autor: Artur Dąbrowski
Shrek 2: Team Action - recenzja gry
„Shrek 2: Team Action” jest o niebo lepszy od tego, czym poczęstowano nas, pecetowców, ostatniego lata. Jest to bardzo porządna gra... ale niestety nic więcej. Można się przy niej mile odprężyć po ciężkim dniu, ale zabawy starczy na bardzo niedługo.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami była sobie firma Luxoflux (True Crime). Dostała ona zadanie stworzenia adaptacji popularnego filmu animowanego pt. Shrek 2. Tak też zrobiła. Jednak okazało się, że inną grę zrobiła dla posiadaczy konsol a inną dla wielbicieli komputerów. Co gorsza, pecetowa wersja nie była nawet w połowie tak dobra jak konsolowa. Krótko mówiąc – zostaliśmy oszukani... Na szczęście Luxoflux w końcu zrozumiało swój błąd i postanowiło go naprawić. Tym samym na sklepowe półki trafiła gra Shrek 2: Team Action, czyli prawowita konwersja Shreka 2. Nie raz i nie dwa byliśmy świadkami tego, jak można spaprać grę, przenosząc ją z konsol na komputery domowe. Na szczęście w przypadku Shreka 2: Team Action tendencja ta nie znajduje pokrycia. Gra dostarcza sporej dawki zabawy rodem z konsol. Co prawda wrzawa związana z premierą filmu już dawno minęła, ale lepiej późno niż wcale.
Opowieści z bagna
Nie każdemu ten rodzaj rozrywki musi się podobać, ale skoro to popularny ogr jest głównym bohaterem, to wypada się pozycją choć trochę zainteresować, czyż nie? Gra opowiada nam historię znaną doskonale z wizyt w kinowych salach. Autorzy starali się zbytnio nie odbiegać od filmowego przebiegu wydarzeń, toteż dzięki Shrekowi 2: Team Action ponownie odwiedzamy królestwo Siedmiogrodu, walczymy z Kotem w Butach, wykradamy Napój Wiecznej Szczęśliwości i pilnujemy, by po raz kolejny zwyciężyło dobro, a Shrek i Fiona żyli długo i szczęśliwie.
Dla przypomnienia pozwolę sobie pokrótce przedstawić fabułę Shreka 2. Świeży nowożeńcy – Shrek i Fiona – dostają, spędzając czas w swojej bagiennej hacjendzie, zaproszenie do zamku rodziców ogrzej księżniczki. Jej mąż z początku jest temu przeciwny, ale w końcu daje się ubłagać. W końcu czego nie robi się dla żony, prawda? Król i królowa nie są zbyt zadowoleni, gdy do królestwa przybywa dwóch zielonoskórych szczęśliwców. Ojciec Fiony wkrótce zaczyna spiskować - chce skłócić parę i połączyć córkę węzłem małżeńskim z Księciem Czarującym. Czy Shrek da sobie odebrać miłość życia? Na pewno nie!
W kupie siła
Jak sama nazwa gry wskazuje, po bajkowej krainie nie podróżujemy sami. Na każdym z etapów sterujemy czwórką bohaterów. Cały czas mamy pod swoimi skrzydłami wielkiego, silnego i zielonego Shreka. Łatwo jest się domyślić, że służy nam on jako taran. Nie dość, że mało kto odważy się stanąć z nim w szranki, to okazuje się pomocny w sytuacjach, gdy trzeba gdzieś coś przenieść. Na większości z poziomów spotkamy także żonę Shreka – Fionę. Udowadnia ona tutaj, że Matrix jest jej ulubionym filmem. Tak wywija nogami i rękami, że nikt nie wie (nawet ona chyba nie jest w pełni świadoma), co się tak właściwie dzieje. Potrafi też, niczym Max Payne, spowalniać czas! Kolejną postacią jest niesamowity, szlachetny, sławny, stworzony do bycia gwiazdą... OSIOŁ! Jego kopyta sprawiają, że nasi przeciwnicy latają w powietrzu nie gorzej niż najnowszy Boeing! Często trafiamy też na bramy, które otworzyć może tylko on. Oj, bez niego ekipa byłaby niczym.
Poza tymi bohaterami, znanymi wyśmienicie z obu filmów, pokierujemy kilkoma innymi postaciami. Jedną z ciekawszych jest Ciastek – małe, chodzące ciacho z biało-czerwoną cukierkową laską. Nie dajcie się zwieść jego niewinnemu głosowi! Ciastek jest równie niebezpieczny dla swoich wrogów, co jego koledzy z drużyny. Nie dość, że sprawnie wymachuje swoją laseczką (bez skojarzeń!), to może nią rzucać na lewo i prawo. Podobne zdolności ma Czerwony Kapturek, rzucający w swoich przeciwników jabłkami ze swego koszyka (a miały być dla schorowanej babci...). W pewnym momencie spotykamy Kota w Butach, który przyłącza się do nas po zaciętej walce. Wojownik z niego świetny, trzeba przyznać. Wymachuje swoją szpadą z szybkością kormorana i precyzją chirurga, a do tego jest tak zwinny, że bez problemu przechadza się nawet po najcieńszych linach. Swoje pięć minut mają również Wilk Bardzo Zły oraz wróżka.
Jak akcja, to akcja!
Cała zabawa jest bardzo prosta i przyjemna. Brniemy grupką herosów przez kolejne poziomy i wykonujemy wymyślone przez autorów zadania. Zbieramy skorupki z jajek, łapiemy niesforne kurczaki, uciszamy bijących się oprychów bądź szukamy fiolki z Napojem Wiecznej Szczęśliwości czy igły w stogu siana. Każdy z etapów zawiera około sześciu-siedmiu poleceń. Niektóre z nich koniecznie musimy wykonać, ale są i takie, które wypełniamy dla przyjemności.
Większość łamigłówek nie sprawia większych problemów, gdyż gra kierowana jest przede wszystkim do młodszych. Generalnie polegają one na powtarzających się i z czasem komplikujących schematach. Przykład... Napotykamy blokującą przejście maszynę, do ruszenia której potrzebna jest zębatka. Ta kryje się za bramą kilka kroków obok, ale przed nią widać jeszcze zamknięte drzwi. Tak więc Kot w Butach przechodzi po linie na pobliską platformę i otwiera drzwi. Następnie Osioł rozwala z kopyta bramę, za którą kryje się zębatka. Teraz Shrek podnosi przedmiot i wkłada do spotkanego wcześniej mechanizmu. Na takiego typu łamigłówkach opiera się Shrek 2: Team Action. Etapy są zbudowane tak, by każdy z bohaterów się nie nudził i wykorzystał swoje umiejętności.
Rozgrywkę urozmaicają różne mini-gierki, często w postaci show zatytułowanego „Czas Herosa”, w którym to bierze udział wyznaczony przez autorów bohater. Podczas nich przyjdzie nam – lecąc z Osłem na grzbiecie jego Smoczycy – uratować księżniczkę Fionę, odśpiewać pieśń wraz z chórkiem małych ptaszków czy pokonać w honorowej walce Kota w Butach. Znaczna część tych gierek polega na wciskaniu w odpowiedniej kolejności pożądanych klawiszy. Przypomina to, że gra ma konsolowy rodowód, ale akurat tego jej za złe mieć nie można, bo zabawa jest naprawdę przednia.
Pomiędzy główkowaniem przychodzi czas na walkę. W Shreku 2: Team Action pojedynkujemy się ze zróżnicowanymi wrogami: rycerzami, bandytami, nietoperzami, zaczarowanymi dyniami... Walki nie są ani trudne, ani skomplikowane – wystarczy biegać wśród oponentów i przyciskać to lewy, to prawy przycisk myszy. Od czasu do czasu spotykamy bossów, takich jak zły troll czy Wróżka Chrzestna, których pokonujemy podstępem. Życie utrudniają nam też różnorakie pułapki – piły, przepaści, łapki na myszy czy kolce.
Jak w większości platformerów, tak i w Shreku 2: Team Action zbieramy różnego rodzaju przedmioty. Na każdym etapie rozrzucono mnóstwo złotych monet, które wydajemy u krasnoludka na rozmaite napoje albo płacimy mu za możliwość przejścia do kolejnej lokacji. Zbieramy też gałki oczne ślimaków (a, fe!) i magiczne fasolki. Często spotykamy się z zadaniami polegającymi na uzbieraniu odpowiedniej ilości wybranych rzeczy.
Wszystkich etapów mamy w grze jedenaście. Zaczynamy na bagnach, później zatrzymujemy się w Mrocznym Lesie, następnie w królestwie Zasiedmiogrodu, walczymy z Kotem w Butach w pobliskim lesie, wędrujemy leśnymi ścieżkami, udajemy się na farmę Jacka i Jilla (tego fragmentu nie widzieliśmy na filmie), odwiedzamy Trzy Świnki. W końcu wykradamy Napój Wiecznej Szczęśliwości z siedziby Wróżki Chrzestnej, za co trafiamy do więzienia, po którym czeka nas wizyta w kopalni (tego też nie było), natomiast na samym końcu przeprowadzamy atak na zamek. Każdy z etapów podzielono na szereg check-pointów, od których – w razie porażki – kontynuujemy rozgrywkę.
Wszystko, co dobre...
Shrek 2: Team Action jest grą łatwą, przyjemną i odprężającą, stanowi doskonałą odskocznię od wszystkich poważnych tytułów – tego jej się nie da odmówić. Jest jednak pewien feler. Cała zabawa trwa około siedmiu godzin. Tyle zajmuje ukończenie gry z pominięciem niewielu questów. Jeśli ktoś zechce wykonać wszystkie zadania, zrobi to w czasie nie dłuższym niż dziewięć godzin. Nie jest to dużo (zważywszy, że gra ma kosztować 79 zł), ale w końcu Shrek 2: Team Action jest kierowany do dzieci, dla których kontakt z grą będzie dużą przyjemnością. No, chyba że ktoś Shreka nie lubi. Ale czy jest ktoś taki na sali? No właśnie.
Niestety, gra ma też inne minusy. Pierwszym z nich jest kamera i sterowanie. Przeciętna (lub gorsza) praca kamery jest już znakiem rozpoznawczym wszystkich platformówek, więc ciężko się było spodziewać, że nie będzie ona przeszkadzała w Shreku 2: Team Action. Mimo to uznałem za konieczność, by o tym wspomnieć. Kamera tutaj nie jest może tak dokuczliwa, jak w wielu innych platformerach, ale potrafi nieraz utrudnić życie – ustawiając się w nieodpowiednim miejscu i utrudniając wykonanie należytego ruchu. Sytuację ratuje możliwość korygowania widoku za pomocą myszki. Sterowanie również nie jest nieskazitelne. Przede wszystkim razi zastosowanie różnokolorowych znaczków, które odpowiadają przyciskom, które mamy w danej chwili przycisnąć. Młodsi gracze będą się musieli dłuższą chwilę zastanowić nad tym, który obrazek co oznacza.
Kolejnym minusem jest niedopracowana SI Shreka i jego kompanów. W grze, która opiera się na pracy zespołowej, powinno się dopracować ten element do perfekcji – Luxoflux tego nie zrobiło. Jako przykład niedołężności bohaterów podam tutaj jedno z zadań, w którym chronimy spacerującą po ulicy księżniczkę. Zewsząd atakują ją bandyci i my musimy ich likwidować, nim dopadną dziewczynkę. Gdy odejdziemy na chwilę jednym z bohaterów, by pozbierać leżące w pobliżu monety, reszta ekipy pójdzie za nami, zamiast pozostać przy księżniczce i dalej ją chronić. A istota jest bardzo mizerna i kilka ciosów wystarczy, by powtarzać cały poziom... Podobnych sytuacji jest więcej, ale na szczęście większość z nich nie jest tak dokuczliwa. Mimo wszystko – trzeba było jeszcze trochę nad algorytmami posiedzieć. Powiecie, że się czepiam... Może. Ale co ja poradzę, że kilkakrotne powtarzanie zadania przez głupotę bohaterów mnie w zupełności nie bawi?
Zdenerwował mnie też system zapisu. Co prawda możemy zapisać grę w dowolnym momencie, ale nic to nie daje, bo jeśli zasejwujemy stan w środku jakiegoś etapu, to po ponownym włączeniu gry kontynuujemy zabawę od jego początku. Z tym, że mamy zaliczone ukończone wcześniej questy. Ale jaki w tym sens, jeśli i tak musimy robić wszystko jeszcze raz?
Ogrzy uśmiech
Szata wizualna Shrek 2: Team Action prezentuje dość solidny poziom. Ciężko porównać ją do najnowszych hitów, ale swój urok ma. Bohaterów odtworzono bardzo ładnie, a do tego poruszają się oni jak filmowi odpowiednicy – Shrek pokazuje w komiczny sposób figury atletów, sukienka Fiony podskakuje wraz ze swoją właścicielką, a Osioł wymachuje swymi kopytami z należytą gracją. Otoczenie jest bardzo kolorowe. Powiedziałbym nawet, że cukierkowe. Wrażenie jest przyjemne – całość przystaje do bajkowego klimatu gry. Nieźle oddano również ciemniejsze lokacje, jak Mroczny Las czy kopalnia. Jak to zwykle w konwersjach bywa, dodano opcję zmiany rozdzielczości ekranu (aż do maksymalnej 1280x1024) oraz kilka dodatkowych ustawień.
Sferze dźwiękowej również nie da się zbyt wiele zarzucić, ale niewątpliwie gra dużo traci na tym, że ról bohaterów nie odgrywają aktorzy znani z filmu. Głosy ich zastępców brzmią bardzo podobnie, ale jednak daje się z łatwością wyczuć, że to nie Eddie Murphy i Cameron Diaz. Szkoda. Na szczęście w Polsce gra zostanie wydana w polskiej wersji językowej i miejmy nadzieję, że usłyszymy w niej Jerzego Stuhra i Zbigniewa Zamachowskiego. A muzyka? Niezła, choć mogłoby być lepiej. W większości stanowią ją utwory stworzone na potrzeby gry, ale miejscami słuchamy też kawałków filmowych. Co do całości mam mieszane uczucia, bo o ile większości (choć nie wszystkich!) słuchało mi się z przyjemnością, to w pewnym momencie zaczęły się powtarzać.
No i żyli długo i szczęśliwie...
Co ja mam Wam teraz powiedzieć? Cóż, Shrek 2: Team Action jest o niebo lepszy od tego, czym poczęstowano nas, pecetowców, ostatniego lata. Jest to bardzo porządna gra... ale niestety nic więcej. Można się przy niej mile odprężyć po ciężkim dniu, ale zabawy starczy na bardzo niedługo. Pełnię szczęścia osiągną przy niej dzieci, które z gry będą bardzo zadowolone. Jeśli nie wiecie, co kupić pociesze na urodziny / pod choinkę / aby je uszczęśliwić (niepotrzebne skreślić) – postawcie na tę grę. O ile dla starych wyjadaczy te siedem godzin (jeśli nie mniej) będzie niedostateczne i po zobaczeniu napisów końcowych poczują niedosyt, o tyle młodsi gracze powinni być usatysfakcjonowani.
Artur „Roland” Dąbrowski
PLUSY:
- rozgrywka pozwalająca się rozerwać;
- klimat znany z filmu;
- mini-gry;
- przyjemna szata graficzna.
MINUSY:
- krótka rozgrywka;
- praca kamery i sterowanie;
- głupi system zapisu;
- dokuczająca miejscami SI;
- nie ma Eddiego Murphy’ego.