Fire Emblem Heroes Recenzja gry
Recenzja gry Fire Emblem Heroes – konsolkowe RPG w miniaturze
Wypuszczając Fire Emblem Heroes, Nintendo przypuszcza trzeci szturm na rynek mobilny – i po raz trzeci odnosi sukces. Gra zachęca do sięgnięcia po konsolowe odsłony tej RPG-owej serii, oferując dużo zabawy bez naprzykrzających się mikropłatności.
- Fire Emblem na komórce!
- proste, ale angażujące starcia taktyczne;
- mnóstwo zawartości dla miłośników kolekcjonowania i grindu;
- dopracowana oprawa graficzna i niezłe udźwiękowienie;
- dobrze zbalansowany poziom trudności;
- dla fanów serii – masa starych znajomych do zebrania.
- na dłuższą metę sporo nużącego grindu;
- system staminy z czasem coraz mocniej przeszkadza;
- słaba historia z przewidywalnym zwrotem akcji;
- wymagane połączenie z internetem.
Szybki relaks czy zabawa na wiele godzin? Darmowa gra czy taka za 150 zł? Rodzina taktycznych RPG Fire Emblem właśnie zyskała nowego członka – darmowa odsłona z podtytułem Heroes to bodaj największa rewolucja w serii od lat. To miniaturowa produkcja, która prostotą i szybkością rozgrywki idealnie wpisuje się w smartfonowy styl grania, a przy tym odziedziczyła wystarczająco wiele cech konsolowego cyklu, żeby wyróżniać się na tle innych kolekcjonerskich RPG na rynku mobilnym. Słowem, Nintendo udało się, kolejny już raz, przenieść jedną ze swoich topowych marek na ekrany telefonów – nowy tytuł nie jest może doskonały, ale za to doskonale wprowadza w serię taktycznych RPG, zapewniając przy okazji wiele godzin przyjemnej rozrywki.
Miniaturowy taktyk
Największą zaletą Fire Emblem Heroes jest fakt, że mobilny tytuł zachował wystarczająco wiele z oryginalnej formuły, zarazem przechodząc skuteczną smartfonową kurację, dzięki której rozgrywka została uproszczona i przyspieszona. Na każdej mapce dowodzimy góra czterema bohaterami, a przeciwników jest z grubsza tyle samo. Tak więc starcia są krótkie i w drodze do szkoły czy pracy spokojnie można zaliczyć kilka. Czy zadowolą miłośników serii? Nie, brakuje chociażby ostatecznej śmierci bohaterów (skoro ich kolekcjonujemy, to takie rozwiązanie nie ma sensu), łączenia postaci w pary na polu bitwy czy romansowania.
Znajome twarze:
- Ryoma z Fire Emblem Fates: Birthright;
- Tharja z Fire Emblem: Awakening;
- Elise z Fire Emblem Fates: Conquest;
- Marth m.in. z Fire Emblem: Shadow Dragon and the Blade of Light.
Celem twórców nie było jednak stworzenie kolejnej odsłony taktycznych RPG, tylko zachęcenie nowych graczy do zainteresowania się serią i zaoferowanie starym wyjadaczom miłego wypełniacza czasu w oczekiwaniu na kolejne części cyklu. I to się absolutnie udało, bo najnowsza propozycja jest łatwa do opanowania – szybko uczymy się mechaniki starć, systemu rozwoju postaci czy tego, jak i po co je kolekcjonujemy. W porównaniu z innymi grami free-to-play polegającymi na zbieraniu bohaterów Fire Emblem Heroes jest proste i nie zarzuca nas przesadną liczbą walut, statystyk czy informacji. Jeśli wszystkie duże firmy w ten sposób promowałby swoje marki na rynku mobilnym, to zamiast wielu gniotów (mam na myśli ciebie, DC Legends) mielibyśmy masę świetnych gier, a nie nachalnych prób dobrania się do kart kredytowych graczy.
Prostota starć (każda mapa składa się z 48 pól) nie oznacza jednak, że nie okazują się one wciągające. Twórcom z Nintendo udało się stworzyć angażujące mechanizmy walki – potyczki nie są może rozbudowane i czasem zwyczajnie się przez nie przeklikuje, ale za to rozwój postaci, mnogość trybów i dziesiątki bohaterów do kolekcjonowania to wabiki wystarczające na wiele godzin. Nie wspominając o sprawiającym masę przyjemności dżinglu awansu naszej postaci (tak dobrze znanym każdemu fanowi serii).
Miła oprawa i kilka skaz
Stosunkowo dobrze poradzili sobie autorzy z systemem energii, która jest potrzebna do stoczenia każdego starcia (czy to w kampanii, czy podczas treningu). Do momentu zaliczenia całej kampanii na poziomie normalnym pasek staminy zużywał się na tyle wolno, że kiedy ta już się wyczerpała, to robiąc sobie przerwę, nie czułem niedosytu. Z czasem przestaje już być tak komfortowo, bo im trudniejsze mecze rozgrywamy (kampanię można zaliczyć potem na poziomach trudnym i szaleńczym), tym więcej staminy każdy z nich kosztuje. Widać, że twórcy próbują wciągnąć nas w zabawę, zanim ograniczenia zaczną doskwierać na tyle, żebyśmy sięgnęli po kartę kredytową. Taki „urok” gier free-to-play – w przypadku Fire Emblem Heroes i tak dostajemy wiele godzin spokojnej i przyjemnej rozrywki, a później wystarczy robić sobie częstsze przerwy.
Heroes pokazuje dobitnie, jak wiele gry na 3DS-a tracą przez to, że wychodzą na stary, czyli dość słaby sprzęt. Mobilna odsłona serii Fire Emblem otrzymała co prawda stylizowaną oprawę złożoną z pikseli, ale tradycyjne dla cyklu malowane wizerunki bohaterów, wyświetlone na ekranie o wysokiej rozdzielczości, są szalenie szczegółowe i po prostu efektowne. Nie zabrakło też dopracowanego udźwiękowienia (wraz z głosami postaci), co powoduje, że z grą się zwyczajnie miło obcuje.
W Fire Emblem Heroes stajemy na czele grupy herosów z różnych uniwersów serii, którzy jednoczą się, aby pokonać agresywne imperium Embla, z księżniczką Veronicą na czele. Historia odgrywa oczywiście tylko rolę wypełniacza, niemniej szkoda, że jest niezbyt odkrywcza, dość przewidywalna i momentami przegadana. Jak zwykle w mobilnych tytułach Nintendo przeszkadzać może również wymaganie stałego połączenia z internetem – choć jest to zrozumiałe (w ten sposób twórcy bronią się przed oszustami), to również niezbyt wygodne dla zwykłego gracza, któremu może zabraknąć zasięgu.
Nintendo daje radę
Zapowiadając swoje tytuły mobilne, Nintendo obwieściło, że nie będą to pełnoprawne odsłony popularnych marek – bo w ten sposób firma zniechęcałaby do zakupu konsol i gier na nie – tylko raczej dema i małe produkcje, mające przyciągnąć nowych fanów. Pod tym względem Fire Emblem Heroes spełnia swoją funkcję. Po kilku godzinach z tą pozycją coraz uporczywiej chodziła mi po głowie taka myśl: „Odstaw to i zagraj w jedną z prawdziwych części cyklu”. Mam ochotę na więcej „Emblemów” – i nie ma w tym niczego złego. Nintendo osiągnęło swój cel, a ja w międzyczasie nieźle się bawiłem. Gdyby tak inni wydawcy zrozumieli, że można więcej zyskać, zachęcając do grania, a nie do wydawania pieniędzy, to rynek mobilny byłby o wiele fajniejszy. Dobrze chociaż, że Nintendo idzie tą drogą.
O AUTORZE
Z Fire Emblem Heroes spędziłem pewnie z 10 godzin, zaliczając kampanię (teraz kończę ją na poziomie trudnym), a także bawiąc się we wszystkich trybach. Przetestowałem grę zarówno na smartfonie (Xiaomi Redmi 3), jak i na tablecie (iPad Mini 2) – na obu urządzeniach tytuł sprawował się nienagannie. Wcześniej miałem kontakt z 3DS-owymi odsłonami serii; ostatnio ogrywałem też klasyczne Final Fantasy Tactics.
ZASTRZEŻENIE
Grając w darmowe Fire Emblem Heroes, nie wydaliśmy ani złotówki.