Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

The Long Dark Recenzja gry

Recenzja gry 7 sierpnia 2017, 15:00

Recenzja gry The Long Dark – klimatyczny survival dla jednego gracza

The Long Dark w końcu doczekało się finalnej wersji. Gra studia Hinterland opuszcza Wczesny Dostęp po trzech latach, ale jej największe atuty pozostają bez zmian. To wymagający, klimatyczny survival, który wielu graczy wciągnie na całe dni.

Recenzja powstała na bazie wersji PC. Dotyczy również wersji PS4, XONE

PLUSY:
  1. wysoki poziom trudności;
  2. nareszcie stosunkowo realistyczny survival;
  3. fenomenalnie oddane poczucie osamotnienia i bezsilności wobec natury;
  4. nieustannie towarzyszące napięcie;
  5. doskonale pokazane piękno przyrody;
  6. zawartości starcza na długie godziny;
  7. tryb Wintermute stanowi dobry tutorial dla początkujących graczy...
MINUSY:
  1. ...ale przedstawiona w nim historia jest pretensjonalna i nieangażująca;
  2. tryb fabularny polega przede wszystkim na byciu chłopcem na posyłki innych postaci;
  3. ciągłe wykonywanie tych samych czynności momentami nuży.

Wypijam kubek ciepłej herbaty, zakładam grubą kurtkę i wychodzę z opuszczonego schroniska. Pogoda mi sprzyja – niebo jest bezchmurne, a temperatura utrzymuje się na poziomie zaledwie kilku stopni poniżej zera. Ruszam do jednej z rybackich chatek, rozstawionych na zamarzniętym jeziorze, rozpalam w małym piecyku, wyciągam prowizoryczną wędkę, skleconą naprędce z haczyka i linki, i zaczynam połów. Idzie nieźle: po całym dniu mam kilkanaście sporej wielkości ryb. Gdy wychodzę z chatki, powoli robi się ciemno i coraz zimniej. Zaczynam wracać do oddalonego o pięć minut schroniska, ale zauważam jeszcze leżące na małej wysepce truchło jelenia i postanawiam zwierzę oskórować. Zajmuje mi to godzinę. W tym czasie zapada zmrok: ciemność i mgła utrudniają orientację, widoczność jest ograniczona do paru metrów.

Padający śnieg przesiąka przez ubranie, silny wiatr uniemożliwia rozpalenie ogniska. Staram się dotrzeć po omacku do schroniska lub chociaż jednej z rybackich chatek, gdzie mógłbym przeczekać noc. Przez pięć godzin błąkam się po jeziorze, przemoknięty i wystawiony na trzaskający mróz. Gdy mgła w końcu się przerzedza, zauważam schronisko. Objawy hipotermii dają się już jednak we znaki: zataczam się, gubię oddech, ledwo widzę. W końcu padam twarzą w śnieg i tracę przytomność. Umieram z wychłodzenia w odległości dwudziestu metrów od ciepłego, przytulnego schronienia. Panie i panowie, witajcie w The Long Dark.

Recenzja gry The Long Dark – klimatyczny survival dla jednego gracza - ilustracja #1

The Long Dark ma za sobą długą drogę do premiery. O projekcie dowiedzieliśmy się jesienią 2013 roku, wtedy też gra trafiła na Kickstartera, gdzie udało jej się zebrać ponad ćwierć miliona dolarów kanadyjskich. Kolejnym kamieniem milowym było pojawienie się jej w fazie wczesnego dostępu na Steamie, gdzie spędziła niemal trzy lata – od września 2014 do 1 sierpnia tego roku. W tym czasie produkcja studia Hinterland przeszła ogromne zmiany: począwszy od przerabianego kilkakrotnie interfejsu, przez znaczne powiększenie świata gry i upiększenie oprawy graficznej, aż po dodanie kampanii dla jednego gracza.

Jest zima, musi być zimno!

W tytuł kanadyjskiego studia Hinterland można grać już od prawie trzech lat, ale dopiero teraz mamy do czynienia z wersją finalną, którą wymarzyli sobie deweloperzy. Na szczęście przez cały ten czas nie zmieniły się główne założenia twórców: The Long Dark pozostaje bardzo trudnym, niewybaczającym błędów survivalem, w którym nie uświadczymy nadprzyrodzonych zjawisk czy armii nieumarłych. Tutaj mierzymy się z obojętną na poczynania człowieka naturą, a naszym największym wrogiem jest nadmierna wiara we własne siły i podejmowanie niepotrzebnego ryzyka.

Tak wyglądają jedyni ludzie, których napotykamy na swojej drodze – ponure przypomnienie tego, że nas także czeka podobny koniec.

To gra, którą wielu od razu skreśli, uznając za nudną. Bo rzeczywiście, The Long Dark zmusza do wykonywania bardzo podstawowych czynności, które są jednak niezbędne do przetrwania. Chcesz lepiej orientować się w terenie? Sam musisz narysować mapę. Masz w planach rozbicie obozu? Nazbieraj drewna, i to tyle, by przetrwać całą noc.

Nie ma tu szybkiej podróży, a nasza postać łatwo się męczy, więc przemieszczanie się z miejsca na miejsce potrafi trwać naprawdę długo. Sporo czasu przeznaczamy zatem na powolną eksplorację i mozolne powtarzanie tych samych czynności. Wszystko to robi na pierwszy rzut oka wrażenie tytułu nużącego, pozbawionego celu i męczącego. Na szczęście wrażenie to jest całkowicie mylne. Za pozornie bezsensownym łażeniem tam i z powrotem oraz przeczesywaniem każdego kolejnego domostwa kryje się bowiem trudny, wymagający bezwzględnego skupienia i cholernie satysfakcjonujący survival.

Warto szybko nauczyć się obserwować otoczenie. Krążące wrony wskazują, że w okolicy znajduje się truchło jakiegoś zwierzęcia lub ludzkie zwłoki.

Recenzja gry The Long Dark – klimatyczny survival dla jednego gracza - ilustracja #4

The Long Dark stawia na realizm także w kwestii craftingu, który jednak nie gra tu aż tak kluczowej roli. Nasz bohater umie wytworzyć podstawowe elementy wyposażenia, takie jak pochodnie czy rozpałka, ale do bardziej zaawansowanych projektów – jak łuk czy części garderoby – potrzebuje już specjalnego miejsca do pracy. Mocno ograniczona jest także liczba rzeczy, które możemy zrobić sami: skonstruowanie chociażby prowizorycznego łuku czy wędki to nie problem, ale już o strzelbie własnej produkcji nie ma co marzyć.

The Long Dark nie testuje naszego refleksu czy spostrzegawczości. To gra, w której sukces – mierzony liczbą przetrwanych dni – zależy od samodyscypliny, pokory i umiejętności przystosowywania się do nowej sytuacji. Tutaj, nawet odchodząc od schronienia na kilkaset metrów, jesteśmy wystawieni na śmiertelne zagrożenie z różnych stron. Zabić mogą nas nie tylko agresywne wilki i niedźwiedzie, ale przede wszystkim mróz, zmęczenie, nagłe zmiany pogody czy kontuzje. Gracz musi się więc nauczyć, jak być przygotowanym na każdy scenariusz. To długi proces, którego rezultatem jest jednak niesamowita satysfakcja.

Na początku mojej przygody z dziełem studia Hinterland potrafiłem zginąć o krok od własnego domu lub wykrwawić się, bo zapomniałem spakować bandaże. Teraz – po kilkudziesięciu godzinach zabawy – zdołałem się nauczyć, jak unikać takich wpadek.

Co oczywiście nie oznacza, że po przyswojeniu rządzących nią zasad gra robi się prosta. Nawet jeśli znamy mechanizmy The Long Dark na pamięć, nadal jest to tytuł wymagający pełnego skupienia i dyscypliny, zarówno podczas polowań i eksploracji, jak i przy zarządzaniu ekwipunkiem. Śmierć zawsze jest tu oddalona o zaledwie jedną złą decyzję i dlatego właśnie produkcja ta nie staje się nudna.

Odpowiednie zarządzanie ekwipunkiem to podstawa: noszenie ze sobą całego dobytku znacznie nas spowalnia, ale z drugiej strony brak jakiegoś przedmiotu może okazać się zabójczy.

W trakcie rozgrywki, nawet maszerując z pełnym brzuchem i w pełnym słońcu, podskórnie czuje się napięcie. A kiedy coś zaczyna iść nie po naszej myśli, tytuł ten dostarcza mnóstwa szalenie ekscytujących momentów. Naprawdę dawno nie przeżywałem w grze tak stresujących chwil, gdy znalazłszy się na nieznanym terenie podczas śnieżycy, wpadłem do lodowatej wody i musiałem szybko zorganizować sobie improwizowane schronienie od wiatru i wilków, które pozwoliłoby mi wyleczyć pierwsze objawy hipotermii.

Szron na ekranie

Wszystko to jest potęgowane przez klimat, który w The Long Dark budowany jest fenomenalnie. Do poczucia ciągłego zagrożenia dochodzi świadomość całkowitej izolacji i bezsilności wobec sił natury. Bawiąc się w trybie sandbox, nie uświadczymy towarzystwa absolutnie żadnych innych postaci, co tworzy atmosferę „cichej apokalipsy”, o jakiej mówili deweloperzy. Przemierzamy skrajnie niegościnne dla człowieka tereny, odwiedzamy opuszczone chaty i schroniska, od czasu do czasu znajdujemy na wpół zamarznięte zwłoki – wszystko to stara się nam uświadomić, że to nie miejsce dla nas i że prędzej czy później skończymy jak inni nieszczęśnicy, którzy postanowili zmierzyć się z kanadyjską dziczą.

Widoki momentami zapierają dech w piersiach. Warto trochę odmrozić sobie palce, by móc spokojnie popodziwiać krajobraz.

Jednocześnie ten nieprzyjazny świat potrafi zachwycić swoim pięknem. Oprawa wizualna może na starcie nieco odrzucać – tekstury są brzydkie, animacje także nie powalają i chociaż grafika prezentuje się lepiej niż na początku fazy wczesnego dostępu, nadal trudno nazwać ją urzekającą. Zmienia się to dopiero wtedy, gdy ujrzymy rozświetlone gwiazdami nocne niebo czy przepiękny zachód słońca. Chmury robią wówczas wrażenie namalowanych pędzlem, cały świat jawi się w pastelowych kolorach, a horyzont wygląda, jakby płonął. Niemal można poczuć mróz na policzkach i odetchnąć górskim powietrzem. Od czasów Firewatcha nie miałem okazji obcować z grą, która tak rewelacyjnie oddawałaby piękno przyrody.

Zima nadeszła dla rodu Mackenziech

Immersji sprzyja także dobrze pomyślany, minimalistyczny interfejs, który przeszedł długą drogę od początku fazy wczesnego dostępu. Teraz podczas eksploracji widzimy jedynie to, co widziałby nasz bohater – ewentualnie, jeśli nasze życie jest w niebezpieczeństwie, w lewym dolnym rogu pojawia się mały ostrzegawczy znak. Aby sprawdzić poszczególne wskaźniki lub przejrzeć ekwipunek, musimy więc wejść do menu, które na szczęście jest intuicyjne i korzystanie z niego zajmuje bardzo niewiele czasu. W porównaniu z kiepsko zaprojektowanym interfejsem z pierwszych wersji The Long Dark to, z czym mamy do czynienia obecnie, pokazuje, że deweloperzy wykonali dobrą robotę.

Recenzja gry The Long Dark – klimatyczny survival dla jednego gracza - ilustracja #2

Wielu graczy od razu zgadnie, kto wciela się w Willa Mackenziego i Astrid – dwoje głównych bohaterów trybu fabularnego. Duet Mark Meer – Jennifer Hale pozna każdy, kto pograł chwilę w pierwsze trzy odsłony serii Mass Effect: wspomniani aktorzy użyczają głosu odpowiednio męskiej i żeńskiej wersji komandora Sheparda. Ma to, niestety, swoje wady: przez kilka pierwszych godzin zastanawiałem się, co mój bohater robi w kanadyjskiej dziczy, skoro w tym samym czasie mógłby ratować galaktykę przed inwazją Żniwiarzy.

Gra jest też w naprawdę niezłym stanie technologicznym. W trakcie rozgrywki raz czy dwa zdarzyło mi się napotkać jakieś błędy przy korzystaniu z interfejsu, nagminne jest też doczytywanie się tekstur, poza tym jednak obeszło się bez poważniejszych niedociągnięć, które potrafią trapić podobne niezależne produkcje.

Każdy z wymienionych powyżej elementów, z muzyką i rzucanymi od czasu do czasu uwagami protagonisty, sprzyja kreowaniu własnych historii. Niestety, często są one znacznie ciekawsze niż to, co przedstawiają deweloperzy w trybie Wintermute. Ta epizodyczna kampania dla jednego gracza była najhuczniej zapowiadaną nowością, jaka pojawiła się w grze wraz z aktualizacją do wersji 1.0 i wyjściem z wczesnego dostępu. Po pierwszych dwóch odcinkach można ją jednak określić co najwyżej mianem nijakiej.

Protagonistę, pilota Willa Mackenziego, poznajemy w momencie, gdy jego była żona Astrid prosi go o pomoc w przedostaniu się do odizolowanej od świata, mroźnej części północnej Kanady. Przelot kończy się tragicznie – samolot rozbija się w wyniku dziwnej elektromagnetycznej burzy, a nasz bohater zostaje oddzielony od swojej towarzyszki. Od tego momentu działamy na własną rękę, starając się nie tylko przetrwać, ale i podążać tropem Astrid.

Po pierwszych dwóch odcinkach postaci przedstawione w Wintermute nie robią szczególnie pozytywnego wrażenia.

Podstawowym problemem Wintermute jest fakt, że deweloperzy postanowili zaserwować tu bardzo poważną historię, podczas której przewija się wątek walki człowieka z naturą oraz odpowiedzialności za swoje decyzje. To bynajmniej nie wada, jednak scenarzyści The Long Dark nie mają chyba wystarczających umiejętności, by wprowadzić te elementy w taki sposób, aby całość nie brzmiała pretensjonalnie. Zamiast autentycznych dialogów mamy postacie komunikujące się przede wszystkim za pomocą dramatycznych niedopowiedzeń, a także tajemniczą, ślepą staruszkę, która wypowiada się wyłącznie w formie monologów i każe nazywać Szarą Matką. Nie ociera się to jeszcze, na szczęście, o śmieszność, głównie za sprawą solidnych aktorów głosowych, ale też nie angażuje.

Trybowi fabularnemu nie pomaga również fakt, że gry survivalowe i zwarta narracja to połączenie, które w większości przypadków nie ma szans powodzenia. The Long Dark nie jest tu, niestety, wyjątkiem: otrzymujemy historię w postaci kilku minut dialogu lub przerywnika filmowego, po czym przez kolejną godzinę przemierzamy kanadyjskie pustkowia, zbierając chrust lub przeczesując opuszczone domostwa. Wpływa to fatalnie na tempo prowadzenia opowieści, chociaż z drugiej strony trzeba oddać kanadyjskiemu studiu, że dzięki tej decyzji każdy epizod trwa co najmniej kilka godzin – miła odmiana po maksymalnie dwugodzinnych odcinkach dzieł Telltale Games. Szkoda natomiast, że większość tego czasu zasuwamy w tę i we w tę, robiąc za chłopca na posyłki kolejno spotykanych postaci, zamiast aktywnie poszukiwać zagubionej towarzyszki.

W opuszczonym miasteczku Milton spędzamy większość pierwszego epizodu.

Wintermute ma jednak także zalety. Dla graczy, którzy dopiero zaczynają przygodę z The Long Dark, to świetny sposób na zapoznanie się z podstawami zabawy bez permanentnej śmierci, która za każdym razem zeruje postępy w sandboksie. Tryb fabularny pozwala na zapisywanie stanu rozgrywki, ale jednocześnie daje poczuć wysoki poziom trudności i napięcie, obecne podczas samotnego przemierzania dziczy. Nadal jednak mam wrażenie, że tryb ten dla osób bardziej obeznanych z produkcją studia Hinterland będzie wyłącznie ciekawostką, przerywnikiem przed powrotem do dania głównego, jakim pozostaje samotna walka o przetrwanie.

Wakacje ze śniegiem po kolana

Ale nawet jeśli Wintermute nie jest strzałem w dziesiątkę, deweloperom udało się po raz kolejny rozszerzyć dostępną w grze zawartość. I o ile na początku wczesnego dostępu The Long Dark mieliśmy do czynienia z jedną czy dwiema lokacjami, tak trzy lata spędzone w tej fazie sprawiły, że tytuł stał się po prostu ogromny. Występuje tu kilka zróżnicowanych regionów – od skutych lodem, zdradliwych bagien aż po wysokogórskie szczyty, a solidne poznanie każdego z nich to zadanie na parę godzin. Do tego dochodzi tryb wyzwań, w którym mierzymy się ze śmiertelnie groźnym niedźwiedziem lub zbliżającą się zamiecią. No i wreszcie tryb fabularny, który po wydaniu wszystkich pięciu odcinków zajmie zapewne około 40 godzin.

Znalezienie dobrej bazy wypadowej to klucz do spokojnego przetrwania pierwszych dni.

Oprawa nie powala szczegółowością, ale świetnie potęguje zimowy klimat.

Nie mam wątpliwości, że jest wielu graczy, którzy od The Long Dark natychmiast się odbiją. Nie jest to gra idealna: oczekiwany od dawna tryb fabularny nie porywa, wykonywanie podstawowych czynności może z czasem stać się nużące, a graficznie nie ma mowy o najwyższej półce. Ale dla miłośników spokojnej eksploracji, poznawania otoczenia i rozgrywki wymagającej ciągłej nauki dzieło studia Hinterland to propozycja nie do odrzucenia. Spójrzcie zresztą na oceny graczy: mało która produkcja po trzech latach fazy wczesnego dostępu może pochwalić się 92% pozytywnych recenzji użytkowników.

Gdy raz wsiąknie się w ten niesamowity klimat, gdy poczuje się ekscytację związaną z umknięciem watasze wilków, gdy cudem przetrwa się noc na mrozie, nie ma już ratunku. The Long Dark wciąga bez litości do momentu, w którym sami zaczynamy odczuwać na własnej skórze minusowe temperatury i ostry wiatr. A jeśli jakakolwiek gra potrafi sprawić, że w środku lata człowiek chce opatulić się ciepłym kocem i wypić gorące kakao, to mamy do czynienia z czymś prawdziwie wyjątkowym.

O AUTORZE

Z finalną wersją The Long Dark spędziłem grubo ponad 20 godzin, sprawdzając przede wszystkim dwa pierwsze odcinki trybu fabularnego, których ukończenie zajmuje łącznie około 18 godzin, ale także wracając do sandboksa. Jednak dzieło studia Hinterland rozkochało mnie w sobie jeszcze przed wyjściem z wczesnego dostępu i nie mam wątpliwości, że po tej recenzji moja przygoda wcale się nie skończy – to chyba jedyny survival, w który udało mi się tak mocno wsiąknąć.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry The Long Dark na PC otrzymaliśmy nieodpłatnie od jej twórców, studia Hinterland.

Jakub Mirowski

Jakub Mirowski

Z GRYOnline.pl związany od 2012 roku: zahaczył o newsy, publicystykę, felietony, dział technologiczny i tvgry, obecnie specjalizuje się w ambitnych tematach. Napisał zarówno recenzje trzech odsłon serii FIFA, jak i artykuł o afrykańskiej lodówce low-tech. Poza GRYOnline.pl jego materiały na temat uchodźców, migracji oraz zmian klimatycznych publikowane były m.in. w Krytyce Politycznej, OKO.press i Nowej Europie Wschodniej. W kwestii gier jego zakres zainteresowań jest nieco węższy i ogranicza się do wszystkiego, co wyrzuci z siebie FromSoftware, co ciekawszych indyków i tytułów typowo imprezowych.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Saint GutFree Ekspert 6 września 2017

(PC) W teorii The Long Dark powinno raczej odrzucać nowych graczy: tytuł jest momentami toporny, powolny, a nauczenie się jego mechanik wymaga czasu i determinacji. A jednak nie sposób się od tej gry oderwać. Pełna napięcia eksploracja, złożoność elementów survivalu, permanentna śmierć i niewybaczająca błędów natura sprawiają, że każdy przetrwany dzień i każdy najmniejszy sukces zapewnia niezwykłą satysfakcję. No i ten klimat – zasypane śniegiem krajobrazy kanadyjskiej dziczy tworzą atmosferę tak skrajnie sugestywną, że od samego patrzenia w ekran można dostać odmrożeń trzeciego stopnia.

8.5
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.

Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii
Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii

Recenzja gry

Po pokazie gameplayu dla prasy nie byłem przychylnie nastawiony do Nobody Wants to Die. Twórcom z Wrocławia udało się jednak złamać mój sceptycyzm już po kwadransie gry. Choć chwilami ziewałem, nieprędko zapomnę tę transhumanistyczną przygodę neo-noir.