Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Mario + Rabbids: Kingdom Battle Recenzja gry

Recenzja gry 29 sierpnia 2017, 14:55

Recenzja gry Mario + Rabbids: Kingdom Battle – XCOM na wesoło

Mario + Rabbids: Kingdom Battle sprawia wrażenie gry niepoważnej. Jednak za cukierkową oprawą graficzną i żartami kryje się solidne taktyczne RPG, które trafi zarówno do fanów gatunku, jak i nowych osób. To dobry start Ubisoftu na konsoli Nintendo Switch.

Recenzja powstała na bazie wersji Switch.

PLUSY:
  1. udane połączenie prostej eksploracji...
  2. …ciekawych (choć niezbyt trudnych) zagadek środowiskowych i...
  3. …rozbudowanego taktycznego systemu walki;
  4. cztery duże poziomy oparte na klasycznych światach z serii Mario;
  5. niezła, choć mało oryginalna, muzyka;
  6. pomysłowe projekty przeciwników – z bossami na czele;
  7. świetne projekty poziomów.
MINUSY:
  1. momentami wyblakłe kolory i zazwyczaj mocno rozmazane tła;
  2. brak polskiej wersji językowej (a tekstów w grze jest niewiele);
  3. kilka drobnostek (m.in. czasem praca kamery).

Hardkorowa i cukierkowa – taka jest pierwsza gra Ubisoftu na konsolę Nintendo Switch. Zdobywający coraz większą popularność (co prawda bardziej za oceanem niż u nas) sprzęt japońskiego giganta z miesiąca na miesiąc poszerza swoją bibliotekę ekskluzywnych tytułów. W ciągu 9 miesięcy hybrydowa konsola otrzyma więcej gier na wyłączność niż Xbox One przez... ostatnie 2 lata! Do tej pory były to głównie produkcje sieciowe (Mario Kart 8 Deluxe, Arms czy Splatoon 2), które siłą rzeczy podkradały sobie nawzajem graczy. Na sprzęcie Nintendo brakowało za to, poza Zeldą, większych przygód w trybie single player – wraz z premierą Mario + Rabbids: Kingdom Battle sytuacja ta trochę zmieniła się na plus.

Najnowsze dzieło Ubisoftu to dobra rozgrzewka przed jesiennym hitem Japończyków, na jaki zapowiada się Super Mario Odyssey. Pod kolorową otoczką kryje się solidne taktyczne RPG, poszerzone o przyjemną i prostą eksplorację oraz udane, choć niezbyt trudne, zagadki środowiskowe. Całość została świetnie zaprojektowana i przez kilkanaście godzin zapewnia mnóstwo frajdy. A o to przecież w tym chodzi, prawda?

Mario RPG

Mario + Rabbids: Kingdom Battle mnie zaskoczyło. Nie jestem miłośnikiem ubisoftowych kórlików, a idea uproszczonej mechaniki taktycznych RPG zapowiadała raczej nieskomplikowaną grę. Pierwsza godzina czy dwie potwierdzały to wrażenie – główkowania przy walkach nie było zbyt wiele, a zagadki w trakcie eksploracji nagradzały mało wyszukanymi znajdźkami (grafiki, kawałki muzyczne czy modele 3D). Na szczęście nowy Mario to jedna z tych produkcji, które wprawdzie rozkręcają się powoli, ale jak już to zrobią, trudno oderwać się od ekranu, a pierwsze wrażenie znika równie szybko jak królik w swojej norze.

Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy słusznie określiłem tak kolorową, wręcz dzieciną grę mianem RPG – bo to przecież poważne słowo, zarezerwowane dla poważnych tytułów – to śpieszę je rozwiać. Mario + Rabbids to całkiem trudna strategia, w której stajemy na czele kilkuosobowej ferajny i musimy... uratować świat. A konkretnie Grzybowe Królestwo, które w wyniku wizyty kórlików, czyli nieco przygłupich królików, znalazło się w tarapatach. Kórliki bowiem weszły w posiadanie sprzętu potrafiącego łączyć dwa przedmioty w jedną szaloną konstrukcję i wprowadziły niezłe zamieszanie. Efekty są dość przewidywalne – kórlik sprawca (swoisty obiekt zero – to jego gogle odpowiedzialne są za ten chaos) zostaje porwany przez młodego Bowsera, a nasi bohaterowie (w tej roli Mario, Luigi, Peach i Joshi, a także ich kórlikowe odpowiedniki) przemierzają kolejne poziomy, aby pokonać wytwory tego szaleństwa i uchronić świat przed katastrofą.

Odkrywanie skrzyń ze znajdźkami jest przyjemne, szkoda, że często w środku jest mało satysfakcjonująca nagroda.

Fabuła nie ma w grze większego znaczenia, gdyż rozgrywka sprowadza się do taktycznej walki i prostych zagadek środowiskowych. Na szczęście jednak kórlikowa inwazja na Grzybowe Królestwo nie jest tak drętwa, jak początkowo sądziłem. Żartów pojawiają się w każdej scenie i raptem tylko parę z nich niezbyt trafiło do mnie – nie bawi mnie np. robiąca wszędzie selfiki kórlicza wersja księżniczki Peach, ale to kwestia gustu. Szkoda jedynie, że Ubisoft nie zdecydował się na przetłumaczenie gry – tym bardziej że nie zawiera ona wiele tekstu, a postacie niemal nic nie mówią na głos.

JAJECZKA

Recenzja gry Mario + Rabbids: Kingdom Battle – XCOM na wesoło - ilustracja #2

W Mario + Rabbids twórcy umieścili zatrzęsienie easter eggów. Przykładowo kórlik sprawca ma na twarzy ni to gogle, ni to okulary, które są nawiązaniem do postaci robota z filmu Laputa – podniebny zamek autorstwa kultowego studia Ghibli. Pierwszy boss z kolei to swoista przeróbka Donkey Konga, zaś trzeci odwołuje się do... Upiora z opery. Nie zabrakło oczywiście masy żartów z samego Mario.

Mario XCOM

Tak opisałbym w paru słowach Kingdom Battle – to połączenie XCOM-a (system osłon) z Disgaeą (rzucanie towarzyszami) osadzone w świecie Mario, które podlano sosem niewyszukanego humoru kórlików. Jak to wygląda w praktyce? Otóż rozgrywka dzieli się na dwie płaszczyzny – pierwsza z nich to eksploracja. Kierujemy trójką bohaterów i zwiedzamy świat. Biegamy po kolejnych lokacjach, rozwiązujemy proste zagadki środowiskowe oraz zbieramy znajdźki. Co jakiś czas trafiamy na fragment mapy, który odgradzają czarne flagi – gdy je przekroczymy, gra przestawia się na system turowy, a naszym zadaniem jest pokonanie przeciwników.

GRA TAKTYCZNA CZY LOGICZNA?

Każde starcie w Kingdom Battle to swoista zagadka logiczna. Dobór postaci, ich uzbrojenia oraz umiejętności (wszystko można zmienić tuż przed walką) to decyzja, która ma kluczowe znaczenie dla całej potyczki. Potem każda akcja bohaterem jest naprawdę istotna, bo przy odrobinie pecha przeciwnicy potrafią znokautować naszych herosów jednym celnym ciosem.

Na szczęście, szczęście nie odgrywa w grze wielkiej roli. Rozgrywka jest trudna, ale los nie ma na nią takiego wpływu jak np. w XCOM-ie. Owszem, zdarzyły mi się sytuacje, że pod koniec dobrze idącej walki wrogowie w jednej turze zaliczyli dwa „krytyki” i załatwili mi dwie postacie – ale raptem parę razy.

Możemy wybijać się na towarzyszach i deptać wrogów.

Recenzja gry Mario + Rabbids: Kingdom Battle – XCOM na wesoło - ilustracja #2

System osłon w Mario + Rabbids nie jest zbyt skomplikowany – składają się na niego zaledwie trzy opcje. Przy pełnej ochronie wroga mamy 0% szans na trafienie, przy niepełnej – 50%, a przy braku – równe 100%. Likwiduje to znaną z XCOM-a frustrację, gdy nie trafiamy trzy razy z rzędu przy 90% szansy. Początkowo obawiałem się, czy to uproszczenie sprawdzi się na dłuższą metę – na szczęście postacie mają na tyle innych akcji i możliwości wspierania się nawzajem, że ten prosty system wcale nie przeszkadza... a wręcz przeciwnie – pasuje do szybkiej rozgrywki.

Walka stanowi fundament Mario + Rabbids – fundament, dodam, udany. Ubisoft przygotował grę, która nie jest oczywiście tak rozbudowana jak wspomniany XCOM, co nie znaczy jednak, że jest całkiem prosta. Kilka patentów (jak nowe postacie czy rodzaje broni), które wprowadzane są w kolejnych rozdziałach, skutecznie urozmaica zabawę i powoduje, że potyczki mają mocno taktyczny charakter. Przed każdą misją musimy wybrać trzech bohaterów, którzy wezmą w niej udział. Łącznie do wyboru jest osiem postaci – każda z dwiema sztukami broni i dwiema umiejętnościami specjalnymi; każda ma też swoje drzewko umiejętności, które w trakcie gry sukcesywnie rozwijamy, wzmacniając naszego herosa. Dodajmy do tego, że pukawki może cechować kilka różnych efektów trafień krytycznych (np. odrzucające, zatrzymujące czy oślepiające), a okaże się, że całość tworzy rozbudowany system taktyczny, dający pokaźną liczbę opcji.

W trakcie kampanii rozgrywamy kilkadziesiąt starć. Niektóre są szybkie i proste, ale co jakiś czas natykamy się na zgraję niemilców, która potrafi nieźle napsuć nam krwi. W ciągu kilkunastu godzin, jakie spędziłem z grą, zdarzyło mi się powtarzać misje (góra dwa lub trzy razy zanim się udało) lub zaliczać je o włos – dla mnie to idealny poziom trudności; oferuje wyzwanie, ale nie frustruje. Osobom mniej wymagającym gra pozwala wybrać przed starciem opcję trybu łatwego – w nim postacie gracza są leczone (automatyczne uzdrowienie następuje po zakończeniu podrozdziału, a ten czasem składa się z kilku starć) i dostają 50% bonusowych punktów życia. Szukający większego wyzwania mogą z kolei wyżyć się przy próbach zaliczenia wszystkich bitew na poziomie perfekcyjnym (trzeba zmieścić się we wskazanej liczbie tur i nie pozwolić na znokautowanie żadnej postaci) – co wcale nie jest takie proste, gdyż im dalej w las, tym bardziej poziom trudności rośnie. Zdaję sobie sprawę, że to może być zbyt mało dla osób, które na taktycznych RPG zjadły zęby, ale większości graczy zdecydowanie wystarczy.

Starcia z bossami to mocna strona gry.

Recenzja gry Mario + Rabbids: Kingdom Battle – XCOM na wesoło - ilustracja #4

Fajne są w Mario + Rabbids zależności między bohaterami. Jeśli przestawimy dwóch z nich na tryb warty, a trzecim najpierw aktywujemy afekt wampiryzmu na wrogu, a następnie zmusimy go do ruchu, to niemilec otrzyma kilka strzałów, a nasze postacie się uleczą. Takich kombinacji jest wystarczająco wiele, by do końca rozgrywki się nimi nie znudzić. Sam pewnie z kilku ciekawych kombosów nie skorzystałem ani razu.

Walka w Kingdom Battle robi kapitalne wrażenie. Ciekawe opcje, pasujące do klimatu Grzybowego Królestwa, jak miodowa broń, która potrafi zatrzymać przeciwnika, przyklejając go do podłoża, czy wybuchające po dotarciu do celu minigokarty, skutecznie odróżniają tę grę od poważniejszych przedstawicieli gatunku. Świetni są też nieprzyjaciele – nie tylko ładnie zaprojektowani, ale także z ciekawymi umiejętnościami. Gra co jakiś czas dorzuca kolejnego przeciwnika, więc do ukończenia kampanii nie zdążyłem się nimi znudzić. Wśród niemilców wyróżniają się bossowie – a trzeci z nich, szalony śpiewak operowy, to jeden z najfajniejszych oponentów, z jakimi zetknąłem się w ostatnim czasie. Twórcy postarali się, aby starcia z głównymi wrogami miały po kilka faz i ciekawe mechaniki dodatkowe (np. pierwszego bossa musimy pozbawić bananów, bo inaczej nieustannie się nimi leczy).

Szkoda tylko, że choć broni w grze jest zatrzęsienie, to poszczególne typy pukawek wydają się podobne. Różnią się jedynie rosnącą liczbą zadawanych obrażeń (system progresji) i efektem krytycznym. Możemy więc wybrać, czy wolimy wrogów oślepiać, czy spowalniać, ale nic więcej. Tutaj czuć trochę zmarnowany potencjał.

To ja, Mario

Walki w Kingdom Battle są bardzo fajne, ale gdyby zabrakło dodatkowego wypełniacza, to gra na dłuższą metę by nudziła. Na szczęście jest jeszcze eksploracja. W trakcie kampanii odwiedzamy cztery światy – m.in. pustynno-zimowy (!), nawiedzony zamek czy rodzinną krainę Bowsera pełną lawy i parowych maszyn. Kolorowa oprawa graficzna i wesoła, choć niezbyt oryginalna, muzyka autorstwa Granta Kirkhope (ja słyszałem w niej motywy z Doctora Who, kolega Maciej zaś – patrz ramka pod tekstem – dźwięki z Batmana) nieźle wprowadzają w klimat Grzybowego Królestwa. Dodatkowo światy okazują się pełne drobnych smaczków (kórliki są wszędzie, a ich szalone twory zagracają mapy) i prostych zagadek środowiskowych. Żeby dostać się do znajdźki, musimy np. poprzesuwać odpowiednio klocki, połączyć dwa obiekty czy rozbić przeszkody. Niestety, łamigłówki nie są zbyt skomplikowane – nie jestem miłośnikiem ślęczenia nad problemem w stylu klasycznych point-and-clicków, więc mnie ten poziom trudności pasował, ale znajdą się tacy, których prostota tych wyzwań zasmuci.

A teraz najciekawsze – pomimo faktu, że większość znajdziek w grze to chłam (no bo kto lubi kolekcjonować modele 3D czy arty?), zwiedzanie świata jest zwyczajnie przyjemne. Cyklicznie natrafiamy na nowe zagadki, czasem zbieramy monety na czas (te czerwone, z Mario), a możliwość otwarcia skrzyni z gadżetami, nawet jeśli zbędnymi, jest wystarczają nagrodą za dociekliwość.

Oho, czeka nas bitwa.

Również grafika w Mario + Rabbids robi świetne wrażenie – nie swoją jakością, bo momentami kolory są zbyt wyblakłe (zwłaszcza w pierwszym świecie), a tła mocno rozmazane, tylko dopracowaniem detali. Postacie bohaterów i ich wrogów są pełne szczegółów i wyposażone w masę fajnych animacji – kórlicza wersja Peach czasem przewraca się, biegając po mapie, a gdy Mario w trybie warty strzela nad jednym z towarzyszy, ten kuca i zakrywa głowę, by uniknąć trafienia. Takich drobnych smaczków jest cała masa. Fantastycznie wyglądają też spowolnienia, gdy postacie wspólnie zaliczają krytyczne strzały. W efekcie na grę po prostu patrzy się z przyjemnością, której nie psują sporadyczne spadki liczby wyświetlanych klatek. Bardziej przeszkadza w trybie eksploracji kamera, która w pewnych miejscach z automatu się blokuje, co czasem dziwi i może drażnić.

CO PO ZAKOŃCZENIU?

Mario + Rabbids można zaliczyć ok. 20 godzin. Po zakończeniu kampanii gra oferuje najwytrwalszym fanom kilka dodatkowych atrakcji. W trakcie rozgrywki poznajemy nowe sposoby manipulowania obiektami (np. na początku uczymy się przesuwać bloki skalne, pod koniec gry zaś inne rozbijać) – w każdym ze światów mamy więc pominięte obszary (ukryte za obiektami, których wcześniej nie mogliśmy przemieścić czy zniszczyć) – szperając tam, odkryjemy kolejne znajdźki. Dodatkowo możemy przetestować specjalne wyzwania (to mecze z konkretnymi zasadami, np. nasi przeciwny mają 100% szansy na zaliczenie krytyka, a my mamy tylko 4 tury na ich pokonanie).

Dla maniaków maksowania gier jest jeszcze opcja ukończenia wszystkich starć z najwyższą notą. Niestety, w obliczu braku osiągnięć na Switchu trudno mi było zmobilizować się do żmudnego powtarzania meczów. Nintendo, ogarnij się wreszcie i dodaj achievementy!

Nie chodzi o to, by złapać kórliczka

Eksploracja w Mario + Rabbids okazuje się zwyczajnie fajna. Walka natomiast sprawia mnóstwo frajdy i potrafi wynagrodzić dobre planowanie: dwie postacie w trybie warty plus atak z broni, która odrzuca przeciwka (aktywując bohaterów ze wspomnianym trybem) – i buch, silnego wroga już nie ma, a satysfakcji jest cała masa. Jednak najbardziej w grze zachwycił mnie jej projekt.

Pędząc przez kolejne światy, a czasem nawet wracając przez odwiedzone już tereny, nigdy się nie gubimy, bo w inteligentny sposób rozmieszczone są złote monety, prowadzące nas jak po sznurku. Walka nie jest bardzo skomplikowana, ale dokładnie wtedy, gdy zaczyna lekko nużyć, pojawia się nowa mechanika czy bohater, na nowo rozbudzając zainteresowanie. W połowie każdego świata ścieramy się z minibossem, a na końcu – z wielkim i zazwyczaj ciekawym bossem. Chciałbym, żeby każda gra umiała tak dobrze utrzymywać tempo przez ponad kilkanaście godzin. Tylko nie dajcie się zwieść, to wcale nie jest propozycja dla dzieci!

O AUTORZE

Z Mario + Rabbids: Kingdom Battle spędziłem ok. 20 godzin, w większości w trybie handheldowym, a więc z konsolą w rękach. W tym czasie zaliczyłem kampanię oraz kilka dodatkowych wyzwań i znalazłem ponad połowę wszystkich znajdziek. Gdyby gra oferowała osiągnięcia, to pewnie miałbym jeszcze motywację, by przynajmniej spróbować zdobyć je wszystkie.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Mario + Rabbids: Kingdom Battle na Nintendo Switch otrzymaliśmy nieodpłatnie od polskiego oddziału firmy Ubisoft.

Adam Zechenter

Adam Zechenter

W GRYOnline.pl pojawił się w 2014 roku jako specjalista od gier mobilnych i free-to-play. Potem przez wiele lat prowadził publicystykę, a od 2018 roku pełni funkcję zastępcy redaktora naczelnego. Obecnie szefuje działowi wideo i prowadzi podcast GRYOnline.pl. Studiował filologię klasyczną i historię (gdzie został szefem Koła Naukowego); wcześniej stworzył fanowską stronę o Tolkienie. Uwielbia gry akcji, RPG-i, strzelanki i strategie. Kiedyś kochał Baldur’s Gate 1 i 2, dziś najczęściej zagrywa się na PS5 i od myszki woli pada. Najwięcej godzin (bo blisko 2000) nabił w World of Tanks. Miłośnik książek i historii, czasami grywa w squasha, stara się też nie jeść mięsa.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

Zmroku Ekspert 29 sierpnia 2017

(Switch) Burza mózgów, która zrodziła pomysł na tę grę, musiała mieć miejsce po suto zakrapianej imprezie. Bo weźmy włoskiego hydraulika o japońskim rodowodzie, weźmy sielankową krainę muchomorków, a potem wpuśćmy tam rozbrykane, szalone i irytujące króliki z Francji. I zróbmy z tego taktyczną grę strategiczną, w której bohaterowie będą strzelali w siebie z bazooki. Absurd. A jednak to dobra gra. Po prawdzie pierwszy świat, zamiast przekonać sceptyków, raczej nudzi i zniechęca, tak z czasem robi się znacznie lepiej, trudniej i ciekawiej. Dobra gra na Switcha przed Super Mario Odyssey.

8.0
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.

Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę
Recenzja gry Starfield: Shattered Space - przeciętny dodatek, ale nie za taką cenę

Recenzja gry

Kiedy dowiedziałem się, że Bethesda nie planuje przekazać kodów do Shattered Space przed premierą, zacząłem zadawać sobie pytania. Czy stan techniczny jest zły? A może historia jest zwyczajnie nudna? Moje obawy były uzasadnione, choć tylko częściowo.

Recenzja gry Diablo 4 Vessel of Hatred - dodatek przynosi sporo nowości, szkoda tylko, że muszą jeszcze dojrzeć
Recenzja gry Diablo 4 Vessel of Hatred - dodatek przynosi sporo nowości, szkoda tylko, że muszą jeszcze dojrzeć

Recenzja gry

Jeśli Vessel of Hatred to punkt „być albo nie być” dla Diablo 4, to hack’n’slash Blizzarda przetrwa – ale na warunkowym. DLC wprowadza świetną klasę i dużo dobrych nowości, ale przynosi też parę problemów – i zdradza dość niepokojące plany na przyszłość.