Lords of Football Recenzja gry
autor: Amadeusz Cyganek
Recenzja gry Lords of Football - menadżera piłkarskiego z Simsami w tle
Choć wszystko miało działać sprawnie i na najwyższym poziomie, to czasami czujemy się jak na wiejskim boisku, obserwując rozgrywkę w jedno podanie – Lords of Football to gra, w której niewiele rzeczy wyszło zgodnie z planem.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- przyjazny interfejs;
- nie najgorsza oprawa wizualna miasta oraz animacje zawodników;
- sprawnie działający system „przeciągnij i upuść”.
- ni to menedżer piłkarski, ni symulator życia...
- wszechobecna monotonia i nuda;
- beznadziejny silnik meczowy;
- „pełna kontrola” to tylko pusty frazes;
- absurdalny rynek transferowy;
- brak licencji.
Widzieliśmy już przeróżne połączenia growych gatunków – dla nas chlebem powszednim są mieszanki RTS-ów i RPG czy wyścigów i zręcznościówek, ale takiego miksu chyba jeszcze nie było. Włoskie studio Geniaware proponuje wirtualnego menedżera piłkarskiego z dokładką... symulacji życia w stylu serii The Sims. Choć w założeniach koncept nieustannej kontroli nad piłkarzami zarówno na murawie, jak i poza boiskiem wydawał się interesujący, to nadzieje tonował fakt, że producenci nie mieli w tym żadnego doświadczenia, a łączenie dwóch tak niesamowicie rozbudowanych aspektów to zadanie niezwykle trudne i ryzykowne. No i stało się to, co stać się musiało – o ile w pierwszych minutach rozgrywki wszystko wydaje się nawet ciekawe, tak im dalej w mecz, tym bardziej mamy ochotę poddać go walkowerem.
Powiedzmy sobie szczerze – zapowiedzi twórców, jakoby miało do nas trafić pełnoprawne połączenie „Football Managera z serią The Sims”, trudno było traktować serio. Posłużywszy się piłkarską nomenklaturą – to chyba raczej nie ta liga. Nie zmienia to jednak faktu, że możliwość ciągłego sprawowania pieczy nad zawodnikami i całkowite podporządkowanie ich własnemu „widzimisię” to propozycja na tyle ciekawa, by poważnie zainteresować się tym, co zaoferują twórcy. Jednak teoria tym razem nie znalazła, niestety, przełożenia na praktykę – autorzy zamiast skupić się na kilku najważniejszych aspektach rozgrywki zaczęli majstrować przy różnych dziwnych rozwiązaniach, nie dopracowując ani jednego elementu w całości.
Zabawę rozpoczynamy od wyboru klubu, w którym będziemy pracować – do dyspozycji otrzymujemy zespoły z Anglii, Włoch, Francji, Niemiec i Hiszpanii. Próżno szukać tu jakichkolwiek licencjonowanych nazw czy zawodników – tak malutki deweloper miał raczej mizerne szanse na wykupienie pełni praw nawet dla tych pięciu państw (a tak nawiasem mówiąc: ciężko sobie wyobrazić, by którykolwiek z klubów pozwolił na pokazanie w grze któregoś ze swych piłkarzy zataczającego się pod wpływem alkoholu lub rozrabiającego na dyskotece). Co prawda twórcy stworzyli edytor, w którym możemy zmienić praktycznie wszystkie wartości i nazwy, ale jak wiadomo, to już zdecydowanie nie to samo. Co ciekawe, istnieją trzy predefiniowane poziomy trudności, jednak zależą one od tego, jaki zespół wybierzemy – im mniej gwiazdek w statystykach drużyny, tym trudniejsze wyzwanie stojące przed nami.
Autorzy w bardzo sprytny sposób starali się chociaż w małym stopniu zatuszować braki licencyjne – drugie człony nazw poszczególnych zespołów to ich pseudonimy, doskonale znane fanom piłki nożnej. W grze znajdziemy zatem Stoke Potters, London Blues czy London Cottagers.
Zwykły dzień szarego zawodnika w Lords of Football dzieli się na dwa osobne fragmenty – pierwszy, zdecydowanie dłuższy, poświęcony jest codziennemu doskonaleniu umiejętności piłkarskich. W tej części dostajemy sporych rozmiarów ośrodek treningowy, w którym – oprócz dwóch pobocznych boisk – zyskujemy również dostęp do kilku budynków o różnym przeznaczeniu, np. siłowni, pokoju fizykoterapeuty czy szatni, dzięki którym możemy zaordynować naszym podopiecznym ćwiczenia siłowe, odprawy taktyczne lub odnowę biologiczną w specjalistycznym gabinecie.
Zmiana systemu treningu jest bardzo prosta i intuicyjna – każde z zajęć da się wybrać, klikając na jeden z budynków i korzystając z rozwijalnej listy dostępnych zadań. Kolejne zestawy ćwiczeń otrzymujemy w trakcie zabawy, zaliczając serwowane przez prezesa klubu wyzwania, dotyczące m.in. liczby strzelonych bramek czy osiągnięć poszczególnych zawodników. Sprostawszy im, zyskujemy także dostęp do odnowionych i rozbudowanych budynków czy rozrywek możliwych po godzinach treningowych. W dobraniu odpowiedniego zestawu ćwiczeń pomaga bardzo zgrabnie stworzone narzędzie, pozwalające dotrzeć do potrzeb oraz myśli zawodników i wskazujące konieczne do dopracowania elementy rzemiosła piłkarskiego lub problemy, które nurtują ich na co dzień. To jeden z ciekawszych pomysłów – szkoda tylko, że jest ich tak niewiele.
Druga część dnia okazuje się zdecydowanie ciekawsza z punktu widzenia zawodników (z perspektywy gracza już raczej niekoniecznie) – wówczas nasi podopieczni opuszczają mury budynków klubowych i oddają się najróżniejszym relaksacyjnym rozrywkom. Praktycznie każda z nich ma wpływ na poszczególne cechy charakteru: wieczorkiem możemy wybrać się do radia i uczestniczyć w audycji lub pofatygować się na spotkanie z fanami, co przekłada się na rozbuchane ego piłkarzy, lub też nakazać zawodnikowi konsumpcję butelki wina i przeistoczenie się w niekwestionowanego „króla parkietu”. Zawsze pozostają także inne, znacznie bardziej uzależniające rozrywki – po kilku wizytach w restauracji szybko zauważymy przyrost masy tłuszczowej, a lokalne kasyno kusi eleganckim wystrojem, czemu szybko ulegają otwarte na oścież portfele graczy. Nasza w tym głowa, by odpowiednio zbilansować wszystkie tego typu przyjemności i nie doprowadzić do uzależnienia, przez co spada koncentracja i umiejętności danego zawodnika. W razie kłopotów Lords of Football daje możliwość skorzystania ze specjalnej, szokowej terapii, która w ciągu kilku dni pozwala zapomnieć o problemie (przynajmniej na jakiś czas) – z doświadczenia jednak wiadomo, że lepiej zapobiegać niż leczyć.
Niestety „pełna kontrola” w tej grze to zdecydowana nadinterpretacja – nasza ingerencja w działania piłkarzy polega tylko i wyłącznie na korzystaniu z systemu „podnieś i upuść”, dzięki któremu możemy szybko przetransportować danego delikwenta do wybranego obiektu lub miejsca. Działa to w stylu znanym ze wspominanej już serii The Sims lub bardzo ciekawej filmowej produkcji autorstwa Petera Molyneuxa – The Movies. Niestety, mała ilość miejsc i czynności, jakie mogą wykonywać nasi podopieczni, sprawia, że już po dwóch–trzech godzinach zabawy przerzucanie sylwetek zawodników z punktu do punktu staje się tylko przykrym i szalenie nudnym obowiązkiem. Po paru wirtualnych dniach jesteśmy w stanie wypracować pewne schematy i z powodzeniem stosować je na co dzień. Obszar naszego działania okazuje się zdecydowanie zbyt mały – kilka budynków rozrywkowych i drugie tyle zabudowań należących do klubu to niezbyt imponująca liczba. Można także odnieść wrażenie, że czas przeznaczony na trening jest zbyt krótki – zanim porządnie przećwiczymy jeden z elementów sztuki piłkarskiej, zawodnicy już rozchodzą się na wieczorne tańce i swawole, uniemożliwiając nam dopracowanie taktyki czy przepracowanie danego czasu na siłowni bądź bieżni usytuowanej wokół boiska.
Pod względem taktycznym próżno doszukiwać się tu podobieństw do rasowych menedżerów piłkarskich – zestaw opcji trenerskich został okrojony do niezbyt rozsądnego minimum. Naszym zadaniem w tej kwestii, oprócz doboru składu oraz formacji, staje się przypisanie krycia, ustalenie pressingu, sposobu wyprowadzania kontrataków czy też wykonawców stałych fragmentów gry. W porównaniu z bardziej znanymi konkurentami jest to zestaw tak ubogi, że aż mamy ochotę strzelić sobie spektakularnego samobója. Dokonywanie transferów to również nieśmieszny żart – obowiązkiem gracza okazuje się jedynie określenie pozycji zawodnika, wybranie trzech z listy umiejętności potencjalnego kandydata i oczekiwanie, że zarząd wyszuka grajka odpowiadającego naszym wymaganiom. Posiadanie olbrzymich pokładów cierpliwości powinno znaleźć się w rubryce wymagań sprzętowych tej produkcji.
To tym bardziej istotne, że pozycji tej można również sporo zarzucić pod względem technicznym, a zdecydowanie najwięcej topornemu i mało realistycznemu silnikowy symulującemu piłkarskie spotkania. Zawodnicy poruszają się po boisku z gracją Pinokia, a niektóre ich zagrania wymagałyby od prawdziwych piłkarzy przekręcenia stawu skokowego i połamania nóg jednocześnie. Akcjami rozgrywanymi w trakcie meczu rządzą nieustanne schematy – strzały oddawane zza granicy pola karnego należą do rzadkości, a widok zawodnika przeskakującego nad trzema z rzędu przeciwnikami wykonującymi wślizg to normalka. Wszystko na boisku dzieje się w sposób totalnie chaotyczny i nie pomaga w tym nawet możliwość zmiany futbolistów lub taktyki w trakcie gry czy też wykorzystanie szybkich akcji, takich jak np. krycie wskazanego zawodnika lub wykonanie faula taktycznego – na murawie panuje totalny nieporządek. Nieco lepiej gra prezentuje się w trakcie codziennych obowiązków i wieczornych imprez – wnętrza budynków są szczegółowe i bogato animowane, a treningi lub całonocne balangi zostały bardzo ładnie i estetycznie zrealizowane. Nie najgorzej wypadł również soundtrack, twórcy postarali się także o zamieszczenie kilku przydatnych porad wygłaszanych przez lektora, ułatwiających wejście w świat Lords of Football. Niestety, w grze nie uświadczymy jakiejkolwiek opcji sieciowej, co trochę dziwi, ale najwyraźniej zabrakło czasu albo pieniędzy – to przecież produkcja z niewielkim budżetem.
Założenia były ambitne – w końcu takiego połączenia gatunków chyba jeszcze nie było, a mając w pamięci dziesiątki skandali z udziałem nie tylko polskich, ale i zagranicznych gwiazd, wzięcie udziału w suto zakrapianych dyskotekach czy pokerowych rozgrywkach z pewnością działało na wyobraźnię. Niestety, Włosi w wielu sytuacjach kompletnie nie poradzili sobie z tym zadaniem – Lords of Football nie okazuje się ani kompletnym menedżerem piłkarskim, pozwalającym ślęczeć godzinami nad dobieraniem odpowiedniej taktyki czy penetrowaniem innych lig w poszukiwaniu ciekawych zawodników, ani też pełną symulacją życia towarzyskiego piłkarzy, na które tak naprawdę mamy niezbyt duży wpływ. O ile na krótką metę pozycja ta potrafi wciągnąć, tak po kilku godzinach zabawy zabija nas niesamowita powtarzalność, sztampa i nuda, od której nie sposób uciec. Kilka ciekawych pomysłów nie wystarczy, by uratować ten tytuł od zapomnienia – całość okazuje się do bólu przeciętna, niedopracowana i ostatecznie niewarta większej uwagi.