podejściem do zarządzania miastem, sposobem mówienia i charakterem. Po pierwszym uruchomieniu gra prosi nas o wypełnienie krótkiego psychotestu, na podstawie którego przydzielany jest nam najbardziej pasujący do nas pomocnik. Niestety jego rady w rzeczywistości za wiele pożytku nie przynoszą, a ataki paniki, w które wpada w razie wybuchu pożaru czy pojawienia się innego niebezpieczeństwa, mogą mocno irytować. Na domiar złego w opcjach nie da się wyłączyć niechcianego doradcy.
Trudno jednoznacznie ocenić SimCity DS. Z jednej strony otrzymaliśmy bowiem rozbudowaną grę ekonomiczną, jakich niewiele ukazuje się na przenośną konsolę Nintendo, produkcję dość dobrze oddającą rozgrywkę znaną z komputerowej wersji gry, a z drugiej niedopracowane, irytujące sterowanie, brak możliwości nagrania wielu stanów gry, wrzucone na siłę mini-gierki oraz monotonną oprawę graficzną. Można odnieść wrażenie, że Electronic Arts niezbyt dobrze wiedziało, dla kogo grę chce wydać; dzieciom wyda się nudna, nieciekawa i frustrująca, a starsi gracze z pewnością wybiorą wcześniejsze, ale lepsze wersje, które ukazały się na PC. Jedyną grupą, dla której SimCity DS wydaje się wręcz wymarzone, są zapaleni fani serii, którzy nie chcą rozstawać się ze swoim wirtualnym miastem nawet w podróży czy w trakcie wakacyjnych wyjazdów.
Artur „Metatron” Falkowski
PLUSY:
- przenośne SimCity, rozbudowane w niemal takim stopniu jak pierwowzór!
- zróżnicowane scenariusze urozmaicające rozgrywkę.
MINUSY:
- niedopracowane sterowanie;
- pozbawiona możliwości cofnięcia funkcja wyburzania;
- tylko jeden slot na stan gry;
- średnia oprawa graficzna i często nieczytelne ikonki;
- irytujący doradcy.