autor: Przemysław Zamęcki
Recenzja gry Fable III na PC - ile erpega jest w przygodówce?
Wydanie edycji pecetowej Fable III jest okazją do przeredagowania poglądów na temat tej gry. Ile erpega jest w przygodówce i ile przygodówki w erpegu? Postaramy się odpowiedzieć na to pytanie.
Recenzja powstała na bazie wersji PC.
Będę szczery do bólu i wyznam, że nie rozumiem, po co Fable III zostało wydane na pecety. Z punktu widzenia marketingowców to operacja niemająca zapewne szans na przyniesienie wydawcy i deweloperowi sensownych zysków. Jeżeli chodzi bardziej o prestiż i o to, że po zawodzie, jaki musieli przeżyć z powodu niespecjalnie wysokich ocen swego dzieła, autorzy postanowili odkuć się i pokazać, że potrafią robić świetne gry, to też akurat trafili kulą w płot. Co prawda podkreślają oni w wielu wywiadach, że gra doczekała się licznych usprawnień i zmian, ale ja po ukończeniu wersji konsolowej i porządnym zagłębieniu się w wersję PC nieszczególnie potrafię je wskazać i zaserwować Wam przekaz: „O, to jest teraz dużo lepsze. To zmienia postać rzeczy. Dziewiąteczka należy się jak nic”. Z kolei pecetowcy, fani pierwszej części, którzy nie mieli sposobności zagrać w „dwójkę”, zwyczajnie nie mają na co czekać. Fable III nie jest grą dla Was. To nie jest zabawne RPG, w którym będziecie mogli dowolnie rozwijać postać, podejmując kluczowe decyzje, mające wyraźny wpływ na jej postrzeganie przez wirtualne byty. To zabawna przygodówka akcji, wykastrowana niemal z wszystkich opcji, które zarówno część pierwszą, jak i przede wszystkim drugą, lokowały wśród najlepszych. To gra, w której pośmiejecie się z przezabawnych skeczy, wypełnicie kilka błyskotliwych questów, trochę pomachacie mieczem i postrzelacie z pistoletu, a także przez kilkadziesiąt kluczowych minut będziecie mieli wrażenie, że Peter Molyneux, mówiąc o odpowiedzialności bycia królem w Albionie, po raz kolejny zrobił w konia tysiące fanów. Oczywiście teraz, ponad pół roku po premierze gry na Xboksa 360, wszystko jest już jasne i nic się nie ukryje, ale niesmak pozostanie jeszcze co najmniej do premiery kolejnej części. Bo chyba nikt nie wątpi, że ta kiedyś nastąpi.
Zacząłem z grubej rury, choć tak naprawdę Fable III jest dobrą grą. Tym razem wcielamy się w potomka bohatera z drugiej części, młodego księcia buntującego się przeciwko tyranii starszego brata, obecnego króla Albionu. Kraina weszła w fazę industrializacji, w stolicy dymią kominy fabryk, a robotnicy walczą o poprawę warunków bytowych. Na prowincji panuje głód, potrzebny jest więc ktoś, kto zjednoczy ludzi, by mogli przeciwstawić się zarówno reżimowi, jak i tajemniczemu najeźdźcy, którego przybycie spodziewane jest w niedalekiej przyszłości. W tych okolicznościach bohater jest ostatnią nadzieją dwóch kontynentów, bowiem poszukiwanie sprzymierzeńców zaprowadzi nas także na pustynną Aurorę.
Zwyczajowo w grach RPG bohaterowie zdobywają punkty doświadczenia lub ich ekwiwalent w innej postaci. W Fable III są to pieczęcie gildii, które gromadzimy w zamian za wypełnienie każdego z zadań. Służą one do otwierania skrzyń na tzw. ścieżce chwały, w których znajdują się różne ulepszenia. W ten sposób pompujemy walkę wręcz, a także umiejętności strzeleckie i magiczne. Oprócz tego odblokowujemy pakiety gestów służących do integracji z każdą z napotkanych postaci, barwniki pozwalające na dowolne farbowanie noszonych ubrań czy możliwość kupowania, sprzedawania i wynajmowania nieruchomości. Szkoda tylko, że pieniądze w grze nie mają już takiego znaczenia jak w drugiej części i tak naprawdę martwimy się nimi albo i nie – w zależności od wybranego charakteru – dopiero na etapie bycia władcą.
W Fable III nie istnieją profesje czy klasy postaci. Zresztą w tej serii nigdy nie istniały. Jednakże teraz nawet możliwość rozwoju jest pozorna, bowiem nie pozwala na to ścieżka chwały. Zaklęcia magiczne poznajemy w określonej kolejności, ponieważ całość została podzielona na sekcje, które otwierają się dopiero po wypełnieniu kluczowych zadań. Można więc co najwyżej zupełnie zrezygnować z rozwoju w danej dziedzinie, choć jest to raczej pozbawione sensu, bo przecież przeciwnicy nie stają się w miarę upływu czasu słabsi. Zupełnie zniknęła swoboda inwestowania w umiejętności postaci, znana z „dwójki”, gdzie mogliśmy dowolnie manipulować zdobytymi punktami doświadczenia. Teraz trzeba robić to, co wymyślili sobie autorzy, a że nie ma to wiele wspólnego z grą RPG, więc po raz kolejny powtórzę, że elementy tego gatunku ostały się w szczątkowej formie – interakcji z mieszkańcami Albionu. A w te zmuszeni jesteśmy wchodzić jedynie wtedy, gdy wymaga tego konkretny quest, bo konstrukcja „trójki” zupełnie nie sprawia, że ma się ochotę robić to ot tak, dla przyjemności. Wystarczy zatem dodać dwa do dwóch, by zrozumieć, że fani poprzednich części nie znajdą tu tego, za co pokochali tę serię.
No, chyba że pokochali ją za specyficzny klimat i humor. W tym przypadku namawiam ich, by koniecznie sięgnęli po Fable III, bo tego, mam wrażenie, znajdą tu więcej niż w dwóch poprzednich odsłonach razem wziętych. Od debilnych z pozoru gonitw za kurczakami rewolucjonistami, walk z bandytami-filozofami, przez przebieranki i występy w sztukach teatralnych, po absurdalne zadania będące parodią klasycznego, papierowego Dungeons & Dragons. Miód i cymes. Dubbing jest wyśmienity. Charakterystyczny brytyjski akcent zwala z nóg, włącznie z głosem Johna Cleese’a, członka nieistniejącego już Latającego Cyrku Monthy Pytona. Nie dziwię się autorom utyskującym na fakt, że żadne szacowne gremium nie doceniło pracy włożonej w udźwiękowienie gry. To, włącznie z muzyką, która co prawda w dużej mierze jest identyczna jak w Fable II, sprawia, że produkcja Lionhead nabiera baśniowego klimatu. Ale nie do końca takiego, jaki zapamiętaliśmy z poprzednich odsłon.
Pecetowa wersja miała oferować przemodelowaną mechanikę walki, a przeciwnicy sprawiać więcej kłopotów. Nic takiego nie zauważyłem. Potyczki nadal są dość proste i o ile nie stoimy w jednym miejscu, pokonanie nawet dużej grupy przeciwników nie nastręcza wielkich trudności. Chyba jedyną zmianą w stosunku do wersji konsolowej jest możliwość poruszania się na boki w tym samym czasie, kiedy przybliżamy widok, korzystając z broni palnej. Co akurat jest średnio przydatne, bo jeżeli wrogowie atakują bronią białą, to bardzo szybko skracają dystans. Warto w tym miejscu nadmienić, że postać przez całą grę może korzystać z jednego rodzaju broni do walki wręcz i do walki strzeleckiej, ponieważ zdobycie kolejnego poziomu w danej umiejętności zmienia zarówno wygląd oręża, jak i zadawane przez nie obrażenia. I choć możemy w sklepie zakupić inną broń, jest to pozbawione sensu, bo to, co stale nosimy na plecach, i tak będzie najlepsze. To kolejny element gry przygotowany bardziej z myślą o osobach niezainteresowanych typowymi produkcjami RPG.
Mniejszą rolę pełni także jedyny stały towarzysz, czyli pies. W Fable II istniała konieczność opieki nad nim, karmienia go, uspokajania i zabawy. W zamian czworonóg wyszukiwał miejsca do kopania, w których ukryte były różne przedmioty czy skrzynie ze skarbami, i potrafił atakować powalonych przeciwników. Teraz to wszystko (no, prawie) również jest, tyle tylko, że poza wgryzaniem się w gardła i wyszukiwaniem skarbów nie musimy przejmować się całą resztą. Gdybym był złośliwy, napisałbym, że wykastrowano psa i całą przyjemność interakcji z nim.
Jak wspominałem, Albion nie jest już taki, jakim moim zdaniem pozostać powinien. Fakt industrializacji i smog zawieszony nad stolicą sprawiają, że zawarta w tytule baśń gdzieś umyka. Owszem, w jakimś stopniu nadal jest obecna, ale brakuje lokacji, które przypominałyby, że to gra fantasy. Z wyjątkiem pustyni nie ma tu dzikich ostępów, człowiek na wszystkim zdążył już położyć łapę. Urocza lokacja z dużym jeziorem zamieniła się w osiedle magnackich posiadłości. Za tymi zmianami nie poszła jednak odważna decyzja wkroczenia w erę steampunku. Jeżeli nawet coś takiego jest, to dozowane bardzo ostrożnie i chyba jedyne bardziej agresywne pod tym względem miejsce to stacja kolejki, na której zatrzymują wagoniki podczepione do trakcji pod sufitem jaskini.
Dużym plusem w grze okazuje się możliwość szybkiej podróży. Za naciśnięciem jednego przycisku, bez żadnego doładowywania, przenosimy się do siedziby, w której – poza skorzystaniem z mapy, ułatwiającej przy okazji również wyszukiwanie zadań – w oddzielnych komnatach możemy obejrzeć wszystkie zdobyte trofea, zmienić broń, przebrać się czy wejść w tryb kooperacji z innymi graczami. Zarówno oni, jak i my mamy szansę przetransferować się do swoich krain, nazywanych tutaj światami równoległymi.
Komnaty te pełnią w zasadzie rolę bardzo rozbudowanego menu. W niepamięć idą więc dziesiątki zakładek znane z poprzednich odsłon, co akurat trzeba traktować jako jeden z największych plusów Fable III. Teraz wszystko jest widoczne w wyeksponowanej postaci, zamiast nic niemówiących nam nazw widzimy po prostu przedmioty, czy to w gablotach, czy na manekinach. O ile kiedyś mogłem mieć wątpliwości co do funkcjonalności tak zaprojektowanego menu, o tyle teraz, również dzięki dodatkowym klawiszom skrótów, bardzo podoba mi się to rozwiązanie.
Nie mogę nie wspomnieć tu największej wtopy, jaką zaliczyła gra. Przed premierą dużo nasłuchaliśmy się o odpowiedzialności bycia monarchą, tymczasem praktyka zweryfikowała te obietnice do zwyczajnego pustosłowia. Rządzenie Albionem sprowadza się do podjęcia kilku decyzji, z których jedna jest zła z punktu widzenia królewskiego skarbnika i stanu skarbca, zaś druga wpływa na powiększenie majątku, ale jednocześnie przykręca śrubę poddanym. W ramach rządzenia decydujemy się także na jeszcze jedną podróż na Aurorę, jakbyśmy nie mogli wysłać tam plutonu żołnierzy, a samemu oddać się grzaniu tronu.
Ten niespecjalnie duży fragment gry sprawia bardzo dziwne wrażenie przygotowywanego na chybcika, byle tylko móc pochwalić się nowymi opcjami. W rzeczywistości całe to rządzenie jest bardzo męczące, choć w rezultacie ma jedynie wpływ na finał rozgrywki. O ile zabawa po zakończeniu głównego wątku będzie jeszcze kogoś interesowała.
Edycja pecetowa pod względem graficznym została przygotowana nieco bardziej starannie, choć czasem miałem wrażenie, że to tylko zasługa podbitej rozdzielczości, ponieważ nie wszystkie tekstury zostały poprawione. Gra jest w miarę ładna, a byłaby z pewnością dużo ładniejsza, gdyby trafiła od razu na PC. I nie musicie do tego dorabiać ideologii, to po prostu stwierdzenie faktu.
Klawiszologia w wersji PC została całkiem nieźle zaprojektowana. Do najważniejszych przycisków można dotrzeć palcami lewej ręki bez jej przesuwania. Ja jednak mimo wszystko polecam grę na padzie. Jest dużo wygodniejsza, w końcu pierwotnie właśnie taki był zamysł twórców. Na plus zaliczam fakt, że całość przełącza się automatycznie, włącznie z oznaczeniami na ekranie. Wystarczy jedynie nacisnąć którykolwiek guzik na którymś z kontrolerów. Drugi plus to fakt zintegrowania dodatków z pełną wersją, dzięki czemu nie trzeba za nie osobno płacić.
Fable III, powtórzę to jak mantrę, jest dobrą produkcją, ale nie wszyscy będą się przy niej jednakowo dobrze bawić. To tytuł skierowany do odbiorcy, który nie szuka w grach wielu ścieżek rozwoju, nie bawi się w liczenie współczynników, a chce jedynie pobiegać po baśniowym świecie i wypełnić kilka arcyśmiesznych zadań. Jeżeli podejdziecie do rozgrywki w ten sposób, to konwersja zagwarantuje Wam kilkanaście godzin świetnie i rozrywkowo spędzonego czasu. Jeżeli zaś nastawiacie się na RPG, to zapomnijcie o Lionhead i Peterze Molyneux. Żałujcie za to, że Anglicy nie wydali na pecety Fable II, bo wtedy bylibyście wniebowzięci. Co pozwala wrócić mi do tezy z początku, że nie wiem, po co trudzono się stworzeniem edycji PC „trójki”.
g40st
PLUSY:
- to nie jest RPG, to przygodówka akcji;
- humor, humor i jeszcze raz humor;
- oprawa audiowizualna z naciskiem na audio;
- tryb kooperacji;
- zintegrowane dodatki w cenie podstawki;
MINUSY:
- to nie jest RPG, to przygodówka akcji;
- praktycznie brak zmian w mechanice w stosunku do wersji konsolowej;
- tryb władcy przygotowany po linii najmniejszego oporu;
- za dużo smogu, za mało steampunku.