Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

The Thaumaturge Recenzja gry

Recenzja gry 5 marca 2024, 10:23

Recenzja gry The Thaumaturge. Urzeka polskością, nuży gameplayem

The Thaumaturge ma niespecjalnie zajmujący gameplay, a wyglądem momentami przypomina pierwszego Wiedźmina, jednak pod tą warstwą kryje się naprawdę przyjemna gra, oferująca wiele smaczków i wyróżniająca się ciekawą fabułą.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Zapewne The Thaumaturge szybko zyska obrońców, którzy będą podkreślali, że tutaj najważniejsza nie jest grafika, tylko fabuła. Mogę zgodzić się z takimi głosami, ale nie zmienia to faktu, iż produkcja rodzimego studia Fool’s Theory ma trochę za uszami i choć jej serce bije w szczególności dla polskiego gracza, mogłaby trafić do nas w lepszym stanie. To dobra gra, być może rozpoczynająca cykl o przygodach Wiktora Szulskiego, ale tak niedopracowana pod względem rozgrywki, że ostatnie godziny obcowania z nią mogą okazać się już deczko męczące.

Flashbacki z Wiedźmina

Już demo przypominało mi pierwszego Wiedźmina. Początek akcji zabiera nas w wiejskie rejony, stanowiące przystanek przed tutejszym odpowiednikiem Wyzimy – Warszawą. Mamy okazję zanurzyć się w świat zabobonów i poznać brudne sekrety lokalnej społeczności, przeprowadzić detektywistyczne śledztwo oraz tu i ówdzie poczarować. Jako Wiktor Szulski, tytułowy taumaturg, potrafimy odczytywać emocje z przedmiotów, podążać za cudzymi myślami czy zażegnywać problemy wynikające z ludzkich skaz, takich jak duma lub gniew, przyciągających niebezpieczne istoty zwane salutorami.

Marian, tu jest jakby wiedźminowo!The Thaumaturge, 11 bit studios, 2024.

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że zdolności Wiktora bardzo mocno przypominają te wyróżniające Geralta z Rivii. Tu też przychodzi nam sprawdzać poszlaki bądź za pomocą magicznych ruchów dłoni przekonywać rozmówcę do swojej racji. Do tego grafika sprawia, że można poczuć się jak w wehikule czasu – animacje i ogółem wizualia pozostawiają wiele do życzenia, kojarząc się z końcówką pierwszej dekady XXI wieku.

Gdy natomiast pokonamy salutorów, przejmujemy nad nimi kontrolę i sami wykorzystujemy ich zdolności w turowej walce. Tu z kolei The Thaumaturge bliżej do serii Shin Megami Tensei. Te niezwykłe, demoniczne istoty należą do różnych kręgów kulturowych, więc spodziewajcie się i dżina rodem z Księgi tysiąca i jednej nocy, i stworzeń z mitologii słowiańskiej. Stwarza to spore pole do popisu, ale bardziej na przyszłość, bo w tej grze salutorzy nie zostali wystarczająco zgłębieni – bardziej stanowią intrygujący, dekoracyjny smaczek niż stricte fabularne postacie o określonym charakterze i rozbudowanej historii.

Jak przygoda, to tylko w Warszawie

Lwia część wydarzeń dzieje się w Warszawie, którą stopniowo poznajemy coraz lepiej. Zwiedzamy kolejne dzielnice miasta, skrywające szereg rozmaitych sekretów i parę zadań pobocznych. Należy pamiętać, że to stolica z początku XX wieku, dlatego – choć nazwy brzmią znajomo – sceneria może się trochę różnić, zwłaszcza że grafice daleko do realizmu. Niemniej polscy gracze z pewnością docenią miejsce akcji, ponieważ na każdym kroku zapewnia ono doznania bliskie osobom dorastającym i żyjącym w naszej kulturze.

Po Warszawie rozsiane są numery „Kurjera Warszawskiego”, przybliżające lokalne wydarzenia. Z kolei odkrywając miejskie tajemnice i różne pozostawione ślady, możemy poznać codzienne życie mieszkańców – a to ktoś jest fantastycznym opowiadaczem, ktoś organizuje pokaz nowej technologii zwanej „filmem”, zaś pewna grupa panów urządza sobie karcianą rywalizację.

Głos kraju mataczy – to my Polacy!The Thaumaturge, 11 bit studios, 2024.

Nie od razu wiemy, o co chodzi w danej sprawie, wcześniej musimy znaleźć kilka poszlak, poczynić spostrzeżenia, aż te doprowadzą nas do wniosku, a tym samym do wydarzenia. Niestety, tego typu miejskie tajemnice mają jedynie wymiar tekstowy, uzupełniony co najwyżej rysunkiem sytuacji (np. ludzi grających w karty). Sami osobiście nie uczestniczymy w danym zajściu – Wiktor co prawda bierze w nim udział, ale my jako gracze dostajemy jedynie krótkie streszczenie tego, jak bohater spędził kolejne godziny.

Potencjał miejskich sekretów nie jest tym samym w pełni wykorzystywany. Pozwala zawrzeć w grze trochę ciekawostek, ale dystansuje od danego wydarzenia – a przecież do wirtualnego świata wchodzimy nie po to, by o jakiejś scenie przeczytać kilka zdań, tylko żeby w niej aktywnie uczestniczyć, by ją zobaczyć i poczuć się częścią tego wszystkiego. Tymczasem my stoimy z boku i patrzymy na warszawskie słodkości przez szybę wystawową.

Nieme miasto, które w ogóle się nie uczy

Moja dusza raduje się każdym mrugnięciem okiem do polskiego gracza, który załapie nie tylko żartobliwy przytyk sprzedany Henrykowi Sienkiewiczowi, lecz także zauważy współczesne popkulturowe odniesienia. W dialogach i krótkich powiedzonkach mieszkańców Warszawy można nieraz dostrzec akcent humorystyczny, który nadaje całości mniej formalny charakter. Ponownie – trochę jak w Wiedźminie.

W odróżnieniu od produkcji CD Projektu RED The Thaumaturge trawi jednak choroba martwego świata. Na to zjawisko wpływa przede wszystkim brak udźwiękowienia kwestii wypowiadanych przez mieszkańców w trakcie eksplorowania lokacji. Tworzy to wokół wspomnianej czynności niezręczną ciszę – niby są inne dźwięki otoczenia, ale to, że nie słyszymy rozmów ludzi, w połączeniu z przyglądaniem się miejskim tajemnicom z dystansu psuje immersję.

Trudno się nie uśmiechnąć na widok tego tekstu... szkoda jednak, że nie można go usłyszeć.The Thaumaturge, 11 bit studios, 2024.

Niewykorzystany został również rytm dobowy. O różnej porze dnia można natknąć się na odmienne sceny z życia mieszkańców, co jest dobrym pomysłem... Ale wymóg siadania na ławeczce i wybierania odpowiednich opcji, by poczekać do rana, południa czy wieczora i dopiero wtedy przejść do miejskiej tajemnicy, staje się niepotrzebnym, zabierającym dodatkową minutę rytuałem. W przypadku miasta irytują też interakcje, w jakich może uczestniczyć główny bohater. Otóż niemal każde wejście w dyskusję z mieszkańcami kończy się walką.

Zazwyczaj niczego nie da się rozwiązać przy pomocy perswazji, dobrze poprowadzonego dialogu czy pochylenia głowy przed oponentem i przyznania mu racji. Niezobowiązująca pogawędka z paniami siedzącymi na ławce, z góry oceniającymi przechodzących dżentelmenów, prowadzi do starcia – tak jakby sama rozmowa (przecież zabawna!) nie mogła być już rozrywką. To jest aż nienaturalne, że tyle osób wdaje się w bezsensowne bójki z Wiktorem tylko po to, żeby zebrać od niego oklep. Po tylu konfrontacjach pomyślałem, że może w końcu ludzie nauczą się nie zadzierać z protagonistą, ale były to tylko moje pobożne życzenia.

Przy takim poziomie walk chcę być pacyfistą

Może przychylniej patrzyłbym na ciągłe siłowe rozstrzygnięcia codziennych incydentów, gdyby nie słabość potyczek, które cieszą tylko w pierwszych godzinach rozgrywki. Starcia odbywają się w systemie turowym, a odkrycie, jakie techniki pozwalają odnieść zwycięstwo, przychodzi banalnie łatwo. Mój przepis na sukces na normalnym poziomie trudności opierał się na zbijaniu punktów skupienia wroga do zera, żeby potem łatwo wykończyć go dwoma ciosami (a czasem nawet jednym). Taka taktyka umożliwia wykonanie maksymalnej liczby ruchów w danej turze i sprawdza się nawet w przypadku większej grupki oponentów.

Tyle teorii – w praktyce ta prosta strategia w ciągu kilkudziesięciu godzin grania zaledwie kilka razy doprowadziła mnie do powtarzania walki. Skuteczność wybranej metody sprawia, że starcia stają się monotonnym obowiązkiem – wiem, że wygram, wiem, jakie ruchy wykonam i w jakiej kolejności, nic mnie nie zaskakuje, a o sukcesie decydują wyrobione automatyzmy. Do tego animacje poczynań zarówno Szulskiego i jego salutorów, jak i wrogów nie są możliwe do pominięcia. Mimo że to krótkie scenki, oglądane w dużej ilości zaczynają autentycznie irytować i stanowią marnotrawienie czasu.

O bogowie, walka!The Thaumaturge, 11 bit studios, 2024.

Podobno leżącego się nie kopie, ale Warszawa tak często próbowała stawić mi czoła, że nie zamierzam się hamować. Animacje ataków prezentują się co najwyżej średnio. Nie widać w nich dynamiki i zetknięcia się dwóch ciał w brutalnym tańcu – efekt chwilami bardziej przypomina nieudolne próby baletu z udziałem słonia w składzie porcelany. Ponadto udźwiękowienie nie oddaje należycie ciężkości zadawanych ciosów.

Realizm walk też leży, chociaż to jeszcze jestem skłonny przypisać umownej konwencji, w której zwykłe postacie mogą mieć przywrócone punkty życia, mimo że otrzymały wręcz śmiercionośne ciosy. No i wreszcie najważniejsze – w The Thaumaturge nie mierzymy się choćby z jednym sensownym przeciwnikiem. Cały czas atakują nas ludzie pozbawieni jakichkolwiek specjalnych zdolności, bardzo często totalnie anonimowi, a jedynym urozmaiceniem okazuje się to, że część z nich używa pięści, część broni palnej, a niektórzy dysponują młotkiem lub nożem.

Nawet gdy przenosimy się do innego wymiaru i walczymy z salutorami, tak naprawdę nasyłają oni na nas tych samych zwyczajnych wrogów albo – z rzadka – postacie fabularne, tyle że każdy oponent jest udekorowany czerwienią i krwią. A jeśli przeciwnik ma np. sylwetkę siostry bohatera, dla przebiegu walki okazuje się to kompletnie bez znaczenia. Nikt nie używa charakterystycznych dla siebie zdolności, a wspomniani salutorzy co określony czas zsyłają tylko jakieś kary, pozostając z boku i nie uczestnicząc bezpośrednio w starciu. Zwycięstwo osiągamy natomiast właśnie poprzez eliminację nasyłanych na nas anonimowych pachołków.

Gameplay biedny jak mysz kościelna

The Thaumaturge to gra nawet na 30 godzin! Jednak ciągle trafiamy tu na podobnych wrogów, nieobdarzonych żadnym charakterem, z czasem niby mających ciut więcej cech, ale też bez przesady – świeżości tu nie uświadczymy. Monotonia doskwiera tym bardziej, że pozostałe czynności również do mocno rozwiniętych i przemyślanych nie należą.

Weźmy pod lupę rozwój postaci. Pomyślałby ktoś, że trzeba wybrać, na którą z kategorii chcemy wydawać punkty taumaturgii. Cóż, jeśli skrupulatnie podchodzimy do wykonywania zadań, i tak powinniśmy być w stanie uzyskać wszystkie lub prawie wszystkie umiejętności oraz bonusy przewidziane w ramach drzewka bohatera. Do tego najrozsądniej szkolić Wiktora w dziedzinie taumaturgii mniej więcej równomiernie w słowie, sercu, umyśle i czynie, bo w ten sposób uzyskuje się dostęp do większej liczby spostrzeżeń podczas eksploracji – a każde spostrzeżenie to więcej doświadczenia, zaś więcej doświadczenia to kolejne punkty do wydania. Nie ma w tym swobody, ta pojawia się tylko w ulepszeniach poszczególnych zdolności, którymi możemy do woli manewrować, ale jest sens robić to jedynie wtedy, gdy gramy na poziomie trudności wyższym niż normalny.

Salutorzy wyglądają świetnie, to muszę przyznać.The Thaumaturge, 11 bit studios, 2024.

W pewnym momencie także realizacja zadań głównych i pobocznych zaczyna być nużąca. Biegamy z dzielnicy do dzielnicy, miasto milczy, a co gorsza, jeszcze czekamy chwilę przy ekranach ładowania – bo przecież każdy region Warszawy czy nawet mieszkanie jest oddzielną lokacją. Klikamy prawy przycisk myszy, by wyłapywać spostrzeżenia, czytamy, Wiktor wyciąga wniosek, idziemy dalej – i tak w koło Macieju. Detektywistyczna warstwa sprowadza się do przeczesania wszystkich zakątków i poznania każdego tropu – do konkluzji bohater dochodzi już sam. Ubogość gameplayu daje się we znaki na późniejszych etapach zabawy, kiedy jedyną atrakcją pozostaje fabuła i ewentualnie drobiazgi, takie jak nagrania gramofonowe, po znalezieniu których słyszmy największe utwory muzyki klasycznej (Gymnopédie No. 1 Erika Satiego to cudo!).

Notabene – choć udźwiękowienie jest co najwyżej przeciętne i utrudnia spojrzenie na otoczenie jak na naturalną, żyjącą przestrzeń, tak zarówno angielski dubbing, jak i soundtrack wypadają bez większego zarzutu. Oczywiście trochę brakuje polskich głosów, niemniej nietrudno było mi uwierzyć w wiarygodność postaci, a muzyka potrafiła uderzyć w posępniejsze, ciut mistyczne tony. Jednak po czasie „tylko jedno w głowie mam” – utwór z walki, który już zaczynał grać mi na nerwach, zapowiadając kolejną mękę.

Druga opinia

Ocenia Krzysztof „Draug” Mysiak

Kupcie, ale jeszcze nie grajcie – taką mam dla Was rekomendację w przypadku The Thaumaturge. To pozycja, która chyba jak żadna inna potrzebuje polskiego dubbingu – bo i jak żadna inna jest zakorzeniona w Polsce (przynajmniej wśród przedstawicieli gatunku RPG).

To jest tak naprawdę nie tyle gra, co wehikuł czasu. Owszem, znajdziecie tutaj magię, potwory, walkę, questy, fabułę z wyborami i takie tam – wszystko to wykonane zresztą bardzo porządnie. Prawdziwą siłą tej gry jest jednak miejsce akcji.

Studio Fool’s Theory włożyło ogromny wysiłek w rekonstrukcję Warszawy z 1905 roku. Nie mam wątpliwości, że twórcy bardzo dużo czasu spędzili w archiwach (i zaczerpnęli stamtąd niejeden tekst do znajdowanych w grze gazet czy ulotek), by oddać miasto tak wiernie, jak się da w ramach gry wideo. Chłonięcie niepowtarzalnego klimatu w trakcie zwiedzania kolejnych dzielnic, podziwianie widoków (jest na czym zawiesić oko) i łowienie smaczków przy odkrywaniu licznych lokalnych sekretów – to są tak naprawdę główne atrakcje w The Thaumaturge. Coś wspaniałego!

Oczywiście możecie je zignorować i ograniczyć eksplorację do niezbędnego minimum (choć i tak zostanie jej niemało), skupiając się na fabule, walkach czy łapaniu salutorów i rozwoju umiejętności postaci. Tak przypuszczalnie zrobi zresztą wielu zagranicznych graczy, dla których stężenie „polskości” w tej grze może okazać się ciężkostrawne. Niemniej wciąż znajdziecie tu bardzo solidne i oryginalne RPG.

Mam szczerą nadzieję, że owa „polskość” nie przeszkodzi dziełu Fool’s Theory w zdobyciu międzynarodowego uznania – i że owo uznanie przełoży się na pieniądze, które pozwolą twórcom dodać do gry nasz rodzimy dubbing (sugerowali oni taki zamiar chociażby tutaj). Grać w ten tytuł w języku angielskim i kalać nim kwiecistą warszawską gwarę po prostu się nie godzi. Aż żałuję, że zgłosiłem się do recenzji dla Gamepressure i nie mogłem poczekać razem z Wami...

OCENA: 8,5/10

Wiktor, One More Time

Historia przedstawiona w The Thaumaturge stanowi miłą odmianę od bohaterskich wyczynów związanych z ratowaniem świata. Pobudki Wiktora są zdecydowanie bardziej osobiste, a my powoli zgłębiamy jego przeszłość oraz relację z ojcem i w ramach podejmowanych decyzji bierzemy na barki pewną odpowiedzialność, pozostając wierni egoistycznemu credo albo podążając w ryzykownym kierunku. Co prawda ta nieliniowość uwidacznia się dopiero w końcówce, niemniej obietnica różnych rozstrzygnięć w kilku wątkach zostaje dotrzymana.

Fryzurę i zarost bohatera można dostosować do własnych upodobań.The Thaumaturge, 11 bit studios, 2024.

Chociaż sama taumaturgia w moim odczuciu wymaga doprecyzowania, stosunki z innymi postaciami i polityczno-historyczna otoczka zdają egzamin przynajmniej na solidną czwórkę (może nawet z plusem, na zachętę?). Twórcy wypełnili nam czas zarówno łotrzykowskimi wypadami, popijawami, bankietami, jak i współpracą z walczącymi o niepodległą Polskę socjalistami. Mimo że to zawartość stricte dla polskiego gracza, smaczki z różnych kultur (chociażby żydowskiej) i zabawa rozrywkową konwencją mogą zostać docenione przez szersze grono odbiorców. Pochwalić należy również sarkastyczne, żartobliwe, nieraz wulgarne dialogi, przez które przewijają się dawne sformułowania, oddające minioną już epokę.

PLUSY:
  1. ciekawa, osobista historia z wyborami;
  2. świat z charakterystycznymi postaciami, w którym łatwo się zadomowić;
  3. nawiązania do polskiej kultury i historii;
  4. zabawa konwencją (np. popijawy w stylu Kac Vegas);
  5. dużo przyjemnej treści do poczytania, pokazującej życie Warszawy;
  6. mroczni salutorzy pochodzący z różnych mitologii i legend;
  7. humorystyczne dialogi ze zwrotami z dawnej epoki.
MINUSY:
  1. uboga rozgrywka, która z czasem staje się monotonna;
  2. nudne walki z mnóstwem zwyczajnych przeciwników;
  3. słabe pozory życia w Warszawie;
  4. zupełnie niedzisiejsza oprawa graficzna z drewnianymi animacjami.

Postacie z otoczenia Wiktora dają się lubić i mają w sobie coś nieidealnego, co do nich przyciąga. Nigdy nie są to szablonowe relacje, a w trakcie gry poznajemy wystarczająco dużo osób, by poczuć się zadomowieni w tej alternatywnej rzeczywistości. Tu zresztą wciąż jest miejsce na dalszą opowieść i dalsze pociągnięcie poszczególnych znajomości, co mogłoby wydarzyć się w kolejnej odsłonie gry. Może oferującej bogatszą rozgrywkę?

The Thaumaturge aż się prosi o doszlifowanie – i choć może nie wyszedłby z tego brylant, na pewno otrzymalibyśmy klejnocik, który mógłby wpaść w oko niejednemu graczowi. Tymczasem gra sprawia wrażenie dość jeszcze niekształtnej – opowiada ciekawą historię, ale przez różne niedociągnięcia nie do końca pozwala jej zabłysnąć.

Wiktorze, ty bałamutniku!The Thaumaturge, 11 bit studios, 2024.

Mam jedną prośbę – niech Wiktor Szulski jeszcze wróci. Niech nawet wydarzy się to w podobnie brzydkiej oprawie graficznej, ale z bardziej emocjonującymi walkami, pogłębioną taumaturgią, immersyjnym, żyjącym i w pełni udźwiękowionym światem. Bo nawet ja, zwolennik skupiania się na fabule, nie mogę przymknąć oka na licznie występujące tu problemy, a scenariusz, chociaż mnie zaintrygował i w kilku miejscach zaskoczył, aż tak nie wynagradza tych wszystkich trudów. To dobre otwarcie przygód naszego taumaturga – obiecujące, dające nadzieję na więcej, jednak drugi raz podobnie ubogiego gameplayu nie zdzierżę.

Krzysztof Lewandowski

Krzysztof Lewandowski

Studiował dziennikarstwo, filologię polską i psychologię realizowane na UKSW, UW i SWPS. Tam napisał m.in. pracę dyplomową poświęconą współczesnej roli czarno-białego kina. W GRYOnline.pl pracuje od sierpnia 2021 roku. Pisze artykuły oraz recenzje gier, filmów i seriali, a od lipca 2023 roku zajmuje stanowisko specjalisty ds. kreowania treści w dziale Paid Products. Jest autorem artykułu naukowego „Dynamika internetu a zachowania językowe" opublikowanego w książce „Relacje w cyberprzestrzeni”. Współtworzył słownik nazw miejscowych warszawskiej dzielnicy Wawer. Próbował sił z wierszami, ale w przyszłości wolałby napisać powieść. Pisanie w sieci zaczął na portalu GameExe.pl w wieku 14 lat. Najpierw recenzował książki, ale na tym nie poprzestał i na różnych portalach internetowych oceniał gry, filmy, seriale czy komiksy. Najbardziej podobają mu się motywy surrealistyczne i gry RPG.

więcej

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.