Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Persona 5 Recenzja gry

Recenzja gry 10 kwietnia 2017, 19:30

Recenzja gry Persona 5 – mocne uderzenie RPG

Ofensywa świetnych gier na konsole firmy Sony trwa w najlepsze. Persona 5 kontynuuje ten trend, tym razem dostarczając radości fanom japońskich RPG-ów… i przyćmiewając niedawny sukces Final Fantasy XV.

Recenzja powstała na bazie wersji PS4.

PLUSY:
  1. wciągająca historia z udziałem ciekawych postaci;
  2. świetnie podkreślająca klimat oprawa dźwiękowa;
  3. długa zabawa na ok. 80–100 godzin;
  4. zaskakująco dobry angielski dubbing;
  5. różnorodne lochy, pełne sekretów i prostych, acz satysfakcjonujących zagadek;
  6. projekt postaci i interfejsu idealnie wpisuje się w komiksową konwencję;
  7. dobre wyważenie między komediowymi wstawkami a dramatycznymi scenami;
  8. sporo rzeczy do roboty poza ratowaniem świata i poznawaniem głównej historii;
  9. uzależniający charakter gry i świetne starcia z bossami.
MINUSY:
  1. toporna mechanika skradania się, która okazjonalnie potrafi zirytować;
  2. tempo akcji w pierwszych godzinach może uśpić niektórych graczy.

Pod koniec ery PlayStation 2 na tę osławioną platformę trafiły dwie gry z cyklu Persona, należące do niszowego uniwersum Shin Megami Tensei. Mimo prostej grafiki i odpychającej dla wielu stylistyki anime produkcje Atlusa zostały docenione za wciągającą „rolplejową” mechanikę i ciekawe historie, zbierając pochwały od recenzentów i zyskując szacunek fanów gatunku. Nie zważając na to, że zainteresowanie marką na przestrzeni lat podsycały spin-offy oraz serialowe i filmowe adaptacje, japoński Atlus kazał graczom strasznie długo czekać na kolejną pełnoprawną odsłonę serii. Persona 5 udowadnia jednak, że warto było uzbroić się w cierpliwość, bo kolejna gra z cyklu udanie rozwija założenia poprzedniczek i oferuje uzależniającą jRPG-ową zabawę na najwyższym poziomie, która wystarczy na dziesiątki godzin.

Kartkówki, randki i ploteczki

Po japońskiej prowincji znanej z Persony 4, Atlus zabrał nas tym razem do zabieganej stolicy kraju.

Jak przystało na serię Persona, akcja „piątki” toczy się we współczesnych realiach, skupiając na perypetiach posiadaczy tytułowych istot. W grze wcielamy się w enigmatycznego licealistę, który na jeden rok szkolny przenosi się do zatłoczonego Tokio. Nasz bohater szybko poszerza swój krąg znajomych i razem z nimi odkrywa tajemniczą aplikację na smartfony, która pozwala przenosić się do tzw. metaverse – alternatywnego wymiaru, gdzie ludzka podświadomość staje się rzeczywistością. Z pomocą person, projekcji psychiki, które gracz zbiera i rozwija niczym w serii Pokemon, nastoletni buntownicy łączą siły i stawiają sobie za cel naprawę świata, zamierzając kraść zmaterializowane żądze zdeprawowanych dorosłych.

Historia wydaje się początkowo dość absurdalna, jakby wyjęta z naiwnego anime, ale gracz szybko zdaje sobie sprawę, że zawiera ona sporo dojrzałych wątków, które zwracają naszą uwagę na problemy współczesnego społeczeństwa. Po powolnym początku pełna świetnie wymyślonych postaci fabuła nabiera tempa, a intryga i niespodziewane zwroty akcji sprawiają, że nie możemy oderwać się od przygód naszej nastoletniej ferajny. Tak jak w poprzednich grach scenarzyści starają się zachować równowagę między szkolną komedią a życiowymi dramatami, jednak ze względu na mroczniejszy ton opowieści „piątce” bliżej do depresyjnej Persony 3 niż zakrawającej momentami na sitcom części czwartej – co niezmiernie mnie cieszy.

Nawet pozornie stereotypowe postacie, z czasem odkrywają przed nami poruszające historie

Japońska seria wyróżnia się na rynku tym, że oprócz standardowego dla gatunku biegania po lochach i polowania na lepszy sprzęt kładzie duży nacisk na relacje z innymi bohaterami, realizowane w formie rozłożonych na cały rok szkolny zadań pobocznych. W Personie 5 minigra w zarządzanie czasem wolnym bohatera jest jeszcze trudniejsza, a to za sprawą rozwinięcia tegoż elementu zabawy. Bohaterowie drugoplanowi i potencjalne obiekty zainteresowań nie są już tylko ciekawą odskocznią i sposobem na tworzenie silniejszych person. W „piątce” stali się oni pełnoprawnymi uczestnikami naszych przestępczych wyczynów, oferując z czasem np. zniżki w sklepach, unikatowe przedmioty czy niedostępne w inny sposób zdolności.

Recenzja gry Persona 5 – mocne uderzenie RPG - ilustracja #3

Kolejna Persona stanowi świetną okazję, by zapoznać się z marką, bo „piątka” to najbardziej rozbudowana i najbardziej przystępna odsłona cyklu. Cyfra „5” w tytule może jednak odstraszać, szczególnie jeśli nie w smak nam archaizmy z pierwszych dwóch części, pochodzących z ery PSX. Ale bez obaw – kolejne gry opowiadają zamknięte i niezwiązane ze sobą historie. Jedyne odniesienia do poprzedniczek, na jakie trafiamy w Personie 5, to kilka drobnych smaczków i easter eggów, które wyłapią tylko najbardziej spostrzegawczy z fanów.

Jako ktoś, kto nieraz musiał cofać się o kilka godzin w Personie 4, bo za dużo czasu przeznaczył na randkowanie zamiast na „grindowanie”, w nowej grze z cyklu miałem jeszcze większy dylemat, czy inwestować w życie towarzyskie, czy też spędzać czas wolny, ubijając kolejne maszkary – zwłaszcza że nowe zdolności potrafią być nieocenioną pomocą. Przykładowo przy jednym z późniejszych bossów przed frustrującym zgonem w ostatniej turze uratowało mnie zaklęcie odblokowane dwa tygodnie wcześniej podczas pozornie nieistotnego wyjścia na zakupy. Stratedzy planujący przejście gry na wyższym poziomie trudności będą mieć sporo zabawy z zarządzeniem czasem i tworzeniem idealnego arsenału z zebranych nagród.

Lochy i (nie tylko) smoki

Też będziecie mieć taki wyraz twarzy, gdy przeciwnik zaliczy krytyczne trafienie.

Średnio raz na miesiąc nasi bohaterowie muszą rozprawić się z bossem rezydującym na końcu rozbudowanego lochu – w innym wypadku gra kończy się natychmiastową porażką. Tzw. dungeon crawling to kolejny aspekt zabawy, który zaliczył od czasu Persony 4 solidy lifting i jest jedną z najmocniejszych zalet omawianej produkcji. Zamiast biegać po nudnawych, losowo generowanych korytarzach, w „piątce” dostajemy wyjątkowe, rozbudowane miejscówki, w których musimy wykazać się umiejętnością rozwiązywania prostych zagadek i spostrzegawczością. Nie są to może łamigłówki na poziomie tych z The Witness, tylko proste puzzle czy równania matematyczne, z którymi trzeba się uporać, niemniej urozmaicają one aspekt zabawy tak często kojarzony z monotonnym wbijaniem poziomów.

Eksplorując kolejne labirynty pełne potworów, rozprawiamy się z przeciwnikami w turowych potyczkach. W trakcie nich musimy sprawnie wykorzystywać kolejność tur oraz system żywiołów naszych ataków, oparty na mechanice „papier, kamień, nożyce”. Jako weteran serii nie miałem specjalnych problemów przez większość przygody, jednak ze względu na szalenie dynamiczny charakter bitew i tak trafiały mi się starcia, w których źle rozegrana pierwsza tura szybko okazywała się być tą ostatnią.

W pewnych przypadkach było to niestety wynikiem dość topornego systemu skradania się, który w teorii ma nam pomóc w walce. W praktyce próba cichego przemknięcia przez loch często kończy się przyklejeniem do niewłaściwej osłony, a to owocuje wykryciem i oddaniem inicjatywy pobliskim wrogom. Likwidowanie kolejnych przeciwników jest jednak tak wciągające i satysfakcjonujące, że da się szybko przyzwyczaić do skradania i wybaczyć ten odstający od dopracowanej całości element.

Wystarczy trochę poeksperymentować, a nawet najgroźniejsi wrogowie padają od jednego ciosu.

Recenzja gry Persona 5 – mocne uderzenie RPG - ilustracja #3

W Personie 5 powracają negocjacje z oponentami, znane ze starszych produkcji z uniwersum Shin Megami Tensei. Po wykorzystaniu słabości przeciwnika (lub kiedy ten poczuje, że nie ma szans na wygraną) możemy podjąć z nim prosty dialog, poświęcając punkty doświadczenia na rzecz łapówki w formie pieniędzy lub użytecznego przedmiotu. Wrogów da się też przeciągnąć na naszą stronę i posłużyć się nimi później jako przyzywanymi w trakcie walki personami (które można rozwijać). Różnorodne i dość absurdalne dialogi potrafią być całkiem ciekawe, szczególnie że odmienni przeciwnicy wymagają innej argumentacji. Przykładowo ponury adwersarz ceni sobie lakoniczne odpowiedzi, zaś bardziej pewny siebie stwór poczuje do nas szacunek, gdy mu pogrozimy.

Starcia w Personie 5 sprowadzają się do zbierania kolejnych person oraz określania metodą prób i błędów, jakie ataki działają na poszczególnych przeciwników. Zdobytą w ten w sposób wiedzę i drużynę person wykorzystujemy z czasem w trakcie walk z minibossami i końcowymi przeciwnikami, którzy pozbawieni są oczywistych słabości i wymagają nie lada planowania oraz sprawnego żonglowania czarami wspierającymi. Nie spodziewałem się, że Atlus będzie w stanie mnie jeszcze zaskoczyć, jeśli chodzi o bossów, ale w pełni mu się to udało, bo pojedynki na końcu lochów potrafią być niesamowicie pomysłowe i nietypowe.

Sposób przedstawienia licznych dialogów, świetnie wpisuje się w konwencję.

Nie wchodząc za bardzo w szczegóły, muszę wspomnieć o jednym starciu, w którym oprócz atakowania bossa gramy też w ruletkę, obstawiając pola na tarczy, w wyniku czego możemy zadać przeciwnikowi dodatkowe obrażenia lub samemu solidnie oberwać. W jeszcze innej potyczce posyłamy kompana z zadaniem (przy okazji tracąc go na kilka tur), by np. odebrać wrogowi na stałe zdolność leczenia, jeśli nasz towarzysz odniesie sukces. Nietypowe podejście do bossów w turowym systemie walki sprawia dużo frajdy i nieraz potrafi zaskoczyć – owocując efektownymi i emocjonującymi starciami.

Uratuj świat i dorabiaj po godzinach w spożywczaku

Niektóre zrzuty ekranu z lochów można by powiesić w muzeum sztuki współczesnej.

Oprócz polowania na stwory i umawiania się ze znajomymi istotnym elementem zabawy jest też rozwój charakteru głównego bohatera. Podobnie jak w poprzednich grach z serii wiąże się to z doskonaleniem kilku cech poprzez angażowanie się w poboczne aktywności. Tych zaś jest jeszcze więcej niż kiedykolwiek dotąd. Od czasu do czasu odblokowują one nawet opcjonalną znajomość czy nową lokację, co uatrakcyjnia mechanikę zarządzania czasem.

Na przykład siadając do książek w deszczowe popołudnia, podwoimy punkty intelektu, co sprawi, że lepiej pójdzie nam na egzaminach w szkole. Kiedy zaś dostaniemy przysłowiową „piątkę”, wzrośnie nam urok osobisty, potrzebny m.in. do tego, by zainicjować znajomość z bardziej wymagającymi dziewczętami. Planowanie rozwoju bohatera jest niesamowicie wciągające i potrzeba tu niekiedy więcej strategii niż przy walkach z bossami.

Program nauczania w japońskim liceum potrafi zaskoczyć.

Niezmiernie cieszyła mnie świadomość, że zgarniam nagrody wynikające z moich decyzji, a inwestowanie w charakter bohatera było równie uzależniające jak kolekcjonowanie i łączenie person. Niewykluczone, że z powodu złego zarządzania czasem ominie nas sporo z tego, co ta ok. 90-godzinna gra ma do zaoferowania. To zaś jeszcze bardziej zachęca do dokładnej eksploracji ciekawie zaprojektowanego świata i słuchania plotek czy rad postaci niezależnych, które mogą pomóc w podejmowaniu decyzji.

Recenzja gry Persona 5 – mocne uderzenie RPG - ilustracja #3

By umówić się z jedną z koleżanek, musiałem dość szybko osiągnąć wyższy poziom uroku osobistego. Dlatego spędziłem parę dni na poprawianiu tej statystyki – przez co w późniejszej partii gry zabrakło mi czasu na kilka interesujących znajomości. Dopiero kończąc przygodę, dowiedziałem się, że urok można też było rozwinąć, spotykając się z jednym z bohaterów (który niekiedy sam oferował unikatowe nagrody), a moje posunięcia były w dużej mierze stratą czasu, bo w określone dni w jednym ze sklepów sprzedawany był specjalny przedmiot, który przyśpiesza rozwój charakteru... Wykorzystam tę wiedzę w drugim podejściu do gry.

Interaktywny komiks, w którym chcesz zamieszkać

Jeśli pomożemy rozwiązać problemy pani doktor, czekają nas przeceny na apteczki.

Poza ratowaniem świata i „odpowiadaniem przy tablicy” możemy w wolnym czasie zwiedzać wirtualną wersję stolicy Japonii. Miejscówki, takie jak dzielnica Shinjiuku czy Akihabara, ograniczają się do zaledwie kilkunastu zamkniętych lokacji, ale są one na tyle charakterystyczne i rozbudowane, że idealnie wpisują się w proponowany przez Personę charakter zabawy. Nieszczególnie nowoczesną grafikę, zbliżoną do tego, co znamy chociażby z Catherine z 2011 roku, rekompensuje nietuzinkowy design i kierunek artystyczny produkcji, a kiedy przychodzi do dialogów, nasze oczy przykuwają pełne ekspresji animowane „portrety” postaci.

Atlus osiągnął w ten sposób niesamowity efekt, bez względu na jakość trójwymiarowej oprawy wizualnej, która jest daleko w tyle za tym, co prezentuje konkurencyjne Final Fantasy XV. Cel-shadingowa stylistyka i rysowane twarze w dialogach sprawiają, że czujemy się, jakbyśmy faktycznie żyli w świecie japońskiego komiksu. I mimo że niektóre tekstury zdają się pamiętać zamierzchłe czasy PlayStation 2, grafika udanie idzie w parze z komiksową otoczką. Nie ma chyba drugiej tak ładnej gry, która zasługiwałaby na miano interaktywnej mangi.

Co to za czasy że angielski dubbing brzmi równie dobrze co japoński?!

Omawiając warstwę audiowizualną produkcji, nie sposób nie wspomnieć o bardzo dobrej ścieżce dźwiękowej. Soundtrack Persony 5 to chyba najlepszy zestaw utworów, jaki dotychczas stworzył Shoji Meguro, wieloletni kompozytor serii. Wolnym od głównego wątku wieczorom towarzyszą subtelne dźwięki gitary basowej, a kiedy stawiamy czoła potężnym wrogom, z głośników rozbrzmiewają rockowe brzmienia gitary i elektroniczne melodie. Jeśli tak jak ja wracacie od czasu do czasu do muzyki z Persony 3 i 4, to soundtrack z „piątki” na długo zagrzeje miejsce na Waszych playlistach.

W odbiorze postaci z gier takich jak Persona 5 dużą rolę odgrywa sam dubbing i stosowny dobór aktorów. Miłośników mangi na pewno ucieszy fakt darmowego DLC z japońskimi głosami, ale muszę pochwalić zaskakująco dobry angielski dubbing. Nie jest to kwestia wyłącznie odpowiednio dobranych aktorów świadomych konwencji anime, a przed wszystkim świetnego tłumaczenia. Obcując kilka miesięcy wcześniej z premierowym japońskim wydaniem, byłem pod wrażeniem, jak sprawnie przełożono japońskie żarty językowe i specyficzny sposób mówienia postaci, których pierwotnie nie mogłem sobie wyobrazić brzmiących wiarygodnie w języku Szekspira. To, jakie głosy wybierzecie, zależy tylko od Was – niezależnie jednak od wersji nie będziecie rozczarowani.

Gra jRPG, która nie ma sobie równych

Persona 5 to wciągające i rozbudowane RPG, oferujące dziesiątki mile spędzonych godzin. Jako fan gatunku jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak Atlusowi udało się rozwinąć ideę zabawy z poprzednich odsłon i zaskoczyć miłośników marki. Nowa produkcja studia to świetny przykład tego, co może osiągnąć gatunek jRPG, kiedy fundamentem zabawy jest dopracowana mechanika i bardzo dobra historia, w której uczestniczą postacie z krwi i kości.

Nie jest to propozycja dla każdego, ale ci, którzy nie czują niechęci do stylistyki anime, będą zauroczeni obsadą i dadzą się całkowicie pochłonąć przygodzie, jednej z najlepszych od lat w tego typu grach. Tytuł pewnie nie zyska dużej popularności nad Wisłą, ale jeśli o mnie chodzi, uważam, że jest to produkcja prawie idealna, bo nie mogłem sobie wymarzyć lepszej kontynuacji rewelacyjnej Persony 4. Mam tylko nadzieję, że na kolejną Personę Atlus nie każe nam znowu czekać ponad pół dekady.

O AUTORZE

Po wielu godzinach z Personą 4 i reedycją Persony 3 Portable oraz kilkoma wieczorami z bijatyką Persona 4: Arena czy archaiczną już Personą 2 z niecierpliwością wyczekiwałem kolejnej pełnoprawnej odsłony serii. Z Personą 5 spędziłem ponad 80 godzin i nie żałuję ani minuty. Aktualnie zaczynam moje drugie podejście, by zobaczyć pominięte wątki poboczne i podjąć się karkołomnej próby wbicia „platyny”.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Persona 5 na PlayStation 4 otrzymaliśmy nieodpłatnie od polskiego wydawcy, firmy Techland.

Jordan Dębowski

Jordan Dębowski

W 2012 r. pisał felietony i recenzje dla gameonly.pl. Z wykształcenia japonista. W 2013 r. rozpoczął pracę jako redaktor tvgry.pl. W latach 2014-2018 współprowadził i tworzył treści na kanał GamePressure na YouTube. Od 2020 r. prowadzi profil tvgry na instagramie, a od 2022, profil tvgry na TikToku. Od 2022 r. zastępca redaktora prowadzącego tvgry. W strukturach GRY-OnLine i tvgry zajmuje się planowaniem, tworzeniem oraz publikacją materiałów wideo. Planuje strategię oraz publikuje treści na profilach kanału w mediach społecznościowych. Bierze udział w streamach i komunikuje się ze społecznością. Pomaga wdrażać nowych pracowników w struktury firmy. Choć stara się śledzić ogół branży growej, szczególnie interesuje się grami niezależnymi, grami RPG, horrorami oraz szeroko-pojętym retro. Poza pracą dużo jeździ na rowerze, czyta reportaże, gotuje i zajmuje się swoim kotem – Jagą.

więcej

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.