Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Starfield: Shattered Space Recenzja gry

Recenzja gry 9 października 2024, 13:15

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

Shattered Space to nic nieznaczący krok dla ludzkości, ale za to taki sobie krok dla fanów Starfielda. Bethesda próbowała dać nam zupełnie nową historię osadzoną w zakątku świata dotąd nieznanym, przy okazji naprawiając część błędów, które popełnili. Niestety dla wielu, szczególnie osób, których wcześniej ta produkcja nie przekonała, to wciąż będzie to samo doświadczenie na tym samym problematycznym silniku. Ale wielu fanów, których zaciekawił świat Starfielda, może znaleźć tu coś dla siebie.

Shattered Space jest bardzo nierówne i… krótkie. Początek mnie wynudził, tylko po to, żeby fabuła wciągnęła mnie na kilka godzin, ostatecznie kończąc się w sposób ciekawy, choć nagły i chaotyczny. W końcu też gramy na jednej dużej mapie co oznacza znacznie mniej ekranów ładowania. Niestety pozostałe poprzednie problemy Starfielda wciąż w dużej mierze nie zostały tutaj rozwiązane. Czy warto dać za nową opowieść do tej gry 130 zł [polska cena DLC została obniżona z początkowych 145 zł – dop.red.]? Zdecydowanie nie, co nie oznacza że to całkowicie źle zrobiona historia. Czas, żebym opowiedział wam, jak duży wewnętrzny konflikt miałem, grając w Rozbitą Przestrzeń.

Wszyscy muszą służyć Wielkiemu Wunszowi

DLC uruchamia się prosto: gdy udajemy się do dowolnego, wybranego przez nas układu, nagle przechwytujemy transmisję wzywająca o pomoc. Gra uprzejmie informuje nas, że wypadałoby być co najmniej na poziomie 35 oraz że naszym kolejnym celem jest Procjon A, a konkretniej stacja kosmiczna Wyrocznia. Poza tym faktem początek jest bardzo „starfieldowy”. Wchodząc na pokład stacji, zaczynamy odczuwać lekki niepokój - DLC całkiem nieźle w wielu miejscach buduje napięcie muzyką oraz efektami dźwiękowymi. Dodatek był w końcu reklamowany jako horror, ale jako osoba nieprzepadająca za horrorami jakoś szczególnie tego nie odczułem. Poza tajemniczym „wirem” (tak nazywa się ta niebieska obca breja widoczna na screenshotach) oraz dryfującymi przezroczystymi ludźmi (upiory wiru), przypominającymi Doktora Manhattana z Watchmenów, jest to w większości po prostu kolejna stacja kosmiczna ze Starfielda. I już tutaj zacząłem mieć wątpliwości, a w mojej głowie zaśpiewała Agnieszka Chylińska – „czy warto było kupować tak, za pełną cenę?”.

Starfield: Shattered Space, Bethesda Softworks, 2024.

Po przejściu stacji Wyrocznia przenosimy się na planetę Va’ruun’kai. Została ona dodana wraz z DLC, a jej głównymi mieszkańcami są, jak nazwa wskazuje, członkowie rodu Va’ruun. To tajemnicze, trzecie największe w uniwersum Starfielda państwo kultystów skupiających się wokół wiary w Wielkiego Węża. W rozszerzeniu dowiemy się o nich dużo więcej, ale w telegraficznym skrócie: ród Va’ruun zaczął głosić wiarę w stworzyciela Drogi Mlecznej, potężnego węża, który niedługo ma powrócić by odzyskać to co stworzył. Wszyscy przy okazji zginą, no chyba, że byli wystarczająco wierni. Stojący na czele kultu Jinan Va’ruun wypowiedział wojnę Zjednoczonym Koloniom oraz Kolektywowi Wolnych Gwiazd, zwaną Krucjatą Węża, w wyniku której sam zginął – choć oczywiście dziś są tacy, którzy chcieliby tę krucjatę wskrzesić.

Starfield: Shattered Space, Bethesda Softworks, 2024.

Już po wylądowaniu doświadczamy najmocniejszej strony tego dodatku, która jednak nie powinna decydować o tym, czy warto go kupić: planeta Va’ruun’kai wygląda naprawdę widowiskowo. Przez spowijającą wszystko czerwoną mgłę cały czas wydaje się trwać poranek bądź wieczór. W połączeniu z niebieskimi polami wiru robi to spore wrażenie. Miasto Dazra faktycznie wyróżnia się ręcznie robionymi assetami, których próżno szukać w innych miejscach w kosmosie. Styl architektoniczny różni się w zależności od dzielnicy w której przebywamy, szczególnie we wnętrzach, które zachwycają neonami czy ciekawymi dekoracjami. Ród Va’ruun lubuje się też w estetycznych czerniach i kanciastych kształtach w ubiorze, tatuażach czy nawet broniach, co moim zdaniem wygląda bardzo efektownie. Niemniej Dazra nie jest duża – większa od Akili, ale mniejsza od Nowej Atlantydy. Dużo rozleglejszy za to jest obszar dookoła miasta; niestety został on stworzony do poruszania się pojazdem, którego tu nie da się przyzwać. Musimy więc biegać do niego po mapie.

Spokojnie, zaraz się rozkręci

To na planecie Va’ruun’kai dzieje się cała nasza przygoda zawarta w Shattered Space, która ma jednocześnie momenty świetne, jak i absolutnie beznadziejne. Muszę tu bowiem wspomnieć, że zgodnie z tym, co słyszymy w Starfieldzie, ród Va’ruun nie ujawnia lokacji swojej planety nawet swoim najbardziej zaufanym zewnętrznym agentom, z naprawdę drobnymi wyjątkami. Tu zaś na początku wita nas wysoko postawiony członek frakcji: Malibor Dul’kehf, bliski doradca Anasko Va’ruuna – obecnego przywódcy frakcji, a wnuka Jinana. (Zapamiętałem Malibora z charakterystycznej twarzy, ale też z tego, jak dziecinnie został napisany.) Wystarcza mu jedno objawienie oraz pytanie, by ten zaprosił nas do dołączenia do Va’ruun. To nic, że od dekad nie przyjmują nikogo z zewnątrz, wystarczy opinia tego jednego członka rady i można złamać absolutnie wszystkie reguły. Przypominają mi się złote czasy Skyrima, w którym można było zostać Arcymagiem Akademii Magów znając trzy czary na krzyż. W Starfieldzie tę całkowicie obcą osobę tajemniczy kultyści wysyłają na misję ratowania swojego narodu. I te polecenia nie idą od byle kogo – proszą o to najwyżej postawieni przedstawiciele rządu (ministrowie), w tym przedstawiciele trzech największych rodów – Dul’kehf, Veth’aal oraz Ka’dic.

Będziemy musieli rozwiązywać dla nich naprawdę delikatne problemy, od politycznych po rodzinne. Gdy z nimi się uporamy, będziemy mogli przekonać ich do wspólnej pracy na rzecz naprawienia obecnego stanu rzeczy. A głównym celem jest „uleczenie” Anasko Va’ruuna, który również stał się „wirową” wersją siebie. Do tego w wyniku niebezpiecznego eksperymentu wokół największego budynku w stolicy doszło do eksplozji, która pochłonęła połowę miasta (ahh, wspomnienia z Zimowej Twierdzy znowu wracają). Pojawiły się też pola wiru, a ludzie będący w zasięgu wybuchu zamienili się w upiory wiru, chodzą więc teraz po okolicy i atakują nawet swoich bliskich. Misje są dość ciekawe i gameplayowo w większości mi się podobały, ale ciągle nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że dopiero dołączyłem do rodu, a oni już traktują mnie jak w pełni zaufaną osobę. Ale też nie będę ukrywał, że Bethesda trochę mnie do tego przyzwyczaiła. W każdym razie wątek główny zawiera wiele rozmów i dywagacji na temat polityki czy religii. Jest tu dużo mroku i napięcia; pod tym względem faktycznie dodatek różni się od reszty Starfielda.

Starfield: Shattered Space, Bethesda Softworks, 2024.

Pewnie też zadacie pytanie: czy Shattered Space dodaje jakichś nowych towarzyszy? Odpowiem krótko: tak, jest ich dwójka, ale są bardzo generyczni jeśli chodzi o to, co robią poza swoimi startowymi misjami. Na plus jest to, że możemy wcielić się w prawdziwego zelotę i każdemu narzucać wolę Wielkiego Węża. Oczywiście nikt nas do tego nie zmusza, ale cieszy, że jest taka opcja. Możemy też zadawać naprawdę sporo pytań NPC-om, których twarze tym razem zazwyczaj nie są już tak powtarzalne, a niektóre naprawdę zapadają w pamięć (choć przesadzona, teatralna mimika, szczególnie ruch brwi, wciąż tutaj jest). Niemniej osoby, które nie są zbyt zainteresowane lore, zapewne odbiją się od mnogości skomplikowanych imion i nazwisk.

Zapewne zadajecie sobie teraz pytanie: czy musicie dołączać do rodu Va’ruun? Tak, musicie. W tym DLC ogółem do podjęcia są może trzy ważne decyzje, z czego tylko jedna z nich jest niejednoznaczna – cała reszta jest albo dobra albo zła. Dodatek zapewnia bardzo dużo wiedzy na temat rodu Va’ruun oraz lore tego świata. Niestety stawia wiele pytań, które pozostawia bez odpowiedzi (nie będę wchodził w szczegóły, bo byłyby to duże spoilery). Naprawdę szkoda, że po raz kolejny Todd gra kartą „musi być tajemnica, bo inaczej świat nie będzie ciekawy”. Niektóre kwestie naprawdę powinny być jaśniejsze. Wygląda to jak szykowanie pola pod Starfielda 2 – do tego czasu wszyscy zapomnimy o co chodziło.

Starfield: Shattered Space, Bethesda Softworks, 2024.

Planeta Va’ruun’kai oferuje dużo aktywności pobocznych, w tym kolejne side questy. Jeśli jednak spędziliście w Starfieldzie kilkadziesiąt godzin, to będą one dla was dość typowe. Ot, jakaś dysputa rodzinna, tu ktoś potrzebuje, żebyście dostarczyli jakieś paczki. Na pewno dużą wadą rozszerzenia jest jego długość – za 130 zł oczekiwałbym dużo więcej niż kilku godzin rozrywki, z czego pierwsze dwie mnie wynudziły. Szczególnie że DLC nie oferuje niemal nic nowego poza poza planetą Va’ruun’kai.

Nie liczę tu tego, co może wydarzyć się na końcu dodatku – bez spoilerów powiem, że podjęte wtedy decyzje mają duży wpływ na całe uniwersum Starfielda, ale jednak efektów w większości nie zobaczymy na własne oczy. Rozszerzenie kończy się w sposób zjawiskowy i dynamiczny, dużo lepiej niż sam Starfield, co zdecydowanie jest na plus. Jednak skutki innych naszych decyzji nie mają tak dużego wpływu na świat jak na przykład w Dawnguardzie czy Dragonbornie do Skyrima (nie mówiąc nawet o produkcjach innych firm), a przecież minęło już tyle lat od ich premiery.

Kosmiczny wir problemów

Poruszę teraz temat, który zahaczy o spoilery do podstawki, więc jeśli dopiero rozważacie odpalenie Starfielda, przeskoczcie do następnego akapitu po screenie.

Jeśli przeszliście wątek nawiązywania przyjaźni bądź romansu z Andreją, to wiecie że to postać ściśle związana z rodem Va’ruun. Innymi słowy: nie widziałem innej opcji, niż zabrać ją w tę podróż. Okazuje się jednak, że poza tym, że pomaga ona w paru opcjach dialogowych, to jej wpływ na tę historię jest absolutnie znikomy; nawet nie komentuje tego, że jesteśmy na jej rodzinnej planecie. W wielu momentach, w których odczuwałem, że naturalnie powinna się wypowiedzieć, siedziała cicho. Do tego sama nakłania nas do dołączenia do rodu, mimo że ma z tą frakcją problemy. Innymi słowy, Bethesda zmarnowała sporo potencjału. I jak już przy spoilerach jesteśmy, to powiem jeszcze tylko krótko – że upiory wiru działają bardzo podobnie do starbornów, więc… w zasadzie to tu też napracowanka brak. Do tego jeśli pamiętacie wstęp, gdy dołączaliście do Zjednoczonych Kolonii z wielkim muzeum i narratorem, to zobaczycie, że dołączenie do rodu jest bardzo podobne – główna różnica jest w tym, że jesteśmy w jaskini, a całe zdarzenie jest bardziej interaktywne. Szkoda.

Starfield: Shattered Space, Bethesda Softworks, 2024.

W dodatek grałem po premierze i muszę wytknąć to, że choć gra dostała już naprawdę sporo update’ów, to wciąż nie rozwiązano wielu problemów. DLSS wciąż szwankuje, wciąż miałem jednego crasha (bez modów), a tekstury potrafią doczytywać się z dziwnym opóźnieniem. Miałem też moment, w którym w środku miasta pojawił się wielki, świecący, kosmiczny kij (podobno był to promień/wiązka). Okazało się, że to bug związany z budowlą, która ma się rozbudowywać w miarę rozwoju głównego wątku. A u mnie ten promień pojawił się za wcześnie i nie w całości, co mocno mnie rozbawiło. Do tego AI wrogów wciąż pozostawia wiele do życzenia. W Shattered Space jest kilku bossów, którzy mieli stanowić wyzwanie – niestety bardzo łatwo ich oszukać i poza tym, że mają wysokie statystyki oraz zmieniony wygląd, nie różnią się mocno od wrogów znanych z podstawowej gry. Dodatkowo twórcy zapowiadali np. „więcej opcji customizacji statków”, lecz ostatecznie nie otrzymaliśmy nowych części. Dostaliśmy za to DWIE nowe bronie i parę innych drobnych bajerów jak nowy typ amunicji. Przypominam, że dodatek kosztuje 130 zł, a gra w dniu pisania tego tekstu kosztuje na Steamie 300 zł. Oczywiście jest też opcja użycia Game Passa, który jednak DLC nie obejmuje.

ZALETY:
  1. piękna estetyka – jeśli lubicie screenshoty ze Starfielda, poczujecie się jak w domu;
  2. bardzo dużo lore powiązanego z rodem Va’ruun;
  3. mniej ekranów ładowania (rozgrywka toczy się w większości na jednej mapie);
  4. niezły wątek główny (po drugiej godzinie rozgrywki);
  5. dużo unikatowej, przygotowanej ręcznie zawartości (lokacje, NPC)
  6. dobre budowanie napięcia w wielu momentach.
WADY:
  1. cena nieadekwatna do ilości treści;
  2. główny wątek da się w całości przejść w kilka godzin;
  3. brak nowych części do statków, jedynie 2 nowe bronie;
  4. wrogowie wciąż nie należą do najbystrzejszych;
  5. historia jest nierówna – raz nudzi, raz zaciekawi;
  6. wciąż występujące bugi i rzadkie problemy z optymalizacją;
  7. zmarnowany potencjał na rozwinięcie historii jednego ze starych towarzyszy.

Rozbita Przestrzeń… do poprawek

Gry takie jak Wiedźmin 3, Cyberpunk 2077 czy nawet Skyrim przyzwyczaiły nas do większych nowości wprowadzanych do gry przez takie rozszerzenia, jakim miało być Shattered Space. Rok po trudnej premierze Starfielda oczekiwaliśmy, że Bethesda się przyłoży i da nam coś naprawdę na wysokim poziomie, coś może nieco gorszego od świetnego Phantom Liberty. Cóż, może nie tyle tego się spodziewaliśmy, ale uznawaliśmy, że to poprawiłoby opinię graczy na temat Starfielda. Niestety moim zdaniem te oczekiwania pozostały niespełnione. Ja jednoznacznie negatywnie bym tego rozszerzenia nie oceniał, ale zdecydowanie uważam, że powinno kosztować maksimum 70-80 zł. Nowa mapa (choć naprawdę piękna), dodatkowa frakcja z wątkiem na kilka godzin, parę drobnostek i kilka side questów nie zachęca do wydania tylu pieniędzy, ile oczekuje wydawca. Szczególnie nie jest to dodatek dla osób, które już na starcie stwierdziły, że Starfield nie jest dla nich. Shattered Space opłaca się tylko tym, których lore tej gry wciągnęło. To w większości to samo, co do tej pory było już w Starfieldzie, tylko w nieco mroczniejszych klimatach.

No chyba że macie Starfielda w Game Passie i to jedyny wasz wydatek związany z tą grą. Ale ja i tak poczekałbym na zniżki i łatki. Shattered Space jest po prostu przeciętny. Biorąc pod uwagę poprzednie DLC wydane przez Bethesdę muszę przyznać, że odczuwam lekki zawód. I to mimo że ostatecznie fabuła, choć krótka, mnie wciągnęła. Czułem się po prostu tak, jakbym zamówił dużą pizzę, a w połowie jedzenia ktoś mi ją zabrał, a i tak i zażądał zapłacenia pełnej ceny.

Starfield: Shattered Space, Bethesda Softworks, 2024.

Shattered Space jednak coś mi ważnego uświadomiło – chyba bym wolał z 10 takich światów jak Va’ruun’kai: szczegółowych i dużych, zamiast setek randomowo generowanych pustych światów. Ale wtedy to nie byłby Starfield. Wtedy to byłby na przykład Mass Effect Andromeda.

Szymon Rusnarczyk

Szymon Rusnarczyk

Zaczynał w GRYOnline.pl w 2021 r. od montowania filmów, a następnie samodzielnego nagrywania na kanał tvfilmy, gdzie znany jest także jako Rusnar. Obecnie oprócz dodatkowych materiałów dla tvfilmy zajmuje się głównie tworzeniem na tvgry. Z zawodu project manager, wykształcony też w dziedzinie cyberbezpieczeństwa. Pracował w przeróżnych miejscach, ale głównie jako community/reputation manager. Nie rozpoczynajcie z nim dyskusji o tym, która Yakuza czy odsłona Szybkich i Wściekłych jest najlepsza, bo będzie dywagował o tym godzinami. Spędza masę czasu na modowaniu gier, szczególnie Skyrima, ale relaksuje się też w produkcjach Bioware czy GTA. Małomiasteczkowy gość z Dąbrowy Górniczej, fan Top Geara i Pitbulla (tego muzycznego), nagrywa na swoim prywatnym kanale rozmowy z "w sumie ciekawymi ludźmi" i zdecydowanie za dużo gada o samochodach.

więcej

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Diablo 4 Vessel of Hatred - dodatek przynosi sporo nowości, szkoda tylko, że muszą jeszcze dojrzeć
Recenzja gry Diablo 4 Vessel of Hatred - dodatek przynosi sporo nowości, szkoda tylko, że muszą jeszcze dojrzeć

Recenzja gry

Jeśli Vessel of Hatred to punkt „być albo nie być” dla Diablo 4, to hack’n’slash Blizzarda przetrwa – ale na warunkowym. DLC wprowadza świetną klasę i dużo dobrych nowości, ale przynosi też parę problemów – i zdradza dość niepokojące plany na przyszłość.