How to Survive Recenzja gry
Recenzja gry How to Survive - jak przeżyć na wyspie pełnej zombie?
Tak, to kolejna gra o zombie. Ale How to Survive stara się nauczyć przetrwania, każe spać, jeść i robić własną broń. Pytanie brzmi - czy da się w to grać?
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
- niezłe wykorzystanie mechaniki survivalowej;
- prosty, ale satysfakcjonujący system tworzenia przedmiotów;
- kooperacja zarówno online, jak i przy jednej maszynce;
- ładna grafika;
- sporo rodzajów przeciwników (tak, są emu-zombie!).
- błędy techniczne;
- na dłuższą metę trochę nuży;
- niewykorzystany aspekt RPG (rozwój postaci i questy);
- nie obsługuje wszystkich padów (przynajmniej na razie).
How to Survive to gra będąca wynikiem wrzucenia do jednego worka prostej RPG-owej mechaniki, otwartego świata, motywów survivalowych oraz mody na zombie, a następnie silnego potrząśnięcia zawartością. Efekt końcowy jest zaskakująco przyjemny, choć nie należy nastawiać się na produkcję wyjątkową czy przełomową.
Jeśli w jakimś popkulturowym dziele miejsce akcji stanowi wyspa (lub mały archipelag tychże), to wypada spodziewać się, że autorzy wykorzystają jeden z popularniejszych motywów, który tak pięknie wiąże się z otwartą, ale de facto zamkniętą przestrzenią. Czy na wyspie jest bunkier i pradawna moc? A może szalony naukowiec przeprowadza odrażające eksperymenty? Istnieje też szansa, że tropikalny raj jest domem dla dinozaurów. How to Survive stawia na inny złoty przebój, mianowicie żywe trupy. Skąd się tam wzięły – nie wiadomo. Wiadomo, że są głodne i nieustępliwe, a zadanie gracza to przetrwać w tym niegościnnym środowisku.
Zabawa wygląda następująco: jako jedna z trzech postaci (osiłek Jack, uniwersalny Kenji lub zwinna Abby) rozbijasz się na malowniczej wyspie, której złote plaże usiane są zmaltretowanymi zwłokami. Po krótkiej rozmowie z innym rozbitkiem dowiadujesz się, że zombie tu, zombie tam, zombie na całej wyspie dla Ciebie mam. Umierający facet daje Ci w nagrodę kijek i mówi, byś miał się na baczności i poszukał niejakiego Kovaca, twardziela, który zna się na survivalu oraz zabijaniu nieumarłych. Idziesz więc, walisz po pysku paskudy, trafiasz na jakieś graty, owoce i miejscami zabawne fragmenty poradnika (gdy jesteś niewyspany, jesteś mniej sprawny w walce, gdy znajdziesz odpowiednie części, możesz zbudować broń lub nie jedz za dużo owoców, bo dostaniesz sr...). Kiedy docierasz do Kovaca, otrzymujesz nowe zadanie. A potem idziesz w jeszcze inne miejsce i tam siedzi kolejny zleceniodawca. I tak przez kolejne 8 godzin potrzebne na zaliczenie fabuły.
Wszystkie questy pojawiają są liniowo, ale gra oferuje jeden mały „skok w bok”. Na wyspach znajduje się 12 tresowanych szympansów, które porozumiewają się ze światem za pomocą gadających papug. Małpy mają dziwne zachcianki, ale jak już przyniesie im się to, o co prosiły, nagroda zawsze jest tego warta – np. nie udało mi się w inny sposób zdobyć podpalającej amunicji do moich ręcznie robionych pukawek.
Brzmi to może niezbyt ekscytująco, ale dzięki kilku sprytnym pomysłom How to Survive okazuje się produkcją całkiem ciekawą. Każda z postaci zdobywa doświadczenie i może odblokować kolejne zdolności w prostym drzewku (robienie wybuchowych strzał, szybsze celowanie, wolniej spadający pasek pragnienia itp. – niektóre umiejętności przypisane są tylko do danej postaci). Po drugie – walka. Początkowo mało finezyjna, za sprawą nowych narzędzi mordu, które sami wykonujemy, robi się dużo ciekawsza i efektowniejsza (zaprawdę, powiadam – najlepszym przyjacielem rozbitka jest wzmocniony, zębaty bumerang, +50% do obrażeń). Plusik za ładne egzekucje, szczególnie te w wykonaniu Abby.
A skoro już wspomniałem o robieniu broni... Sam system craftingu, choć prosty, również stanowi miłe urozmaicenie. Stworzyć można broń, kilka fragmentów pancerza, a także różnego rodzaju produkty do spożycia (pieczone mięso z grzybami lub gazowaną superlemoniadę z owoców guarany, która dodatkowo leczy i zapewnia wzmocnioną koncentrację na 15 sekund i tym podobne rzeczy). No właśnie – jedzonko! Postać gracza, poza wskaźnikiem zdrowia, posiada wskaźnik głodu i pragnienia (trzeba więc się odżywiać, jeśli nie chcemy być smętnym, powolnym celem dla zombiaków) oraz pasek zmęczenia (gdy znajdziesz jeden z wielu specjalnych schronów, musisz oczyścić okolicę, by się spokojnie wyspać za zamkniętymi drzwiami). Ostatnia ciekawa rzecz to cykl dobowy – nocą z zakamarków wyłażą łyse demoniczne i wrażliwe na światło kreatury. Podchodzą od tyłu i gryzą w głowę, chyba że poświecisz im w pysk latarką – wtedy uciekają. Survival prawie pełną gębą!
Sam tryb fabularny (choć „fabuła” to zbyt duże słowo – kilka dialogów oraz jeden zwrot akcji to niewiele i na ma co liczyć na jakikolwiek scenariuszowy dreszcz emocji) stanowi tylko połowę zawartości. Gra oferuje jeszcze tryb z ośmioma wyzwaniami typu: przeżyj noc, znajdź samolot, używaj tylko wybuchowej broni, a we wszystko można zagrać w kooperacji. Zabawa z kolegą lub koleżanką odbywa się albo online, albo przy jednym komputerze, co jest rzadkością i miło spoglądam na taką opcję. We dwoje raźniej stawiać czoła hordzie truposzy, ale trzeba uważać na permanentnie włączony „friendly fire” – bardzo łatwo przypadkiem zdzielić kompana maczetą w plecy). Co-op nie jest może jakoś wybitnie ekscytujący, ale daje szansę na kilka dodatkowych godzin zabawy.
Świat gry to cztery małe wysepki odblokowywane w toku historii, między którymi poruszamy się za pomocą łódek lub motolotni, a jego otwartość ograniczona jest rozmiarami map. Tym niemniej rolę piaskownicy spełnia całkiem solidnie. Szczególnie że grafika ma w sobie coś takiego, iż mimo zerowej wartości artystycznej czy „efektowej” jest bardzo miła dla oka i całkiem nieźle pozwala udawać How to Survive grę ładną (plus za przesadzone efekty gore). Muzyka i dialogi jakieś tam są, a oprawa dźwiękowa to głównie pojękiwania, porykiwania i mlaszczące odgłosy miażdżonych ciał.
Oczywiście idealnie nie jest. How to Survive może pochwalić się kilkoma irytującymi graficznymi błędami, które pojawiają się zawsze w tych samych miejscach, a także sympatycznym zjawiskiem wywalenia mnie do pulpitu podczas pewnej trudnej walki (na szczęście tylko raz). Punkty kontrolne w trakcie zabawy występują bardzo gęsto (to dobrze), ale po wyjściu do systemu stan rozgrywki zapamiętywany jest tylko w momencie przedostawania się z wyspy na wyspę (to źle i bez sensu). Można się niemiło zdziwić po uruchomieniu gry po jakimś czasie, mimo ewidentnego checkpointu po wykonaniu danego fragmentu questa. Pamiętajcie o tym szczególnie przed finałowym starciem, które okazuje się piekielnie trudne (cała gra jest raczej prosta, ale ostatnie minuty zagotują krew w niejednym śmiałku). Poza tym w obecnej formie tytuł nie lubi się z mniej markowymi padami i w pełni akceptuje tylko xboksowy kontroler (ale to podobno ma się zmienić).
W ogólnym rozrachunku jednak How to Survive jest pozycją zupełnie niezłą. Co prawda przy dłuższych posiedzeniach może nużyć, a lekkie akcenty RPG nie do końca zostały wykorzystane, ale frajda z przedzierania się przez zastępy zzombifikowanych autochtonów tropikalnych wysp okazuje się zaskakująco duża. Niska cena, kilka ciekawych pomysłów i przyjemna oprawa dzielnie sobie radzą z przyćmiewaniem wad tej produkcji. Gdzieś pod powierzchnią czai się potencjał na grę lepszą, większą i bardziej dopracowaną – może w przyszłości? Jednak tak naprawdę najważniejsze pytanie brzmi: czy przypadkiem nie macie już dość zombie?