Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Symulator kozy Recenzja gry

Recenzja gry 3 kwietnia 2014, 13:34

autor: Przemysław Zamęcki

Recenzja gry Goat Simulator - dobry żart i beznadziejnie głupia gra

Najtrudniejsza recenzja w życiu każdego krytyka najczęściej odnosi się do dzieła, którego ten ni w ząb nie potrafi zrozumieć. Symulator kozy powstał dzięki żarcikowi i ma szansę nawet przez kilkadziesiąt minut spełniać swą rozrywkową funkcję.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  1. można się przez około godzinę pobawić...
MINUSY:
  1. tylko po co?

Symulator kozy nowej generacji przygotowany przez szwedzkie Coffee Stain Studios to beznadziejnie głupia gra, niewarta wydania na nią nawet eurocenta, a co dopiero dziesięciu euro. Zamiast tego lepiej kupić sobie hula hop lub skakankę. Jedynym pozytywnym aspektem ma być możliwość stania się na chwilę kozą. Ile prawdy jest w tym opisie przygotowanym przez samych autorów Goat Simulatora?

Od jakiegoś czasu deweloperzy zalewają rynek symulatorami, nie ma co w nich jednak wypatrywać nowoczesnych samolotów bojowych czy choćby maszyn cywilnych. Od wielu lat to zupełna nisza, która gdyby nie pasjonaci, już dawno trafiłaby na śmietnik historii. Kiedyś szczytem ekstrawagancji wydawał się japoński symulator autobusu, dzisiaj tego typu produkcje są dostępne w całej Europie na wyciągnięcie ręki. Pozostaje kłopotliwe pytanie, czy do gry, która nawet nie próbuje udawać czegoś czym nie jest, powstałej w czasie warsztatów twórczych z zadaniem odreagowania ciężkiej pracy nad poważniejszymi tytułami, jest sens podchodzić w racjonalny sposób? Wszak to tylko żart, który gdyby nie internetowa społeczność, umarłby śmiercią naturalną w szwedzkich kazamatach dla porzuconych plików.

Koza odrzutowa.

Przyjdzie koza do woza

Goat Simulator jest sandboksem w pełnym tego słowa znaczeniu. Twórcy przygotowali lokację wypełnioną kilkoma atrakcjami, w której gracz może robić co mu się żywnie podoba. Jedynym widocznym aspektem jakiegokolwiek postępu jest licznik punktów i zestaw prostych wyzwań polegających na przykład na spowodowaniu wybuchu na stacji benzynowej czy wygrania walki kozłów. Przy czym wszystko to, czego jesteśmy świadkami, jest całkowicie fikcyjne. W tej grze-żarcie, napędzanej trzecią iteracją silnika Unreal, wszystko jest bowiem umowne i pełne bugów, które to mają być zresztą jedną z głównych atrakcji. Beznadziejnie animowana koza wchodząca po drabinie i wyginająca szyję we wszystkie strony jest głównym bohaterem widowiska. Poza nią niewielki obszar gry wypełniają wybuchające w zetknięciu z rogami samochody, nieruchome ludziki na pikiecie, podrygujący sąsiedzi przy grillu, widzowie na samochodowym pokazie i obserwatorzy krwawych walk kóz. Na otoczenie składa się kilka domów, basen, plac budowy z dużym dźwigiem i ośrodek badań nad niską grawitacją. Daje to maksymalnie godzinę zabawy, w czasie której dociekliwy gracz będzie w stanie zobaczyć wszystko, co chcieli zafundować mu autorzy. Łącznie z kilkoma ukrytymi lokacjami, które chyba najbardziej przypadły mi do gustu. Sęk w tym, że trwało to jakieś pół minuty na sztukę.

Samochody będące w ruchu są w grze niezniszczalne.

Gdyby kózka nie skakała...

Granie w Goat Simulator to doskonała okazja by zastanowić się nad sensem życia, jedynie okazyjnie przerywana nieco irytującym sterowaniem. Szczególnie kiedy znajdziemy silnik rakietowy, który założony na grzbiet kozy niczym siodło pozwala poderwać ją do nieskoordynowanego lotu. Wzlatując, za pomocą jednego przycisku znacznie spowalniamy czas i przeżywamy prawdziwe katharsis. A przynajmniej staramy sobie wyobrazić, że je przeżywamy, bo ta głupia gra wywołuje albo niekontrolowalny wybuch śmiechu, albo nerwicę – reakcja, jak sądzę, zależy od typu gracza. Zainteresowanym proponuję sprawdzenie się w teście Bartle’a.

W grze można zbierać kozie bob... znajdźki.

Koza poza skakaniem potrafi przywalić z „baśki” rozrzucając ludzi, niszcząc samochody, a nawet całe budynki. Z pyska wystaje jej długi jęzor, za pomocą którego może się przykleić do różnych przedmiotów. Kwintesencją rozgrywki jest niszczenie wszystkiego, co tylko się da. Poczynając od metalowych rur, przez pudła, elementy wyposażenia pokojów, po płoty i samochody. Im bardziej spektakularna demolka, tym więcej punktów. Gra pozwala także na włączenie tzw. mutatorów, które na chwilę trochę urozmaicają zabawę. Odwiedzenie jednej z sekretnych lokacji pozwala włączyć przywoływanie kozich pobratymców, co kończy się zarżnięciem komputera. Spadające z nieba martwe kozy spowalniają animację do jednej klatki na sekundę. Urocze.

Koza może szybować nawet bez jetpacka.

Sterowanie kozą jest nieskomplikowane, ale jej częste upadki, mające być prezentacją zaawansowanej mechaniki szmacianej lalki i konieczność ciągłego wstawania na nogi zaburzają zen rozgrywki. Wiele z podjętych akcji kończy się natychmiastowym zgonem, choć twórcy maksymalnie skracają proces reinkarnacji i nasz bohater wraca do życia w trybie natychmiastowym. Nawet rozjechany przez ciężarówkę wydaje się przyjmować swój los ze spokojem i opanowaniem. Zwierzę potrafi przekazać graczowi prawdziwą siłę spokoju i być przykładem bezkompromisowego uporu w walce z materią wszechświata.

Kozi tron we krwi.

Raz kozie śmierć

Wypełnienie treścią żartu będącego grą nie należy do zadań łatwych. Na dobrą sprawę nie wiadomo, jak Goat Simulator potraktować. Czy jako żart właśnie, by wraz z autorami przyłączyć się do śmiechu z gry i w końcu z siebie samego, który wydał na to coś aż dziesięć euro, czy może w związku z tym, że produkt nie jest darmowy, opisać go całkowicie serio? Sytuacja jest podobna do recenzowanego przeze mnie ostatnio Metal Gear Solid V: Ground Zeroes. Za zdecydowanie wygórowaną cenę otrzymaliśmy tam jednak znakomicie doszlifowany gameplay, o czym w przypadku dzieła Coffee Stain nie da się powiedzieć.

To właśnie ci państwo winni są całemu zamieszaniu.

Niemniej jednak nikt nie twierdzi, że symulator kozy miał być czymś więcej niż tylko czystą „beką”, pełną bugów zabawą, pozbawioną większego sensu. To tytuł, z którego nawet nie bardzo da się nakręcić kolejny odcinek „Liczę na glicze”, bo trzeba by w nim pokazać całą grę. Kozim targiem wynegocjowałem sam ze sobą środek stawki, ale pod warunkiem, że gra za chwilę trafi do jakiejś mega promocyjnej wyprzedaży. W przeciwnym wypadku, jeżeli już koniecznie chcecie wydać pieniądze na kozę, to za radą twórców, złóżcie się z kimś na prawdziwego zwierzaka. Albo poczekajcie na jakiś symulator wiechcia słomy czy coś...

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Recenzja gry The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom - Zelda w głównej roli radzi sobie świetnie
Recenzja gry The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom - Zelda w głównej roli radzi sobie świetnie

Recenzja gry

Nintendo w najnowszej odsłonie kultowego cyklu postanowiło zabawić się formułą i namieszać w kanonie. W Echoes of Wisdom to księżniczka Zelda ratuje świat przy pomocy własnego zestawu magicznych sztuczek - i wychodzi jej to bardzo dobrze!

Recenzja Astro Bot - gry, która dała mi czystą frajdę od samego początku aż po napisy końcowe
Recenzja Astro Bot - gry, która dała mi czystą frajdę od samego początku aż po napisy końcowe

Recenzja gry

Gdybym miał określić Astro Bota w trzech słowach, to powiedziałbym, że to szalenie przyjemna gra. Dlaczego? Bo przypomina nam o zręcznościowych korzeniach gier wideo, kiedy liczył się przede wszystkim fajny gameplay.

Ja nawet nie lubię e-sportu, a wciągnąłem się bez reszty. Recenzja Nintendo World Championships: NES Edition
Ja nawet nie lubię e-sportu, a wciągnąłem się bez reszty. Recenzja Nintendo World Championships: NES Edition

Recenzja gry

Okazuje się, że można sprzedać tę samą grę po raz czwarty, jeśli zrobi się to dobrze. Nintendo World Championships: NES Edition wciąga bez reszty, a aspekt rankingów online sprawia, że rywalizacja nabiera jeszcze więcej rumieńców.