Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Fe Recenzja gry

Recenzja gry 16 lutego 2018, 14:03

Recenzja gry Fe – krótka przygoda w bajecznym świecie

Fe nie zaskoczy nikogo, kto zwrócił na ten tytuł uwagę na etapie zapowiedzi. Gra oferuje dokładnie to, czego można się było po niej spodziewać – solidne, ale nie wybitne mechanizmy rozgrywki i piękną, klimatyczną oprawę wizualną.

Recenzja powstała na bazie wersji PS4. Dotyczy również wersji PC, XONE, Switch

PLUSY:
  1. zjawiskowa oprawa wizualna;
  2. spory świat gry, wypełniony dużą ilością znajdziek do zebrania;
  3. różnorodne cele i stopniowo zdobywane zdolności, dzięki którym zabawa nie nuży do samego końca;
  4. solidne, choć niespecjalnie odkrywcze mechanizmy rozgrywki.
MINUSY:
  1. drobne problemy ze sterowaniem w trakcie szybowania;
  2. krótki czas gry – całość można skończyć w kilka godzin.

Fe nie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Z uwagą śledziłem losy tej produkcji od jej pierwszej zapowiedzi w trakcie konferencji Electronic Arts na targach E3 2016, gdzie dość ewidentnie próbowano ugrać to samo, co rok wcześniej przypadkiem udało się na pokazie Unravel – zestresowany, nieprzyzwyczajony do takich prezentacji deweloper podbił wówczas serca widowni swoją autentycznością i pasją do projektu. Za drugim razem sztuczka ta już nie wyszła i obyło się bez zachwytów nad nieporadnością maluczkiego twórcy na wielkiej scenie, ale za to obroniła się sama gra, wzbudzając zainteresowanie przede wszystkim wyjątkowo klimatyczną oprawą wizualną oraz całkiem solidnie zapowiadającymi się mechanizmami rozgrywki.

Półtora roku później trzecie dzieło studia Zoink Games niczym szczególnym mnie nie zaskoczyło. Nie znaczy to jednak, że nasze walentynkowe rendez-vous było nieudane. Rzeczona produkcja okazała się ni mniej, ni więcej, tylko dokładnie tym, czego się po niej po zapowiedziach spodziewałem – niekoniecznie oryginalną, ale za to mocno urozmaiconą kilkugodzinną przygodą w fenomenalnie wyglądającym świecie.

W pierwszych chwilach las przytłacza i czujemy się osamotnieni, ale gdy spotykamy kolejne zwierzęta, sytuacja się zmienia.

EA Originals

Fe jest pierwszą grą wydaną w ramach programu EA Originals – inicjatywy promującej produkcje niezależnych deweloperów, powstałej po sukcesie odniesionym przez Unravel. Kolejnymi tytułami tworzonymi pod tym szyldem są epizodyczna przygodówka Sea of Solitude oraz mająca zadebiutować pod koniec marca kooperacyjna przygodowa gra akcji A Way Out.

Fe-nomen kolorów

Zabawę w Fe rozpoczynamy w głębokim lesie, zamieszkałym przez niezwykłe zwierzęta. Jednym z nich jest tytułowy bohater, dwunożna istota, która przypomina nieco poczciwego smoka Spyro z kultowej serii platformówek. Protagonista to młodziutki przedstawiciel swojego gatunku, który budzi się kompletnie sam i nie bardzo orientuje, co ma robić, rozpoczyna więc zwiedzanie otaczającego go świata, by się tego dowiedzieć. Nie mija dużo czasu, a zaprzyjaźnia się z pierwszymi mieszkańcami tego miejsca oraz poznaje czyhające na nich zagrożenie – tajemniczych Cichych, zniewalających i porywających zwierzęta.

Wdrapywanie się na drzewa pozwala lepiej zorientować się w otoczeniu i ułatwia docieranie do trudniej dostępnych obszarów.

Świat Fe już od pierwszych chwil zachwyca kolorami. Trójwymiarowe otoczenie stworzono za pomocą minimalistycznych środków, detale zastępując odpowiednio dobraną senną paletą barw, która ulega dynamicznym modyfikacjom w trakcie rozgrywki. W skąpanym w bieli podkreślanej przez zimny niebieski odcień lesie możemy po kilku krokach trafić na wabiącą ciepłym (i zdradliwym, bo symbolizującym zagrożenie) pomarańczem polanę. Na ekranie nigdy nie widzimy pełnego zestawu kolorów – te zmieniają się zależnie od lokacji i sytuacji, zawsze skupiając na odcieniach jednej czy dwóch barw. Jedynymi wyjątkami są obiekty interaktywne, cały czas wyglądające tak samo, co ułatwia wyłuskiwanie ich z otoczenia.

Efekt jest fantastyczny i zdecydowanie stanowi największą zaletę gry. Świat przedstawiony w Fe zachwyca od pierwszych chwil i ten stan utrzymuje się aż do samego końca zabawy – nic nawet na moment nie zaburza doskonałej kompozycji estetycznej. Choć kolorystyka zmienia się regularnie, poszczególne jej elementy świetnie do siebie pasują i ze sobą współgrają. Wszystko to sprawia, że produkcję twórców Zombie Vikings mogę uznać za zdecydowanie najładniejszą grę niezależną, w jaką miałem okazję grać w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy – i nie musi się także ona niczego wstydzić w porównaniu z wysokobudżetową konkurencją.

Śpiewem możemy pozyskać wielu towarzyszy.

Gromadzenie danych

Wizyta w menu opcji wiąże się z dość niemiłą niespodzianką – Fe domyślnie zbiera dane z naszego urządzenia i wysyła je na serwery Electronic Arts, by mogły zostać wykorzystane w bliżej nieokreślonych celach. Opcję tę możemy wyłączyć (a w zasadzie to „ograniczyć zbieranie danych niezbędnych do właściwego funkcjonowania gry” – cokolwiek by to nie znaczyło), ale podejrzewam, że grzebanie w ustawieniach nie jest czymś, od czego rozpocznie swoją przygodę z tym tytułem większość graczy.

Długość dźwięku samotności

Oczywiście na nic by się owa piękna oprawa zdała, gdyby nie towarzyszyły jej sensowne mechanizmy rozgrywki. Te nie są już tak fenomenalne jak warstwa wizualna, ale zapewniają wystarczająco dużo atrakcji, by do końca zabawy dotrzeć nieznudzonym. Fe to dość typowa przygodowa gra akcji z silnymi naleciałościami platformówkowymi. Główny bohater eksploruje sporych rozmiarów mapę, na którą składają się połączone ze sobą wąskimi przesmykami mniejsze lokacje. Nie wszędzie jesteśmy w stanie dotrzeć od razu – czasem najpierw musimy zdobyć określoną umiejętność. Jeśli jednak raz dany zakątek stanie przed nami otworem, to później można już swobodnie do niego wracać, choćby w celu odnalezienia hojnie porozrzucanych znajdziek.

Niektóre stworzenia po zaprzyjaźnieniu się pozwalają się dosiąść.

Początkowo nasz mały Fe nie potrafi zbyt wiele – wachlarz jego ruchów ogranicza się do skakania, trzymania i rzucania określonymi przedmiotami oraz śpiewania. Ta ostatnia zdolność szybko okazuje się najistotniejsza, gdyż w świecie gry właśnie za pomocą melodii odbywa się komunikacja z otoczeniem – zarówno z innymi zwierzętami, jak i z roślinnością. Jeśli uda nam się znaleźć wspólny ton z wybraną istotą, ta z chęcią nam pomoże – ptak zaoferuje transport na swoim grzbiecie, jeleń zaatakuje pobliskiego wroga, a zamknięty kwiat się otworzy, wypuszczając z siebie potrzebny nam owoc.

Zjednywanie sobie sympatii innych za pomocą śpiewu polega na wciskaniu przycisku z takim wyczuciem, by linia tonu głosu stała się równa.

W miarę pomagania kolejnym zwierzętom Fe uczy się nowych piosenek, pozwalających na porozumiewanie się z innymi stworzeniami. Dodatkowe zdolności uzyskujemy także dzięki znajdźkom – nie mija wiele czasu, a zakres możliwych ruchów bohatera zostaje rozszerzony o umiejętność wspinania się po drzewach czy szybowania. Odblokowywanie niedostępnych wcześniej elementów rozłożono na całą długość gry, dzięki czemu regularnie raczeni jesteśmy czymś nowym i zabawa do samego końca zachowuje świeżość.

Na pojawienie się znużenia nie pozwalają też same wyzwania – kolejne stawiane przed nami cele cechują się sporą różnorodnością. Raz musimy odzyskać ptasie jaja wykradzione przez antagonistów, tajemniczych Cichych. Innym razem uwalniamy gigantycznego jelenia, co wiąże się ze wspinaczką po jego grzbiecie niczym w Shadow of the Colossus. O ile pierwsze chwile bywają lekko dezorientujące i łatwo się pogubić w tym, co dokładnie należy w danym momencie zrobić, to im dalej w las, tym lepiej uczymy się korzystać z dostępnych w grze mechanizmów nawigujących (np. możliwego do przywołania śpiewem ptaszka, który wskazuje drogę) i przestajemy potrzebować opcjonalnej mapy z zaznaczonymi bieżącymi celami, zamiast tego doskonale radząc sobie w oparciu o tylko „organiczne” sposoby znajdowania drogi.

Spotkanie z gigantycznym jeleniem zapada w pamięć.

Ptaki oferują szybki transport na duże odległości.

Sterowanie małym Fe przez większość czasu wydaje się całkiem wygodne, choć zdarzają się pewne problemy. Najczęściej dotyczą one konieczności precyzyjnego szybowania – jeśli lecimy w linii prostej, to jest to sama przyjemność, ale jeśli musimy na przykład wykonać małe kółko, by obniżyć nieco wysokość, kamerze zdarza się zwariować i sprawić, że gubimy orientację. Nie jest to coś, co mocno utrudnia zabawę, ale potrafi lekko zepsuć ogólne dobre wrażenie, jakie robi gra.

Krótka piosenka, która zapada w pamięć

Niestety, cała przygoda nie trwa zbyt długo – sugerowane przez twórców osiem godzin potrzebnych na ukończenie gry to raczej górna granica, jeśli nie interesuje nas odszukanie wszelkich możliwych znajdziek. Mnie dotarcie do napisów końcowych zajęło trzy czwarte powyższego czasu, a nie spieszyłem się i bardzo chętnie zbaczałem z najkrótszej drogi do celu, by na przykład spróbować zdobyć majaczący na pobliskim wzniesieniu specjalny kryształ. Sześć godzin to w sumie w miarę przyzwoity wynik jak na produkcję niezależną, ale po ukończeniu ostatniej fabularyzowanej akcji zwyczajnie czułem niedosyt i apetyt na jeszcze więcej – a samo poszukiwanie sekretów niespecjalnie go zaspokajało.

To jednak w zasadzie jedyny poważniejszy zarzut, jaki jestem w stanie wysunąć przeciwko Fe. Jest to tytuł, który powala artyzmem oprawy wizualnej i dzięki niej pozostanie w mojej pamięci przez naprawdę długi czas. Sama rozgrywka nie jest już równie imponująca, ale zrealizowana została na tyle solidnie i z dbałością o różnorodność, by może nie zachwycać, niemniej zapewniać dobrą zabawę, której nie potrafią zepsuć drobne problemy ze sterowaniem.

O AUTORZE

Z Fe spędziłem około siedmiu godzin – po ukończeniu głównego wątku pokręciłem się jeszcze jakiś czas po bajecznym świecie, zbierając część ominiętych przy pierwszym podejściu sekretów. Jestem typem gracza, dla którego rozgrywka i fabuła zawsze stoją wyżej od oprawy wizualnej – z nielicznymi wyjątkami, kiedy zostaję oczarowany szatą graficzną. Zwłaszcza gdy bazuje ona bardziej na artystycznym podejściu niż samej szczegółowości tekstur czy realistycznych efektach – a produkcja Zoink Games zdecydowanie należy do tej kategorii.

ZASTRZEŻENIE

Kopię gry Fe otrzymaliśmy bezpłatnie od polskiego wydawcy, firmy Electronic Arts Polska.

Michał Grygorcewicz

Michał Grygorcewicz

W GRYOnline.pl najpierw był współpracownikiem, w 2023 roku został szefem działu Produktów Płatnych, a od 2024 roku zarządza działem sprzedaży. Tworzy artykuły o grach od ponad dwudziestu lat. Zaczynał od amatorskich serwisów internetowych, które sam sobie kodował w HTML-u, potem trafiał do coraz większych portali. Z wykształcenia inżynier informatyk, ale zawsze bardziej go ciągnęło do pisania niż programowania i to z tym pierwszym postanowił związać swoją przyszłość. W grach przede wszystkim szuka opowieści, emocji i immersji, jakich nie jest w stanie dać inne medium – stąd wśród jego ulubionych tytułów dominują produkcje stawiające na narrację. Uważa, że NieR: Automata to najlepsza gra, jaka kiedykolwiek powstała.

więcej

Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego
Recenzja gry Life is Strange: Double Exposure - pokochałem Max na nowo, choć po latach straciła coś ważnego

Recenzja gry

Oto Life is Strange, na które czekałem prawie 10 lat. Mało istnieje bohaterek, do których przywiązałem się tak jak do Max, i jestem przeszczęśliwy, że mogłem poznać jej dalsze losy… acz Double Exposure nie trafiło mnie w serce tak celnie jak pierwszy LiS.

Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater
Recenzja gry Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club - kiedy wrogiem gracza jest bezmyślny główny bohater

Recenzja gry

Emio The Smiling Man: Famicom Detective Club to nowa odsłona ponad trzydziestoletniej serii kryminalnych gier visual novel. Tym razem badamy sprawę morderstw powiązanych ze zbrodniami sprzed lat – i z lokalną miejską legendą.

Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii
Recenzja gry Nobody Wants to Die. Polacy znów udowodnili, że są świetni w opowiadaniu historii

Recenzja gry

Po pokazie gameplayu dla prasy nie byłem przychylnie nastawiony do Nobody Wants to Die. Twórcom z Wrocławia udało się jednak złamać mój sceptycyzm już po kwadransie gry. Choć chwilami ziewałem, nieprędko zapomnę tę transhumanistyczną przygodę neo-noir.