Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Luigi's Mansion 3 Recenzja gry

Recenzja gry 28 października 2019, 15:00

Recenzja Luigi’s Mansion 3 – gry, która was nie interesuje, ale z którą świetnie byście się bawili

Przyjaciele ze świata Mario i Luigiego trzykrotnie odwiedzali nawiedzoną posiadłość i wciąż nie nauczyli się, że to nie najlepszy pomysł na urlop. I dobrze! Bo Luigi's Mansion 3 to dobra kontynuacja na platformie Nintendo Switch.

Recenzja powstała na bazie wersji Switch.

Jesteś na wakacyjnej wycieczce. Jedziecie z ekipą do luksusowego hotelu, all inclusive, pięć gwiazdek, basen i drinki z palemkami w cenie, a do tego oferta jest śmiesznie tania. Na miejscu twój zarozumiały starszy brat, jego dziewczyna i paru kumpli zostają porwani, a ich jedyną nadzieją jesteś Ty. Nie, to nie fabuła Far Cry 3. Tak zaczyna się całkiem sympatyczna przygoda Luigiego, młodszego i trochę strachliwego brata Mario, który już po raz trzeci musi zebrać w sobie odwagę i ratować bliskich z eterycznych rąk lewitujących prześcieradeł. I to za pomocą odkurzacza. Czyżby Zielony Mario był bohaterem na miarę naszych czasów?

Czym właściwie jest ta gra?

Ta gra jest oczywiście o smutnym losie bycia tym gorszym bratem. Jakub Mirowski napisał o tym świetny tekst, więc koniecznie go przeczytajcie.

PLUSY:
  1. sympatyczna i pełna detali oprawa graficzna;
  2. kilka kapitalnych walk z bossami;
  3. wciąganie wszystkiego wokół do odkurzacza zwyczajnie wciąga ;-)
  4. fajne dwa tryby kooperacyjne do kanapowej zabawy;
  5. kilkanaście różnych poziomów, które z przyjemnością się zwiedza;
  6. dużo opcjonalnych znajdziek dla miłośników maksowania gier.
MINUSY:
  1. przez trudne do ogarnięcia celowanie gra bywa frustrująca;
  2. niektóre poziomy są za długie, a przez to trochę nużące;
  3. przymusowe powroty do dwóch poziomów to nie najlepszy pomysł (bo kto lubi backtracking?).

Gdy rozmawialiśmy w redakcji o Luigi’s Mansion 3, Draug zapytał, czym właściwie jest ta gra. „Muszę wiedzieć, jaki gatunek ustawić jej w encyklopedii” – dodał. A mnie zamurowało. Niby wiadomo, o co w niej chodzi – wystarczy zobaczyć kilka minut gameplay’a. Ale sklasyfikować, przypisać, zidentyfikować – cóż, wcale nie tak łatwo. Zdałem sobie wtedy sprawę, jak nietypową produkcją jest seria o pogromcy duchów w zielonym kubraczku. Nie jest to bowiem gra akcji, choć akcję w niej znajdziecie. Nie jest to przygodówka, choć zagadek w niej więcej, niż duchów w nawiedzionym domu. Nie jest to też platformówka, ani tym bardziej żadna przygodowa gra akcji (do tego gatunku Sony ma podobno copyrighty). Najlepiej określić ją słowem: gra-nie-tak-bardzo-zręcznościowa-z-elementami-logicznymi-w-której-akcję-obserwujesz-z-boku-niczym-widownia-w-sitcomie, ale przyznacie, że to mało praktyczna definicja.

W Luigi’s Mansion 3 naszym zadaniem jest uwolnić przyjaciół z opresji – Król Boo, taki szef wszystkich szefów wśród duchów porwał naszych bliskich i zmienił w obrazy. Aby do niego dotrzeć musimy dostać się na ostatnie piętro posiadłości. Wsiadamy więc w windę i żmudnie, poziom po poziomie, pniemy się kilkanaście godzin w górę, czyszcząc kolejne pokoje z psocących w nich duchów. Podobało mi się to poczucie progresu – po godzinie czy dwóch zdobywałem kolejny przycisk z windy, dzięki czemu jechałem nią coraz wyżej i wyżej. Za niepotrzebne uważam więc te dwa czy trzy fragmenty, w których gra zmusiła mnie do powrotu na zaliczone wcześniej poziomy. Niby zachodziły w nich zmiany, ale i tak czułem się trochę oszukany. Nie lepiej było zrobić z nich po prostu mniejsze piętra?

Odkurzacz marki Poltergust

Na szczęcie dla Luigiego, z problemem nie zostaje sam – to byłoby dla niego za dużo, bo nasz bohater nie jest zbyt dzielny i po hotelu porusza się trzęsąc jak osika. Podobnie jak w poprzednich odsłonach, zielonemu Mario pomaga profesor Elvin Gadd, który po ostatnich przygodach stał się istnym specjalistą od zjaw. To od niego dostajemy Poltergusta G-00, najnowszy model odkurzacza, który wciąga duchy. Literka „g” w nazwie nie pojawia się tam przypadkowo – dodatkową funkcją, której nie było w poprzednich odsłonach, jest możliwość przywołania Gooigiego, czyli złożonego z mazi (ang. goo) klona Luigiego. Patent z dwoma bohaterami, którymi kierujemy naprzemiennie jest naprawdę fajny. Twórcy dobrze wykorzystali jego potencjał – na przykład w walkach z bossami – co zwiększyło liczbę różnych sposobów pokonywania przeciwników czy rozwiązywania zagadek. Glutowy plus dla nich.

Nietypowe w Luigi’s Mansion 3 jest tempo rozgrywki. Zazwyczaj gry starają się nas zaskoczyć, czy to zwrotem akcji czy jakąś nowa mechaniką. W LM3 nic takiego nie uświadczycie, bo po paru pierwszych godzinach o grze będziecie już wiedzieli wszystko. Co najwyżej przyjdzie wam rozwiązać inną niż do tej pory zagadkę czy pokonać nietypowego bossa, ale nie wpływa to znacząco na tempo gry. Czy to coś złego? Dla części graczy będzie to problemem, bo rozgrywka może się przez to wydawać nurząca. Mnie to jednak nie przeszkadzało, bo fundamenty zabawy są po prosty wystarczająco fajne i wciągające, a eksploracja świetnie zaprojektowanych pięter hotelu dalej kupę frajdy – i choć parę nowinek z chęcią bym przywitał w późniejszych etapach, tak nie uważam ich braku za coś szczególnie niepokojącego.

Z KIM TY TYLE GADASZ, LUIGI?

Luigi to dziwny koleżka. Czy wiecie, że on gada ze swoimi konsolami? W pierwszym Luigi’s Mansion, tym jeszcze na GameCube’a, rozmawiał z profesorem Elvinem Gaddem za pomocą Gameboya Horror. W „dwójce” wymienił sprzęt na nowszy model – korzystał bowiem z DS-a (w grze ten skrót był rozwijany jako… Dual Scream). W najnowszej odsłonie Luigi dalej pozostaje wierny marce Nintendo, ale poddaje się modzie na retro – do komunikacji wykorzystuje bowiem czerwoną maszynę o nazwie Virtual Boo, nawiązującą oczywiście do niezbyt udanego Virtual Boya z 1995 rok – pradziadka dzisiejszych PSVR-ów czy Oculusów.

Eksploracja, która ma sens

Strasznie podobały mi się kolejne piętra nawiedzonego hotelu. Niemal każde z nich, a zwiedzamy ich łącznie 17 (licząc z dwoma poziomami piwnic), to mały mikrokosmos. Trafiamy więc do siłowni, gdzie duchy ostro pakują, dźwigając sztangi (oj, w tym pomieszczeniu dostałem niezły wycisk), a na jej końcu mierzymy się z nazbyt pewnym siebie pływakiem. Zwiedzamy także muzeum, w którym nie mogło zabraknąć wkurzonego dinozaura czy piramidę pełną egipskich nawiązań. Dzięki tej różnorodności nigdy nie jesteśmy pewni, co jeszcze nas czeka – i ciężko jest odłożyć konsolę, nim nie zaspokoimy swojej ciekawości, sprawdzając, w jakim motywie będzie utrzymany kolejny etap.

Trudno było mi się też powstrzymać przed wciąganiem do odkurzacza… wszystkiego. Dosłownie ogołacamy całe pomieszczenia – z dywanów, ubrań, kubków, gazet czy plakatów. Luigi to istna plaga dekoratorów wnętrz i chyba rozumiem, czemu hotelowe duchy tak się na niego uwzięły. Zdobywamy w ten sposób złote monety – te co prawda mają raczej symboliczne zastosowanie (można sobie dzięki nim ułatwić trochę grę), ale mnie to specjalnie nie przeszkadzało. W grach rzadko kiedy zostawiam za sobą zamknięte skrzynie czy niezebrane surowce i w Luigi’s Mansion 3 czułem się pod tym względem jak w raju. Niestety, nie udało mi się do tej pory udokumentować takiego zjawiska w realu – sprzątanie odkurzaczem nie jest nagradzane złotymi monetami…

Dokładną eksploracją Luigi’s Mansion 3 nagradza w jeszcze jeden sposób. Na każdym poziomie możemy znaleźć kilka specjalnych klejnotów, które poukrywane są w różnych trudno dostępnych miejscach (a nieraz zdobycie ich wymaga więcej zachodu, niż znalezienie klucza potrzebnego do przejścia dalej w fabule). I faktycznie, mimo tego, że zwiedziałem niemal wszystkie zakamarki, to udawało mi się wyszperać jakąś połowę ze wszystkich tych znajdziek. To opcjonalna aktywność, ale ucieszy ona wszystkich, którzy lubią z grami spędzać maksymalnie dużo czasu. Podobnie zresztą jest z dwoma fajnymi trybami kooperacyjnymi czy poszukiwaniami specjalnych duchów, które ukrywają się na każdym poziomie. Szkoda tylko, że przez brak osiągnieć na Nintendo Switch wszystko to robimy „tylko” dla własnej satysfakcji i nie ma jak się pochwalić, że „wymaksowaliśmy grę”.

Złap sobie bossa

Zwieńczeniem każdego piętra w Luigi’s Mansion 3 jest oczywiście boss. Zdecydowana większość z nich ma kilka ciekawych trików, ze trzy klasyczne fazy – no i oczywiście przycisk do windy, powalający nam ruszyć na następne piętro. Jednak obok świetnych walk, są i takie, które mnie po prostu wkurzały. Głównie z tego powodu, że nie umiałem się domyślić, jak mam pokonać wroga. To nie pasuje mi do dość casualowego charakteru tej gry – może to tylko mój problem, ale nie zdziwię się, jeśli co mniej doświadczeni gracze będą mieli problemy z niektórymi duchami. Podobny zresztą problem dotyczył też kilku innych fragmentów – nie zawsze jasne było dla mnie, co konkretnie mam zrobić. I choć dobrze kombinowałem, to czasami zacinałem się na niektórych sekcjach gry.

O ile jednak okazyjne zagubienie to raczej detal, tak z celowaniem miałem stałe problemy. Praca kamery jest bez zarzutu, ale trafienie strumieniem powietrza czy błyskiem lampy w konkretne miejsce czasami sprawiało mi problemy. Ciężko to opisać, trzeba po prostu spróbować – w każdym razie w „dwójce” nie miałem takich kłopotów. Bez cienia wątpliwości uznaję to największą wadą gry, która może – choć nie musi – zdrowo irytować. Wszystko zależy w tym wypadku od indywidualnego podejścia każdego gracza. Ja czasami mocniej zaciskałem dłonie na Switchu, a to przecież dość delikatna konsolka…

JAPOŃSCY SPECJALIŚCI

Nie wiem czy zauważyliście, ale Nintendo to firma, które od zawsze specjalizuje się w grach o… niczym. Bo o czym jest Super Mario Odyssey albo Splatoon? Nawet Legend of Zelda to tylko parę banalnych i trącących myszką klisz o anonimowym bohaterze i porwanej księżniczce (świetnie dowodzi tego fakt, że sami twórcy z Miyamoto na czele niezbyt przejmują się lore serii). Chwała jednak za to wielkiemu N. To dobrze, że Japończycy skupiają się przede wszystkim na grach, które mają bawić oraz na pomysłowych mechanikach i niebanalnych poziomach – bo w tych są niedoścignionymi mistrzami. I oby tak pozostało. Od ambitnych przesłań czy epickich historii mamy inne gry.

Czy dobrze się w niej bawiłeś, recenzencie?

Dawno nie grałem w grę, o której byłem przekonany, że jest bardzo dobra, ale zarazem nie miałem wiele o niej do powiedzenia. W redakcji stale rozmawiamy o tym, co w danym momencie ogrywamy – szukamy ciekawych tematów czy po prostu dzielimy się wrażeniami. A tu nagle klops. O Luigi’s Mansion 3 trudno było powiedzieć coś więcej ponad to, że jest fajna, czasem wkurza w niej starowanie, a walki z bossami są bardzo pomysłowe. To taka dziwna gra – bawi, ale nie emocjonuje. Zapada w pamięć, ale nie chce się o niej gadać. Jeśli Was to dziwi, to nic na to nie poradzę. Ja te kilkanaście godzin wspominam miło.

O AUTORZE

To moje pierwsze spotkanie z tą serią. Przy Luigi’s Mansion 3 spędziłem niecałe 20 godzin, przechodząc kampanię i testując tryby kooperacyjne. Czasami się na grę wkurzałem (celowanie doprowadzało mnie do szewskiej pasji), ale nie aż tak bardzo, bo krótko po jej przejściu sięgnąłem po „dwójkę”, którą od dawna mam na 3DS-ie. Mało kto robi takie gry jak LM3 – i dlatego tym bardziej doceniam wysiłek twórców.

Adam Zechenter

Adam Zechenter

W GRYOnline.pl pojawił się w 2014 roku jako specjalista od gier mobilnych i free-to-play. Potem przez wiele lat prowadził publicystykę, a od 2018 roku pełni funkcję zastępcy redaktora naczelnego. Obecnie szefuje działowi wideo i prowadzi podcast GRYOnline.pl. Studiował filologię klasyczną i historię (gdzie został szefem Koła Naukowego); wcześniej stworzył fanowską stronę o Tolkienie. Uwielbia gry akcji, RPG-i, strzelanki i strategie. Kiedyś kochał Baldur’s Gate 1 i 2, dziś najczęściej zagrywa się na PS5 i od myszki woli pada. Najwięcej godzin (bo blisko 2000) nabił w World of Tanks. Miłośnik książek i historii, czasami grywa w squasha, stara się też nie jeść mięsa.

więcej

Recenzja gry The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom - Zelda w głównej roli radzi sobie świetnie
Recenzja gry The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom - Zelda w głównej roli radzi sobie świetnie

Recenzja gry

Nintendo w najnowszej odsłonie kultowego cyklu postanowiło zabawić się formułą i namieszać w kanonie. W Echoes of Wisdom to księżniczka Zelda ratuje świat przy pomocy własnego zestawu magicznych sztuczek - i wychodzi jej to bardzo dobrze!

Recenzja Astro Bot - gry, która dała mi czystą frajdę od samego początku aż po napisy końcowe
Recenzja Astro Bot - gry, która dała mi czystą frajdę od samego początku aż po napisy końcowe

Recenzja gry

Gdybym miał określić Astro Bota w trzech słowach, to powiedziałbym, że to szalenie przyjemna gra. Dlaczego? Bo przypomina nam o zręcznościowych korzeniach gier wideo, kiedy liczył się przede wszystkim fajny gameplay.

Ja nawet nie lubię e-sportu, a wciągnąłem się bez reszty. Recenzja Nintendo World Championships: NES Edition
Ja nawet nie lubię e-sportu, a wciągnąłem się bez reszty. Recenzja Nintendo World Championships: NES Edition

Recenzja gry

Okazuje się, że można sprzedać tę samą grę po raz czwarty, jeśli zrobi się to dobrze. Nintendo World Championships: NES Edition wciąga bez reszty, a aspekt rankingów online sprawia, że rywalizacja nabiera jeszcze więcej rumieńców.