Planet Zoo Recenzja gry
Recenzja gry Planet Zoo – czy to na pewno jest gra?
Doskonała, fascynująca i satysfakcjonująca… praca. Granie w Planet Zoo jest jak chodzenie do roboty. Nie chce ci się, męczysz się, ale na koniec jesteś zadowolony z tego, co zrobiłeś.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- niesamowita swoboda tworzenia;
- pięknie animowane zwierzęta;
- estetyczna oprawa graficzna;
- rozbudowany system hodowlany;
- wsparcie dla Steam Workshop.
- nieidealny interfejs;
- brak zwierząt wodnych, nocnych, latających, ptaków i minizoo;
- słaby stan techniczny wersji recenzenckiej.
Czekaliśmy na ten moment długi czas. Pierwsi goście wchodzą do naszego zoo. Chyba jest nieźle, idą od zwierzaka do zwierzaka. Zaraz, dlaczego oni mają transparenty? Dlaczego krzyczą przed wybiegiem pandki rudej? Jest piękna, popatrzcie, jak ślicznie leży sobie na sianie… Zaraz, czemu ona jest taka smutna?
Tak skończyło moje pierwsze zoo w Planet Zoo. Istniało może 10 minut, zanim ugiąłem się przed protestującymi i zacząłem od początku. I nie było wcale lepiej. Tym razem niedźwiedź uciekł. Ludzie się trochę wystraszyli… Próbowałem stworzyć fosę wokół jego wybiegu, ale to kosztowało za dużo, wziąłem kredyt, a niedźwiedź i tak znalazł sposób. Koszty łapania go, procenty od pożyczki i budowa zabezpieczeń wydrenowały mi budżet.
Trzecie zoo po prostu zbankrutowało. Przyznaję się, kupiłem pandę. Wielką pandę, była piękna. Wyposażyłem jej wybieg we wszystko. Bambusy, karmniki, słupki do wspinania. Dopiero kiedy uciekła, zrozumiałem, że powinienem obudować jej wybieg szybą, a nie kratą (nigdy za to nie używajcie szyb u słonia, sprawdziłem to za Was). Tak czy inaczej, panda na tym etapie kosztowała mnie zbyt wiele.
Potem chwilę pograłem w trybie piaskownicy. Tutaj nauczyłem się w końcu co nieco o budowie ogrodzeń i założyłem kolejny park.
TRYBY
Jak możemy grać w Planet Zoo? Możemy wybrać tryb kariery z gotowymi misjami i określonymi zadaniami. Możemy założyć własny park z włączoną ekonomią, albo zdecydować się na piaskownicę, w której Planet Zoo daje nam nielimitowane pieniądze i dostęp do wszystkich obiektów. Jest jeszcze tryb Franczyza, która pozwala nam handlować zwierzakami online.
Tym razem zacząłem skromnie. Jeden żółw olbrzymi i jeden guziec afrykański. Do tego wielkie niby-wiadro na datki i zaplecze dla pracowników. Oczywiście otoczone cyprysami. Goście nie lubią oglądać oczyszczalni wody, czy kliniki weterynaryjnej.
Nie śpieszyłem się. Zamiast niedźwiedzi i żyraf, kupiłem karalucha nosorożca (to taki owad) i postawiłem obok niego tabliczkę edukacyjną oraz ławeczkę. Ludzie chętnie go oglądali, więc obok postawiłem drugą gablotę, tym razem z pająkiem.
Moje zoo rozwijało się powoli. Pojawiały się w nim kolejne wybiegi i kolejne zwierzęta. Często sprawdzałem, co goście mówią i dopasowywałem ceny wstępu do tego, co o nich uważali. Dodatkowo handlowałem zwierzętami. Nie, nie bizonami i nie guźcami. Za nie dostawałem śmieszne pieniądze, a ich rozmnażanie trwało. Ratunkiem był… karaluch. To robactwo mnoży się jak szalone, a za osobnika z dobrymi genami mogłem bez problemu kupić nowy bankomat. Jeszcze lepiej wychodziłem na skolopendrach.
To zoo jednak także zbankrutowało. I nie wiem dlaczego. Kiedy się poddałem, byłem 50 tysięcy dolarów na minusie i nie wiedziałem, jak się z tego wygrzebać. A przecież miałem już bizony, niedźwiedzie, makaki. Prawdę mówiąc, po całym weekendzie z Planet Zoo, a mówię tu o ponad 20 godzinach gry, nie odniosłem sukcesu. Ciekawe, biorąc pod uwagę, że poprzednim grom studia zarzucano brak ekonomicznego wyzwania.
HODOWLA
Planet Zoo bardzo poważnie podchodzi do tematu rozmnażania zwierząt. Każdy egzemplarz jest opisany szeregiem wskaźników, co ma wpływ na „jakość” potomstwa. Jeśli ktoś ma ochotę, może poświecić się w pełni hodowli i osiąganiu jak najlepszych wyników. Zwłaszcza, że istnieje tu system handlu zwierzętami online, w którym możemy wymieniać się okazami z innymi graczami.
To gra czy praca?
Zabawa z Planet Zoo nie przypomina tego, co przywykliśmy uważać za grę. To raczej coś pomiędzy symulatorem i programem do wizualizacji architektonicznej. Podobnie jak w Planet Coaster, możliwości projektowania są tutaj absolutne. Jeśli popatrzymy na mapy w kampanii, zobaczymy, że przy użyciu dostępnych środków da się w tej grze stworzyć cuda. Dosłownie nie umiem sobie nawet wyobrazić, jak się za to zabrać, ale Planet Zoo pozwala tworzyć rzeczy niesamowite. Założę się, że po premierze Steam Workshop dosłownie eksploduje projektami tworzonymi przez graczy.
Zabawa jest jednak dość… nudna. Można nawet powiedzieć, że żmudna. Nad każdym wybiegiem trzeba się pochylić. Zwierzęta mają swoje wymagania. Nie chodzi tylko o rozmiar wybiegu czy obecność oczka wodnego. Lemur potrafi być smutny, bo ma za mało miejsc do wspinaczki, słoń chce mieć krótką trawę i glebę, a makak śnieg (na większości map oznacza to konieczność chłodzenia wybiegu). Niektóre zwierzęta lubią towarzystwo, a inne nie. Część gatunków walczy o przewodnictwo w stadzie i musimy pilnować, żeby nie zamknąć np. dwóch dorosłych samców wilka w jednym wybiegu. A ile jest zabawy z doborem roślinności…
Jakby tego było mało, musimy myśleć o bezpieczeństwie, bo nasze zwierzęta, jak pisałem wcześniej, rwą się do wielkiej ucieczki. Nie możemy jednak obudować zagród wielkimi murami, bo musimy pamiętać o widoczności. Co z tego, że zwierzę jest szczęśliwe na wybiegu, jeśli ludzie nie mogą go obserwować (a co za tym idzie, nie zostawią swoich pieniędzy). Z drugiej strony zwierzę, które nie ma gdzie ukryć się przed wzrokiem, nie jest szczególnie szczęśliwe.
Normalnie, kiedy gram w grę, po prostu się cieszę. Lubię to. W Planet Zoo się tak nie czuję. To raczej jak praca. Większość procesu jest trudna i wcale nie cieszy. Gra wymaga przeklikiwania się przez okienka i układania pojedynczych elementów w skomplikowane systemy. W między czasie ciągle rozwiązujemy problemy, zatrudniamy ludzi, doglądamy zwierząt i pilnujemy, czy się nie nudzą, nie stresują i czy nie jest im zimno. To uciążliwe zwłaszcza dlatego, że gra nie działa szybko i płynnie. Teoretycznie mój Ryzen 5 1600 powinien sobie poradzić, ale wcale nie było idealnie. Grze zdarzyło się także wiele razy wyrzucić mnie do pulpitu.
Patch na premierę gry
Na premierę gry twórcy przygotowali patch, który ma poprawiać wiele błędów – w tym również usprawnić samo działanie gry. Wasza wersja, przynajmniej w założeniu, powinna działać znacznie lepiej.
Ostatecznie jednak, tak jak w pracy, mogłem popatrzeć na efekt i poczuć satysfakcję. Obserwowanie ludzi kłębiących się przed wybiegiem tygrysa, słonia bawiącego się piłką, pandki wspinającej się po słupku, daje dużo radości. I w zasadzie tylko na tym polega sens tej gry.
JAK ŻYWE?
Zwierzęta w Planet Zoo wyglądają świetnie. Może nie jak żywe, bo grafika jest odrobinę kreskówkowa, ale i tak na zwierzaki patrzy się przyjemnością. Widać ogrom pracy włożony w to, żeby każde z nich zachowywało się naturalnie. Zwierzęta bawią się, defekują, chowają przed ludźmi. Jeśli wyjdzie z nas sadysta-eksperymentator, to możemy nawet zobaczyć, jak drapieżnik atakuje ofiarę. Jeszcze nie udało mi się trafić na animację kopulacji, ale może to dlatego, że byłem zbyt zajęty unikaniem bankructwa? Jeśli zwierzak jest stary, po prostu umiera i leży na wybiegu, dopóki ktoś go nie zabierze. Raz widziałem, jak mała zebra podeszła do zwłok dorosłej zebry i patrzyła na nie smutno, dopóki nie wystraszyła ją gwałtowna przemiana ciała w wielką skrzynię.
To gra, czy dodatek do gry?
Pewną kontrowersją może się wydawać, że Planet Zoo to w zasadzie Planet Coaster z 2016 roku. Gdyby w obu grach budować tylko dróżki, ozdoby i sklepiki, trudno byłoby zgadnąć, która jest która. Można odnieść wrażenie, że nowy tytuł to dodatek. Podobnie jak w RollerCoaster Tycoonie 3, w którym DLC dodało możliwość budowania zoo.
Trudno mi nazwać to wadą gry. Nowej zawartości jest tutaj dość, żebyśmy byli zadowoleni, ale zastanawia mnie, czy nie dałoby się połączyć obu gier tak, żeby dało się jeździć kolejką górską między słoniami. W końcu już teraz Planet Zoo oferuje tworzenie podobnych, choć znacznie wolniejszych atrakcji.
Troski dyrektora zoo
Wspominałem, że rozgrywka w Planet Zoo jest żmudna i tu pojawia się największa wada, czyli interfejs. Brakuje w nim kilku funkcji. Na przykład opcji szybkiego i łatwego zamykania okienek. Jest ich bardzo dużo i tylko część zamykamy szybko, uderzając klawisz Esc.
Handlowałem karaluchami, mogłem je hurtem przenieść do centrum handlowego (niefortunna nazwa, ale to nie to, co myślicie), ale sprzedawać musiałem każdego osobno. Takich szczegółów jest sporo i potrafią zirytować. Dodatkowo część opcji, jak na przykład wyszukiwanie zwierząt do kupienia po gatunku, jest naprawdę dobrze ukryta i niewygodna w użyciu.
Problem staje się jeszcze bardziej dotkliwy, gdy zobaczymy, jak wiele w tej grze jest mikrozarządzania. Zajmujemy się tu nawet takimi drobiazgami, jak wymiana popsutych ławek. W trybach z włączoną ekonomią, w których musimy się przejmować wszystkimi aspektami działalności, zwyczajnie brakuje czasu, żeby popodziwiać zwierzaki.
A RYBKI? A PTASZKI?
Wybór dostępnych zwierząt jest pozornie spory i stworzenie zoo z nimi wszystkimi zajmie nam wiele czasu. Z drugiej strony twórcy mają ogromne pole do popisu w DLC. W grze praktycznie całkiem pominięto zwierzęta wodne. Mamy krokodyle, ale nie ma ryb, fok, delfinów, krabów, ośmiornic. Dodatek pt.: „Oceanarium” aż się prosi.
W grze nie ma też wielu ptaków. Jest paw, struś, flaming i tyle. A orły, sowy, papugi? A bociany?
Innym dodatkiem, który bardzo chciałbym zobaczyć w grze jest minizoo. To ważna część każdego miejsca tego typu i bardzo go tu brakuje.
Prawdopodobnie najlepsza gra o zoo na świecie
Czy warto zagrać? Oczywiście że tak. Nie ma drugiej takiej gry na rynku. To nie pierwszy symulator zoo na rynku, ale ten jest najlepszy. Ma wady, owszem, po 12 godzinach gry cięgiem (tak, pisanie recenzji czasem wymaga poświęceń) czułem się znudzony. Interfejs wymaga pewnych poprawek, a gra bywa trudna i nieczytelna. Jeśli jednak będziecie szukać konkurencji, okaże się, że Planet Zoo jest najlepsze, najbardziej rozbudowane i najciekawsze w swojej niszy.
To świetny tycoon w czasach, w których nie robi się już tycoonów i jednocześnie chyba najlepsza na rynku gra dla fanów zwierząt. Nie da się jej jednak polecić wszystkim. Posiadacze cierpliwości i talentu będą bez końca tworzyć coraz wspanialsze parki, czerpiąc oceany satysfakcji z efektów. Pozostali, a to większość graczy, znudzi się po paru godzinach. Dla tych pierwszych to gra na 9 na 10, dla tych drugich, co najwyżej na 1. Zastosuję pokraczną matematykę, odejmę 1 od 9 i wystawię grze 8. Tak naprawdę jednak to tytuł dla ściśle określonego gracza.
O AUTORZE
Z Planet Zoo spędziłem około 25 godzin, grając głównie w trybie wyzwań i piaskownicy, czyli dokładnie tak samo, jak zawsze gram w tycoony studia Frontier, a gram w nie od pierwszego RollerCoaster Tycoona. W prawdziwym życiu jestem fanem zoo. Odwiedziłem krakowskie, wrocławskie, warszawskie, chorzowskie, praskie, moskiewskie, tokijskie, a nawet zoo w rumuńskiej Timisuarze.
ZASTRZEŻENIE
Grę do recenzji otrzymaliśmy bezpłatnie od studia Frontier Developments.