Life is Strange 2 Recenzja gry
Recenzja pierwszego epizodu gry Life is Strange 2 – król emocji wrócił
Pierwszy epizod Life is Strange 2 rozpoczyna historię zupełnie inną od nastawionej głównie na nastoletnie perypetie i osadzonej w jednym mieście opowieści z „jedynki”, ale nie gubi przy tym najlepszych zalet swojego poprzednika.
- interesujące, bardzo dobrze rokujące na przyszłość zawiązanie akcji;
- udanie nakreśleni główni bohaterowie, trudno nie polubić;
- choć produkcja jest samograjem, nieźle to maskuje dużą liczbą prostych sekwencji eksploracyjnych;
- oprócz istotnych wyborów moralnych sporo pomniejszych, mniej ważnych decyzji.
- muzyka nie zachwyca tak bardzo jak w oryginalnym Life Is Strange;
- tradycyjnie nie zapowiada się na to, by nasze wybory miały drastycznie wpłynąć na kształt opowieści.
Kiedy w 2012 roku debiutował i oszałamiający sukces odnosił pierwszy sezon The Walking Dead Telltale Games, wydawało się, że oto dla zepchniętych wcześniej do głębokiej niszy przygodówek otwiera się zupełnie nowy rozdział. To miał być czas gier znacznie prostszych pod względem mechaniki, ale za to oferujących niezwykle filmowe doznania, mocne emocje i nastawienie na podejmowanie trudnych decyzji. Sześć lat później, po ogłoszeniu masowych zwolnień w studiu Telltale, przyszłość tego wciąż jeszcze młodego podgatunku gier stanęła pod dużym znakiem zapytania. Wbrew początkowemu entuzjazmowi okazało się, że produkowane taśmowo przez tę firmę interaktywne seriale nie przynosiły wymiernych zysków.
Podobnie jak w przypadku innych gier epizodycznych postanowiliśmy wystawić końcową ocenę Life Is Strange 2 dopiero po ukazaniu się ostatniego odcinka tej pozycji.
Wydarzenia te zrzuciły na debiutujące w samym środku tego zawirowania Life Is Strange 2 ciężar udowodnienia, że fani wciąż chcą tego typu gier, a problemem nie był sam gatunek, tylko błędne decyzje Telltale Games. Czy produkcja ta podoła finansowo, dopiero się przekonamy, ale na pewno ma ułatwione zadanie – w przeciwieństwie do konkurencji francuskie DONTNOD Entertainment nie rozmieniło na drobne sukcesu fenomenalnego pierwszego Life Is Strange. Na korzyść „LIS-ka 2” zdecydowanie świadczy również pierwszy epizod gry, który stanowczo nie rozczarowuje.
Nowe rozdanie
Od razu powiem, że choć akcja gry toczy się w tym samym uniwersum co poprzednio, w większości odcina się od przedstawionych wcześniej wydarzeń i skupia na losach nowych bohaterów – szesnastoletniego Seana Diaza i jego dziewięcioletniego brata Daniela.
Rodzeństwo mieszka z ojcem w Seattle, wiodąc zupełnie normalne, wręcz beztroskie życie. Chłopców poznajemy, gdy Sean szykuje się na wieczorną imprezę, na której liczy na coś więcej ze swoją sympatią, zaś jego brat majstruje sobie kostium halloweenowy. W wyniku nieszczęśliwego splotu wydarzeń dochodzi jednak do aktywowania tajemniczych mocy jednego z bohaterów i rodzinnej tragedii. Nie rozumiejąc do końca ani nie potrafiąc wytłumaczyć, co się dokładnie stało, Sean i Daniel zostają zmuszeni do ucieczki przed policją i wyruszenia w nieznane.
Gdy poznajemy Seana, prowadzi on beztroskie życie i jedyne dylematy, z jakimi się mierzy, to czy zapalić papierosa.
To właśnie podróż oraz przygody, jakie przeżywają obaj bracia, stanowią lwią część pierwszego epizodu (oraz – jak podejrzewam – również kolejnych) Life Is Strange 2. Jest to dość drastyczna zmiana względem „jedynki”, która rozgrywała się w całości w miasteczku Arcadia Bay i jego okolicach, w związku z czym ta niewielka miejscowość stawała się jednym z bohaterów opowieści. Drugiej części pod względem struktury fabularnej bliżej do The Walking Dead Telltale Games, gdzie grupa postaci regularnie podróżowała z miejsca na miejsce – a zwłaszcza do pierwszego sezonu tej serii, gdyż Sean stara się opiekować młodszym bratem analogicznie do tego, jak w czasie apokalipsy zombie Lee chronił Clementine.
Choć Life Is Strange 2 opowiada nową historię, na początku zabawy pojawia się pytanie, czy graliśmy w pierwszą część cyklu. Jeśli potwierdzimy swoją znajomość poprzedniej odsłony serii, zadane zostanie kolejne pytanie, dotyczące kluczowego wyboru z tamtej gry. Odpowiedź wpłynie na pewne niewielkie, sprytnie wplecione w startowy epizod „dwójki” nawiązanie do przygody Max. Jest to bardzo miły smaczek dla fanów.
Opowieść o dwóch wilkach
Mimo porzucenia znanych postaci i przemiany w opowieść drogi pierwszy odcinek drugiego sezonu z powodzeniem dorównuje pierwowzorowi tam, gdzie tamten błyszczał najbardziej – w kreacji postaci pierwszoplanowych i tworzeniu wyjątkowego klimatu. Dramatyczne zawiązanie akcji rzuca szesnastoletniego Seana na głęboką wodę i ciężko jest mu nie współczuć, gdy udaje, że wszystko jest w porządku przed nieświadomym sytuacji bratem, albo zastanawia się, skąd zdobyć jedzenie. Młodszemu z Diazów, zachowującemu się jak typowy rozpieszczony dziewięciolatek, wzbudzenie mojej sympatii zajęło znacznie więcej czasu, ale nim epizod dobiegł końca (czyli po niecałych czterech godzinach), również i do malucha byłem już przywiązany.
Siłą pierwszego Life Is Strange były też spokojne, budujące nastrój momenty, gdy główna bohaterka mogła odciąć się od otoczenia i porozmyślać nad swoimi problemami albo pograć na gitarze. Choć w „dwójce” sytuacja bohaterów od początku jest dramatyczna, deweloperzy z DONTNOD nie zapomnieli o takich właśnie sekwencjach i bracia Diaz wielokrotnie mają okazję do chwili wytchnienia. Sceny te działają równie dobrze jak w pierwowzorze, zyskały także trochę świeżości dzięki urozmaicającym je interakcjom między chłopcami.
Scenariusza nie da się ocenić po jednym epizodzie, ale póki co zawiązanie akcji robi dobre wrażenie. Odcinek zatytułowany Roads przede wszystkim pozwala poznać się z bohaterami, nie ma tu więc zbyt wiele niespodziewanych zwrotów akcji, za to trafia się kilka dramatycznych sytuacji czy interakcji z ciekawymi postaciami. Finał może także zwilżyć oczy co wrażliwszym osobom – a niemal na pewno pozostawi Was z pragnieniem poznania ciągu dalszego.
Motyl odleciał
Mechanika rozgrywki nie uległa większym zmianom w stosunku do tego, z czym mieliśmy do czynienia poprzednio, choć ze względów fabularnych tym razem nie występuje w grze opcja cofania czasu... i póki co nic tego nie wynagradza, gdyż moc jednego z braci jak na razie pojawia się jedynie w scenach przerywnikowych.
VAMPYR? TO NIE MY
Studio DONTNOD wydało niedawno grę pod tytułem Vampyr, która okazała się raczej średnia. Warto jednak przypomnieć, że wewnętrzny zespół tworzący tę produkcję miał niewiele wspólnego z ekipą odpowiedzialną za serię Life Is Strange. A żeby jeszcze bardziej skomplikować sytuację, dodajmy, że prequel pierwszej części tego cyklu, Before the Storm, też przygotowała zupełnie inna firma – studio Deck Nine.
Mimo to grania jest tu i tak o wiele więcej niż w tytułach Telltale Games. Wydarzenia śledzimy z perspektywy Seana, starszego z braci, i dość często przejmujemy nad nim bezpośrednią kontrolę, mogąc swobodnie przechadzać się po lokacjach i wchodzić w interakcje z przyzwoitą liczbą przedmiotów. W wybranych miejscach otrzymujemy także opcjonalną szansę wyciągnięcia szkicownika i narysowania tego, co widzimy, w ekstremalnie prostej minigierce. Gra przechodzi się w zasadzie sama, a pojawiające się sporadyczne zadania nie stanowią żadnego wyzwania, niemniej stwarzają całkiem niezłą iluzję, że jednak musimy coś robić, by wpływać na rozwój fabuły.
Podobnie jak w pierwszej odsłonie serii, spokojne chwile wytchnienia to najbardziej klimatyczne momenty rozgrywki.
Pod względem obowiązkowych w tego typu produkcjach wyborów moralnych Life Is Strange 2 plasuje się gdzieś w połowie drogi między totalną iluzorycznością znaną z gier Telltale a całkiem konkretnym oddziaływaniem na kształt historii rodem z Detroit czy Heavy Rain. Pierwszy odcinek stawia nas w obliczu konieczności podjęcia kilku istotniejszych decyzji, które – z tego, co zaobserwowałem – nie mają drastycznego wpływu na przebieg opowieści, ale w większości przypadków w miarę dobrze to maskują. Oprócz tego, podczas tych kilku godzin zabawy, gra wymusza na nas sporo decyzji mniejszego kalibru, które mogą na przykład nieznacznie zmienić jakiś dialog czy krótką scenkę przerywnikową. Wypada to o tyle fajnie, że w przeciwieństwie do typowych wyborów w tego rodzaju tytułach jest bardzo subtelne – o części takich drobniejszych rozwidleń dowiedziałem się dopiero na ekranie podsumowującym moje decyzje, tradycyjnie wyświetlającym się na koniec epizodu.
Jakiś czas temu twórcy wypuścili darmową grę The Awesome Adventures of Captain Spirit, mającą być swoistym prologiem Life Is Strange 2. Na odpowiedź, w jaki sposób oba tytuły się ze sobą łączą, musimy jednak jeszcze poczekać – w pierwszym epizodzie żadnego związku między nimi nie stwierdziłem.
Jakoś tu ładniej i ciszej
Oprawa pierwszego Life Is Strange pod względem czysto technicznym była przeciętna, ale dzięki bardzo przyjemnemu stylowi skutecznie maskowała braki i wypadała naprawdę dobrze. „Dwójka” idzie w tym samym kierunku, choć tym razem widać, że uproszczone modele postaci czy pastelowe rozmycie otoczenia są bardziej wyborem artystycznym niż koniecznością związaną z niższym budżetem – gra zdecydowanie wypiękniała i zyskała na liczbie detali. Poprawie uległa także największa bolączka pierwowzoru, czyli synchronizacja ruchu ust postaci z wypowiadanymi kwestiami. Choć do ideału wciąż jeszcze trochę brakuje, to jest już dużo lepiej i drobne niezgodności dostrzegłem tylko dlatego, że specjalnie ich wypatrywałem, mając w pamięci poprzednie kłopoty z lip-synkiem.
Nieco rozczarowała mnie natomiast ścieżka dźwiękowa, choć winić mogę tu głównie siebie, bo po fenomenalnej muzyce z „jedynki”, której słucham do dziś, tutaj spodziewałem się nie wiadomo czego. Dostałem natomiast stanowczo zbyt mało perfekcyjnie budujących klimat, folkowych piosenek i sporo przyjemnych, ale jednak niezapadających na dłużej w pamięć melodii towarzyszących większości wydarzeń. Jeśli miałbym wybrać jedną rzecz, którą poprawiłbym w kolejnych epizodach – byłaby to właśnie muzyka.
Braki w soundtracku to jednak zbyt mała skaza, by zepsuć ogólne świetne wrażenie, jakie pozostawił po sobie pierwszy epizod Life Is Strange 2. Jeśli baliście się, że opuszczenie miasteczka Arcadia Bay i porzucenie Max oraz Chloe może negatywnie wpłynąć na grę, pierwszy odcinek sequela powinien skutecznie rozwiać te obawy. Przygoda dwóch braci mocno różni się od opowieści o cofającej czas nastolatce, ale zapowiada się na podróż nie mniej od niej ciekawą i emocjonującą.
O AUTORZE
Ukończenie pierwszego epizodu Life Is Strange 2 zajęło mi niecałe cztery godziny. Pierwsza część serii jest jedną z moich ulubionych gier tej generacji, z podobnych gatunkowo pozycji bardzo cenię także The Wolf Among Us, Tales from the Borderlands i pierwszy sezon The Walking Dead Telltale Games.
ZASTRZEŻENIE
Grę do recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od jej polskiego wydawcy, firmy Cenega.