Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Game of Thrones: A Telltale Games Series - Season One Recenzja gry

Recenzja gry 19 listopada 2015, 14:28

Recenzja gry Game of Thrones - Telltale zna zasady gry o tron

Twórcy The Walking Dead i Tales from the Borderlands nie wychodzą poza bezpieczne ramy wypracowanej przed laty formuły, w ramach której dostarczają wciągający interaktywny film ze wszystkimi charakterystycznymi wadami i zaletami tego typu gier.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  • wciągająca historia o przytłaczającym klimacie;
  • trudne wybory moralne;
  • wprowadzenie do gry wielu postaci, wydarzeń i lokacji znanych z serialu i książek;
  • zaangażowanie aktorów z serialu do podłożenia głosów granym przez siebie bohaterom.
MINUSY:
  • opowieść jest hermetyczna i osoby nieznające świata Gry o tron mogą czuć się zagubione;
  • drobne zgrzyty fabularne;
  • niewielki wpływ gracza na przebieg wydarzeń;
  • brzydka oprawa graficzna.

Fani interaktywnych seriali mają ostatnimi czasy sporo powodów do zadowolenia. Miesiąc temu odbyła się premiera finałowego epizodu ciepło przyjętego Tales from the Borderlands autorstwa Telltale Games, a całkiem niedawno to samo studio rozpoczęło rozpowszechnianie Minecrafta: Story Mode. Jednocześnie dość niespodziewanie dotychczasowemu monopoliście wyrosła silna konkurencja w postaci studia Dontnod Entertainment, którego Life is Strange okazało się jedną z największych pozytywnych niespodzianek tego roku. Teraz zaś końca dobiegła kolejna odcinkowa seria przygodówek wspomnianych twórców The Walking Dead i The Wolf Among Us. Oparte na serii książek Pieśń lodu i ognia George’a R. R. Martina oraz na jej wyjątkowo popularnej serialowej adaptacji produkcji HBO Game of Thrones: A Telltale Games Series stanowi nie lada gratkę dla fanów tego uniwersum, w interesujący sposób wplatając zupełnie nową opowieść i postacie pomiędzy doskonale znane wydarzenia.

Już od pierwszych chwil jesteśmy zmuszeni walczyć o życie sterowanych przez nas bohaterów.

Żelazo z lodu

Najnowsze dzieło studia Telltale Games na przestrzeni sześciu epizodów prezentuje losy klanu Forresterów, jednego z wielu rodów Północy, który w Wojnie Pięciu Królów opowiedział się po stronie Robba Starka. Ponieważ akcja rozpoczyna się w trakcie pamiętnych Krwawych Godów, ta honorowa i waleczna, choć niewielka, familia niespodziewanie musi odnaleźć się w bardzo nieciekawej sytuacji politycznej. Głowa rodziny ginie w trakcie masakry na weselu, po upadku Starków Północ trafia w ręce Boltonów, którzy zdecydowanie nie darzą sympatią dawnych sojuszników Młodego Wilka, zaś od lat zwaśnieni z Forresterami sąsiedzi postanawiają wykorzystać ich słabość, by ostatecznie pozbyć się odwiecznych rywali. Los dumnego klanu trafia w ręce jego pięciorga młodych członków, którzy rozproszeni po całym świecie muszą zrobić wszystko, by zapewnić swemu rodowi przetrwanie.

Ironrath to siedziba rodu Forresterów, w której spędzimy sporo czasu i o której przyszłość będziemy walczyć.

To właśnie wspomnianym pięciorgiem postaci przychodzi nam pokierować. Choć są to bohaterowie stworzeni na potrzeby gry, dość szybko zaczynamy czuć do nich sympatię, głównie z racji tego, że Forresterowie w dużej mierze okazują się kalką Starków. Gared Tuttle, giermek zmarłej głowy rodu, w wyniku splotu wydarzeń zostaje wysłany na Mur, gdzie niczym Jon Snow musi wybierać między lojalnością względem straży i swojego rodu. Mira, najstarsza z rodzeństwa Forresterów, służy jako dwórka Margaery w Królewskiej Przystani i – podobnie do Sansy – zostaje zmuszona do szybkiej nauki reguł gry o tron – na szczęście spiskowanie i planowanie intryg idzie jej znacznie lepiej i jest to postać nieporównywalnie mniej denerwująca i bezradna od Starkówny. Wygnany za młodu do Essos Asher jest tym, kim moglibyśmy się spodziewać, że za dziesięć lat stanie się Arya. Rodrik swoją prawością i kłopotami sercowymi wyraźnie przypomina Robba. Natomiast mały Ethan, z racji swego młodego wieku, od razu budzi skojarzenia z Branem. Wszyscy oni są – podobnie jak członkowie najważniejszej rodziny Północy – prawi, zdeterminowani i lojalni, co zazwyczaj kończy się dla nich źle. Różnica jest taka, że o ile nazwisko Starków jest jednym z najważniejszych w Westeros, tak Forresterami wszyscy wokół pomiatają i z ich zdaniem nikt się nie liczy.

Ethan jest najmłodszym członkiem klanu Forresterów, w którego przychodzi nam się wcielić.

To właśnie poczucie beznadziejności i bycia maluczkim wśród wielkich deweloperzy z Telltale Games postanowili uczynić głównym punktem opowiadanej historii. Każda z grywalnych postaci stara się na swój sposób dopomóc swemu klanowi, działania Forresterów przypominają jednak rozpaczliwe próby ocalenia życia przez mysz, która znalazła się w jednym pomieszczeniu z kilkoma walczącymi ze sobą tygrysami. Nawet jeśli udaje nam się zdobyć sympatię kogoś, kto mógłby nas w jakiś sposób wesprzeć, wyraźnie dane jest nam do zrozumienia, że postać ta traktuje nasze problemy jako dostarczającą jej nieco zajęcia błahostkę. I zresztą chwilę później zapomina o nas, zaabsorbowana swoimi sprawami. Wrogowie natomiast nie odpuszczają najmniejszej okazji, by nas jak najbardziej poniżyć i zmusić do płaszczenia się przed nimi. Tak trudna sytuacja postaci ma bardzo pozytywny wpływ na odbiór historii – przez większość czasu śledzimy losy kierowanych przez nas bohaterów z napięciem, a ponury klimat opowieści sprawia, że ciężko oderwać się od kolejnych odcinków interaktywnego serialu. Ponadto, zgodnie z duchem pierwowzoru, w trakcie rozgrywki trup ściele się gęsto i nikt nie może czuć się bezpiecznie.

Północ pamięta

Scenarzyści Game of Thrones: A Telltale Games Series mocno się natrudzili, by mimo opowiadania pobocznej historii umieścić w grze jak najwięcej wydarzeń, postaci i lokacji z książek i serialu. Oprócz zwiedzania Ironrath, siedziby rodu Forresterów ulokowanej niedaleko Winterfell, wędrujemy na Mur i mroźne tereny na północ od niego, sporo czasu spędzamy też, intrygując wśród szlachty zamieszkującej Królewską Przystań, odwiedzamy także egzotyczne Essos i Meereen. Próbując ratować naszą rodzinę, o pomoc zwracamy się do (albo stajemy przeciwko wymienionym): Jona Snowa, Cersei i Tyriona Lannisterów, Margaery Tyrel, Ramsaya Snowa czy Daenerys Targaryen. Podczas zabawy nie brakuje też nawiązań do wydarzeń z pierwowzoru, w których Forresterowie albo uczestniczą na dalszym planie, albo których reperkusje mają istotny wpływ na los sterowanych przez nas postaci. Nawiązań jest tak wiele, że nawet najbardziej wymagający fani Pieśni lodu i ognia powinni być usatysfakcjonowani. Nawet sekwencja otwierająca każdy odcinek została żywcem przeniesiona z serialu telewizyjnego i przedstawia makietę Westeros i otaczających je krain.

Mira knuje i spiskuje w Królewskiej Przystani, by zapewnić wsparcie polityczne swojej rodzinie.

Mam natomiast pewne wątpliwości, czy dla osób, które zechciałyby wypróbować produkcję Telltale Games, nie znając pierwowzoru, tytuł nie okaże się zanadto hermetyczny. Sam bardzo cenię pierwszy sezon The Walking Dead właśnie za to, że pozwalał mi cieszyć się nim mimo nieznajomości komiksowego pierwowzoru i porzucenia serialu telewizyjnego po pierwszej części, również w The Wolf Among Us udanie bawić mogły się osoby, które nigdy nie czytały komiksu Fables. W przypadku Game of Thrones bez znajomości wydarzeń z książek albo przynajmniej z serialu dużo wątków fabularnych może okazać się niezrozumiałych.

W trakcie zabawy spotkamy wiele twarzy znanych z serialu i książek.

Historia ma też kilka pomniejszych wad, które na szczęście nie irytują bardzo mocno, ale nieznacznie psują odbiór fabuły. Charakter niektórych z licencjonowanych postaci czasem nie odpowiada temu, co znamy chociażby z serialu HBO. Dotyczy to szczególnie Daenerys, która ceniona jest za swe silne poczucie sprawiedliwości, tymczasem w pewnym momencie gry zachowuje się względem nas bardzo nie fair i bezceremonialnie łamie dane wcześniej słowo. Ponadto, jak to często w grach Telltale Games bywa, większość bohaterów niezależnych ma tendencje do skakania sobie do oczu przy byle okazji tylko po to, by zmusić nas do opowiedzenia się po jednej ze stron. Immersję psuje też to, że zależnie od widzimisię scenarzystów postacie dość różnorodnie reagują na otrzymywane obrażenia. Podczas gdy te trzecioplanowe zazwyczaj padają martwe po jednym ciosie miecza czy od jednej strzały, ważniejsze persony potrafią mieć się całkiem nieźle mimo licznych bardzo poważnych ran, jakie zadano im raptem kilka minut wcześniej. Szczególnie kuriozalnie wypada jeden z głównych bohaterów, który przez większość gry jest w stanie ledwie się poruszać, by w pewnym momencie „zapomnieć” o swoich obrażeniach i w ciągu jednej chwili przemienić się w wielkiego wojownika.

Wśród odwiedzanych lokacji nie zabrakło miejsc tak charakterystycznych jak skuty lodem Mur.

Valar Morghulis

Jeśli chodzi o mechanizmy rządzące rozgrywką, to Game of Thrones stanowi typowego przedstawiciela gatunku interaktywnych filmów, ze wszystkimi tego zaletami i wadami. Oznacza to, że znacznie więcej jest tu oglądania niż grania, a kiedy już mamy coś do zrobienia, to zazwyczaj sprowadza się to do prostych sekwencji zręcznościowych, w trakcie których walczymy poprzez szybkie wciskanie pojawiających się na ekranie przycisków, albo do wybierania opcji dialogowych podczas konwersacji i podejmowania różnorodnych decyzji. Kilkakrotnie otrzymujemy też bezpośrednią kontrolę nad sterowaną w danej chwili postacią i możemy pozwiedzać niewielkie lokacje albo rozwiązać proste zagadki środowiskowe, ale zdarza się to stosunkowo rzadko. Jeśli komuś przeszkadzał niedobór interaktywnych fragmentów w The Walking Dead czy The Wolf Among Us i przerost oglądania nad graniem, to nie ma czego szukać również w Grze o tron.

Jak to zwykle w tytułach Telltale Games bywa, w każdym odcinku zmagamy się z wyjątkowo trudnymi wyborami moralnymi, podczas których wydaje się, że każda możliwa opcja może przynieść więcej złego niż dobrego. I również, jak to zwykle bywa, koniec końców większość z tych decyzji okazuje się całkowicie iluzoryczna i ma wpływ jedynie na drobne szczegóły. Jeśli jakaś postać miała nam w czymś pomóc, a my ją do siebie zrazimy, wydarzenia i tak potoczą się dokładnie tym samym torem, z tą różnicą, że wsparcie otrzymamy od kogoś innego. Ktoś istotny przez nas zginął? Oznacza to, że nawet gdyby przeżył, jego dalsza rola w historii byłaby trzecioplanowa. Albo po prostu umarłby chwilę później w inny sposób. Dopiero pod koniec gry stajemy w obliczu wyborów, które mają realny wpływ na ostateczne losy poszczególnych Forresterów. Zwłaszcza jeden z nich, dokonywany w finale przedostatniego odcinka, jest wyjątkowo trudny emocjonalnie i potrafi zmienić kształt ostatniego epizodu. Szkoda, że te większe konsekwencje pojawiają się dopiero przy końcu gry. Na szczęście owa iluzoryczność wychodzi na jaw dopiero przy drugim i kolejnych podejściach do zabawy. Podczas pierwszego spotkania z Game of Thrones przekonanie, że mamy wpływ na losy Forresterów, jest bardzo silne i podejmowanie decyzji okazuje się równie trudne jak w The Walking Dead czy Life is Strange.

Asher jest najsympatyczniejszą i najbardziej charyzmatyczną z postaci, w jakie przychodzi nam się wcielić.

Valar Dohaeris

Przy The Wolf Among Us można było mówić o komiksowej konwencji, która zresztą wypadła świetnie. Z kolei Minecraft: Story Mode został maksymalnie upodobniony do niepięknego pierwowzoru. W przypadku Game of Thrones: A Telltale Games Series wymówek jednak nie ma i trzeba nazwać rzeczy po imieniu – ta gra jest po prostu brzydka. Autorski silnik Telltale Games nigdy nie imponował przepychem graficznym, przez kolejne lata nie zrobiono jednak nic, by go podrasować, i dzisiaj nawet niektóre produkcje mobilne wyglądają znacznie lepiej. Modele postaci mają mało szczegółów, zaś animacje poruszania się rażą wyjątkową sztywnością.

Od czasu do czas przejmujemy bezpośrednią kontrolę nad naszymi bohaterami, zdarza się to jednak stosunkowo rzadko.

Deweloperzy prawdopodobnie chcieli zamaskować niską jakość oprawy, używając filtra graficznego, który rozmazuje tła oraz niektóre tekstury i upodabnia je do akwarelowych malowideł. Niestety, ponieważ został on zastosowany wybiórczo i nie pokrywa części interaktywnych obiektów oraz bohaterów, powstał straszący oczy dziwny miszmasz. Ponadto twarze aktorów z serialu nałożono na ich wirtualne odpowiedniki, co może nie wyszło wyjątkowo źle, ale wyraźnie odstaje od wyglądu wszystkich innych występujących w grze postaci. Nie wspominając już o drobnych usterkach technicznych – animacja ruchu ust nie zawsze się aktywuje, a tekstury od czasu do czasu radośnie przez siebie przenikają.

Znacznie lepiej wypada warstwa dźwiękowa gry. Do współpracy zaproszono serialowe gwiazdy i dzięki temu ulubieńcy fanów przemawiają charakterystycznymi głosami Petera Dinklage’a, Leny Headey, Emilii Clarke czy Iwana Rheona. Aktorzy wcielający się w bohaterów stworzonych na potrzeby gry również wypadają przekonująco, a niektórzy z nich, jak na przykład Alex Jordan podkładający głos Asherowi Forresterowi, swoimi kreacjami wcale nie ustępują najbardziej lubianym postaciom z serialu. Licencja pozwoliła Telltale Games także na wykorzystanie ścieżki dźwiękowej z produkcji HBO, dzięki czemu słyszymy między innymi kultowe Deszcze Castamere czy słynny motyw przewodni serii.

Walka opiera się na prostych sekwencjach, w trakcie których musimy szybko naciskać pojawiające się na ekranie przyciski.

Game of Thrones: A Telltale Games Series to produkcja bardzo zachowawcza, zbudowana na tych samych schematach, na których Telltale Games opiera wszystkie swoje gry od czasu sukcesu The Walking Dead. Obejmująca sześć odcinków opowieść wciąga i wywołuje sporo emocji, wybory moralne są trudne i stresujące, jednocześnie jednak wszelka nieliniowość okazuje się głównie udawana i przy powtórnej rozgrywce poczucie wpływu na wydarzenia pryska. Mało jest też w tym interaktywnym filmie interaktywności. Fani tego typu gier powinni być zadowoleni, choć bez znajomości materiału źródłowego opowieść może niekiedy wydać się mało zrozumiała. Miłośnicy Pieśni lodu i ognia oraz serialu HBO również spędzą z tym tytułem kilka miłych chwil. Natomiast osoby, których do interaktywnych filmów nie zdołało przekonać ani TWD, ani Life is Strange, i które nie pojmują fenomenu serialu czy książek, po spotkaniu z Grą o tron w wersji Telltale Games zdania raczej nie zmienią.

Michał Grygorcewicz

Michał Grygorcewicz

W GRYOnline.pl najpierw był współpracownikiem, w 2023 roku został szefem działu Produktów Płatnych, a od 2024 roku zarządza działem sprzedaży. Tworzy artykuły o grach od ponad dwudziestu lat. Zaczynał od amatorskich serwisów internetowych, które sam sobie kodował w HTML-u, potem trafiał do coraz większych portali. Z wykształcenia inżynier informatyk, ale zawsze bardziej go ciągnęło do pisania niż programowania i to z tym pierwszym postanowił związać swoją przyszłość. W grach przede wszystkim szuka opowieści, emocji i immersji, jakich nie jest w stanie dać inne medium – stąd wśród jego ulubionych tytułów dominują produkcje stawiające na narrację. Uważa, że NieR: Automata to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała.

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

GeneticsDDC Ekspert 12 sierpnia 2016

(PS4) Recenzja Games of Thrones: Season One.

8.5
Recenzja gry Game of Thrones: Iron From Ice – twórcy The Walking Dead kują żelazo póki gorące
Recenzja gry Game of Thrones: Iron From Ice – twórcy The Walking Dead kują żelazo póki gorące

Recenzja gry

Wiadomość o tym, iż Telltale Games planuje stworzyć kolejną ze swoich interaktywnych produkcji w oparciu o bijącą rekordy popularności serię książek oraz serial, zaskoczyła chyba wszystkich. Jak poradzili sobie z tak rozpoznawalną marką?

Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.