Polecamy Recenzje Przed premierą Publicystyka Warto zagrać Artykuły PREMIUM

Dragon's Dogma: Dark Arisen Recenzja gry

Recenzja gry 14 stycznia 2016, 17:00

autor: Szymon Liebert

Recenzja gry Dragon's Dogma: Dark Arisen na PC - jak zabić smoka na klawiaturze i myszce?

Dragon’s Dogma to jedna z najbardziej zjawiskowych gier RPG poprzedniej generacji konsol. Teraz ta szybka i klimatyczna produkcja o walce z potworami rodem ze świata fantasy trafia na PC.

Recenzja powstała na bazie wersji PC.

PLUSY:
  1. porządna i dość stabilnie działająca konwersja;
  2. podstawowe opcje dla pecetowych graczy (4K, brak limitu FPS);
  3. dobrze działające sterowanie klawiaturą i myszką;
  4. dodatek Dark Arisen i parę ułatwień rozgrywki w pakiecie;
  5. możliwość zagrania w jedną z ciekawszych produkcji siódmej generacji konsol.
MINUSY:
  1. w niektórych momentach na padzie gra się jednak wygodniej;
  2. brak większych poprawek wizualnych;
  3. kilka wpadek i niewykorzystanie w pełni układu klawiatury.

Dragon’s Dogma to jedna z moich ulubionych gier poprzedniej generacji konsol – RPG akcji, prezentujące samą esencję podróżniczych, awanturniczych czy heroicznych opowieści fantasy. W produkcji Capcomu jak w chyba w żadnej innej grze czułem się naprawdę uczestnikiem przygód rodem z kart powieści o Conanie, Geralcie, Gandalfie i innych ikonicznych bohaterach. Przy tym wszystkim tytuł zachwycał świetnym systemem walki, budzącymi respekt przeciwnikami czy wreszcie przedziwną narracją i fabułą, która swoją oszczędnością i wycofaniem kojarzyła się z Dark Souls, ale w kompleksowym epilogu eksplodowała interpretacjami i domysłami, na naszych oczach obnażając oblicze oglądanego przez tyle godzin świata. Dragon’s Dogma serwuje być może najlepszy, a na pewno najbardziej „transcendentalny” finał gry RPG, jaki kiedykolwiek widziałem...

Jedna z najbardziej zjawiskowych gier RPG szturmuje pecety!

...ale to jeszcze nie koniec, bo Dragon’s Dogma powraca w wersji Dark Arisen przeznaczonej na pecety. Posiadacze komputerów dostają w pakiecie podstawową przygodę, dodatkową kampanię Dark Arisen dla naprawdę mocnych postaci oraz... no właśnie, co jeszcze? Z doświadczenia wiemy, że konwersje, szczególnie japońskich gier, narażone są na pewne, nazwijmy to łagodnie, wypadki przy pracy. Czy Dragon’s Dogma nie padła ofiarą tej klątwy?

Na łamach naszego serwisu dostępne są również recenzje konsolowych wersji gry:

  1. Recenzja gry Dragon’s Dogma (8.5/10)
  2. Recenzja gry Dragon’s Dogma: Dark Arisen (8.5/10)

Dragon's Dogma wznosi się ponad konkurencję w wielu aspektach.

Czym jest Dragon’s Dogma i co dostajemy na PC?

Dragon’s Dogma to gra RPG dość interesująco modyfikująca pewne gatunkowe klisze. Wcielamy się w raczej anonimowego mieszkańca małej wioski Cassardis, który zostaje naznaczony przez smoka – bestia wyrywa serce śmiałka i rzuca mu wyzwanie. Bohater chwyta za miecz, łuk lub magiczną różdżkę i rusza w bój z potworami, by wypełnić pradawne proroctwo oraz odzyskać dość istotny dla funkcjonowania organizmu narząd. Gra prowadzi narrację w sposób raczej zdystansowany czy wręcz oniryczny, ale posiada ciekawie skonstruowany świat, co pokazuje dopiero zakończenie. Ukończenie przygody zajmuje kilkadziesiąt godzin, podczas których eksplorujemy szereg powiązanych ze sobą, dość obszernych lokacji, gdzie wykonujemy zadania. Zwykle polegają one na wybijaniu bestii inspirowanych mitologią lub literaturą fantasy. Esencją rozgrywki jest więc mocno energetyczna walka – w końcu odpowiadają za nią ludzie znani z Devil May Cry. W akcji Dragon’s Dogma okazuje się niemal slasherem, wzbogaconym o świetne patenty, z których największe wrażenie robi motyw łapania i wspinania się. W żadnej innej grze, jeśli nie liczyć Shadow of the Colossus, nie możemy wdrapać się na grzbiet cyklopa, by wyłupić mu jedyne oko. Inną ciekawostką są tak zwane „pionki” – kompani gracza przyzywani z tajemniczej krainy Everfall i wyposażeni w dość urocze skrypty sztucznej inteligencji. Każda osoba tworzy podstawowego towarzysza tego typu i może później udostępnić go innym graczom. W ten sposób konstruujemy liczącą czterech członków drużynę.

W mojej drużynie jest... Gandalf?

Pecetowa wersja gry to specjalne wydanie Dark Arisen, które pojawiło się na Xboksie 360 i PlayStation 3 mniej więcej rok po premierze podstawowej edycji. Oznacza to, że poza główną kampanią, składającą się z wielu godzin rozgrywki, dostajemy tytułowy dodatek. Akcja Dark Arisen toczy się na osobnej wyspie Bitterblack Isle, do której można dotrzeć się ze startowej wioski Cassardis po zaledwie paru godzinach zabawy (wystarczy przyjść na molo w nocy i zagadać do zakapturzonej kobiety). Ostrzegam jednak, że rozszerzenie jest skierowane do doświadczonych graczy i postaci – zostawcie je więc sobie na później albo np. na New Game+. Komputerowe wydanie oferuje też szereg dodatkowych form zabawy, jak np. Speedrun Mode i Hard Mode. Ten drugi tryb to kolejny ukłon w stronę fanów prawdziwej mordęgi – nie polecam go nowicjuszom, bo przy tym ustawieniu zwykły goblin załatwia herosa dosłownie jednym ciosem. Skoro goblin potrafi coś takiego, pomyślcie, jaką mocą dysponuje smok. Jako ciekawostkę warto dodać, że pecetowa wersja tytułu korzysta z wielu udogodnień, które autorzy wprowadzili po premierze edycji konsolowej. Dotyczy to przede wszystkim bardziej łagodnego systemu szybkiej podróży, dzięki czemu w grze trzeba zdecydowanie mniej dreptać po tych samych ścieżkach.

Drużyna gotowa do akcji.

Porada dla nowicjuszy – podróżowanie i questy

System szybkiej podróży jest dostępny po dotarciu do Gran Soren – możemy jednak przenosić się tylko między głównymi mieścinami, bo kolejne punkty docelowe trzeba ustawić samemu. Służą do tego tzw. „kryształy portalu”, które wystarczy zostawić w danym miejscu. Do korzystania z opcji szybkiej podróży potrzeba też specjalnych kamieni, które da się kupić w Gran Soren. Istotna uwaga odnośnie questów – najwięcej zdobędziecie ich na tzw. „tablicach informacyjnych”, które zwykle znajdują się w tawernach i gospodach (ale nie tylko!). Podczas samej gry zapisujcie jej stan pomiędzy walkami – tu naprawdę łatwo jest zginąć, a gra nie tworzy automatycznych zapisów podczas podróżowania!

Ta gra wizualnie nigdy nie była piękna, ale swoje momenty miewa.

O jakości konwersji

System „pionków”, czyli kompanów gracza kierowanych przez sztuczną inteligencję, jest o tyle ciekawy, że pozwala nam ustalić zachowanie towarzyszy. Służą do tego specjalne siedziska z gospodach, gdzie możemy „wytłumaczyć” śmiałkom jak mają się zachowywać w walce.

Jako że skupiamy się na ocenie portu na PC, pozwólcie, że od razu ogłoszę werdykt konwersja jest dobra, choć nie udało się uniknąć pewnych problemów. Zacznijmy od tego, że ekipa odpowiedzialna za przerzucenie gry na pecety postarała się o parę opcji graficznych, których miłośnicy tej platformy zdecydowanie oczekują. Z poziomu menu głównego nie można wprawdzie zagłębić się w najbardziej szczegółowe ustawienia tego typu, ale „poszerzone podstawy” zostały zapewnione. Po pierwsze, gra wspiera rozdzielczości do 4K włącznie, a także pozwala określić preferowaną liczbę klatek animacji na sekundę. Tutaj występują zasadniczo trzy opcje – da się ustawić blokadę klatek na wartości 30 lub 60 albo po prostu wyłączyć ograniczenia i w pełni wykorzystać możliwości naszego sprzętu. Po drugie, pojawiły się dość typowe opcje dostosowania jakości grafiki, czyli ustawienia tekstur, shaderów, cieniowania itd. Jak pisałem, standard został utrzymany, chociaż na pierwszy rzut oka widać, że na jakieś specjalne wodotryski graficzne bez wsparcia moderów nie ma co liczyć. Na pewno pomyślano o osobach, które narzekają na zbyt małe pole widzenia w grach – można w pewnym zakresie manipulować tak zwanym „FOV-em”.

Cyklopy, gobliny, balisty – na szczęście na klawiaturze i myszy da się nad tym zapanować.

Grając w trybie online inni uczestnicy zabawy mogą przywołać naszego głównego „pionka”. W zamian może on zyskać nowe doświadczenia w walce i przynieść nam w nagrodę przedmiot od innego gracza. Podsumowanie wyczynów kompana następuje po odpoczęciu w tawernie.

Parafrazując tytuł znanej baśni Disneya, napisałbym, że pecetowa Dragon’s Dogma zachowuje się jak bestia, ale zdecydowanie nie jest piękna. Niezależnie od ustawień graficznych na moim sprzęcie gra pędziła z szybkością ponad 100 klatek animacji na sekundę, sporadycznie przycinając poniżej tego wyniku (głównie w bardziej otwartych lokacjach). Cały czas płynność utrzymywała się jednak powyżej 60 klatek animacji, co oczywiście pozwala na granie w warunkach nieporównywalnie lepszych niż na docelowych konsolach, czyli Xboksie 360 i PlayStation 3. Pod tym względem port jest naprawdę porządny i spisuje się świetnie. Jeśli natomiast liczycie na graficzny lifting z prawdziwego zdarzenia, konwersja nie przynosi, niestety, żadnych szczególnych poprawek wizualnych. Owszem, całość wygląda lepiej, ale na pewno nie wykorzystuje możliwości dzisiejszych pecetów. Po części wynika to pewnie ze specyficznego kierunku artystycznego, która stawia przecież na dość wypraną kolorystykę i stosunkowo proste krajobrazy, kierując naszą uwagę raczej na projekt przeciwników czy system walki. Jako że tę przygodę kończyłem dwa razy, podkreślę, że drobny archaizm grafiki w niczym nie przeszkadza, zwłaszcza że (jak mówiłem) port działa z prędkością, o jakiej można było tylko pomarzyć na konsolach. Sama gra wciąż potrafi budować świetne sytuacje i jest bardzo sugestywna, szczególnie gdy w wirtualnym świecie panuje noc. Nie liczcie na niebieskawą poświatę obecną w innych grach czy hollywoodzkich filmach – tutaj po zapadnięciu zmroku jest ciemno i bez latarni naprawdę trudno dostrzec, skąd nadchodzi zagrożenie.

Nietypowy system online pozwala wymieniać się kompanami z drużyny.

Porada dla nowicjuszy – walka

W Dragon's Dogma nie ma skalowania poziomów przeciwników, więc czasem może zdarzyć się, że trafimy na zbyt duże wyzwanie. Polecam tu trzy rzeczy: spróbowanie różnych alternatywnych taktyk, ucieczkę, albo... próbę wyminięcia danego przeciwnika, jeśli cel naszej podróży leży za nim. W samych starciach trzeba kombinować, bo niektórzy wrogowie mają pewne słabe punkty – np. u jaszczuroludów są nimi ogony (często podpowiedzi odnośnie taktyk podrzucają nam kompani!). Na początek polecam też grać wojownikiem – to klasa, którą najłatwiej opanować. Najtrudniejszy jest pod tym względem mag, który jednak później otrzymuje potężne zaklęcia.

Granie łucznikiem na klawiaturze i myszce wypada świetnie.

Czy da się w to grać klawiaturą i myszką?

Dragon’s Dogma to dość specyficzne podejście do RPG – esencją rozgrywki są tu podnoszące poziom adrenaliny, dynamiczne starcia z hordami goblinów, gigantami pokroju cyklopów czy miotającymi się wściekle chimerami. Ubicie gryfa, który unosi się nad głowami drużyny śmiałków, by zanurkować tylko na chwilę, stanowiło wyzwanie na padzie, który do takich gier świetnie przecież pasuje. Z tego względu byłem ciekaw, czy w tytuł ten będzie można z powodzeniem grać za pomocą klawiatury i myszki – pamiętamy przecież, jakie problemy z dostosowaniem sterowania do tych kontrolerów miało From Software w przypadku Dark Souls. Na szczęście w produkcji Capcomu wszystko działa nieporównywalnie lepiej i wskoczenie w buty herosa jest właściwie naturalne. Schemat sterowania wydaje się dość standardowy, więc nie ma sensu się nad nim rozwodzić – gramy WSAD-em, myszą celujemy i wyprowadzamy ciosy, Ctrl i Alt służą do aktywacji specjalnych ataków. Ważne jest to, że klawisze można sobie swobodnie przypisać i ustawić czułość obracania kamery. Dzięki temu po kilkunastu godzinach z typowo pecetowymi peryferiami wcale nie zatęskniłem za padem. Znacznie lepiej grało mi się też łucznikiem, bo w końcu myszka to myszka – pięknie miota się strzałami na pececie.

Lew, kozioł i wąż w jednym – najlepsi genetycy by tego nie wymyślili.

Porada dla nowicjuszy – rozwój postaci i drużyna

Niezwykle istotne jest nieustanne ulepszanie sprzętu bohatera i jego podstawowego kompana. Dotyczy to zarówno uczenia się nowych umiejętności, modyfikowania lub kupowania lepszego sprzętu, a także produkowania lub nabywania miksturek czy ziół leczniczych. Dodatkowo warto poznać umiejętności magów, by nie dublować ich w drużynie – zawsze przydaje się ktoś z umiejętnościami leczenia, ale też zaklęciami ofensywnymi. Zmieniajcie też pozostałych członków drużyny na ich mocniejsze wersje – pozostając z Wami pionki innych graczy nie levelują!

Najbardziej klasyczne miejsce dla opowieści fantasy – gospoda.

W pierwszej wersji gry Dragon's Dogma w menu głównym można było usłyszeć wpadającą w ucho poprockową piosenkę japońskiego zespołu B'z „Into Free”. Od wersji Dark Arisen zmieniono ją na Coils of Light, co oczywiście spotkało się z rozczarowaniem niektórych fanów.

W tym wszystkim trafiło się parę zgrzytów, z których kilka wynika z ograniczeń pecetowych kontrolerów, a inne są ewidentnym przeoczeniem ze strony testerów Capcomu. Dragon’s Dogma nie jest może grą wymagającą największej precyzji, bo robi ona wiele rzeczy za nas, pozwalając raczej cieszyć się efektownymi atakami specjalnymi. Mimo to pad daje przewagę w niektórych sytuacjach i umożliwia lepsze manewrowanie między wrogami. Na klawiaturze częściej traciłem orientację podczas wspinania się na grzbiety większych przeciwników, brakowało mi też precyzji przy bieganiu. Szkoda również, że Capcom nie postanowił w pełni wykorzystać układu klawiatury i przypisać różnym klawiszom opcji z menu – mapę czy ekran questów, podobnie jak w wersji konsolowej, uruchamiamy z jeszcze innego menu, a można było podpiąć je pod któreś klawisze, by uprościć dotarcie tam, gdzie chcemy. Autorom zabrakło konsekwencji w obsłudze różnych ekranów, bo czasem możemy korzystać z rolki, a innym razem nie. Można było zrobić to lepiej, chociaż myślę, że obsługa gry wielkich problemów nie będzie nikomu nastręczała.

Każda z klas ma swoje odrębne ataki i zdolności.

Zabawnie wygląda za to parę wpadek wynikających chyba z faktu, że ktoś się z kimś w ekipie nie dogadał. Najzabawniejszą pomyłkę tego typu wyłapałem w trakcie tworzenia postaci i wpisywania imienia – klawisz Backspace odpowiada jednocześnie za usunięcie litery oraz... cofnięcie wyboru. Jeśli więc pomylicie się przy nazywaniu postaci, czeka Was frustrująca walka z próbą skasowania zbędnych znaków. To „lingwistyczne” starcie kosztowało mnie więcej nerwów niż powalenie niejednego cyklopa w grze. Trochę wkurza za to pomijanie dialogów w rozmowach z szeregowymi postaciami, którego dokonujemy lewym przyciskiem – parę razy skończyło się to tak, że niechcący zaatakowałem daną postać i raz nawet trafiłem przez to do więzienia... Oj, Capcom, naprawcie to, bo ja nie chcę mieć w kartotece takich kwiatków.

Cyklop się zamachnął.

Jest dobrze, można ruszać na smoka

Osoby zainteresowane Dragon’s Dogmą uspokajam, że przygotowana przez Capcom konwersja jest w porządku, mimo że zawiera parę oczywistych potknięć. Capcom mógł podrasować grafikę i bardziej rozbudować wykorzystanie klawiatury, ale nawet bez tego czułem się w Dragon’s Dogmie świetnie. Jeśli wspomni się naprawdę kiepski port pierwszego Dark Souls, można wysnuć wniosek, że Japończycy nauczyli się na błędach kolegów.

Porada dla nowicjuszy – plecak i mikstury

Uważajcie na zasobność swojego „plecaka” - w tej grze liczy się to, ile śmieci nosimy. Im bardziej jesteśmy obciążeni, tym wolniej się poruszamy! Najlepiej zrzucać zbędne przedmioty do schowka u właścicieli tawern, a podczas podróży przerzucać je między postaciami, tak by nikt nie był zbyt przeładowany. W późniejszej fazie rozgrywki niezwykle istotne jest też to, by mieć przy sobie odpowiednie mikstury, gdyż w tej grze możemy zostać zatruci, oślepieni, spowolnieni, czy chociażby zamienieni w kamień. W ostatnim z przypadków brak odpowiedniego „leku” kończy się śmiercią! Idąc w bój z bazyliszkiem, zróbcie więc odpowiednie zakupy.

Zabawa z wilkami.

Wszystko to sprawia, że pecetowi gracze mogą cieszyć się jedną z najbardziej nietypowych pozycji RPG w historii minionej generacji konsol. Dla mnie ta przygoda jest po prostu zjawiskowa – momentami dziwaczna, czasem niezrozumiała, we fragmentach wręcz niedzisiejsza. Cechy te nie są jednak do końca wadami, bo składają się na dość spójną całość – produkcji, która wyciska wszystko z klisz fantasy, a podaje je w sposób jednocześnie energetyczny i enigmatyczny. Nigdzie indziej nie znajdziecie takich walk z chimerami, nieumarłymi, smokami i wszelkimi innymi bestiami. Próżno też szukać zachodniej gry RPG, która w takim stylu budowałaby świat i fabułę – zdystansowanym, a jednak pełnym werwy.

Gran Soren to dobre miejsce na „szoping”.

Zagrajcie w Dragon’s Dogmę, powalcie smoka, a później dobrnijcie do epilogu i przekroczcie próg Everfall. Wierzę, że tak jak ja zapamiętacie tę przygodę i będziecie mieć nadzieję, iż Capcom jeszcze zachce powrócić do tej serii.

Oceny redaktorów, ekspertów oraz czytelników VIP ?

DalethTichy VIP 19 lutego 2020

(PC) Walką ta gra stoi! Hideaki Itsuno - reżyser Dragon's Dogma - nie był gołosłowny mówiąc, że wie jak "akcja" działa i jak wpleść ją w grę RPG z otwartym światem.

8.5
Recenzja gry Dragon's Dogma: Dark Arisen - RPG fantasy z solidnym rozszerzeniem
Recenzja gry Dragon's Dogma: Dark Arisen - RPG fantasy z solidnym rozszerzeniem

Recenzja gry

Dragon's Dogma: Dark Arisen kusi spóźnialskich, ale oferuje również mnóstwo atrakcji weteranom pierwszego wydania gry. Capcom znowu znalazł się na fali wznoszącej, warto więc sprawdzić jeden z najbardziej intrygujących tytułów tej generacji konsol.

Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem
Recenzja gry Metaphor: ReFantazio - piękna baśń na 100 godzin zachwyca systemem walki, choć razi moralizatorstwem

Recenzja gry

Metaphor: ReFantazio to ogromne, naprawdę ogromne jRPG, w którym przepiękna oprawa audiowizualna idzie w parze z angażującym systemem walki i genialnymi projektami przeciwników - szkoda, że w warstwie fabularnej nie wszystko zagrało tak, jak powinno.

Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii
Recenzja gry Mario & Luigi: Brothership - czarująca przygoda i udane wskrzeszenie serii

Recenzja gry

Po dziewięciu latach i bankructwie oryginalnych twórców, seria Mario & Luigi powraca z całkiem nową odsłoną. Brothership to godna kontynuacja serii, logicznie rozwijająca motywy poprzedniczek - lecz pokazuje także, że więcej to nie zawsze lepiej.