Pokemon GO Recenzja gry
Recenzja gry Pokemon GO – społecznościowy fenomen, słaba gra
W Pokemon GO wiele jest do poprawienia; wiele też brakuje, ale już teraz widać, że to będzie jeden z największych hitów w historii (nie tylko) mobilnego grania. A popularnością bez problemu przebije masę pecetowych i konsolowych marek.
- gra, z powodu której chcesz wyjść na spacer...
- ...w trakcie którego poznajesz nowych ludzi;
- pokemony z pierwszej generacji (Charmander!);
- ogromna frajda z łapania rzadszych stworków;
- spory potencjał rozwoju GO w przyszłości.
- słaby tutorial i uczenie się mechanik na chybił trafił;
- brak zapowiedzianych elementów, które powinny być podstawą gry o pokemonach;
- w małych miejscowościach i na obrzeżach miast niewiele pokestopów i gymów;
- pożera baterię i potrafi się zawiesić w najważniejszych momentach;
- problemy z serwerami, które doprowadzają czasem do białej gorączki.
Po kilku słabszych latach japoński koncern Nintendo wreszcie zaczął otwierać się na obowiązujące trendy i rozpoczął szturm na rynek produkcji mobilnych. Efektem tych działań jest druga od czasu niezbyt dobrze przyjętego Miitomo aplikacja przeznaczona dla posiadaczy smartfonów i tabletów, czyli wykorzystujące rozszerzoną rzeczywistość i nawigację Pokemon GO. W ciągu kilku tygodni od amerykańskiej premiery tytuł zgromadził wokół siebie ogromną rzeszę wiernych fanów i wygląda na to, że mamy do czynienia z niespotykanym dotąd w grach społecznościowym fenomenem. Zabawa w łapanie stworków szalenie wciąga od pierwszych chwil, choć z czasem może się znudzić – poza kolekcjonowaniem potworów i okazyjną walką o miejscówki zwyczajnie nie ma co robić. Po pierwszych słodko-gorzkich wrażeniach przyszedł wreszcie czas na trudną ocenę: z jednej strony mamy doświadczenie jedyne w swoim rodzaju i bardzo aktywną społeczność, z drugiej zaś rozgrywkę, która nie daje rady na dłuższą metę i rozczarowuje fanów pokemonowych produkcji z głównego nurtu.
Co sprawia że Pokemon GO to rewelacyjny pomysł, który póki co nie do końca się sprawdza?
Tak jak w kultowych Pokemonach Red i Blue naszą przygodę możemy rozpocząć z Bulbasaurem, Charmanderem i Squirtlem (a po zastosowaniu małego triku również z Pikachu), zaś sam Pokedex, czyli rejestr stworów, zawiera 147 ze 151 pokemonów pierwszej generacji. Ta decyzja to strzał w dziesiątkę, jako że pierwsze pokemony są przez wielu uznawane za te najlepsze.
Pikachu, wybieram Cię!
Zabawę w Pokemon GO rozpoczynamy od wykreowania naszego bohatera. Chwilę potem, jak przystało na serię Pokemon, dostajemy jednego z kilku dostępnych na początku przygody stworów i po bardzo lakonicznym samouczku ruszamy w świat, prawie jak Ash Ketchum w pierwszym odcinku kultowego serialu. Gra wykorzystuje lokalizację w naszym urządzeniu i tworzy mapę na bazie rzeczywistego środowiska. Przemieszczając się po okolicy, tropimy kolejne potwory, które – po ukończeniu drobnej minigierki – łapiemy i dołączamy do kolekcji. Zgodnie z charakterystyką stworków i reprezentowanymi przez nie żywiołami pewne pokemony spotykamy tylko w określonych miejscach, zaś część z nich o wiele rzadziej niż pozostałe. Niestety, marzący o szybkim dorwaniu np. Pikachu i innych faworytów z dzieciństwa muszą uzbroić się w cierpliwość, gdyż przez większość zabawy natykamy się na tę samą garstkę stworów – na dziesiątki innych, lepszych potworów mogą liczyć jedynie wytrwali.
Gdy rozpoczyna się proces łapania stwora, aplikacja pokazuje obraz z kamery urządzenia wzbogacony o hasającego pokemona. Odpowiednia zręczność i trafienie w zmieniającą objętość obręcz wokół stworzenia kończą się schwytaniem go i dodatkową premią za celność. Jeśli jednak nie podoba nam się taki zabieg, możemy szybko wyłączyć alternatywną rzeczywistość, a napotkany stworek przeniesiony zostanie do wirtualnego świata z określonym tłem. Gra niestety nie tłumaczy dobrze mechaniki łapania – a o samym podkręcaniu pokeballi, które niesie ze sobą znaczące premie, dowiemy się od kolegi, który przypadkiem na to wpadł, lub z internetu.
Przy dłuższym testowaniu aplikacji łatwo zauważyć, że swoista regionalizacja pokemonów nie działa do końca tak, jak byśmy sobie tego życzyli – pewnego potworka, który powinien pojawiać się głównie przy zbiornikach wodnych, udało nam się schwytać w samej redakcji. Tak jak w pozostałych grach z serii stworki łapiemy za pomocą pokeballi, którymi musimy trafić w każdego z nich, gdy go spotkamy. W trakcie zabawy w prawym dolnym rogu ekranu wyświetlane są też sylwetki pokemonów, na które można natknąć się w danej okolicy, a znajdujące się przy nich ikonki śladów sugerują, jak daleko od nas każdy z nich się znajduje. Jedna i dwie ikonki wskazują odpowiednio, że pokemon może czaić się za rogiem lub w najbliższej okolicy. Niestety, trzy symbole, które oglądamy najczęściej, potrafią wysłać nas na szukanie igły w stogu siana, które czasem kończy się gorzkim rozczarowaniem.
Same pokeballe nie są nieskończone, a pozyskujemy je, tak jak i inne przydatne przedmioty, np. apteczki, odwiedzając porozrzucane po świecie gry pokestopy, związane z zabytkami czy charakterystycznymi miejscówkami. Mogą to być kościoły, pomniki, monumenty czy rzucające się w oczy graffiti – słowem ciekawe punkty w naszej okolicy. Umiejscowienie pokestopów nie jest przypadkowe, gdyż pokrywa się z lokacjami z innej gry deweloperów ze studia Niantic – działającego na podobnej zasadzie Ingressu, produkcji bardziej rozbudowanej i utrzymanej w klimatach science fiction. Trafienie rzadkiego stworka niedaleko osiedlowego muralu, o istnieniu którego nawet nie wiedzieliśmy, to frajda jedyna w swoim rodzaju, a samo zwiedzanie okolicy, do którego gra zachęca, to ogromny plus doświadczenia z aplikacją.
Ku chwale Zespołu R
Wybór frakcji to na razie głównie kosmetyka, warto jednak zaznaczyć, że stosunkowo niewielu graczy decyduje się na Team Instinct. Sprawia to, że „żółtych” jest mniej, a tym samym wspólne przejmowanie baz okazuje się o wiele trudniejsze. Nie stanowi to problemu w gęsto zaludnionych rejonach, ale na peryferiach miast tudzież w małych miasteczkach „żółci” nie mają łatwego życia – wystarczy mocna grupa wrogów w okolicy, a możemy się nigdy nie dowiedzieć, jak to jest zająć salę treningową.
Za zdobywanie kolejnych potworków nagradzani jesteśmy punktami doświadczenia, a gdy osiągniemy piąty poziom rozwoju postaci, stajemy przed wyborem jednej z trzech frakcji. Ich symbolami są trzy potężne legendarne ptaki z pierwszej edycji serii. Mamy więc żółty Team Instinct, niebieski Team Mystic i czerwony Team Valor. Kolorystyka jest tu szczególnie ważna, bo występujące w świecie gry miejscówki Pokemon Gym, gdzie mierzymy się ze stworkami innych graczy, oznaczone są właśnie tymi barwami. W samej istocie tych miejsc zawiera się jedna z kluczowych mechanik pokemonów – walka potworów. Gdy zbierzemy odpowiednio silną drużynę, możemy rzucić wyzwanie rywalom z przeciwnej grupy i przejąć ich teren dla własnej frakcji. W zależności od tego, jak długo gym opiera się najazdom, będzie mieć odpowiednią liczbę punktów prestiżu, przekładającą się na liczbę i siłę potworków, które go bronią. Na pierwszy rzut oka niektóre miejsca spotkań stworów graczy jawią się jako nie do zdobycia, ale już teraz można zaobserwować na Facebooku swego rodzaju ustawki: grupa graczy z okolicy umawia się na spacer, aby przejąć daną lokację dla własnej frakcji.
Sama walka jest o wiele mniej taktyczna niż w poprzednich odsłonach serii i wymaga przede wszystkim zręczności – odpowiednich uników i energicznego uderzania w dotykowy ekran, gdyż w ten sposób pomagamy naszemu pokemonowi pokonać wroga. Niestety, nikt nas nie informuje, jak działają np. ataki specjalne, które znacząco ułatwiają walkę, gdyż bazują na mechanice żywiołów z gier – odpowiedni dobór stworzenia może pomóc powalić pozornie potężniejszego wroga. Tak jak na Game Boyu – ognisty atak drastycznie osłabia liściastego stwora, a strumień wody to najgorsze, co może spotkać przedstawiciela żywiołu kamiennego. Zapomnijcie jednak o głębi pojedynków z głównej serii – potyczki w Pokemon GO mają być proste i przyjemne. I mimo że początkowo takie właśnie są, na dłuższą metę okazują się płytkie, co sprawia, że zarówno laicy, jak i wieloletni fani oryginału mogą szybko poczuć niedosyt i nudę.
OLEK O POKEMON GO
Od kiedy Pokemon GO wystartowało w Polsce, w grze nie zaszło zbyt wiele widocznych zmian – w szczególności tych najbardziej oczekiwanych, związanych ze stabilnością serwerów oraz potężnym zużyciem baterii. Wciąż w godzinach wieczornych i nocnych występują problemy z logowaniem się i graniem. Nadal również nie ma jasno określonego celu, do którego warto dążyć (poza kompletowaniem Pokedexu). Jedno jest natomiast pewne – aspekt socjalny Pokemon GO stoi na najwyższym poziomie. Kraków od rana do wieczora świeci zewsząd wabikami, wokół których zbierają się trenerzy z całej okolicy, dzieląc się doświadczeniami i znanymi siedliskami konkretnych stworków. Zresztą cały internet pełen jest informacji dotyczących nowo odkrytych mechanik czy technik oraz setek nawet najmniejszych porad.
Kilka dni temu spędziłem parę ładnych godzin, walcząc o gym przeciwko grupce żółtych, z którymi później poszedłem na spacer wokół krakowskich Plant. Elementy te działają bez zarzutu, choć dochodzi tu też aspekt przywiązania do tej przyjaznej marki. Nie ma więc tragedii, ale ciągle brakuje wielu udogodnień i głębi. Gra ma jednak przed sobą jeszcze mnóstwo potencjalnych zmian, więc jestem dobrej myśli. Sądzę, że pomimo wielu niedoróbek, z tygodnia na tydzień będzie tylko lepiej.
Ocena – 8/10.
Aleksander Kozłowski
Złap je wszystkie... tylko dowiedz się jak
Jednym z kluczowych elementów w tytułach z kieszonkowymi potworami w roli głównej zawsze było zjawisko ewolucji i nie inaczej jest w Pokemon GO. Mimo że w świecie gry możemy złapać rozwinięte już stwory, w większości przypadków będziemy zwiększać siłę (CP) naszych podopiecznych, by ci z czasem wspięli się na wyższy poziom. Szczególnie cieszy drobny smaczek nawiązujący do oryginału – niektóre pokemony wymagają więcej pracy, by się przeobrazić. Słabsze potrzebują tylko ok. 100–200 punktów do transformacji, ale taki Magikarp już ponad 400.
Wspomniany brak informacji to chyba największa wada tej sympatycznej produkcji. Zbyt wiele rzeczy musimy odkrywać metodą prób i błędów, bo nie do końca rozumiemy, jak działają pewne mechanizmy rozgrywki. Tym samym nie wiemy na przykład, że łapanie dubli posiadanych już pokemonów jest bardzo opłacalne, bo da się z nich pozyskać specjalne cukierki, które pozwalają rozwinąć zdobyte już kreatury. Na samą siłę naszych potworów, czyli Combat Power (CP), przekłada się też poziom naszej postaci – im jest on wyższy, tym większą liczbę punktów CP może mieć dany stwór.
Kolejnym wrogiem dobrej zabawy w świecie Pokemon GO okazuje się żywotność baterii naszego urządzenia, gdyż większość telefonów pada po ok. dwóch godzinach pracy aplikacji. W tej sytuacji szczególnie docenimy sprzęt z mocniejszą baterią i mocne powerbanki, które dla zapaleńców stanowią, niestety, zakup obowiązkowy. Mimo że gra wystartowała już na Starym Kontynencie, nadal zdarzają się pory dnia, kiedy serwery są bardzo kapryśne. Niespodziewany sukces produkcji Niantic ma swoje dobre i złe strony – choć towarzyskie interakcje z nowo poznanymi graczami i zwiedzanie alternatywnej wersji naszego świata sprawiają sporo frajdy, ta szybko się ulatnia, kiedy podczas wieczornego spaceru gra odmawia nam logowania kilka (a nawet kilkanaście!) razy pod rząd. Oczywiste jest, że Niantic pracuje nad tym problemem, a ogromna popularność tytułu spowoduje w końcu, że prędzej czy później serwery będą funkcjonować bez zarzutu. Jednak obecnie nieprzewidywalność aplikacji może nam popsuć naprawdę dobrą zabawę, a niekiedy trudno oprzeć się wrażeniu, że program działał lepiej w poprzedniej wersji i jeszcze przed startem w Europie. Warto też zauważyć, że część elementów, które miały znaleźć się w Pokemon GO, jak np. wymiana stworów z pozostałymi graczami, jeszcze się w niej nie pojawiła, ale ma się to w przyszłości zmienić.
ADAM O POKEMON GO
Fascynuje mnie fenomen Pokemon GO. Wiadomo było, że gra zdobędzie sporą popularność, ale nikt – łącznie z twórcami – nie mógł przewidzieć skali pokeszału. Amerykańscy żołnierze łapiący stworki na froncie w Iraku czy kosmonauci narzekający, że aplikacja nie działa na stacji kosmicznej – to dowody na to, że Nintendo stworzyło nie tyle kurę znoszącą złote jajka, co wręcz całą ich fermę. Pytanie, czy prostota aplikacji nie spowoduje, że po początkowym szaleństwie temat umrze równie szybko, jak się narodził? Uważam, że nie, bo GO ma w sobie to „coś”, co przyciąga i bawi. Gra wpisuje się też idealnie w uniwersum serii Pokemon czy rosnącą popularność tytułów mobilnych. Trzymam kciuki za twórców ze studia Niantic, bo ich sukces przetrze szlaki kolejnym produkcjom Nintendo na telefony (nadchodzi m.in. Fire Emblem i Animal Crossing). Mam nadzieję, że deweloperzy zdadzą test i stale rozbudowując grę, utrzymają zainteresowanie fanów.
Adam Zechenter
Warto dodać, że rozgrywka traci na dynamice w małych miejscowościach i na peryferiach miast, gdzie charakterystycznych punktów i zabytkowych miejsc jest mniej. Przykładowo, wracając z pracy, w ciągu piętnastu minut natrafiłem tylko na trzy pokestopy. Dla porównania – w centrum w zaledwie kilka minut minąłem siedem punktów i w ekspresowym tempie nadrobiłem braki w pokeballach czy wabikach, które na ograniczony czas sprawiają, że częściej spotykamy stwory. Niantic na szczęście dotrzymało danego słowa w sprawie zmiany sytuacji uboższych w interesujące nas punkty rejonów i od niedawna możemy zgłaszać twórcom potencjalne pokestopy. Choć niektóre obszary nadal przypominają pustkowia z Mad Maxa, bez wątpienia szybko zapełnią je zagorzali fani.
Bycie najlepszym wcale nie jest proste...
Fenomen Pokemon Go to zjawisko jedyne w swoim rodzaju i nie ma chyba drugiej gry, która w taki sposób zmuszałaby nas do wyjścia z domu i poznawania innych ludzi. Średni wiek spotykanych graczy dużo mówi o naturze tego doświadczenia – to głównie milenialsi, którzy wychowali się na serialu i pierwszych dwóch generacjach cyklu, ale od czasu obcowania z nimi nie mieli styczności z Pikachu i spółką. Ci z nas, którzy ostatni raz widzieli kieszonkowe potwory w dość niedawnych Alpha Ruby i Omega Saphire, szybciej odrzucą okulary nostalgii i dostrzegą płytkość zabawy oraz dokuczliwe błędy. Poza łapaniem stworów i przejmowaniem gymów na tę chwilę mało jest w grze do roboty, a samo schwytanie wszystkich pokemonów, co zawsze było głównym zadaniem fanów, okazuje się karkołomnym wyczynem, którego jeszcze przez długi czas nikt nie dokona. Pomijając brak jasnego wytłumaczenia większości mechanizmów gry i kapryśne serwery, frajdę psuje też to, że aplikacja często się wiesza i zmusza do jej ponownego odpalenia. Najczęściej tracimy przez to tylko trochę czasu, ale w niektórych przypadkach kończy się to niezaliczeniem złapania rzadkiego stwora, którego długo szukaliśmy.
Pokemon to ty i ja. Odwaga nam doda sił
Jako wieloletni fan kieszonkowych potworów z ciężkim sercem muszę przyznać, że Pokemon GO to produkt niedokończony i twórcy wiele powinni w nim jeszcze dopracować. Tym samym sprawiedliwa ocena tytułu okazuje się bardzo trudna, bo momentami można się przy nim naprawdę dobrze bawić... zanim ponownie nie padną nam serwery albo bateria w telefonie. Podróżowanie po własnym mieście i spotykanie innych graczy oraz sympatycznych stworów to świetna przygoda, niestety – do czasu.
Pokemony dał światu Satoshi Tajiri, współzałożyciel studia Game Freak. Pomysł na gromadzenie i trenowanie kieszonkowych potworów wziął się z fascynacji owadami, które w młodości kolekcjonował. Kiedy zaczęto masowo wycinać lasy w jego rodzinnym miasteczku Machida pod Tokio, Tajiri przeraził się, że nowe pokolenie nie będzie doświadczało natury tak jak on za młodu, dlatego chciał stworzyć grę o poznawaniu przyrody i zwierząt. Pierwsza generacja pokemonów, czyli Pokemon Red i Blue, zadebiutowała w Japonii w 1996 roku, a kolejna trzy lata później. Obecnie generacji głównej serii gier jest sześć, a kolejna pojawi się na konsoli 3DS już w tym roku – będą to Pokemon Sun i Moon.
Aktualnie Pokemon GO to tylko obiecujący pomysł, który nie jest w stanie w pełni rozwinąć skrzydeł – oczywiście trzymam mocno kciuki, by się to w końcu udało. Ogromne zaangażowanie społeczności i nostalgia bez wątpienia świadczą o mocy marki, ale jeśli Niantic nie usprawni swego dzieła, nawet one nie podtrzymają go przy życiu. Jako doświadczenie towarzyskie i swoista zabawa miejska Pokemony na telefon to wyjątkowy twór, jedyny w swoim rodzaju, jednak jako gra jak na razie wypadają raczej średnio. Mam nadzieje, że to się szybko zmieni.