Grim Fandango Remastered Recenzja gry
Recenzja gry Grim Fandango Remastered - Tima Schafera powrót do przeszłości
Do grona tzw. remasterów dołączył kolejny hicior sprzed lat - tym razem liftingowi poddana została gra Grim Fandango Remastered. Czy to dobra okazja, żeby przypomnieć sobie to arcydzieło wśród przygodówek?
Recenzja powstała na bazie wersji PS4.
- oryginalna tematyka;
- fabuła;
- świetny klimat kojarzący się z filmami noir;
- bohaterowie, których nie sposób nie polubić;
- ogromna dawka humoru;
- oprawa dźwiękowa.
- stosunkowo niewielkie zmiany w oprawie graficznej;
- brak pełnoprawnego trybu panoramicznego;
- (momentami) sterowanie;
- błędy techniczne (gra trzy razy zawiesiła mi konsolę).
Ostatnio przeżywamy prawdziwy wysyp tzw. remasterów, czyli odświeżonych edycji starych hitów, które w latach dziewięćdziesiątych rozpalały wyobraźnię ówczesnych fanów elektronicznej rozrywki. Jakość tych produkcji okazuje się być bardzo różna – na rynek trafiają zarówno perełki (Resident Evil HD), jak i tytuły jedynie odcinające kupony od dawnej popularności, czego świetnym przykładem jest Heroes of Might & Magic III HD, przynajmniej w wersji na PC. Do tego grona niedawno dołączyła też gra Grim Fandango – ostatnia wielka przygodówka firmy LucasArts, która przez wielu uznawana jest za najwybitniejszego przedstawiciela gatunku. Projekt wzbudził swego czasu spore zainteresowanie w mediach, zwłaszcza, że za wskrzeszanie klasyka wziął jego twórca, Tim Schafer ze studia Double Fine Productions. Po wielu miesiącach oczekiwania możemy wreszcie odpowiedzieć na pytanie czy ten eksperyment się powiódł.
Istnieje duża szansa, że wielu z Was o Grim Fandango w ogóle nie słyszało, dlatego specjalnie dla Was – krótkie wprowadzenie. Głównym bohaterem gry jest Manny Calavera, pracownik Departamentu Śmierci, który pomaga osobom żegnającym się z życiem w podróżach do krainy wiecznej szczęśliwości. Nasz śmiałek nie notuje na tym polu większych sukcesów, w przeciwieństwie do kolegi po fachu, zawsze zgarniającego mu sprzed nosa najlepsze kąski. Podejrzewając swojego szefa o celowe dyskredytowanie jego działań, Manny dokonuje sabotażu w firmie, dzięki czemu udaje mu się spotkać tajemniczą kobietę, Mercedes Colomar. Jak to zwykle w tego typu opowieściach bywa, podstęp szybko zostaje wykryty. W jego wyniku Calavera zostaje zawieszony w obowiązkach, ale jego niedoszła klientka przepada jak kamień w wodę. W tym też momencie zaczyna się wielka intryga, którą z wiadomych względów przemilczę. Dodam jedynie tyle, że z technicznego punktu widzenia gra jest klasyczną do bólu przygodówką. Włócząc się po Krainie Umarłych, protagonista musi rozmawiać z napotkanymi bohaterami niezależnymi, zbierać walające się tu i ówdzie przeszkody, a następnie wykorzystywać je zgodnie ze swoim (czyt. zaplanowanym przez twórców) przeznaczeniem. Warto też zaznaczyć, że Grim Fandango z pewnością nie jest produkcją lekką, łatwą i przyjemną – absurdalne pomysły na rozwiązywanie napotykanych problemów nie przypadną do gustu ludziom preferującym bardziej racjonalne zagadki, serwowane np. w serii Broken Sword.
Pierwszy kontakt z nową wersją starego hitu nie nastraja niestety zbyt optymistycznie. Choć zgodnie z panującymi standardami gra zapewnia obsługę telewizorów panoramicznych, obraz w trybie 16:9 brutalnie rozciąga się do krawędzi ekranu, a takie rozwiązanie trudno uznać za satysfakcjonujące. W przypadku uruchomienia klasycznego wariantu 4:3, właściwe proporcje zostają zachowane, jednak po bokach pojawiają się dwa charakterystyczne pasy, które nieco psują efekt. Taki zabieg jest o tyle dziwny, że firma Double Fine Productions ponownie wygenerowała statyczne tła, by prezentowały się one przyzwoicie w rozdzielczości full HD. Wstawienie dodatkowych obiektów i poszerzenie lokacji zmusiłoby zapewne grafików studia do wytężonej pracy, ale właśnie takich inicjatyw wymagamy od deweloperów, którzy decydują się na przypomnienie dawnych klasyków. Oglądając w akcji Grim Fandango Remastered trudno oprzeć się wrażeniu, że edycja ta została przygotowana minimalnych nakładem sił i choć główni zainteresowani mają na ten temat zupełnie inne zdanie, ich dzieło prezentuje się w tym względzie blado w porównaniu z innymi odświeżanymi hiciorami, np. wspomnianym już na początku Resident Evil.
Zdecydowanie więcej wysiłku autorzy włożyli w podrasowanie modeli postaci i przedmiotów, które są zresztą jedynymi, w pełni trójwymiarowymi obiektami w tej grze. Przyciśnięcie prawej gałki analogowej w padzie pozwala w locie przełączyć się pomiędzy oryginalną i remasterowaną wersją produktu, dzięki czemu każdy może sam ocenić jakość tych zmian. Nie zmienia to oczywiście faktu, że ostrzy jak żyleta bohaterowie odrobinę odstają od ziarnistych i skromnych teł, przywołujących powiew dawno minionej epoki – nie jest to jednak na tyle duży mankament, żeby nie dało się przymknąć na niego oka.
W Grim Fandango Remastered na PlayStation 4 Mannym kieruje się dokładnie tak, jak w oryginale, co oznacza, że użytkownik porusza postacią bezpośrednio za pomocą kontrolera. Co ciekawe, takie rozwiązanie było mocno krytykowane przez fanów po premierze pierwowzoru, dlatego z myślą o zwolennikach klawiatury i myszki, deweloperzy zaimplementowali system point and click. Oczywiście, jest on dostępny wyłącznie w pecetowej edycji, konsolowcy muszą zadowolić się jednym sposobem sterowania. Pad w GFR generalnie sprawuje się świetnie, jednak dość często zdarza się, że po zmianie widoku ze statycznej kamery intuicyjnie przechylimy gałkę analogową w innym kierunku i prowadzona przez nas postać nie zareaguje tak, jak nakazywałaby logika.
Cieszy brak ingerencji w inne aspekty gry, które dziś sprawdzają się równie dobrze, co w wydanym prawie siedemnaście lat temu oryginale. Mam tu na myśli przede wszystkim całkowity brak HUD-u, który mocno odróżnia Grim Fandango od innych przygodówek. Remasterowana edycja podąża tutaj szlakiem wytyczonym przez pierwowzór, gdzie interaktywne obiekty na ekranie nie były w żaden sposób opisane tekstem. Nie stanowi to jednak zbyt dużego utrudnienia, bowiem Manny precyzyjnie kieruje wzrok na przedmioty, które wydadzą mu się interesujące. Wygląda to piekielnie naturalnie i chwała deweloperom za to, że nie ulegli pokusie nadmiernego upraszczania swojego dzieła, wykorzystując zupełnie inne mechanizmy informowania gracza o wartych uwagi klamotach.
Grim Fandango to niewątpliwie małe dzieło sztuki i choć remasterowana edycja pozostawia pewien niedosyt, w niczym nie zmienia to faktu, że gra jest naprawdę świetna. Gdybym miał oceniać pierwowzór w okolicach jego premiery bez wahania dałbym mu jedną z najwyższych not, w przypadku odświeżonej edycji tak dobrze już niestety nie będzie. Mamy tu casus identyczny, jak w przypadku Heroes of Might & Magic III HD. Skoro deweloperzy podejmują trud, żeby przybliżyć klasyczne hiciory dzisiejszemu pokoleniu graczy, nie mogą iść po linii najmniejszego oporu. Ta przygodówka naprawdę zasługuje na to, żeby przyłożyć się do niej w większym stopniu, a tego niestety w omawianym produkcie nie widać. Dzięki Timowi Schaferowi zdążyliśmy poznać już wszystkie przeciwności losu, z jakimi musiało zmierzyć się studio Double Fine (brak oryginalnych plików, konieczność odtwarzania niektórych obiektów po analizie grafik koncepcyjnych), nie mogę tego jednak traktować jako usprawiedliwienie. Mam nadzieję, że w przypadku Day of the Tentacle, które również w niedalekiej przyszłości doczeka się liftingu od Double Fine, będę w stanie wystawić remasterowi znacznie wyższą notę.