Diablo III Recenzja gry
Recenzja gry Diablo III w wersji na konsole - król hack'n'slash na padzie
W Diablo III może już grać konsolowa brać i mimo obaw, piekło nie zamarzło. Pecetowy produkt przeprowadzkę na kanapę zniósł dzielnie, a jakość konwersji nie pozostawia wiele do życzenia.
- doskonale opracowana obsługa za pomocą pada;
- tryb offline pozwalający grać czterem osobom przy jednej konsoli;
- mocno zmodernizowany loot;
- szybsza i bardziej dynamiczna rozwałka;
- obecność poprawek wprowadzanych systematycznie w edycji PC;
- oprawa audio, polska wersja językowa.
- gorsza niż na PC grafika;
- niedoskonałości interfejsu (uciążliwy ekran ekwipunku, niezbyt czytelne ikony umiejętności na głównym ekranie).
Blizzard długo wodził za nos posiadaczy Xboksów 360 i PlayStation 3, dając sygnały o trwających pracach nad portem Diablo III, ale nie obiecując niczego konkretnego. Ostrożność Amerykanów była zrozumiała – nie dość, że skonwertowanie rdzennie pecetowego produktu jako takie nie mogło być proste, to na dodatek deweloper nie miał praktycznie żadnego doświadczenia w tworzeniu gier na te platformy. Ostatnim tytułem Blizzarda na konsole był StarCraft 64 z 2000 roku, a wydane nieco wcześniej Diablo na pierwsze PlayStation (1998) zostało przygotowane przez zewnętrzne studio Climax. Szansa na dodatkowy zarobek przeważyła jednak szalę i w końcu autorzy dopięli swego. Konsolowa edycja „Rogatego” w całości stworzona przez firmę z Irvine jest już faktem. I co najważniejsze, jest to edycja, która w ostatecznym rozrachunku prezentuje się piekielnie dobrze.
Największe obawy w porcie budziło oczywiście sterowanie. W tej kwestii Blizzard wspiął się na wyżyny – kontrola bohaterów za pomocą padów jest bardzo komfortowa i w niczym nie ustępuje tradycyjnemu zestawowi klawiatura plus mysz (znam nawet takich, którzy twierdzą, że go przewyższa). Początkowo problemy mogą mieć tylko ci, którzy mnóstwo czasu spędzili z pecetowym pierwowzorem – trzeba bowiem przyzwyczaić się, że nie wskazujemy tu kursorem punktu na mapie, ale kierujemy bezpośrednio postacią, jak w każdej innej produkcji z gatunku action RPG. Uderzenia wynikające z odpalenia umiejętności obsługuje się przyciskami z prawej strony kontrolera. Lewego spustu używamy natomiast do zablokowania celownika na wrogu, co znajduje zastosowanie podczas przeprowadzania ataków dystansowych.
W konsolowym Diablo III atakuje nas znacznie mniej potworów, co nie zmienia faktu, że gracze będą mieć pełne ręce roboty.
Dużą nowością w omawianym porcie jest możliwość robienia przewrotów w dowolnym kierunku, które pozwalają wyrwać się z objęć nacierających potworów. Poprawne wykonanie tego manewru nie sprawi jednak, że wyprowadzony przez przeciwnika cios nas nie dosięgnie. Gra nadal oblicza szansę uniku i bloku w oparciu o statystyki bohatera, więc nagłe oddalenie się od oponenta nie przesądza sprawy. Nową umiejętność należy traktować raczej w kategorii opcji szybkiej zmiany pozycji, szalenie przydatnej zwłaszcza w trakcie walk z czempionami, bo pozwalającej wydostać się ze strefy rażenia różnych ustrojstw tworzonych przez elitarne monstra, np. zamrażających kul. Opanowanie przewrotów staje się zatem istotne podczas przemierzania Sanktuarium na wyższych poziomach trudności, gdy niemal każdy tego typu rywal ma na podorędziu obszarowe przeszkadzajki.
Solidnej korekcie poddane zostało nie tylko sterowanie, ale również interfejs. W konsolowym Diablo III całkowicie usunięto zbiorczy ekran ekwipunku, do którego trafiają wszystkie podnoszone przedmioty. Te ostatnie wyświetlane są na karcie postaci w odpowiedniej kategorii (osobno hełmy, osobno napierśniki itd.), co pozwala uniknąć zbędnego zamieszania. Nie zmienia to faktu, że przeglądanie list jest uciążliwe i w późniejszej fazie gry zabiera zbyt wiele czasu. Autorzy wprowadzili co prawda funkcję szybkiego zakładania klamotów, ale nie pozwala ona sprawdzić, jakimi współczynnikami charakteryzuje się dana broń lub element zbroi. W rezultacie i tak jesteśmy zmuszeni do żmudnego przeglądania list, choćby po to, by przekonać się, że znalezisko naprawdę pasuje do naszego podopiecznego. Na podobnej zasadzie jak ekwipunkiem w konsolowym Diablo III zarządza się też umiejętnościami postaci. Tutaj jednak większych problemów nie ma, system kołowy jest na tyle przejrzysty i funkcjonalny, że zdaje egzamin na piątkę.
Dużą metamorfozę przeszedł loot. W Diablo III na konsolach nie występuje dom aukcyjny, więc interesujące nas elementy uzbrojenia trzeba znaleźć, stworzyć w kuźni lub kupić u handlarza. Autorzy znacznie ograniczyli ilość wypadającego złomu, co doskonale widać na początku zmagań – w pierwszej fazie rozgrywki problemem jest ubranie się w cokolwiek. Wysypujące się z trucheł przedmioty są nie tylko bardziej wypasione, ale też lepiej losują współczynniki pasujące do głównego atrybutu prowadzonego przez nas bohatera. Znacznie częściej niż w pierwowzorze trafiają się też unikaty i co istotne, cechują je dużo wyższe wartości bazowe. Bez względu na to, który przedmiot tego typu weźmiemy pod lupę, bezpośrednie porównanie z jego pecetowym odpowiednikiem zawsze wypada na niekorzyść oryginału. Tym sposobem Blizzard ułatwił konsolowcom życie i jednocześnie dał kolejny argument malkontentom, którzy wciąż domagają się zmian w systemie przedmiotów legendarnych w wersji na blaszaki.
- tryb offline, pozwalający grać czterem osobom na jednej konsoli;
- multiplayer bez obsługi battle.netu;
- brak domu aukcyjnego;
- nieco ograniczona liczba wyzwań (osiągnięć);
- bezpośrednie sterowanie bohaterem;
- możliwość wykonywania przewrotów;
- możliwość lockowania przeciwników;
- opcja szybkiego zakładania znalezionej zbroi i broni;
- usprawniony loot – mniej złomu, więcej wartościowych przedmiotów;
- dzielone skarby w rozgrywkach offline;
- podniesione wartości bazowe przedmiotów legendarnych;
- Chwała Nefalemów – nowy bonus uaktywniany za pomocą żółtych kul zdrowia;
- brak kary za zmianę umiejętności;
- ośmiostopniowa skala siły potworów;
- obniżony koszt tworzenia przedmiotów u kowala i złotnika;
- zmodyfikowane walki z bossami;
- mniejsza liczba potworów w poszczególnych lokacjach;
- opcja wskrzeszania przy zwłokach postaci.
Rozgrywka przebiega według doskonale znanego scenariusza. Do przejścia są cztery duże akty, port nie został pod tym względem w żaden sposób ani ulepszony, ani też okrojony. Aby w pełni zaliczyć Diablo III, musimy czterokrotnie pokonać tytułowego demona jednym bohaterem, za każdym razem na innym poziomie trudności. Oprócz standardowych poprzeczek (normalna, koszmar, piekło oraz inferno) dostępna jest również tzw. siła potworów (monster power), która dodatkowo określa, jak żywotne bywa pałętające się po Sanktuarium tałatajstwo. Blizzard uznał, że tu konsolowcom wystarczy ośmiopunktowa skala i wyciął poziom pierwszy, trzeci oraz piąty. W rezultacie wariant niski to MP0, średni to MP2, a wysoki to MP4. Pięć kolejnych, określanych mianem „mistrz”, odpowiada MP o wartościach od 6 do 10.
Oczywiście zabawa z Diablo III definitywnie nie kończy się nigdy. Po odblokowaniu inferna możemy do znudzenia tłuc czarcie pomioty, wybierając adekwatny do naszych możliwości stopień siły potworów. Jeśli osiągniemy przy tym maksymalny (60) poziom doświadczenia, automatycznie otworzymy dostęp do stu kolejnych poziomów mistrzowskich (paragon). Godzinowy czas potrzebny na ich zdobycie zamyka się w liczbie trzycyfrowej, więc najbardziej zdeterminowani gracze, zakładając, że prowadzą normalne życie, jedną postać będą rzeźbić przynajmniej do końca tego roku. To naprawdę długo.
Długiej eksploatacji produktu Blizzarda bez wątpienia sprzyja też ogromna grywalność. To prawda, że w lokacjach znajdziemy mniej potworów niż w edycji pecetowej; to prawda, że port został nieco uproszczony pod różnymi względami (np. znikła czasowa kara za zmianę umiejętności), ale w niczym nie zmienia to faktu, że w konsolowe Diablo III gra się naprawdę dobrze. Bezpośrednie sterowanie bohaterem za pomocą gałki analogowej nie tylko nie wpływa negatywnie na jego mobilność, ale wręcz przeciwnie, znacznie ją poprawia. Gracz ma większą kontrolę nad tym, co dzieje się dookoła niego, może bez problemu eksterminować wrogów i w zwarciu, i na dystans, a w podbramkowej sytuacji wycofać się efektownym przewrotem lub wymykiem. Szczerze mówiąc, po dłuższym posiedzeniu z konwersją chętnie przywitałbym tak zrobioną obsługę pada w pierwowzorze.
Na plus wersji konsolowej wypada zaliczyć też tryb offline. W sieci oczywiście grać można, ale znikła konieczność stałego podłączenia do internetu (co ma szczególne znaczenie dla mniej zamożnych użytkowników trzystasześćdziesiątki), gra nie potrzebuje też do szczęścia autorskiego wynalazku Blizzarda, czyli battle.netu. Rzeź można uskuteczniać nawet w cztery osoby przy jednej konsoli, a zapisanych bohaterów przenosić pomiędzy urządzeniami za pomocą dowolnego pendrive’a. Radosna eksterminacja potworów w grupie znajomych to kolejny atut, choć trzeba pamiętać, że wiąże się ona z pewnymi niedogodnościami. Gdy któryś z uczestników zabawy zechce pogrzebać w ekwipunku lub zmienić umiejętności, reszta musi cierpliwie zaczekać, nie mogąc w tym czasie robić nic innego. Postacie muszą też być cały czas widoczne na jednym ekranie, możecie więc zapomnieć o okazjonalnych skokach w bok i powrocie w pojedynkę do miasta – jeśli ktoś otworzy portal, podróż czeka wszystkich bez wyjątku. Problem może także sprawiać wspólny loot. Nie ma tak dobrze jak w trybie online, gdzie każdy uczestnik dostaje swoje znaleziska. Tutaj trzeba brać poprawkę na to, że siedzący obok kolega jest w stanie zwinąć nam sprzed nosa atrakcyjny przedmiot i nie da się nic z tym zrobić – przynajmniej w samej grze.
Każdy gracz w trybie multiplayer swoje wskaźniki ma w jednym z rogów ekranu. Ikony nie są niestety zbyt czytelne i można mieć problem z zauważeniem, czy po użyciu są znów gotowe do działania.
Przygotowując konsolową edycję Diablo III, Blizzard udowodnił, że dla chcącego nic trudnego. Można bez problemu zamknąć rdzennie pecetowy produkt w niewielkiej obudowie konsoli i sprawić, by nie dało się odczuć dyskomfortu z powodu zmiany sposobu obsługi gry. Biorąc pod uwagę wcześniejsze eksperymenty innych deweloperów na tym polu, trudno nie czuć respektu przed autorami portu. Przy okazji udowodnili też, że konwersja pod kilkoma względami jest w stanie przewyższyć pierwowzór. Wiele rzeczy zostało w edycji na Xboksa 360 i PlayStation 3 zrobionych lepiej niż na PC, a najdobitniejszym tego przykładem jest elementarna dla tej serii kwestia lootu. W wersji konsolowej nikt nie musi iść pod prąd, decydując się na zabawę bez wizyt w domu aukcyjnym, bo tego ostatniego po prostu nie ma. Kontrowersyjny pomysł Blizzarda zemścił się na nim samym, bo okazało się, że kilka gruntownych modyfikacji jest w stanie całkowicie zmienić wizerunek ostatecznego produktu. W Diablo III na konsoli polegamy przede wszystkim na tym, co wypadnie z ubijanych stworów, a jest to rzecz, którą wielu fanów poprzednich odsłon cyklu chętnie powitałoby na blaszakach.
Oczywiście otwarta pozostaje kwestia ewentualnych łatek. Posiadacze sprzętu Sony i Microsoftu czekali na swoje Diablo długo, ale od razu otrzymali je w wersji 1.07, a jak wiemy, Blizzard poddaje swoje produkty dość konkretnym zmianom. Sporo innowacji przyniesie zapowiedziany niedawno dodatek Reaper of Souls, ale ten otrzymają tylko pecetowcy. Na razie musi więc nam wystarczyć obietnica, że kolejne patche będą publikowane. Czy to samo dotyczy nadchodzącego rozszerzenia, tego nie wiadomo.
Podsumowując, konwersja „Rogatego” to dobra inwestycja, zarówno dla tych, którzy dotąd nie zetknęli się z dziełem Blizzarda, jak i dla tych, którzy ze względu na kontrowersyjne rozwiązania się od niego odbili. Konsolowe Diablo III ma bowiem dwie rzeczy, za którymi wielu posiadaczy pierwowzoru tęskni od dawna: tryb offline oraz dopracowany i konkretny loot, wynagradzający wielogodzinną młóckę wirtualnych stworów. Wprawdzie pod względem wizualnym gra nie wypada tak samo dobrze, jak na PC, ale to akurat da się przełknąć. Produkt nadrabia nieco słabszą grafikę innymi walorami, których z kolei próżno szukać w oryginalnej edycji, a to jest argument przeważający szalę na korzyść portu. Czy komuś się to podoba, czy nie.