Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 7 stycznia 2004, 12:25

autor: Daniel Sodkiewicz

Silent Hill 3 - recenzja gry

Trzecia, i jak twierdzą autorzy, najbardziej ambitna część uznanego cyklu horrorów Silent Hill. Pod wieloma względami różni się ona od poprzedniczek, zarówno, jeżeli chodzi o jakość wykonania jak i złożoność fabuły.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

„Wszechobecna szarość i wyczuwalny w powietrzu smak zła; kojarzące się z zabawą i radosną przygodą wesołe miasteczko stając się opustoszałą cytadelą mroku przy pełni księżyca, okazuje się być nienajlepszym miejscem na spędzanie jesiennych wieczorów. Synonim dziecięcej niewinności i czystości, w zakrwawionym w okolicach pyszczka zajęczym przebraniu, nie może napawać optymizmem. Dżdżysta pogoda i przerażający pomruk strachu zmusza do wstąpienia w progi niewyraźnie majaczącego w mgle budynku. Tu jednak z deszczu przerażenia trafiamy pod rynnę krwi; ceremonia powitalna nie do końca żywego psa z przepołowioną u nasady pyska głową, zmusza do użycia, dotychczas schowanego w kieszeni, tępego noża. Całkowite owładnięcie psychiki przez strach pozbawia dotychczasowych odruchów i zapewnia jedynie pierwotną walkę o przetrwanie. Chaotyczny bieg przed siebie, przerywany drgawkami strachu i nieodpartymi, spazmatycznymi jękami przerażenia, to jedyne rozwiązanie w chwili zwątpienia. Mrok, mgła, wszechobecne zbitki żywego mięsa... Biegnę..., schody, schody, schody, ...metalowa furtka, ...tory prowadzące w pochłaniającą ciemność pustkę, bezradny bieg w stronę przeznaczenia..., przerażająca cisza, odgłos nadjeżdżającej kolejki..., kolejki (?!), krzywe szyny z defektami czasu, światło w tunelu mroku... turkot pociągu, światło... Aaaaa !!! AAAA !!! aaa..., to tylko sen ?! Sen, sen, sen?! Czy aby na pewno ?! Jawa wydaje się nie mniej przerażająca niż opuszczona właśnie strefa trwogi, która niewiadomo czemu zapewne wróci, i to w nasileniu tysiąca martwych perszeronów”

Silent Kull

Pierwsza część gry Silent Hill, to konsolowy horror, który posiadacze komputerów osobistych mogą poznać na własnej psychice wyłącznie za sprawą emulatorów. Druga część zagościła już oficjalnie na PeCety, czego doczekała się także najnowsza, trzecia odsłona gry o miasteczku grozy nad Jeziorem Toluca. W drugiej części SH kierowaliśmy postacią Jamesa Sunderlanda, bohaterką Silent Hill 3 jest tym razem amerykańska siedemnastolatka o imieniu Heather. Fani serii z pewnością dostrzegą w najnowszej grze tokijskiego Konami zapożyczenia, wątki i rozwiązania wątpliwości jakie można było napotkać i w poprzednich częściach tego horroru. Nowym graczom, dopiero wstępującym w progi Silent Hill, nieznajomość poprzednich odcinków serii nie powinna zbytnio przeszkadzać w dobrej zabawie, muszą oni być jedynie przygotowani na znaną z poprzednich opowieści intrygującą tajemniczość i paranormalizm napotykanych wątków. Wiadomo bowiem nie od dziś, że boimy się tego, czego nie znamy i nie rozumiemy, a o to przecież tutaj chodzi.

Survival vs. horror

Już na początku rozgrywki stajemy przed wyborem jednego z trzech poziomów trudności, osobno dla elementów zręcznościowych i logicznych (podobnie jak w SH2). Dzięki temu mamy wpływ na dostosowanie rodzaju rozgrywki do własnych umiejętności (na easy – otrzymujemy dużo podopowiedzi), potrzeb i indywidualnych zboczeń ;-). Uogólniając jednak sprawę, nawet na najwyższych poziomach gra reprezentuje dobrze wyważony stopień skomplikowania łamigłówek (w większości ograniczających się do znalezienia sposobu na otwarcie drzwi), które sprawiają, że kolejne zagadki w bardzo lekkostrawny sposób zaprzątają nasz przepełniony przerażeniem umysł. Wszelki wysiłek umysłowy jest także dobrą wymówką do odłożenia, choć na chwilę, ociekającej krwią broni. Występujący w grze przeciwnicy są dość wymagającymi stworzeniami, które mimo wrodzonej tępoty, wydaje się, iż odgrywają swoje role bezmózgich krwiożerców w sposób co najmniej nienaganny.

Okazuje się bowiem, że trudni przeciwnicy i nieustanny strach przed śmiercią naszej postaci nie jest wcale kluczem do osiągnięcia idealnego nastroju grozy. Ale do tego jednak wrócimy nieco później. Na tym etapie recenzji warto wspomnieć o możliwości zapisywania stanu gry w dowolnym jej momencie (z może dwoma małymi wyjątkiem pod koniec zabawy), co jest nie tylko rzeczą odróżniającą wersję PC od PSXowej, ale także ich częścią wspólną. Otóż, miejsca w których w wersji konsolowej można zapisywać stan gry, nie zostały usunięte z wersji na komputery osobiste, co jest niezaprzeczalnym dowodem (jeżeli ktoś by nie wierzył ;-)), że SH3 to gra przeniesiona z konsoli na PieCe, a nie inaczej. Na siłę, można się jeszcze przyczepić do sposobu sterowania (który mimo wszystko jest nader wygodny, zarówno w wersji klawiatura-mysz, jak i przy użyciu pada) i systemu pracy kamer. Na szczęście, na tym kończą się konsolowe akcenty. Perspektywa, z jakiej oglądamy wydarzenia ukazywane na ociekającym krwią ekranie, jest często bezładnie ruchoma i można się po niej spodziewać dosłownie wszystkiego. Podczas rozgrywki kamera potrafi zawisnąć w miejscu z góry określonym przez autorów programu, co nie tyle przeszkadza, ale raczej pokazuje dane pomieszczenie z takiego punktu widzenia jaki wydawał się najlepszy (czyt. najbardziej przerażający) dla twórców gry. Podczas pieszych podróży i walk z napotykanymi potworami, kamera często gwałtownie się obraca i przyjmuje przeróżne pozycje. Oczywiście, można ją wówczas nieco uspokoić odpowiednim przyciskiem, ale fakt ten mimo wszystko wprowadza dodatkowy chaos. Tyle „narzekam” na sposób przedstawienia widoku, nie mogę jednak uznać tego aspektu SH3 za jakąś wielką niekorzyść. Nieskoordynowana praca kamery nad którą musimy bacznie czuwać dodaje grze nerwowości i pozornego zamętu, który wspaniale współgra z atmosferą rozgrywki. Utrudnienia w postrzeganiu świata rekompensują możliwości jego oswajania. Wszelkie napotkane zło możemy (i najczęściej musimy, gdyż nie zawsze da się bowiem ominąć sprintem jakieś monstrum) unicestwić na różnorakie sposoby. Nasza bohaterka będzie się bronić za pomocą takiego oprzyrządowania jak nóż, katana, rura, maczuga, pistolet, shotgun, stun gun; nie zabraknie także kamizelki kuloodpornej, apteczek poprawiających stan zdrowia Heather i niezastąpionej, rozpraszającej wszechobecny mrok latarki.

Strach wizualny

Gra wymaga bardzo silnego sprzętu, z największym naciskiem na aparaturę odpowiedzialną za wyświetlanie grafiki. Jeżeli nie posiadamy jednej z najnowszych kart graficznych (NVIDIA GeForceFX, GeForce4Ti, GeForce3Ti , gdyż seria GeForce MX na nic się tutaj nie zda, ATI Radeon 9800, 9700, 9600, 9500, 9200, 9100, 9000, 8500) nie mamy szans na zagranie w SH3. Dlatego też warto przed jej zakupem (dostępna jest tylko wersja DVD) uruchomić demonstracyjną wersję gry. Jeżeli należymy do grona szczęśliwców, którym wymagania systemowe nie są straszne, po uruchomieniu SH3 w pełni docenimy możliwości takich bajerów, jak chociażby pixel shader. Fenomenalny efekt cieni, mgły, mżawki czy „rozmycia” obrazu w świecie snu oraz przewspaniała mimika twarzy i szczegółowość jej rysów, to niezbyt często spotykany widok na ekranach monitorów.

Grafika jest na tyle dobra, że przerywniki filmowe (których jest dość sporo i należą do jednych z ciekawszych elementów SH3) wykonane są na engine graficznym samej gry, co nadaje świetny nastrój i wrażenie uczestniczenia w interaktywnym filmie. Większość lokacji jakie dane nam jest zwiedzać wypełnia ciemność, elementy otoczenia zaś (drzwi, ściany, przedmioty) pokrywa rdza, brud, pleśń, krew (także ruchoma, jakby żywa) i różnego rodzaju inne okropności. Nie bez znaczenia jest tutaj także gra świateł i tym podobnych efektów, apatycznie rozjaśniających ponure pomieszczenia. Oprawa graficzna jest mroczna oraz przerażająco wspaniała i nie zmieni tego faktu nawet ociekająca zgnilizną alternatywna rzeczywistość.

Marsz żałobny

Muzyka w tego typu grach, to jeden z najważniejszych „elementów straszących”. Autorzy SH3 popisali się tutaj wspaniałym doborem repertuaru, który nadaje się do słuchania nie tylko podczas samej gry. W trakcie rozgrywki nasze zmysły słuchu są nieustannie bombardowane przerażającymi krzykami, piskami, jękami, odgłosami kroków, po prostu wszystkim, co w sferze akustycznej może nas przerażać. Podczas zabawy nie braknie oczywiście momentów upiornej ciszy czy żywiołowej, ale diabolicznej muzyki, która dostosowuje się do akcji i sytuacji przedstawionej na ekranie. Wspaniała oprawa audiowizualna gry, to ogromny krok w stronę horroru idealnego. Aby jednak ideał ten osiągnąć, potrzeba jeszcze dwóch składników, którymi są z pewnością: fabuła i ogólny klimat gry (w pewnym sensie stworzony m.in. przez grafikę i muzykę).

Historia to niebanalna, kłująca ostrzem strachu

Fabuły gry nie warto zdradzać, bo to właśnie ona najbardziej intryguje, przeraża i kusi gracza do spędzenia kolejnych godzin w świecie Sillent Hill. Jedyne, co pozwolę sobie zdradzić, to fakt, że nasza bohaterka nie jest, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, zwykłą nastolatką, a jej przeszłość, która zlewa się z przyszłością i teraźniejszością, to arcyciekawa historia, w której przeplatają się, nie zawsze zrozumiałe i nie do końca kwalifikujące się w podziale na dobro i zło, wątki oraz postacie. Duży wpływ na nastrój panujący w grze ma oczywiście sama kompozycja i projekt pomieszczeń oraz zadań z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć. Na każdym kroku napotykamy przeróżne „dekoracje” wnętrz i to właśnie one najbardziej przerażają. Jak wspominałem na początku, boimy się tego, czego nie znamy i czego nie widzimy lub nie potrafimy dostrzec. Autorzy gry wydobyli dla nas i wstawili do SH3 najbardziej przerażające i nieprzyjemnie kojarzące się elementy świata w którym żyjemy na co dzień. Aby nie psuć Wam zabawy, a jednocześnie pokazać tutaj upiorny i chory geniusz twórców gry, przedstawię kilka scenek. Przewrócony wózek dla niepełnosprawnych z kręcącymi się jeszcze kółkami, z którego ciągnie się pasmo krwi, jakby czołgającego się niedawno właściciela wózka. Idąc po śladach czerwonej cieczy dochodzimy do uchylonych drzwi windy oraz podziurawionej nabojami karabinu ściany, ochlapanej i maksymalnie wymazanej krwią.

Warto też wspomnieć o wiszącej nad przepaścią martwej matce, trzymającej za rękę niemowlę, czy scenki torturowanych przez monstra „ludzi” i cierpiące przeróżne katusze jeszcze żywe maszkary. Często też napotykamy na szpitalny klimat z zakrwawionymi łóżkami, charakterystycznymi kafelkami i kostnicą, gdzie kolejne drzwi otwieramy z coraz większym przerażeniem. Nawet najstraszniejsze potwory (swoją drogą oczekiwałem bardziej przerażających przeciwników) nie potrafiłyby wywołać takich lęków wśród graczy, jak opisane powyżej zjawiska. Występujący w grze przeciwnicy nie są zbyt przerażający (tyczy się to także bossów), a nieprzyjemny nastrój i ciągłe poczucie zagrożenia potęgują najróżniejsze, często niesmaczne i nieprzyzwoicie krwawe, motywy graficzno-dekoracyjne. Uczucie to jest na tyle spotęgowane, że podczas „zabawy” z SH3 załapałem potwornego „doła”, którego nadal trudno jest mi się pozbyć. Ktoś może powiedzieć żem mięczak, osobiście jednak bardzo się wczułem w postać Heather (mimo różnicy płci :-P), a to pozwoliło mi przeżyć razem z nią przedstawiony w grze koszmar.

Nie każdy koszmar znika wraz z przebudzeniem

Ukończenie gry nie oznacza końca zabawy i przygód z przeuroczą Heather. W zależności od tego, ile zdobędziemy punktów w grze, możemy otrzymać nowe bronie (m.in. miotacz ognia i, znany z Gwiezdnych Wojen, miecz świetlny), a także możemy ujrzeć inny filmik końcowy. Punkty liczone są m.in. za ilość zabitych (osobno bronią ręczną i palną) potworów, sposób eliminacji bossów (bronią ręczną lub palną), czy sumę straconych punktów życia. Już jednak po pierwszym przejściu gry, dostajemy możliwość ponownego zagrania na innych stopniach trudności, tym razem w jednym ze specjalnie przygotowanych dla naszej bohaterki ubraniach. Czas potrzebny na przebrnięcie wraz z Heather całej opisanej w grze historii, za pierwszym razem oscyluje w granicach 6 godzin, a ponowne ukończenie gry dla miłośników SH będzie z pewnością miłym powrotem do przeżytego już koszmaru. Kolejne podejścia do programu pozwalają spojrzeć na niektóre wydarzenia z szerszej perspektywy i zauważyć rzeczy wcześniej przeoczone. W grze znajduje się mnóstwo motywów-perełek, takich jak wspomniane już dekoracje wnętrz czy napotykane napisy i afisze, przy których warto zatrzymać się choć na chwilę. Dodatkowe bonusy, z których możemy korzystać przy ponownej wędrówce wraz z Heather, to dobra motywacja, aby nie spieszyć się z odkładaniem grę na półkę.

Horrendum - % - gra nie dla wszystkich

Po takiej dawce strachu, jaki zapewnił mi Silent Hill 3, raczej nieprędko sięgnę po tego typu grę. Jak dowodzi tego opisywany tutaj tytuł, w dzisiejszych, przesyconych przemocą czasach, można jeszcze stworzyć coś, co przerazi w miarę wrażliwego odbiorcę. Dla lubiących się bać i dla tych, którzy nie obawiają się nieprzespanych nocy, SH3 to propozycja wręcz idealna (mimo, że SH2 według wielu fanów serii przerażało dużo skuteczniej). Wyważony i dostosowujący się do gracza system, z ogromną dawką dobrego horroru i pozytywnie zagmatwanej historii, nie może otrzymać oceny na tyle niskiej, aby męczyły mnie później krwawe koszmary. Z oddechem obdartego ze skóry monstra na karku, wystawiam z ręką w miejscu, gdzie miałem kiedyś serce, ocenę 90%.

UWAGA!

Przed zakupem gry sprawdź, czy dysponujesz odpowiednią kartą graficzną (najlepiej odpal demo). Po za tym zbadaj się, czy masz wytrzymałe na stres serce ;-P.

Daniel „KULL” Sodkiewicz

Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.

Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii
Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii

Recenzja gry

Po pokazie gameplayu dla prasy nie byłem przychylnie nastawiony do Nobody Wants to Die. Twórcom z Wrocławia udało się jednak złamać mój sceptycyzm już po kwadransie gry. Choć chwilami ziewałem, nieprędko zapomnę tę transhumanistyczną przygodę neo-noir.