The Cave Recenzja gry
autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry The Cave - siedmiu wspaniałych łotrów
Tandem Ron Gilbert i Tim Schafer zabiera nas do jaskini, ale w rzeczywistości trafiamy w sam środek mrocznej, skrywającej tajemnice, ludzkiej duszy. Nie jest to podróż do jądra ciemności, ale też nie wycieczka za jeden uśmiech.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- satysfakcjonujące, choć niezbyt skomplikowane zagadki;
- interesujący bohaterowie i ich mroczne sekrety;
- specyficzne poczucie humoru;
- ciekawa mieszanka gatunków.
- konieczność biegania po kilka razy tymi samymi korytarzami;
- gra jest bardzo krótka, jeżeli nie zamierzamy jej przejść wszystkimi postaciami;
- troszkę niewykorzystany potencjał na trudniejszą rozgrywkę i bardziej skomplikowane zagadki.
Oto ja. Jaskinia. Ale nie jakaś tam zwykła jaskinia, zimna skała milcząca przez wieki jałowej egzystencji. Jestem obserwatorem. Jestem wyjątkowa, bo poza zaduchem podziemnych sztolni i czernią wydrążonych w kamieniu korytarzy skrywam mroczne sekrety duszy milczących wędrowców. Rzeczy wstydliwe, nierzadko okrutne, te wprawiające w osłupienie i te, które lepiej przemilczeć... Tak, jestem skarbnicą sekretów, powiernikiem prawdy, partnerem w zdradzie. Moje wnętrze było świadkiem wielu przykrych wydarzeń, co jednak nie stępiło mojego błyskotliwego poczucia humoru. Cenię sobie dobre towarzystwo. Och, popatrz choćby na te siedem biednych istot czających się nieśmiało u mego progu. Czyż nie są na swój sposób słodkie?
Oto jaskinia Rona Gilberta, człowieka, za którym od lat kroczy sława genialnego projektanta, mającego na swoim koncie tak wiekopomne dzieła jak Maniac Mansion czy The Secret of Monkey Island, stanowiące dziś podstawę i absolutny kanon gatunku przygodówek point-and-click. The Cave to nowa propozycja Rona, który po odejściu z Hothead Games, gdzie pracował nad całkiem udanym moim zdaniem Deathspankiem, sprzymierzył swe siły z Timem Schaferem, szefem studia Double Fine i starym kolegą, jeszcze z czasów świetności firmy LucasArts. Kreatywność obu panów stanowi mieszankę wybuchową, ale czy gra The Cave aby na pewno spełnia pokładane w niej nadzieje?
Ron Gilbert, wspólnie z zapomnianym dziś Arikiem Wilmunderem, w 1987 roku zrewolucjonizował popularny wówczas gatunek przygodówek, tworząc na potrzeby gry Maniac Mansion SCUMM (Script Creation Utility for Maniac Mansion) – system komend sterujących wykonywaniem przez postacie w grze określonych czynności. Do tej pory w większości przygodówek polecenia należało wpisywać z klawiatury w linii interpretatora poleceń. W ślad za LucasFilmem poszły kolejne firmy, w tym jego największy konkurent – Sierra.
Z pozoru The Cave wygląda na całkiem przeciętną platformówkę, w której gracz naprzemiennie steruje trójką bohaterów posiadających różne umiejętności specjalne, uzupełniające się w trakcie eksploracji terenu. Otóż wcale nie. Choć poruszamy się po platformach, w grze nie ma wymagających elementów zręcznościowych. Nie ma też punktów życia. Postacie zwyczajnie nie mogą zginąć, bo po ewentualnym nabiciu sobie guza pojawiają się całkowicie sprawne, zwykle w najbliższym otoczeniu. Hołdowanie starej zasadzie przygodówek LucasArts, wedle której bohaterowie nie mogli zostać uśmierceni, jest w The Cave jak najbardziej obecne.
Gra nie przypomina też znakomitego The Lost Vikings, choć powyższy opis dotyczący wykorzystywania umiejętności może skłaniać do takiego porównania. Najtrafniejsze będzie chyba nazwanie jej hybrydą rozwiązań stosowanych w platformówkach i niezbyt skomplikowanej gry logiczno-przygodowej, w której przedstawiono motywacje głównych bohaterów do popełniania złych uczynków. Klimat The Cave można określić jako pochodną wizualnego nawiązania do LittleBigPlanet i duchowego wariactwa Psychonauts. Tak naprawdę każdy z tych opisów pasuje, a wszystkie razem mogą dać pełny obraz tego, czym owo dzieło jest.
W grze można wybrać dowolną trójkę bohaterów, których w sumie jest siedmiu. Każdy z nich, jako się rzekło, posiada jedną specjalną zdolność, których nie zamierzam zdradzać, bo ich poznanie i umiejętne zastosowanie jest częścią zagadek jaskini. Dlatego też spodobał mi się sposób zapoznawania ze światem gry. W The Cave nie ma prowadzenia gracza za rączkę i nie występują żadne samouczki. Idź i sam sprawdź, co możesz zdziałać, zdają się mówić twórcy. To motywujące, choć przyznam, że w pierwszej chwili można się w tym również pogubić. Skoro nikt nie mówi, co należy zrobić, nie mamy pojęcia, do czego zdolne są postacie. Co prawda ich umiejętności przedstawiono za pomocą odpowiednich animacji, ale kiedy po raz pierwszy stają się potrzebne, zdarza się nam utknąć, nie wiedząc, co dalej.
Jeśli można wybrać tylko trzech bohaterów, to co z potencjałem tych, których nie wybierzemy? Otóż The Cave, co mnie bardzo rozczarowało, jest grą krótką. Pierwsze przejście nie powinno zająć więcej niż około czterech godzin. Może pięciu, jeżeli komuś przytrafi się gdzieś zaciąć, co nie przeczę, jest możliwe. Odpowiedzi dotyczącej wyboru herosów udziela natomiast konstrukcja jaskini, która została podzielona na strefy. Oprócz fragmentów, których zaliczenie jest obowiązkowe za każdym razem po rozpoczęciu zabawy, gracz, w zależności od wybranych postaci, może dostać się tylko do lokacji im dedykowanych i związanych z ich mroczną historią. Siedmiu bohaterów, plus ewentualnie dwóch innych dostępnych w DLC, pozwala ukończyć grę trzykrotnie, za każdym razem docierając do stref wcześniej niedostępnych. Mnie takie rozwiązanie nie przeszkadzało, ale rozumiem, że mogą znaleźć się osoby utyskujące na konieczność wielokrotnego pokonywania tych samych poziomów.
Ron Gilbert to amerykański projektant gier, który swoją ogromną popularność zawdzięcza przygodówkom, tworzonym niegdyś przez firmę LucasArts. To właśnie on grał pierwsze skrzypce w powstaniu takich tytułów, jak Maniac Mansion, Indiana Jones and the Last Crusade, Day of the Tentacle, Zak McKracken and the Alien Mindbenders, The Secret of Monkey Island, czy Monkey Island 2: Le Chuck’s Revenge. Gilbert w przyszłym roku skończy pięćdziesiąt lat i jeszcze nie myśli o emeryturze. Ostatnio mogliśmy delektować się jego DeathSpankiem, teraz ofiarował nam The Cave.
Strefy dedykowane wybranym postaciom są zróżnicowane wizualnie i mają za zadanie przedstawić skrywane przez nie sekrety dotyczące mrocznych wydarzeń z ich życia. Oczywiście nie odbywa się to zupełnie na poważnie – scenariusz, prezencja bohaterów i ich postępki komentowane na bieżąco przez narratora, czyli jaskinię, nacechowane są specyficznym czarnym humorem. Do takich rozwiązań Ron Gilbert przyzwyczaił swoich fanów już dawno temu. Jednak pomimo warstwy komediowej wydaje mi się, że same historyjki mają skłonić nas do przemyśleń – również poprzez zbieranie pocztówek opisujących przeszłość herosów. Czy to aby nie nadinterpretacja z mojej strony? Być może, niemniej fakt, że pozornie prosta gierka jest w stanie wywołać tego typu emocje, wart jest zainteresowania i samodzielnego sprawdzenia. Czy jaskinia istnieje naprawdę, czy stanowi tylko alegorię?
Nie chciałbym zdradzać smaczków i szczegółów, ale nie potrafię sobie odmówić i nie podać choć jednego z przykładów nawiązania do pozostałej twórczości Tima Schafera. Jedną z bohaterek jest podróżniczka w czasie. Rozwikłując jej sekret, przenosimy się wszystkimi postaciami do trzech okresów historycznych, w których – odpowiednio manipulując przedmiotami – zmieniamy bieg wydarzeń w innych epokach. To jedna z fajniejszych przygód w grze, nasuwająca oczywiste skojarzenie choćby ze świetnym Day of the Tentacle.
The Cave nie spełni oczekiwań miłośników platformówek, ani nie zaspokoi ambicji fanów przygodówek. To nieco casualowa gra środka, w dodatku niepozbawiona wad. Przede wszystkim okrutnie męczy w niej konieczność częstego przedzierania się po kilka ekranów każdą z postaci oddzielnie. Zajmuje to mnóstwo czasu, który można by spędzić o wiele przyjemniej, na przykład pływając kajakiem. Spora część zagadek opiera się na przestawianiu różnych wajch, co wydaje się pójściem po linii najmniejszego oporu, tudzież brakiem pomysłów na zajęcie umysłu gracza czymś sensowniejszym. Osobiście trochę żałuję też, że gra zupełnie nie wykorzystuje modnych i urozmaicających rozgrywkę efektów fizyki, których w niej zwyczajnie brak ze względu na niewielkie skomplikowanie silnika. Ale może to tylko taka moja fanaberia.
Czy wobec tego The Cave warte jest rozważenia zakupu? Fanów klasyki i samego Rona Gilberta nie muszę przekonywać. A jeżeli się do nich nie zaliczasz, ale szukasz czegoś odprężającego na dwa, trzy zimowe wieczory, to również zachęcam, jednak z zastrzeżeniem, że to solidna porcja rozrywki, być może niektórych skłaniająca do refleksji, ale pozbawiona szczególnie atrakcyjnych i bardziej skomplikowanych mechanizmów gameplayowych.