Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM
Recenzja gry 29 października 2010, 11:27

autor: Przemysław Zamęcki

Fable III - recenzja gry

Świt nowej ery zastał Albion pod rządami króla tyrana. Jedyną nadzieją uciskanego społeczeństwa jest Bohater.

Recenzja powstała na bazie wersji X360.

Było sobie dwóch braci. Jeden spokojny, nie wadził nikomu. Sypiał w pachnącej pościeli, trzymał się za ręce z dziewczynami i podziwiał motylki. Drugi najdziksze wymyślał swawole. Podatki podwyższał, wrednym kapitalistom pozwalał na gnębienie robotników, dopuścił, aby w jego królestwie zapanowały bezprawie i niesprawiedliwość. Wszelkie bunty karał surowo i gasił w zarodku. Biedny lud cierpiał i wyczekiwał wybawcy. Tak narodził się Bohater.

W ten mniej więcej sposób rozpoczyna się przygoda w Fable III. Od wydarzeń mających miejsce w drugiej części minęło pięćdziesiąt lat, kraina Albionu weszła w fazę wczesnej industrializacji. Nad miastami unosi się smog, w dzielnicach fabrycznych dymią kominy, działa nawet kolejka jednotorowa. Nie oznacza to jednak, że wraz z cywilizacją magia przestała istnieć. Po lasach wciąż grasują wilkołaki, w jaskiniach kryją się hobbesy, a w katakumbach czają nieumarli. Czy ktoś tego chce, czy nie, fantastyczną krainę stworzoną przez projektantów studia Lionhead trzeba przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza. Oprócz poważnych i dotykających ważkich problemów wątków są więc i momenty humorystyczne czy nawet komiczne. Oczywiście wszystko to zostało podlane charakterystycznym brytyjskim sosem. John Cleese, jeden z członków grupy Monty Pythona, który w grze udziela głosu postaci kamerdynera, znalazł się tu naprawdę nie przez przypadek.

Peter Molyneux znowu zapowiadał przełom. Muszę wyznać, że po drugiej części gry, przed wydaniem której nie konfabulował i przyznał się do wyolbrzymiania cech swoich tytułów, do zapowiedzi „trójki” podchodziłem z dużą ufnością. Fable II sprawiło mi tyle radości, że po Fable III nie oczekiwałem więcej ponad to, co znałem, plus kilka nowych patentów uprzyjemniających grę.

Z wysokości tronu wszystko wygląda jakoś inaczej.

Karierę od zera do bohatera zaczynamy standardowo. Na żmudnej drodze zdobywania poparcia mieszkańców i organizacji wykonujemy typowe misje, polegające na pozbyciu się wskazanych osób, dostarczeniu przesyłki, odnalezieniu czegoś itd., itp. Questy podporządkowane są fabule i pozyskiwaniu tzw. pieczęci gildii. Pełnią one funkcję punktów doświadczenia, za które wykupujemy również ulepszenia broni do walki wręcz, broni strzeleckiej, magii i różnych umiejętności związanych z systemem gestów czy służących do zarabiania pieniędzy jako bard, kowal lub piekarz. Dopóki nie zdobędziemy określonej liczby punktów i nie wypełnimy kilku zadań, dopóty nie otrzymamy oczekiwanego poparcia. System ten jest nieskomplikowany i spełnia swoje zadanie.

Jednak punkty doświadczenia to za mało, aby uczynić z gry dobrego erpega. Tak często krytykowana za infantylizm dwójka była zaprzeczeniem typowych cech RPG. Było to jej potężną siłą, pozwalającą poczuć przedstawiony świat nie w formie tabelki ze współczynnikami, ale rzeczywiście doświadczyć wszelkich zmian zachodzących w otoczeniu i jego nastawieniu do postaci. Fable III również posiada te elementy, ale zupełnie gdzie indziej położony jest punkt ciężkości, przez co socjalizacja z mieszkańcami krainy niemal całkowicie straciła na znaczeniu. System gestów uległ kastracji i stał się właściwie mało przydatny. Tak mocno reklamowana przed premierą możliwość dotyku i złapania kogoś za rękę sprowadzona została do banału przywitania się i zaciągnięcia na randkę przyszłej żony czy męża. Poza jedną misją związaną z fabułą dotyk nie ma prawie żadnego znaczenia. A przy tym nie cieszy, bo po pierwszych dwudziestu powitaniach i zdobyciu związanego z nimi Osiągnięcia, uścisk dłoni z napotkanymi osobami zupełnie sobie darowałem. Podobnie ma się sprawa z resztą gestów, przy wykonywaniu których nie pojawia się już minigierka z naciskaniem przycisku. Teraz wystarczy przytrzymać przycisk do momentu, aż zawibruje pad, i voila, już osiągamy zamierzony efekt.

Głównemu bohaterowi wciąż towarzyszy pies, ale i on z wirtualnego przyjaciela, o którego trzeba dbać i należy go karmić, stał się tylko zbitkiem pikseli, potrafiącym wskazać ukryty skarb. Przestał wywoływać jakiekolwiek emocje.

Oprócz nowych obszarów odwiedzamy także zapamiętane z części drugiej, choć oczywiście trochę odmienione lokacje. Miasteczko Bowerstone stało się właściwie metropolią, nad znanym jeziorem, nad którym wcześniej położony był cygański obóz, wyrosły rezydencje miejscowych potentatów. Niemal w niepamięć odeszły klimatyczne lokacje typu cmentarz czy bagna, teraz wszędzie królują wielkie kamienice i fabryki. Era industrializacji w grach fantasy powinna kojarzyć się ze steampunkiem, ale jak na ironię, tego w Fable III niestety raczej nie znajdziemy.

Ładnie za to prezentuje się pustynny kontynent Aurora, na którym przychodzi nam wykonać kilka misji. Rozedrgane gorące powietrze, tumany unoszonego wiatrem piasku i muzyka podkreślająca nastrój wprowadzają bardzo mistyczny i interesujący klimat. Szkoda tylko, że wszystkie lokacje wydają się jakieś takie wyludnione. Nie dam sobie co prawda ręki uciąć, ale mam wrażenie, że w części drugiej po miasteczkach snuło się znacznie więcej niezależnych postaci. I pisząc znacznie, mam na myśli naprawdę sporo większą ich liczbę.

Siły rewolucyjne planują inwazję.

Jednym z najbardziej krytykowanych elementów poprzednich odsłon był interfejs użytkownika. A konkretnie konieczność przekopywania się przez tony menusów, by dotrzeć do tej jednej, interesującej gracza opcji. W „trójce” wprowadzono więc Sanktuarium – stale rezydującą w pamięci konsoli lokację, do której dostajemy się, wciskając przycisk Start na padzie. Znajduje się tu mapa, wszelkie opcje związane z samą grą oraz komnaty pozwalające na zmianę ubioru, broni czy obejrzenie zawieszonych na ścianie zdobytych trofeów. Na pewno jest to wygodniejsze niż wcześniej i wcale nie wymaga więcej czasu, bowiem po dostaniu się do Sanktuarium aktywne stają się skróty pozwalające natychmiast przenieść się do konkretnej komnaty. Wszystkie stroje prezentowane są na manekinach, broń leży w gablotce, a barwniki stoją na półkach. Przyznam, że podoba mi się to rozwiązanie, które może nie jest idealne, ale na pewno sprawdza się lepiej od tego nieszczęścia, z jakim męczyliśmy się w Fable i Fable II. W Sanktuarium znajduje się także jeden z najważniejszych elementów całej gry, czyli wspominana już mapa. Koniec ze żmudnym bieganiem od lokacji do lokacji. Teraz wybieramy interesujące nas miejsce bądź po prostu wyświetlamy listę questów i życzymy sobie przeniesienia w pobliże zleceniodawcy.

Jako że w grze inaczej rozłożono akcenty i zrobiono z niej właściwie przygodówkę akcji, kupowanie, sprzedawanie przedmiotów i inwestycja w nieruchomości przestały mieć znaczenie. Wraz z bohaterem rozwija się także jego broń i szczerze mówiąc – przez całą grę nie ingerowałem specjalnie w to, czym się on posługuje. Poniekąd dlatego, że potyczki z przeciwnikami niemal nie sprawiały żadnego problemu. To nie jest „dwójka”, w której mój heros dorobił się pokaźnej listy blizn. Tutaj ładna buzia księcia bądź księżniczki nawet w przypadku chwilowego „zejścia” pozostaje niezmieniona, a jedyną konsekwencją jest utrata pieczęci gildii. Postać jest szybsza, lepiej radzi sobie ze zmianą stylu walki mieczem i pistoletem, a przede wszystkim jej potęgę zwiększa moc magii.

Producenci podkreślali, że tym razem stawimy czoła większej ilości wrogów naraz. To prawda, jednak zawsze jest jakieś ale. Zupełnym nieporozumieniem są niby to epickie batalie, w których podążamy wymyślonym przez autorów korytarzem. Gracz musi wierzyć na słowo, że gdzieś tam toczy się jakaś wielka bitwa. Tymczasem fragment ten niczym nie różni się od normalnej rozgrywki. Może poza tym, że grafika jest brzydsza niż zazwyczaj.

Magia została zupełnie przemodelowana. Choć same zaklęcia są dość podobne, to nie ma już konieczności walki kilkoma stylami, aby otrzymać orby określonego koloru. Nie ma wyboru bezpośrednio w trakcie walki – zamiast tego postać zakłada rękawice z konkretnym czarem, co pozwala na proste, dwuskładnikowe comba. Na przykład moje ulubione, czyli kula ognia plus wir powietrzny. Łatwiejsze używanie magii doprowadziło do tego, że stała się ona podstawą walki. Faktycznie, jest to efektywniejsze i być może efektowniejsze, ale mnie jakoś stary system bardziej pasował.

I tu przechodzimy do największego rozczarowania. Kiedy już zdobędziemy władzę i zasiądziemy na tronie, zaczynamy prawdziwe rządy. Peter Molyneux zapowiadał cuda niewidy, a tymczasem wszystko sprowadza się do wyboru pomiędzy dwiema opcjami, z których jedna pozwala napełnić królewski skarbiec, a druga tylko go ogołaca. Nie muszę chyba wspominać o tym, że w tym drugim przypadku polega to na zmniejszaniu podatków, pomocy biedakom i lepszym opłacaniu straży miejskiej. Problem w tym, że niezależnie od tego, jakim zarządcą postanowiliśmy być, dla rozwoju fabuły nie ma to najmniejszego znaczenia. Co najwyżej otrzymamy krótki komunikat podsumowującym nas jako władcę. Królewskich decyzji w całej grze podejmujemy kilka, może osiem-dziesięć, ale najzabawniejsze jest to, że nawet jako król jesteśmy zmuszeni do samodzielnego uganiania się za rzezimieszkami czy poszukiwań klejnotu. Kilka wyborów ma też wpływ na wygląd Albionu. Na przykład wybudowanie oczyszczalni ścieków doprowadza do usunięcia smogu. Zupełnie nie rozumiem, o co było tyle hałasu przed premierą. To klasyczny przykład, jak Peter Molyneux podkłada się krytykom i wręcz prosi się, aby powiedzieć o nim kilka przykrych słów. Stawiam dolary przeciw orzechom, że za jakiś czas usłyszymy przeprosiny w rodzaju, że to nie tak miało być i ekipie nie starczyło czasu. A fe.

Ładna buzia to za mało, żeby zrobić znakomite wrażenie.

Skoro jest tak źle, to dlaczego jest tak dobrze? Bo Fable III to również świetny design, zabawne questy i fabuła, która nie stara się naśladować nadętych i bufoniastych tzw. poważnych RPG. Przede wszystkim dialogi przesiąknięte są specyficznym angielskim poczuciem humoru. Ma to związek z zadaniami pobocznymi, często dość zróżnicowanymi i będącymi w zasadzie takim lukrowanym ciastkiem w wielkim ciachu pod tytułem Fable III. Jak choćby misja z kurami, kiedy w przebraniu wielkiego kurczaka tłamsimy rodzącą się kurzą myśl wyzwoleńczą czy stajemy się głównym bohaterem sesji RPG, rozgrywanej przez trzech nie do końca rozwiniętych kolesi.

Oprawa graficzna pozostała właściwie identyczna jak w części drugiej, poprawie uległa chyba tylko woda. Również muzyka w większości korzysta z wcześniejszych motywów, z wyjątkiem podróży po Aurorze, kiedy to w tle przygrywają bardziej orientalne dźwięki.

Fable III to interesująca pozycja nie tylko dla fanów, aczkolwiek nie tak nowatorska i rozbudowana jak część druga, do której chętnie wracam do tej pory. A przy tym nie jest też pozbawiona drobnych, widocznych na pierwszy rzut oka bugów, jak na przykład wariująca ścieżka świetlna wskazująca drogę do celu czy niereagujący czasem na poczynania gracza przeciwnicy. Po ukończeniu wątku fabularnego (ok. 10 godzin zabawy) odstawiłem grę na półkę z westchnieniem, że fajnie było, ale teraz raczej długo się nie zobaczymy, i z rozrzewnieniem wrzuciłem do konsoli płytkę z Fable II, by przypomnieć sobie, za co faktycznie kocham tę serię.

Przemek „g40st” Zamęcki

PLUSY:

  1. specyficzny klimat;
  2. niektóre questy poboczne;
  3. interfejs użytkownika;
  4. wyraźnie zarysowana fabuła.

MINUSY:

  1. z gry cRPG zrobiono przygodówkę akcji;
  2. zmarginalizowanie funkcji socjalizujących;
  3. pozbawienie psa największego przymiotu, czyli bycia przyjacielem gracza;
  4. dziwnie opustoszałe i niezapadające w pamięć lokacje;
  5. pozbawione emocji, nudne i sprowadzające się do raptem dwóch wyborów zarządzanie królestwem;
  6. brak wpływu owego zarządzania na cokolwiek poza drobną modyfikacją kilku lokacji, czyli tzw. sztuka dla sztuki;
  7. Peter Molyneux ponownie w swoim żywiole „ściemniacza”.

Przemysław Zamęcki

Przemysław Zamęcki

Grał we wszystko na wszystkim. Fan retro gratów i gier w pudełkach, które namiętnie kolekcjonował. Spoczywaj w pokoju przyjacielu - 1978-2021

więcej

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

AntaresHellscream Ekspert 20 września 2014

(X360) Peter Molyneux należy do twórców, którzy premiery swoich gier potrafią przeciągać latami, dlatego też niezwykle zdziwiło mnie, że trzecia część sagi o Albionie miała ukazać się dwa lata po wydaniu poprzedniej. Lionhead dotrzymał jednak terminów, co więcej nie karmiąc tym razem graczy zbyt dużą ilością szumnych zapowiedzi. Wszystko, co mówiono o grze wydawało się być możliwe do zrealizowania, a co najważniejsze informacje te nie były wcale przesadzone. W ostatecznym rozrachunku przygoda z Fable 3 należy do przyjemności, choć fani, którzy spędzili dużo czasu przy poprzedniczce pewnymi aspektami rozgrywki mogą być lekko rozczarowani. Przyjrzyjmy się nowym kartom historii Albionu, gdyż wydarzenia, w których przyjdzie nam uczestniczyć są dla tej krainy przełomowe.

7.5

Łosiu Ekspert 10 marca 2011

(X360) Już niedługo, bo w maju swoją premierę będzie miała pecetowa wersja trzeciej części Fable. Będzie to drugie spotkanie komputerowej braci z tą serią, bo jak wiemy Microsoft zdecydował się nie wydawać poprzedniczki na niczym innym niż konsoli Xbox 360. Niestety nie będzie to spotkanie jakiego oczekują pecetowi fani, bo gra od czasów cz.1 przeszła gruntowne zmiany koncepcyjne - niestety w mym odczuciu nie wyszło jej to na dobre. Już w Fable II na konsoli zmiany względem pierwowzoru były niepokojące, lecz gra nadal dawała radę i pomimo kilku gejowskich aspektów ukończyłem ją z przyjemnością. O Fable III już nie mogę tego powiedzieć. Baaa dotarcie do napisów końcowych zabrało mi ze 3 miesiące i nie chodzi tu o długość rozgrywki, lecz niechęć z jaką przystępowałem do kolejnych sesji z tym tytułem. Ale przejdźmy do konkretów.

5.5
Recenzja gry Fable III na PC - ile erpega jest w przygodówce?
Recenzja gry Fable III na PC - ile erpega jest w przygodówce?

Recenzja gry

Wydanie edycji pecetowej Fable III jest okazją do przeredagowania poglądów na temat tej gry. Ile erpega jest w przygodówce i ile przygodówki w erpegu? Postaramy się odpowiedzieć na to pytanie.

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.

Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało
Recenzja gry Dragon Age: Straż Zasłony - w Veilguard są emocje, ale dziś to trochę za mało

Recenzja gry

Dragon Age: The Veilguard robi wiele rzeczy, za które gracze pokochali gry BioWare – lecz zarazem przypomina, jak wiele w gatunku RPG da się wykonać znacznie lepiej.